Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano
Tak właśnie sobie pomyślałem: napiszę haiku na papie!

Wstrentny

---
To dlatego mam dziś chłopcy, ten tatuaż na plecach,
a raczej niewyraźne gryzmoły i spójrzcie no tylko - już na pierwszy rzut
oka widać, że nie są to tylko trzy linijki. Ten sadysta przekroczył
nawet zasady pisania haiku, aby tym bardziej mnie zranić!
Zresztą, przeczytajcie sami:


Kuternoga, rozbitek rybackiego kutra
szósty miesiąc siedział na wysepce wystającej z oceanu
niczym połówka orzecha kokosowego na szczycie
którego długi, palmowy włos zakończony baldachimem liści kłaniał się
przelotnym wiatrom.
Kuternoga żywił się latającymi rybami, czasem
zmęczone albatrosy lądowały na maleńkiej plaży
i ciężkie, niezdarne samce szły odlać się na prawo
a kurduplowate samiczki znikały za piaszczystą wydmą po lewej.
Mańkut Kuternoga łapał samiczki w rozgorączkowaną od tropikalnego słońca silną
rybacką rękę i wyciskał z nich słodką wodę do musztardówki
wygrzebanej pierwszego dnia swej katastroficznej niewoli z piasku.
Każdy normalny człowiek na jego miejscu poddałby się, zwątpił i zeszkielecił
w tropikalnym słońcu

zielone morze -
w tropikalnym słońcu
krew jubilera

- tymczasem ten dzień w dzień grzebał w piasku
zrozumiawszy, że jedyną szansą ocalenia było dokopanie się
do jednej z hiszpańskich galer powracających tędy setki lat temu do macierzystych portów
ze złotem Inków i atakowanych w tych okolicach przez sztormy i korsarzy.
Niestety, do tej pory kiedy to czytacie, wykopał tylko wspomnianą musztardówkę
i bursztynową komnatę z której zrobił sobie sracz o jakim zawsze marzyła
jego kobieta. Uszkodzony, a zresztą i tak niepojęty statek Obcych
i, wyjątkowo samotnego dnia - kolubrynę, którą Szwedzi ostrzeliwali
niegdyś klasztor w Częstochowie wysadzoną przez imć Kmicica.
Niepojęte... wysapał Kuternoga i już następnego ranka,
ledwie słońce rozlało się jak sadzone jajo po ocenie
rozpoczął dalsze grzebanie w piasku.
Jego zdumionym oczom ukazał się Excalibur tkwiący w wielkim kamieniu.
Niestety, nie potrafił go z niego wyciągnąć więc ominął ten no problem
i wykopywał dalej: a to garnek z talarami zakopany przez niemieckiego junkra pod Dęblinem,
to znów, dobrze pod wieczór, piłkę na aut w meczu Polska - Albania (1:0).
Już całkiem w nocy, Kuternoga dokopał się do świetnie zachowanego szkieletu
wielkiego dinozaura występującego w zamierzchłych czasach
na terenach dzisiejszej pustyni Gobi. Ale dopiero, kiedy jego rozszerzonym
niczym szyna kolejowa w słońcu oczom ukazał się wierzchołek nieznanej
dotąd piramidy egipskiej, pomyślał po raz pierwszy, że coś nie jest tak,
coś mu się tu kurwa nie zgadza?
Zaczął wracać myślami do dnia katastrofy, a choć szedł tyle samo dni ile
przedtem kopał, to przecież w końcu doszedł na miejsce:

Przez burtę fale. Śmierć w żaglach!
Cóż zdarzyć się jeszcze może
w chwili, co straszna tak i nagła,
gdy słowo ostatnie ma morze?

O matce - myśl pierwsza i cicha,
co czeka niepewnie na brzegu.
Druga, że miła z nią wzdycha
i trzecia - zaopiekuj się nimi,
Jezu...


O matko... zastękał Kuternoga - zaczynam wszystko rozumieć...
Jestem podmiotem lirycznym jakiegoś walniętego Autora!
Będę tak kopał do końca świata i wykopię wszystko co mu tylko
przyjdzie na myśl, tylko nie galerę hiszpańską w dobrym stanie
którą można wrócić do domu! O to właśnie mu chodzi - zająć mnie
jak najdłużej za te kilka wymyślonych naprędce latających ryb dziennie
i sok zmęczonego albatrosa.


