Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Siedzimy twarzą w twarz
nasze księżyce i słońca
oddalone zaledwie o kilometr
napotykają niewidzialne pryzmaty

wydmy wspomnień w piasku zapomnienia
i nieodłączny notes akceptujący
wszelkie takie banały – cały dorobek

miała być
płomienna rewolucja
bez karabinów i bomb – papierowy waria(n)t

zapomnieliśmy tylko o jednym
nawet bezkrwawa ciągnie za sobą ofiary

Opublikowano
miała być
płomienna rewolucja
bez karabinów i bomb – papierowy waria(n)t


ten fragment na tak, reszta wg mnie jakoś nie bardzo przekonywująca.
zestawienie płomieni i papieru - bardzo okej
papierowy wariat - świetne, że aż trzeba plusa zostawić

+

angie
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Inny początek być nie mógł – po prostu banał a banał musi być banalny, taki zamysł :-)
Dzięki za miłe słowa
Pozdrawiam
Opublikowano

Całość jak dla mnie do przyjęcia i podoba mi się
wymierzona odległość, jak i zestawienie papierowej
rewolucji z płomiennością tworząc podtekst
lekkości:)) Fajnie, gdy można sobie "podomyślać":)))
Pozdrawiam serdecznie:)) EK

Opublikowano

Witam,
myśl zawarta w wierszu oczywiście mądra i każdy normalny człowieka o tym wie, ale danie podane zostało nieprzyprawione. Tekst jest do dopracowania. Zacząłeś dobrze i pierwsza strofa jest w porządku, natomiast w drugiej wkrada się banał - wiem, że właśnie tak miało być, ale cóż - do mnie nie przemawia. Też zabieg z 'waria(n)tem' jakby niepotrzebny. Dalej truizmy. Myślę, że ten wiersz to taka 3 z małym minusem.

pozdrawiam

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Myśl zawarta jest na pewno bardzo krytyczna i subiektywna a jeśli przy tym mądra to cieszy mnie to ogromnie. Oczywiście druga jest banalna ale i pierwsza ociera się, tylko jak inaczej wyrazić banał ?? być może najlepsi potrafią zrobić to niebanalnie. Kluczowa część wiersza jeśli jest nie potrzebna to właściwie ciężko mówić o całości, bez niej nie istnieje zawarta myśl, nie ma punktu zwrotnego. Truizm?? Czemu nie ofiara jest ofiarą a brak możności lub talentu jest brakiem. Tak logicznie patrząc jest to truizm tylko czy to powinien być zarzut?
Takie jest moje spojrzenie i odniesienie do twoich słów i choć się z nimi nie zgadzam jestem niezwykle wdzięczny za te uwagi i z wielką przyjemnością zapraszam do dalszej dyskusji.
Pozdrawiam

