Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

jak rzeka posiadasz swoje źródła
i z czasem sama ogromniejesz
na drodze ktoś zbudował tamę
ty z drugiej strony grunt zalejesz

bo musisz płynąć aż do końca
możesz się z kimś połączyć w drodze
do morza sama też dopłyniesz
i skończysz życie w wielkiej wodzie

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



fajne Marusiu :))
tak mi się spodobało, że zaczęłam majstrować po swojemu ;)
a oto wersja szachrajowa :

jak rzeka masz początek w źródłach
i z czasem wzbierasz ogromniejesz
gdy ktoś na drodze wzniesie tamę
ty z drugiej strony grunt zalejesz

bo musisz płynąć aż do końca
niekiedy łącząc się z kimś w drodze
do morza sama też dopłyniesz
by skończyć życie w wielkiej wodzie
Pewnie i podoba się autorce wszelkie majstrowanie:))
wrócę jeszcze do tego wiersza, bo zrodziły się
pomysły na zmiany:)) Narazie bardzo dziękuję:))
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Marusiu, zapowiadasz pewne zmiany, więc ograniczę się do tego, co do mnie trafiło (nie wiem, czy nie kulą w płot, hehe).
Otóż Pl rozmyśla o życiu. Kojarzy mu się z rzeką, która ma gdzieś wysoko swoje źródło, z niego bierze początek. Następnie płynie napotykając po drodze tamy, omija je zalewając grunt, prze do przodu, bo wie, że jej celem jest dotarcie do ujścia, gdzie zakończy swój bieg w wiecznej wodzie i połączy się z nią w jedno.
Podsumowanie:
w życiu potrzebne jest czyste źródło, by czerpać z niego sily i dopłynąć do końca.
:)
Serdecznie pozdrawiam
-teresa
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Marusiu, zapowiadasz pewne zmiany, więc ograniczę się do tego, co do mnie trafiło (nie wiem, czy nie kulą w płot, hehe).
Otóż Pl rozmyśla o życiu. Kojarzy mu się z rzeką, która ma gdzieś wysoko swoje źródło, z niego bierze początek. Następnie płynie napotykając po drodze tamy, omija je zalewając grunt, prze do przodu, bo wie, że jej celem jest dotarcie do ujścia, gdzie zakończy swój bieg w wiecznej wodzie i połączy się z nią w jedno.
Podsumowanie:
w życiu potrzebne jest czyste źródło, by czerpać z niego sily i dopłynąć do końca.
:)
Serdecznie pozdrawiam
-teresa
dziekuję za komentarz :)) trafny i ciekawy:))
Pozdrawiam pięknie:))
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Coś mi się zdaje, że ona nie sama ogromnieje, sprawiają to jej dopływy, o czym piszesz w drugiej strofie. Rzeka podobnie jak my, niczym jest sama na tym świecie. Nie zawsze też kresem jest wielka woda. A jak po drodze wyschnie?
To takie moje stworki przekorki, nie przejmuj się, Marusiu ;)
Pozdrawiam :)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Coś mi się zdaje, że ona nie sama ogromnieje, sprawiają to jej dopływy, o czym piszesz w drugiej strofie. Rzeka podobnie jak my, niczym jest sama na tym świecie. Nie zawsze też kresem jest wielka woda. A jak po drodze wyschnie?
To takie moje stworki przekorki, nie przejmuj się, Marusiu ;)
Pozdrawiam :)
Wyjątkowo podoba się koment, bo to jest
w zasadzie o człowieku i jego losie często
niezależnym, jak rzeka:))) Dzięki wielkie:)))

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @infelia Ojejku, jak miło :))))  Ale mi niestety natchnienie ostatnio nie służy,  za późno chyba :)))   Umykam do spania :)   Dobrej nocy :)))   Deo 
    • @Deonix_  Dzięki za lekturę. Podziel się próbką swojego wiersza, który trzymasz w zanadrzu... a ozłocę Cię pogodą ducha...
    • @Berenika97 Pewnie będzie cd. Ciekawe co było dalej :)
    • @infelia No wybacz, zapomniała ja...  Oprawa muzyczna również oczywiście wskazana :)   D.
    • To było w pierwszej klasie. Święta - nie pamiętam już, czy Wielkanoc, czy Boże Narodzenie - ale wiem, że jechaliśmy do dziadków. Mama, tata, moi bracia i ja - całą rodziną, nocnym pociągiem, tym sypialnym. Ach, jaka to była atrakcja! Przedziały z łóżkami, wszystko pachniało inaczej niż zwykle. Spałam na górnym łóżku, cicho słysząc stukot kół i rozmowy zza ściany. Dziadkowie mieszkali w Łodzi, na Piotrkowskiej, w starym piętrowym domu. Klatka schodowa była ciemna i pachniała kurzem - trochę się jej bałam, a trochę lubiłam ten dreszczyk. Dziadkowie mieli piec kaflowy, starą kredensową kuchnię i mnóstwo zakamarków, w których można było buszować. I właśnie tam, w jednym z zakamarków, trafiłam na skarb. To nie były zwykłe koraliki. Nie takie z plastiku, sklepowe. Te były... inne. Koraliki zrobione z wysuszonych ziaren ogórka, zafarbowane - chyba atramentem - i nawleczone na nitkę. Niby byle co, a dla mnie to było coś absolutnie wyjątkowego. Takie korale, jakie mogły mieć tylko lalki z baśni, albo bardzo eleganckie panie. Zapytałam babcię, czy mogę je sobie zabrać. - Ależ dziecko, to przecież byle co… Ale jak ci się podobają, to bierz - powiedziała, machając ręką. Więc je wzięłam. Zawinęłam w papier i schowałam do kieszonki. I już wiedziałam, co z nimi zrobię. Dam je pani Bogusi - mojej wychowawczyni. Ona była taka ciepła, elegancka, mówiła do nas miękko i z uśmiechem. Bardzo ją lubiłam. Dam jej w prezencie. Następnego dnia w szkole podeszłam do niej i wręczyłam zawiniątko. - To dla pani - powiedziałam dumnie. Pani Bogusia rozwinęła papier, spojrzała na moje korale i… uśmiechnęła się. - Ojej, jakie śliczne! - powiedziała. - Dziękuję, Alu - i pogłaskała mnie po głowie. Byłam przeszczęśliwa. Tylko... przez następne dni wypatrywałam ich na jej szyi. No bo jak to - skoro śliczne, skoro prezent - to przecież powinna nosić, prawda? Ale nie nosiła. Mijały dni. Mijały tygodnie. A ja codziennie patrzyłam. Aż w końcu, któregoś dnia nie wytrzymałam i... zapytałam. Przy całej klasie. - Proszę pani, a dlaczego pani jeszcze nigdy nie ubrała moich korali? Zapadła cisza, wszyscy spojrzeli na panią Bogusię. A ona się tylko uśmiechnęła - tak jak to tylko ona potrafiła  - i odpowiedziała: - Wiesz, Alu… nie mam jeszcze sukienki do nich. Ale jak kupię, to od razu założę. Uśmiechnęłam się. I z jakiegoś powodu - bardzo się wtedy ucieszyłam. Dzisiaj, kiedy sobie to przypominam, robi mi się ciepło na sercu. I trochę wstyd. Nie wiedziałam wtedy, co to znaczy „wstyd”. Dopiero po latach zrozumiałam, że ta sukienka - to było najpiękniejsze wyjście z sytuacji, jakie mogła mi dać. I do dziś, kiedy patrzę na dzieci, które wręczają komuś coś zrobionego z miłości - zawsze widzę te moje ogórkowe korale. I uśmiech pani Bogusi.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...