Próżno próbowałem dopisać już na papierze,
jak to Wstrentny znalazł skrzynkę z burdelem w środku pełnym panienek.
Nikt tak jak ja nie mógł wiedzieć, jak bardzo lubił takie rzeczy,
jak chętnie rzucał się w takich razach na którąś i chędożył nieprzytomnie do rana
pozwalając mi usnąć spokojnie. Ale nie tym razem - Wstrentny przestał kopać!
Mój podmiot liryczny odmówił posłuszeństwa. Nie powiem, żeby obrócił się
niczym Golem przeciwko mnie, chyba że tyłem, prezentując opalone po półrocznym
pobycie na Karaibach plecy i tyłek. A jednak było mi niezmiernie przykro
Po raz pierwszy zrozumiałem, że moja wyobraźnia ma jednak swoje,
teraz już własne, granice.
  • Odpowiedzi 40
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Opublikowano

-niech żyje wyobraźnia bez granic! brawo!

Mańkut Kuternoga łapał samiczki w rozgorączkowaną od tropikalnego słońca silną
rybacką rękę i wyciskał z nich słodką wodę do musztardówki
wygrzebanej pierwszego dnia swej katastroficznej niewoli z piasku.
Każdy normalny człowiek na jego miejscu poddałby się, zwątpił i zeszkielecił
w tropikalnym słońcu

zielone morze -
w tropikalnym słońcu
krew jubilera


-teraz tego uczę się na pamięć, później resztę.

moc

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


zapis prozatorski, poza tym raczej niewiele to ma z prozą wspólnego.
czy w ten sposób można napisać np. notkę w Encyklopedii?
no dobra, powiedzmy że coś pośrodku :) tak jak te haiku nie będące nim.
pozdrawiam
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Mnie proza bardziej kojaży się z Josephem Conradem albo Paulo Coelho niż z encyklopedią... czyli taka poetycka proza. I tutaj coś takiego występuje. A całość przypomina mi w formie coś jak "Dom Filozofa" Cz.Miłosza czy inne jego takie pośrednie formy w tomikach.
Lubiłem i lubię je czytać... bynajmniej wole je od haiku :P
Pozdrawiam.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Mnie proza bardziej kojaży się z Josephem Conradem albo Paulo Coelho niż z encyklopedią... czyli taka poetycka proza. I tutaj coś takiego występuje. A całość przypomina mi w formie coś jak "Dom Filozofa" Cz.Miłosza czy inne jego takie pośrednie formy w tomikach.
Lubiłem i lubię je czytać... bynajmniej wole je od haiku :P
Pozdrawiam.
masz rację, że jakaś pośrednia forma wyszła. jakby nie prozy i prawdopodobnie nie haiku :)
pozdrawiam
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


jakoś mało rozumiesz. przecież pisze co i jak, więc sobie przeczytaj albo
zapłać jakiemuś studentowi, żeby wytłumaczył czy się dokopał
a co tu rozumieć?
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


jakoś mało rozumiesz. przecież pisze co i jak, więc sobie przeczytaj albo
zapłać jakiemuś studentowi, żeby wytłumaczył czy się dokopał
a co tu rozumieć?
to błyśnij, co w ogóle rozumiesz. ja na przykład wyciągnąłem wniosek, że nie rozumiesz dlaczego nie ma Żyda - maleńkie HQ :))
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


a co tu rozumieć?
to błyśnij, co w ogóle rozumiesz. ja na przykład wyciągnąłem wniosek, że nie rozumiesz dlaczego nie ma Żyda na końcu - małe HQ :))
twoje "bardzo wysokie". widać po wniosku jaki wyciągnąłeś.
papu papu
Opublikowano

nie mam nic przeciwko, ale osoby postromne moga mieć, wiec lepiej zaanominizuj te imiona.
tylko na tyle cie stać? a co z forum dyskusyjnym? nie lepiej przenieść to na forum dyskusyjne?
można tez wysłać prywatne listy do uczestników padoł.org z zaproszeniem do wzięcia udziału w dyskusji nad moją osoba.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


nie. mogę natomiast poprosić Admina o wgląd na moje konto. proszę się uspokoić panienko.
przede wszystkim bierzesz mnie za kogoś innego bo nie pisałem do nikogo z Italii, itd.
sio
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


nie. mogę natomiast poprosić Admina do wgląd na moje konto. proszę się uspokoić panienko.
przede wszystkim bierzesz mnie za kogoś innego bo nie pisałem do nikogo z Italii, itd.
sio
wiec jesli, kurwa nie, to wygwiazdkuj te imiona.