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Oni. Nie było nikogo więcej. Tylko oni — jakby wszechświat skurczył się do ich ciał, do języków rozpalonych do białości, na których topi się stal. On — eksplozja w kościach, żyły jak lonty dynamitu, śmiech, co kruszy skały, rozsypując wieczność w pył rozkoszy. Melodia starej kołysanki zdycha w nim w ułamku sekundy. Ona — pożoga bez kresu, ziemia spopielona tak głęboko, że każdy krok to rana w skorupie świata, pamięć piekieł wyryta w skórze. I na ułamek sekundy, między jednym oddechem a drugim, przemknął cień dawnego uśmiechu, zapomnianego dotyku, kruchej obietnicy z przeszłości. Zgasł, zanim zdążył zaboleć, rozsypany w żarze. Oni — bestie w przeżywaniu siebie, studenci chaosu, co w jednym spojrzeniu rozpalają gwiazdozbiory. Usta — napalm, gotowy spalić niebo. Języki — iskry w kuźni bogów, wykuwające pieśń końca i początku. W żyłach pulsuje sól pradawnych mórz, czarna i lepka, pamiętająca krzyk stworzenia. A nad nimi, gdzieś wysoko, gwiazdy migotały spokojnie, obojętne na szept letniej nocy. Powietrze niosło zapach skoszonej trawy i odległej burzy. Świerszcze grały swoją dawną melodię, jakby świat miał trwać wiecznie w tym milczącym rytuale. Głód miłości? Tak, to głód pierwotny. Stare auto ryczy jak wilk, który pożera własne serce. Ośmiocylindrowy silnik — hymn porzuconych marzeń, pędzi na oślep, bez świateł, z hamulcami stopionymi w żarze. Litość? Wyrzucona w otchłań. Paznokcie ryją skórę jak sztylety, krew splata się z potem — rytuał bez świętości, bez przebaczenia. Każda rana tka gobelin zapomnianego piękna. Ciała wbijają się w siebie, jak ostrza w miękką glinę bytu. Każdy dotyk — trzęsienie ziemi w czasie. Na ustach smak krwi, słony, metaliczny — pieczęć paktu z wiecznym ogniem. Tu nie ma wakacyjnych uśmiechów. Są bestie, zerwane z łańcuchów genesis. Nikt nie czeka na odkupienie. Biorą wszystko — sami. Ogień nie grzeje — rozdziera, topi rozum, wstyd, imiona, godność, istnienie. Muzyka oddechów, ślina, zęby — taniec bez melodii, ciała splecione w spiralę chaosu. Język zapomina słów, dłoń znajduje krawędź ciała i przekracza ją w uniesieniu. Paznokcie na karku — inskrypcja życia na granicy jawy. Nie kochali się zwyczajnie. Szarpali się jak rekiny w gorączce krwi, jakby wszechświat miał się rozpaść w ich biodrach, teraz, już,. natychmiast. Noc ich pożerała. Oni — dawali się pożreć. Serce wali jak młot w kuźni chaosu, ciało zna jedno prawo: więcej. Więcej tarcia, więcej krwi, jęków, westchnień, szeptów bez imienia. Asfalt drży jak skóra, jęczy pod nagimi ciałami, lepki od potu, pachnący benzyną i grzechem. Gwiazdy? Spłonęły w ich spojrzeniach. Niebo — zasłona dymna nad rzezią namiętności, gdzie miłość rodzi miłość, a ból kwitnie w ekstazie. Miłość? Tak i nie. Ślad, co nie krwawi, lecz pali. Ciało pamięta ciało w dreszczu oczu i mięśni. Chcieli wszystkiego: przyjemności, bólu, wieczności. Ognia, co nie zostawia popiołu, tylko blizny. Kochali się jak złodzieje nieba — gwałtownie, bez obietnic. Na końcu — tylko oni, rozpaleni, rozdarci, pachnący grzechem i świętością. Źrenice — czarne dziury, pożerające światło. Serca — bębny w dżungli chaosu. Tlen — narkotyk, dotyk — błyskawica pod skórą, usta — ślina zmieszana z popiołem gwiazd, i ich własnym ciałem. W zimnym świetle usłyszeli krzyk — gwiazdy spadały w otchłań. Cisza. Brutalna, bezlitosna, jak ostrze gilotyny. Ciała stęknęły pod ciężarem pustki. Czas rozdarł się na strzępy. To lato nie znało przebaczenia. Zostawiło żar, popiół, co nie gaśnie, wolność dusz w płomieniach nocy. Wspomnienie — nóż w serce, gorzkie jak krew wilka, który biegł przez ogień, nie oglądając się wstecz. Świat przestał istnieć. Został puls płomienia, trawiący wszystko, bez powrotu. Nie mieli nic. Ale nawet nic nie pozwoliło im odejść. Więźniowie namiętności — płomienia bez końca, który pochłonął ich ciała i dusze w jeden, bezlitosny żar. Żar serc.      
    • @Waldemar_Talar_Talar anafora bardzo bardzo dobra
    • @Naram-sin  zmieniłam. Po powtórnym czytaniu- druga strofa coś mi nie tak, czasem nie widzi się po sobie. Dziękuję
    • @Maciek.J Nasza Polska jest piękna= cała. dzięki @Robert Witold Gorzkowski dziękuję @Naram-sin  dziękuję.   @Alicja_Wysocka dziękuję @Jacek_Suchowicz piękny Twój wiersz @Roma, @Rafael Marius, @Andrzej P. Zajączkowski dziękuję bardzo
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...