Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano
Z dedykacją dla Jacka Szczepańskiego


do ciepłych odle(gle)ciałem
od laty-wałem
wbijając gwoździe
w krzyż na drogę
do domu w zabłoconych
po kolana

ciężko się odbić
gdy wciąż się spada
i nawet ikar byłby głodny

***
ciemnym korytarzem
krokiem
w czasie już za przeszłym

będąc w lesie
na wysypisku

z bagażem kilku zaledwie słów
ciemnym korytarzem
krokiem przed siebie
na obraz i podobieństwo
Opublikowano

mam dwa koncepty na odbiór tekstu.

1. podmiot liryczny mówi o przyjaźni. jednak pewne wydarzenia w jego życiu sprawiają, że zaczyna zbaczać z drogi, którą obrał wcześniej. relacje z bliską mu osobą ulegają zatarciu, psują się. podmiot liryczny nie może się podnieść po trudnych dla niego przeżyciach, zamyka się w sobie.

2. podmiot liryczny jest na pewien sposób sprawozdawcą. opowiada nam o życiu swojego przyjaciela - konkretnie jego drogi prowadzącej do upadku. ścieżki podmiotu lirycznego oraz bohatera lirycznego zaczynają się coraz bardziej od siebie różnić. jednak druga część wskazywać może na silną chęć poprawy sytuacji.

jakkolwiek tekst jest bądź co bądź o przyjaźni. przemawia do mnie jego metaforyka, forma, przekaz. bez zarzutów. dobry wiersz, mnie się on podoba.

pozdrawiam.

Opublikowano

Według mojego odczytu, jest tu mowa o peelu, który wybrał tę gorszą drogę życia (w zabłoconych po kolana). Jak zawodzą wszystkie prośby, tłumaczenia, przekonywanie, że obrana droga jest zła, błędna, na pożegnanie padają zwykle słowa - "krzyż ci na drogę! Czyjaś decyzja, jest czyjąś decyzją, nie mamy na nią większego wpływu. Chyba jednak źle się skończyła ta 'podróż'.
Ciemny korytarz, to już niestety finał obranej drogi, to już ta część tunelu zmierzająca w stronę światła.
Wolnym krokiem idziemy zwykle w kondukcie za kimś, kto jest już przeszłością.

Jakoś tak mrocznie mi się zinterpretowało(?).
pozdrawiam serdecznie :)

Opublikowano

A ja odczytałem to jako wędrówkę zmarłego:

do ciepłych odlegle ciałem informuje że pl znajduje się w świecie dalekim od żywych. Można też odczytać pierwszy wers bez znaków w nawiasie "do ciepłych odleciałem"- Być może chodzi o to, że świat na którym przyszło mu żyć wcześniej był szary, pełny cierpień, a teraz szuka ukojenia w świecie metafizycznym. Następnie "odlatywałem wbijając gwoździe w krzyż na drogę" mówi jasno, że śmierć jako ta fizyczna była dla podmiotu lirycznego ogromną męką. Czytając " od laty wałem wbijając gwoździe w krzyż na drogę" odczytałem ,że już od dłuższego czasu był przygotowywał się (raczej duchowo) na męki, które go nie ominą.

ciężko się odbić
gdy wciąż się spada
i nawet ikar byłby głodny


Druga strofa mówi, że śmierć jest czymś nieuniknionym, nie można się odbić od tej prawdy, nie można żyć wiecznie. Podobnie jak Ikar nie mógł wiecznie lecieć, ponieważ w nim samym narodziłaby się jakaś pustka.

kolejna strofa mówi o duszy w świecie metafizycznym na dodatek będąc w lesie
na wysypisku
, czyli gdzieś gdzie pl czuje się zagubiony.

Ostatnia strofa opisuje drogę do Boga, przecież trzeba odpowiedzieć za swoje grzechy. I teraz pytanie jak to zrobić skoro ma się w zapasie kilka marnych słów.


Ogólnie oceniam ten utwór bardzo wysoko. Przypadł mi do gustu. I ciekawe jest to, że można go (jak widać po innych odbiorcach) odczytać na wiele sposobów.