a co z forum dyskusyjnym? nie lepiej przenieść to na forum dyskusyjne?
można tez wysłać prywatne listy do uczestników padoł.org z zaproszeniem do wzięcia udziału w dyskusji nad moją osoba.
po co do ADMINA? może do Strasburgu. co ty na to?
A jak się znajdzie wybitny psycholog, to wygrana macie w kieszeni.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • W kompletnej ciemni sklepiku odezwał się ostry dźwięk dzwoneczka uczepionego u górnej futryny drzwi. Te zamknęły się z piszczącym przeciągle skrzypieniem, brzmiąc koszmarnie niczym śmiech upiora ostatniego grabarza, który nawiedzał ponoć nadal cmentarz położony na wysepce pośrodku rozlanej szeroko i bagnistej Mirecourde. Ciemne jej fale. Nieprzejrzyste i brudne od spłukanych do niej grzechów ciała i duszy mieszkańców nie tylko dzielnicy Fauxmorgue I Courbise ale całego Vaulbréant, idealnie współgrały z krzyżami na mogiłach cmentarza i uczuciem grozy, pustki i osamotnienia w tym miejscu spoczynku dla przedwcześnie zgasłych dusz ale również miejscu śmiertelnego zagrożenia dla tych jak najbardziej żywych i ciepłych jeszcze ludzi.      Fakt, że niezbyt wielu z nich się tam zapuszczało. Z rzadka już organizowano pochówki na tej nekropolii, bo spotkać tam można było grobowce i mogiły tych najbogatszych dawniej rodów. Rycerskich i kanclerskich. Bogatych kupców, cyrulików, sędziów czy alchemików. Nikt już nie pamiętał czasów by ktokolwiek z tam pochowanych stąpał jeszcze żyw po łez naszych padole, dlatego też ostatnimi czasy rada miejska wydała pozwolenie, dekretem zatwierdzonym przez urzędnika dworu by chować tam dziecięce niebogi złożone jarzmem niedawnej epidemii.      Nieduże i smukłe łódeczki o łacińskim ożaglowaniu krążyły przez wiele tygodni pomiędzy nabrzeżem de Feu a wysepką, mając na pokładach maleńkie, świerkowe trumienki. Żegnał ich płacz i zawodzenie żałoby, która osiadła jak drapieżne sokoły i puchacze na barkach matek i sióstr martwych dzieciątek. Wiele z nich darło z siebie łachmany sukni i czepki. Były też takie, które postradały zmysły i rzucały się w nurt rzeki w ślad za kilwaterem drewnianej jednostki by odebrać na powrót w swe utęsknione ramiona ciało zgasłego maleństwa. Teraz w środku lata pogrzeby ustały.     Cmentarz kruszał z wolna w pełni lipcowego upału. Wysepka była wyludniona. Choć z pewnością skrywała nie jedną zakamuflowaną melinę złodziei czy przemytników. Z rzadka nekropolia padała również łupem cmentarnych hien i rzezimieszków, którzy w doczesnych szczątkach i kościach, szukali złota, drogocennych kamieni czy florenów.  Jednak w miesiącach wiosny i lata, głównymi lokatorkami wyspy były zielarki, szeptuchy i wiedźmy wszelkiego stanu i cechu. Najbardziej znaną i poważaną, była Mahaute de Rieux zwana przez wszystkie czcicielki pogańskich guseł Nattée ze względu na to że jej siwe już kompletnie mimo wieku włosy były jednym wielkim skołtunionym chaosem podobnym do węzła gordyjskiego lub włosów Gorgony. Była ona niegdyś osobliwością nad wyraz pożądaną w progach najbogatszych posiadłości. Pełniła rolę opiekunki, akuszerki i guwernantki. Czasami ponoć i kochanki dla mężów swych mocodawczyń. Co oczywiście powodowało niemały skandal obyczajowy, wypełniony kłótniami, pozwami do sądów i niejednokrotnie wkroczeniem straży miejskiej by pomogła zaprowadzić ład i pokój pod chrześcijański dach i rozdzielić okładające się po głowach czym popadnie kobiety.      Teraz Mahaute po latach upokorzeń i kłamliwych wyroków trybunałów, zamieszkała w Fauxmorgue gdzie w katakumbach Lés Galeries Moireés założyła swój mały sklepik z ziołami i używanymi suknami. Wykuty w wapieniu sklep pośród kości zmarłych i zletlałych wyziewów, spadających tu z bruku ulic resztek i zabarwionego krwią i winem ścieku deszczówki, nie zapewniał jej jednak ani godnego życia ani spokojnej przyszłości. A częściej był areną do spotkań dla coraz dziwniejszych i tajemniczych gości.     
