Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Tak :) Dlaczego fotografujemy się na tle Wawelu, okazałego zamczyska, a w tym wypadku
Rynku? Żeby uwiecznić się, korzystając z ich wieczności i wyniosłości. Efekt czerwonych oczu
jest czymś niepożądanym, bo psuje taką fotografię. W instrukcjach istnieje nawet rada,
żeby poprosić fotografowaną osobę o to, by podczas robienia zdjęcia nie patrzyła w stronę aparatu.
[quote]
Teraz już wiem, że najlepiej pożegnalne zdjęcia robić na starym rynku. ;-)
Aż tu kiedyś, po latach bierzemy takie zdjęcie i co widzimy przede wszystkim?
To, czego kiedyś nie chcieliśmy widzieć: efekt czerwonych oczu.

Okazały, staromiejski Rynek w tle staje się nagle nieistotny, mało ważny.
Dlaczego? Efekt czerwonych oczu jest charakterystyczny tylko dla żywych ludzi lub zwierzat.
Oko nabiera charakterystycznej, czerwonej barwy na skutek przefiltrowania światła
przez naczynka krwionośne. Inaczej mówiąc, efekt czerwonych oczu
to światło plus krew krążąca w organizmie.

Tak oto przychodzi dzień, kiedy efekt czerwonych oczu w oczach bliskiej osoby rozczula
jej fotografa. Przecież tak prosił: tylko nie patrz na mnie, bo popsujesz zdjęcie!
Ale ona nie mogła się oprzeć i uśmiechając się spojrzała w Jego kierunku.

www.gimp.signs.pl/tutoriale2/010_gimp.shtml
Opublikowano

Aj! Ja postawiłam bardziej na uczucie, Ty na technikę :-)
Moje "czerwone oczy" są od płaczu i aby to ukryć, do ostatniego zdjęcia pozuję tak, aby mieć naprzeciwko np. pomnik, by jego szarość odbita w mych oczach zniwelowała tę nieszczęsną czerwień.

[quote]Dlaczego fotografujemy się na tle Wawelu, okazałego zamczyska, a w tym wypadku
Rynku? Żeby uwiecznić się, korzystając z ich wieczności i wyniosłości.



Niebo pobladło z tęsknoty,
złote liście toczą się kołem...
Moja miłość była jak gotyk.
Siedzę teraz jak pod kościołem
(Jasnorzewska)


Pozdrawiam,
jasna :-))
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Ależ ja obróciłem sie przeciwko technice! Niech żyje (dosłownie)
efekt czerwonych oczu! Niech przyćmiewa wszystkie Rynki świata.
W każdym aparacie stosuje się teraz technikę, filtry, które mają go usunąć
a ja im mówię: nie! Bliscy mają patrzyć prosto na nas, i mają mieć
zawsze czerwone oczy. To nie efekt czerwonych oczu potem w nich widać.
To ich Serca.

[quote]
Niebo pobladło z tęsknoty,
złote liście toczą się kołem...
Moja miłość była jak gotyk.
Siedzę teraz jak pod kościołem
(Jasnorzewska)

Piękne. Ale ja nie poddaję się tak łatwo, jak Jasnorzewska :)
i miłość ująłem tak:


Miłość

Rozwiewa się gwiezdne kolisko
i srebrne lśni w rosach guano
- noc zawsze upada tak nisko!

...na szczęście na jedno kolano.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



No tak, tak, tak. Rzeczywiście.
To moja wina, że w gąszczu fachowej terminologii przeoczyłam SERCE... :-(
Powinnam czytać uważniej.

[quote]
Ale ja nie poddaję się tak łatwo, jak Jasnorzewska :)
i miłość ująłem tak:


Miłość

Rozwiewa się gwiezdne kolisko
i srebrne lśni w rosach guano
- noc zawsze upada tak nisko!

...na szczęście na jedno kolano.



W takich sytuacjach zawsze czuję się niezręcznie, bo

cudze wiersze wypowiadam
bowiem własnych nie posiadam


Bardzo ładnie odpowiedziałeś Jasnorzewskiej :-))
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Ech, Boskie Kaloosze, filozofujecie i filozofujecie..
Nawet oczom zapłakanym odbieracie czsr.

A przecie można fotograficzne (i dziadkowe) rozważania
snuć bez technikalii.

np. tak:

fotka w gazecie --
podbite oko dziadka
na pierwszym planie


Pozdrawiam.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Ech, Boskie Kaloosze, filozofujecie i filozofujecie..
Nawet oczom zapłakanym odbieracie czsr.

