Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Korelacjo pozorna: Giń!


adolf

Rekomendowane odpowiedzi

Temat może i dziwny, ale wyrazcie swoje zdanie ;-)
hmmm, taki kącik a'la Bravo Girls chyba nikom u nie przeszkadza ;p

Otóz od kilku lat mam problem z tzw. "snami proroczymi" (możecie zaczać się smiać bo i mnie to śmieszy, ale co tam) Często jest tak, że najpierw się coś mi przyśni, a ptoem się to dzieje. Z naukowego punktu widzneia powinna to bc korelacja pozorna (lubię to słowo) i nie powinienem sie martwic, ot przypadek, nagięta interpretacja i już mi wychodzi tak bzdura jak jakies tam rozne pierdoly senne i w sumie to nie powinienem do tego wagi przywiazywac, ale jest to tak wku*wiające, że już nie mogę! Niby moge to ignorować, ale czy tn owie wkurzajace jak sie dzieje tak jak we snie? Moze po prostu mam doby nalityczny mozg, ale... ale to jest dosyc dziwne.

A jak u was ;-)

Ufff, no to sie zrobiło Bravo ;-)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 43
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Top użytkownicy w tym temacie

Mnie też się to czasem zdarza. Ale niezbyt często. Ze snami w ogóle jest fajnie - najbardziej to, że są tak nieprzewidywalne. Nie masz czasem tak, ze myślisz o czymś bardzo intensywnie przed zaśnięciem, prowokując taki wyreżyserowany sen a potem kicha ... bo śni Ci się całkiem coś innego? Albo, że śni Ci się coś fajnego - budzisz się na chwilę i zaciskasz powieki, bo wiesz, że już nie śpisz ale chcesz dalej - i udaje się - a potem wszystko to doskonale pamiętasz?

Miałam taki czas, kiedy śniły mi się co noc, erotyki ze znajomymi, Bogu ducha winnymi, kolegami z pracy. Niewyżyta Erotomanka???? Raczej nie. Pamiętałam takie detale, że aż mi było głupio następnego dnia, kiedy spotykaliśmy się przy automacie z kawą. Potem nagle, bez powodu to minęło.

Czyż to nie cudowne, że nasze mózgi płatają takie figle?

pozdrawiam przedpołudniowo - Ania

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sny, mary itp. są czaderskie. Zwłaszcza świadomy sen i déjà vu.

Czy ktoś z was wierzy, że rzeczywistość powstała podczas snu nie różni się prawie od naszej "prawdziwej"? Tzn. chodzi mi o to, że sny są realne tak samo jak jawa.

Niezwykłość tych "mrzonek" fajnie ujmuje pewien wiersz Szymborskiej: [url]www.poezja.org/index.php?akcja=wierszeznanych&ude=36[/url]

Sen i wyobraźnia to rzeczy cudowne!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


to zalezy jakie to sny - jeżeli budzisz się rano i potrafisz powiedzieć co się dzisiaj stanie (pod warunkiem że nie jest to sen o tym jaką ocenę dostaniesz, bo to przewaznie mozesz przewidziec i bez pomocy snów) - to tak - jesteś medium :)
ale jeśli coś Ci sie przytrafia i WTEDY nagle cie oswieca ze przecież ci sie to śniło - to Ci się wydaje :) - to taka iluzja w mózgu (jedna z półkul jest szybsza niż druga)
a jak Ci sięśniagroby a potem ktoś umiera - to to już efekt wybujał fantazji - łączenie tego ze sobą..
generalnie sny prorocze nie istnieją bo istnieć nie mogą.. nawet jeżeli się nam coś śni co potem sie wydarzy - to jets to efekt zwykłego przewidywania (jakby ta pani się jednak przespała z tym kolegą, to mogłaby powiedziec ze to prorocze było :) ).. i zbiegu okoliczności - bo sny mamy codziennie - to zwykła statystyka że czasami akurat nastepnego dnia zdarzy się coś podobnego co nam się śniło
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

czemu mam nieodparte wrażenie, że jednak trochę "na skróty" rozprawiasz się z tematem ? - Pomijam moje niezaspokojone czy nie żądze (co Ty możesz o Tym wiedzieć?) - ale jednak tzw. prorocze sny odegrały w historii ludzkości dość istotna rolę - więc ja bym tego tak łatwo nie lekceważyła ....