    • @Annna2 Tak, owszem nogi za pas :)) @Marek.zak1 bujający w chmurach nie widzą się pragmatyczkom i to raczej jest oczywistość :)
    • W przedszkolu, w mieście M. pluszowy miś leży samotnie z urwaną nogą. Na nikogo nie czeka. Cieszy się, że zostało mu oczko. Może spoglądać na okaleczony rysunek: słońce bez promieni, drzewo bez liści, dziecko bez twarzy, nie zdążyło dorysować mamy. Nie płacze, nie pyta, przytula lalkę, rakieta urwała głowę. Krzyk zamarł w porcelanowym gardle, gdy pękło powietrze. Ktoś policzył pociski z żelazną precyzją, lecz nikt nie zważy ciszy, która po nich została, ciężkiej jak gruz, zimnej jak strach.  
    • Na Księżycu w klapkach byczę się na leżaku. Lulki palę peweksowskie z filtrem włącznie, I dumam: skąd tu się wziąłem? no jak? Po weselu zasnąłem w PKS-ie relacji nieznanej.   Co wcześniej, co dalej, co? ach! Świadkiem byłem wielu cudów na zapleczu knajpy I nie tylko... coś więcej? nie, nie, sza... Tańce na stole, tańce dzikie, ciuchcie z babinkami.   Gwizdy, kankan na golasa z piórkiem, Nie, nie za uchem, nie we włosach, nie... Pan wodzirej czkawki dostał i spąsowiał, Padł pod stołów labirynty w mdłościach.   Nić Ariadny chwycił, ciągnie, zwija: "Oddaj mi sznurówki!" — słyszę ryki, wycie. Kopniak z lewej, kopniak z prawej... Biały walc, plując krwią, wreszcie zapowiada.                            ***********   Moja głowa łupie, dzwoni, ząb wybity, nos? wklęśnięty. Krawat osmarkany  cud-wykwintnie, takie to swawole. Okiem rzucam podpuchniętym wkoło: co to? kto to? Typek jakiś obok stęka, kicha w rękaw, pluje.   Ot, towarzysz mój niedoli w poniewierce. Zbratać się wypada, czoło wycałować, druhu drogi, Bracie, co nas zwiodło na te krańce świata? Złodziej żeś, czy alimenciarz, zbiegły z lochu?   "Jam Twardowski" — się przedstawia, czapką majta  "W progi moje zawitałeś, człecze głupi. Zupą nie ugoszczę! ni tu soli, ni wiertarki. Kmiocie wynędzniały!" — ot, nadyma się i pręży.   No, kosmita, myślę, całkiem okazały i pyzaty. Ja z kolędą, dobrym słowem i modlitwą... Drwię z imć mościa gospodarza na salonach, Co okrakiem na skale siedzi dumnie, pewnie.   Coś o interesach śni z diabłem ogoniastym. Rogi mu ja pokazuję, pukam się w czoło, a ten Długim nochalem w pyle rachuby prowadzi  Zysków i strat — ma i winien w rubryce stoi.   Dłuży się czas, a mija jak w kolejce za masłem. Z nudów palce liczę, różnie to wychodzi. Tęskno mi za domem, za ogrodem, psem kulawym I za babą w papilotach, w szlafrok zawiniętą.   Za sąsiadem też, łachmytą zza mojego płota,  Co kopci, dymem truje i śmieci nam podrzuca. Nic już z tego nie zostało, aż żal ściska... Widokówki wam nie wyślę, poczta nie dociera.   W tej niedoli, wniebowzięci, my krajanie  Czasem gramy z nudów w cienie Ziemi, Czasami w Słońca blask lub zaćmienia. O suchej gębie rżniemy w karty i raz, i dwa.   Przegrywam z szują i oszustem, asy zza ucha wyciąga. "Sprawdzam!" wyje, tracę błyskotki widoczne nad głową, Co stawką były w grze o życie, fajki, zapalniczkę. Nawet czas do palców mu się lepi i cofa wieki wstecz.   Zegarek z komunii był w puli  i znikł. Rower na szczęście został w stodole. Kometę przegrałem jak frajer - trąbka, Buty, koszulę i bilet do domu  powrotny.   Cap! do wora fanty nieczysto wygrane Mlasnął tylko spod wąsa kręconego Gwiazd ubywa, czerń nadciąga, pustką zionie, Jakby z kałamarza na zeszyt chlusnęło.   "Patrz!"  wskazuje na ostatnie źródło światła  "O to gramy! Przełóż, łapserdaku!" rozkazuje, szast! rozdanie — katastrofa. Słońce zwinął szuler, myk! bo karta mu szła. W kieszeń schował, szatą machnął, cyk, smyk, i zwiał...
    • @Jacek_Suchowicz w smakach, co nudne, w zupowej rutynie, rosołek da "kopa" reszta niech zginie!”
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...