To nie jest filozofia, tylko coś takiego jak "podbite oko". Ktoś kto
nie widział albo nie miał, nie wie o co chodzi z tym okiem.
Podobnie "efekt czerwonych oczu" - w dzisiejszych czasach
(zwłaszcza dzięki aparatom wbudowanym w telefony komórkowe)
powinien być niezrozumiały chyba już tylko dla... no nie mam pojęcia! :)

[quote]
A przecie można fotograficzne (i dziadkowe) rozważania
snuć bez technikalii.

Efekt czerwonych oczu to nie technikalia, tylko coś takiego jak tęcza.
A co, może to też technikalia, bo do dzisiaj ktoś tam nie wie,
dlaczego się tworzy? Mój świat nie skończył się razem z japońskimi
haiku pisanymi 500 lat temu, tylko ciągle się rozwija i trudno opisywać
go w kółko pojęciami, które wtedy nie istniały. Nie po to Franklin
skonstruował piorunochron, żeby wciąż udawać, że pioruna nie da się złapać ;)
(a co, może nie oberwał, kiedy go wreszcie złapał?)


[quote]
np. tak:

fotka w gazecie --
podbite oko dziadka
na pierwszym planie


Zaraz oko. Spuchnięty nos, pryszcz... a co za różnica?
Ale, ale... co Ty tak o tych technikaliach? Przecież zdjęcie
wg. tego co mówisz o "efekcie czerwonych oczu"
to też technikalia :) Kto kiedyś słyszał panie dzieju o fotografii?
Basho? Issa? Buson? Moritake? Dama Shigetsu? Sodo? Gonsui?
Ransetsu? Onitsura? Joso? Sushiki? Kikaku? Bosci Calosi?