Pozdrowionka i do ciepluchnego:)

Opublikowano
a mnie się wydaje że Autor z rozmów z dedykantem
i to już z tych "krokiem
w czasie już za przeszłym"
doszedł do wniosków dla siebie,
dedykowany to ukłonik,
pozdra. ciepła
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



drugi koncept bliższy, aczkolwiek zawsze odmienna interpretacja jest ciekawa dla autora, sprawia, że tekst staję się bardziej obszerny, ludzie różnią się doświadczeniami, charakterem, autopsją i słowa można rozpatrywać na różnych płaszczyznach, można patrzeć na jedną sytuację z różnych perspektyw

dzięki za odwiedziny
pozdrawiam
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



mroczna interpretacja, aczkolwiek nie ma się czemu dziwić problematyka dość patologiczna tak więc celne spostrzeżenia, nie koniecznie kończące sie po tej drugiej stronie, ale można powiedzieć że podmiot relacjonuje sytuację życiową przyjaciela który się otarł
dzięki za obecność
pozdrawiam
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



dziękuję za tak pochlebne słowa o tekście
a co do interpretacji, to już napisałem powyżej że niekoniecznie musi się ona zgadzać z zamysłem autora, generalnie rozszyfrowanie obrazów "ukrytych" za słowami udało ci się to dość sprytnie
aczkolwiek tekst był pisany pod dyktando, wiersz dedykowany gdzie pewne aspekty tekstu są poprostu autopsją przyjaciela i niekoniecznie są metaforami tylko obrazami z życia
(ciemny korytarz, wysypisko, las, gwoździe wbijane w krzyż, upadek ikara) są to rzeczy spisane po rozmowie i po przetrawieniu zamieszczone w wiersz

dziękuję za miłe przyjęcie i do następnego
pozdrawiam
Opublikowano

Wstep genialny - widze że eksperyment miał jakiś głebszy cel => zabawa śłowem pierwsza klasa. jak dla mnie troszke końcówkatraci polot traci:


i nawet ikar byłby głodny
***
ciemnym korytarzem
krokiem
w czasie już za przeszłym

będąc w lesie
na wysypisku z bagażem kilku zalediwe słów

ciemnym korytarzem
krokiem przed siebie
na obraz i podobieństwo


ogólnie ciekawy, ale jakoś (może nieptorafię się wczytać) końćówkarozpaclziwsie chce dgoonić poczatek, ale nie może, może za wysoki poziom narzucił pierwszy strofa.

pozdr.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



dzięki adolfie za wizytację, końcówka miała przedstawiać nadzieję, na powrót po ciężkich doświadczeniach po upadku, może jeszcze przy niej coś pokombinuję

pozdrawiam
Opublikowano

wiersz zaciekawił tak, że wracałam kilka razy,
przez ten czas wielu przedmówców wyraziło
podobne interpretacje do mojej, ale przyznam,
że komentarz końcowy Autora mnie zaskoczył,
a to ogromny +

podoba się
pozdrawiam
-teresa

Opublikowano

niezłe i moim zdaniem końcówka tez się broni. Popieram przerzutkę jednego wersu z ostatniej strofy do góry, wtedy druga część wiersza będzie tak jakby zaklamrowana - na początku i na koncu podobne trójwersy, róznice w nich pokazujące jakąś ewolucję, ale też pełne emocji - determinacji, frustracji, nadziei, pogodzenia??? ( bo przed siebie, na obraz i podobieństwo, czyli i tak trzeba iść, takie jest życie ) - zobaczy się je przez to jeszcze wyraźniej. To tak wg mnie, ale i teraz mozna przyuważyć analogię.
Ja to odbieram jako wiersz o cierpieniu człowieka, może przyjaciela, które się widziało, w którym się w jakims stopniu uczestniczyło - a teraz się je opisuje z refleksją. Trudno mi wyczuć czy pl bardziej skupia się na kimś czy na sobie; z pewnością sam bardzo przeżywa(ł) sytuację. Głęboko wrazliwe spojrzenie, podminowane bezradnością, być może jakimś poczuciem winy ( I zwrotka - do ciepłych ... od laty-wałem, nie było go, gdy był potrzebny??? ucieczka/i?? wbijając gwoździe w krzyż na drogę - pl sam się przyczyniał do czyjegoś cierpienia??? ), jak również pewną ironią w stosunku do Boga, który stworzył człowieka cierpiącym, błądzącym, bezradnym, ale może przez to właśnie wspaniale, niezwykle ludzkim???
Wiersz osobisty, trudny do rozszyfrowania, jednak niosący dla każdego jakiś przekaz w bardzo przyzwoitej formie.
pzdr ciepło:) agusik