Pozdrawiam ;)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Powitajmy naszego gościa gromkimi brawami! Jest inny. Może zbyt inny. Odróżniający się zbytnio od swoich sióstr i braci. Od wszystkiego, co wokół się śmieje i drwi, i kąsa...   Panie i panowie! Przed państwem: 3I/Atlas! Kometa wielka jak wyspa Manhattan. Jak rąbnie, będzie po nas. Zostanie co najwyżej trochę kurzu.   Kurtyna!   Ustają szurania krzeseł, pokasływania, chrząknięcia w kłębach papierosowego dymu, w odorze alkoholu, rozpuszczalników...   W zdumionych szeptach rozsuwają się zatłuszczone poły szarej marynarki… Ekshibicjonista! - krzyczą ochrypłe głosy.   Po chwili wahania…   Po chwilowym, jakby potknięciu… Nie! To tylko iluzja. To tylko taki efekt, który aż nadto zdaje się złudny.   Klaun to jakiś? Pokraka? Wymachuje laską w bufiastych spodniach i przydużych butach.   Nie. Zaraz! To nie tak! Zaciskam powieki. Otwieram...   I już wkracza na scenę tryumfalnie, cała w pozłocie, jakby w aureoli świętego widziadła. W mieniącej się zielenią, purpurą, czerwienią osadzonej mocno na skroniach koronie. Roztrząsa swój warkocz, rozpościera. W jakiejś optycznej aberracji, imaginacji, eskalacji…   Powiedz, czemu ma służyć ta manifestacja, ten świetlisty kamuflaż, niemalże boski? Nasłuchuję odpowiedzi, lecz tylko cisza i szum narasta w uszach. Szmer promieniowania.   Jarzy się kosmiczna pustka zamknięta w krysztale. W tej absolutnej otchłani mrozu. W tej straszliwej samotni przemijania.   Materializują się dziwne omamy poprzez wizualizację, która przybliża do celu. Co się ma takiego wydarzyć? Coś przepięknego albo innego. Albo jeszcze innego…   Mario, Maryjo, jakaż ty piękna! I tu jest haczyk. Albowiem jesteś zbyt pociągająca jak na tę świętość zstępującą z niebiesiech.   To niemożliwe!   Mój ojciec wołał cię w trakcie alkoholowej maligny. Wołał: „Mario, Mario!”, tak właśnie wołał, leżąc pijany, zapluty, zmoczony skwaśniałym moczem, zanim skonał w błysku nuklearnego oświecenia. Na szarym stepie, deszczowym, gdzieś na stepie nieskończonego czasu.   W domu drewnianym. Samotnym. Jedynym…   Nie ma już i domu, i cienia, który pozostał po ojcu. Wyparował jak tylko może wyparować ostatnie tchnienie.   A teraz zbliża się mozolnie w jaskrawym świetle, kołysząc biodrami. Maria. Ta Maria jego jedyna... I w tym świetle nad głową skojarzonym z kołem, ze skrzydłem, narzędziem, wiórem, bądź iskrą. Bądź odpryskiem jakiejś odległej gwiazdy. Bądź gwiazdy...   Dlaczego to takie wszystko pogmatwane? Korektura zdarzeń widziana przez ojca. Tuż przed zamknięciem na zawsze zamglonych oczu.   A może to właśnie forma ataku obcego umysłu, jakieś oddziaływania nieznane?   Ach, gość nasz promieniuje tajemniczym blaskiem i coraz bardziej lśniącym. Płynie. Nadlatuje. Jest już blisko…   (Szanowni Państwo, prosimy o oklaski!)   A on, a ono, a ona… -- roztrąca atomy wszechświata swoim niebiańskim pługiem. I odkłada na boki, jakby lemieszem.   Przestrzeń będzie żyzna.   Wyrosną w niej całe roje, gęstwiny… Zakorzenią się kłębowiska splątań dziwnych i nieokiełznanych rodników zgrzybiałej pleśni, szemrzących od nieskończonego wzrostu.   Pojawi się czerń. I czerń za nią kolejna. I znowu…   O, już widać ogrom przestrzeni pozostawionej w tyle. A w niej pajęczyna. Utkana. Połyskliwa i drżąca… Sperlona gwiazdami jak kroplami rosy.   Ale to nie koniec. To dopiero początek przedstawienia!   Lecz tutaj gwiazda jest o dziwo czarna. Obraca się i wpatruje swoim hipnotycznym, jednym okiem. Na kogo? Na co? Na mnie. Bo na mnie tylko jedynie. I ta gwiazda, ta grawitacyjna czeluść nieskończenia jak czarna dziura...   Chodź tu do mnie, moja ty tajemnico! Chodź… Prosto w moje w ramiona.   Dotknij mnie i olśnij w swojej potędze wniebowzięcia! Albowiem doznałem wniebowstąpienia. Raz jeszcze wznoszę się wysoko. I raz jeszcze przenikam ściany.   Ściana lśni w promieniach słońca. Na razie nie widzę szczegółów i muskam palcami wyżłobienia karafki. Patrzę przez płyn przezroczysty. Patrzę pod światło. I słyszę tak jakby wołanie z daleka. Na jawie to wszystko? We śnie? Wszystko się kołysze…   Lecz cóż to za statek, co rdza go zżera? Cóż to za wrakowisko? Cóż za wielkie zwątpienie?! To jest przejmująco kruche i wątłe. Przesypuje się przez palce proch brunatny.   A tam widzę. A tam wysoko. Przybywa z oddali zbyt wielkiej, by moc to pojąć rozumem.   I jednocześnie mam to w dłoniach i ściskam. Jądro wyłuszczone. Jądro moje jedyne, spalone i sine… tego ciała jedynego, wniebowziętego. Jądro niklowo-węglowe, żelazne...   Jest to tutaj i jednocześnie tego nie ma. Jądro masywne jarzy się w popiele...   Zbyt dużo tego wszystkiego. Za dużo naraz jeden. Nie wiem. Nic nie wiem. Odchyleń w pionie odczuwam zbyt wiele.   Za dużo. Więcej już nie mogę. Butelka ląduje w kącie pokoju z trzaskiem i brzękiem. Z rozprysłymi kroplami wokół cienistych twarzy, wokół wystających zewsząd dłoni, rozczapierzonych palców.   Kołysze się wszystko. Kołysze. Jak na okręcie w czasie sztormu. Szklanki, talerze sypią się ze stołu. Spadają na podłogę z hałasem ostrym jak igła.   Lecz może to moje tylko drżą źrenice? Może to od tego? Ale światło jest majestatyczne i piękne. I równe. I proste. I pędzące na wprost. Na zderzenie ze mną…   A jeśli mnie dotknie – zniknę.   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-09-21)      
    • Ty tutaj jesteś aż człowiekiem masz wolny wybór oraz wolę nie pozwól na to by być echem myśl samodzielnie - to Twój oręż :))
    • @Bożena De-Tre Wzajemnie, dobrego tygodnia!
    • @Nata_KrukJak dla mnie wrzesień,to jeszcze tak :), ale już później, to już na nie :)) A wiersz świetny:) Pozdrawiam:)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...