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • A Iwa, Pawle, chce lwa, pawia
    • I stryczek czekał. Cierpliwie. Tak samo jak tłum na placu St Genevieuve. Gdzieś w oddali ulic dzielnicy Blerváche, zarżały konie, północny, zimny wiatr, dął we flagi na blankach murów, ludzie strwożeni i zagubieni w swych myślach, nie mogli być pewni już ani zbawienia ani potępienia. Upadły im do stóp kajdany i wielu z nich poczuło wolność swych czynów i sumienia. Byli ludźmi stworzonymi na podobieństwo Boga. Lecz gdzie był ten ich Bóg? W postaci ojca Oresta czy ojca Nérée? Czy może jednak ukrył on się skutecznie w obliczu umęczonego skazańca?     Wielu patrzyło teraz na Orlona a on uczuł jakby moc nie pochodząca ani od Boga ani Szatana. Zrozumiał jak wielu pobratymców, ludzi ulicy i rynsztoka. Okrytych nie chwałą i złotem a fekaliami i brudem, solidaryzuję się z jego męczeństwem i widmem nieuchronnej śmierci. Widział ich usta. Suche i spękane. Sączące cichcem, pokłady górnolotnych i chwalebnych modlitw. Widział jak nagle zgasło słońce górujące nad brukiem placu. I cień długi padł na miasto i jego mieszkańców. A może wyległ on z dusz ich. Może i ich grzechy zostały darowane i uciekały teraz z ciał by ginąć cicho pod wzrokiem czujnych posążków aniołów. U stóp posągu świętej Genowefy, do której w godzinie próby i zwątpienia tak często modliły się jego dziewczęta.     Wreszcie spojrzał z ukosa na samego ojca Oresta. Sam nie wiedział czy wypada mu coś rzec na jego świątobliwa postawę wiodącą go ku chwale zbawienia duszy i ocalenia głowy. Wiedział jedynie, że obcy mu tak naprawdę ojczulek, zajął się nim niczym synem marnotrawnym, choć Orlon nigdy mu nie obiecał poprawy swego zachowania czy odkupienia win. Prędzej jednak życia by się wyrzekł niż losu ulicznika i wyrzutka.     Tak często przychodziło mu pisać w swych wierszach o atmosferze i pulsie tego miasta, które oddychało zbrodnią i występkiem a którego krwioobieg stanowiły szelmy i łotry, murwy i alfonsi, włamywacze i mordercy. Wszyscy Ci, zjednoczeni w upadku ideałów i pochwale swej zgorzkniałej pychy. Wszyscy, którym lochy Neufchatel były okrutnym domem szaleństwa a drewniana Agnes była wybawicielką od codziennej rutyny. Planów zbrodni i zysków. Ucieczki w bezdnie, czarnych bram do piekła. Uliczek Gayet. Gdzie pieniądz, tańczył między palcami sutenerów i chlebodawców dziewcząt a moralność cicho skomlała, pobita i pohańbiona w kałuży krwi niewinnej. Przybrała twarz dziewcząt takich jak Pluie czy Biała Myszka. A łzy jej były ciężkie od bólu i nienawiści do ludzi władzy i losu francowatego.     I choć ciężko było w to uwierzyć, nawet Orlonowi. Sam uronił łzy. Tu, na podeście miejskiej szubienicy. W obecności oficieli, sądu i miasta. Widać Bóg mu przebaczył. Chmurę przegonił silny wiatr i znów promienie słońca oświetliły jego twarz. Ojciec Orest dojrzał te łzy i patrzył na niego z dumą jak nieraz robił to jego ojczym. Jego duch znów stanął mu przed oczyma. Ojciec Lefort znów pouczał swe przybrane dziecię. W ogrodzie biskupiej rezydencji.   - Pamiętaj Orlon. Grzechy nasze doczesne są nam ciężarem na sercu, jak kamienie omszałe, polne. Więc nie grzesz więcej ponad to co Twe serce będzie mogło unieść. Każdy grzech nie jest miły naszemu stwórcy, lecz grzeszeniu myślą i mową łatwo jest ulec. Człowiek jest na to istotą zbyt prymitywną i porywczą. Nie grzesz synu mój jednak zbyt wiele czynem wobec bliźniego. Bo grzechy wobec braci i sióstr naszych szczególnie są niemiłe Panu. Pokuta za nie jest surowsza a konsekwencję zbyt często nieodwracalne. Pokutuj i wybaczaj a będziesz doskonalszy w podążaniu za prawdą. Kieruj się nią i sercem a zjednasz ludzi pod sztandarem niczym król. Przekaż im słowo do umysłów I niech im zakiełkuję w sumieniu. Niechaj Twym sztandarem i herbem będzie prawdą synu a lud pójdzie za Tobą choćby w odmęty śmierci.   Warto by wykorzystać nauki ojczyma. Przecież był królem. Półświatka i zbrodni. No ale cóż, trudno. Nie każdy rodzi się kardynałem czy papieżem. A on urodził się kłamcą i manipulantem więc zjedna jakoś ten zwarty, liczny tłum.     Z jego ust popłynęły słowa nieprzystojne dla umierającego, a jednak dziwnie święte, bo wypowiedziane z serca, które widziało już piekło – i ludzkości, i niebios   - Boże szelmów, wszetecznic i łotrów bez czci … - urwał nagle w pół zdania jakby nie do końca wiedząc czy chce je kończyć tą myślą którą zamierzał. Niepewnie, szukając wsparcia w głowach tłumu. Dojrzał swą ukochaną Tibelle. Wiedział, że dla niej warto żyć i bluźnić. Kochać i brukać. Świętych i innowierców. Zakonników i murwy upadłe. Zaczerpnął solidny haust powietrza i wykrzyczał pewnie na cały głos aż echo zerwało do lotu gołębie z pobliskich dachów - Pobłogosław, miłosiernego króla!
    • Ule ja kupię! I pukaj, Elu
    • Dzień skwarny odszedł. Na podkurek się swarno zebrało. Oświetlony zewsząd chutor, jak latarnia na skale wytrwała pośród stepów oceanu. Brodzą i legną się leniwą strugą czernawą, struchlałe, lękliwe osiedli ludzkich, cienie. W pomrocznym maglu, letniego wieczora mieszają się ze sobą. Jazgot niestrudzonych świerszczy, parsknięcia sprowadzanych do stajni koni i skowyt daleki samotnego łowcy. Prężą się dorodne łopiany, jak iglice wież strzelistych. Na straży wyniosłych, płożących się pośród traw, ostrów burzanu. Płaczę nad Tobą Matko a łza jak ogień me lico gore. Jak szabla moskalska, rzeźbi na policzku blizny ślad. Na tych ziemiach od wieków, tylko śmierć, nędza i wojna rządzi. Więc by przeżyć trzeba mieć dusze i serce z tytanu.   Nadzieje pokładamy tylko w gniewie. A honor nasz i wola, upięta rapciami u pasa. Nasze krasne, stalowe mołodycie, dopieszczone ręką płatnerską. One w obroty tańca, biorą dusze naszych wrogów do zaświatów. W trakcie sporów, wojen czy dymitriad. Piorunie! Leć Miły! Wartko, jak po niebiosach, jasna kometa. Zapisz to w bojowym dzienniku. Mór zaduszony. Zaraza do cna wybita. Jej wojsko teraz jak ten burzan, ukwieci cichy step. Po gościńcu kamienistym. Odsiecz zaprowadzona. Wróg w perzyne rozbity. Skrwawione, roztęchłe, spulchnione od gazów rozkładu. Dają radość dzikiemu ptactwu i zwierzynie. Do ostatniej porcji, słodkiego szpiku.    
    • Arki u Kraka. Na karku ikra
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...