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Tu wchodzi jeszcze kwestia wiary. Ja nie wierzę w przypadek i nie ma dla mnie czegoś takiego jak "zbieg okoliczności". Dlaczego w to nie wierzę? Proszę obliczyć rachunek prawdopodobieństwa tego, że po Wielkim Wybuchu powstaje coś tak skomplikowanego jak ekosystem planety Ziemia.

To prawie tak, jakby po wybuchu w drukarni powstała encyklopedia z milionami haseł i pojęć.

Czy nie lepiej uznać, że nasz umysł jest bardzo ułomny i nie można nim wszystkiego zbadać? Co chwilę się potykamy, mylimy w najprostszych rzeczach. Zapominamy o kluczach do mieszkania, robimy błąd interpunkcyjny. Wszystko to jakby sugeruje, że nie powinniśmy wykluczać czegoś, co nie zostało zbadane przez nasz rozum. W każdym bądź razie - ja swojemu rozumkowi nie ufam do końca ;D

A co do snów proroczych - OBY nikt nigdy ich nie zbadał, nie zanalizował. Nie wiedział skąd się biorą. Niech życie pozostanie tajemnicze, bo tylko takie ma smak (przynajmniej w moim odczuciu).



Właśnie. "To nie może istnieć". Spróbował Pan kiedyś nieco elastyczniej spojrzeć na świat? Niczego nie skreślać i dopuścić różnorakie możliwości?

Czy istnieje tylko jedna możliwość a klapek z oczu ściągnąć się nie da? Wydaje się nam czasem, że możemy twardo stąpać po ziemi. Zapominamy wtedy o 99.(9)% nicości w atomach?

Przepraszam, jeśli zanudziłem. Ale zawsze staję w opozycji do takiego "trzeźwego" patrzenia na rzeczywistość. Pozdrawiam.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ale ja bardzo lubie "nietrzeźwe" patrzenie na świat :) jestem romantykiem i idealistą, wierze w teorie połowek i inne takie.. wierze że ludzie robią wiele "nieracjonalych" rzeczy i zę warto je robić bo one są piękne... ale w przesadne bzdury nie wierze - a wiara w przewidywanie przyszłości to już bzdura - pewnie że mozna ją "przewidzieć" - tak samo jak się przewiduje krach na giełdzie albo upadek komuny - i jako że we śnie też myślimy - może nam się to nawet przyśnić (to co przewidujemy) - ale w żadne sygnały z Przyszłości nie wierze - z prostej przyczyny: wtedy stały by się one teraźniejszością i zmieniłyby przyszłość - a wtedy skąd by się wzięły skoro ta przyszłość z ktorej pochodzily nigdy sie nie wydarzyła? (to takie rozkminy po "12małp" :) )
nie ale mowie serio - wierze że człowiek jest cudem, ale w zjawiska paranormalne nie wierze, bo wtedy trywailizowałyby nasze życie - jaki sens byłby walczyć i sie starać, skoro moze przyjść dobra wróżka i wszystko odmnienić? to byłby bezsens :)

co do encyklopedii: to już matematyka.
prawdopodobienstwo że układajac na chybił trafił klocki w scrabble, ułożysz sensowne 10-literowe słowo wynosi powiedzmy 1:9999 - że ułozysz takich słow milion połączonych w encyklopedie - wynosi pewnie 1-99999 do potęgi 99999999999999 - ale w końcu kiedyś, za ileśtam miliardową kombinacją ułozysz... a biorąc pod uwagę że wszechswiat jest nieograniczony ani fizycznie (mówią że nasz wszechswiat powstał z wybuchu i teraz sie rozszerza a potem sie zacznie kurczyć - ale co jest poza granicami "naszego" wszechswiata? - pewnie miliardy następnych wszechświatów ktore sobie wybuchaja i sie kurczą) -ani czasowo (co bedzie jak sie za tysiac milardow lat skurczy? za nastepny tysiac wybuchnie znowu i tak do usranej nieskonczonosci - wnisoek z tego taki że jakiej byś sobie ogromnej liczby (lat, czy planet) nie wymyslił której potrzebowałbyś żeby mieć pewność że taka encyklopedia mogłaby powstać przez przypadek - ona jest nie tylko mozliwa ale i pewna - mozesz sobie ją pomnożyć przez samą siebie - bo wszechswiat nie ma żadnych ograniczeń - innymi słowy jak bardzo wyjątkowi byśmy nie byli, to powstaliśmy z przypadku - który był statystycznie pewny...
/ale sie rozgadałem - ide ogladac star treka :) /

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


raczej w historii ludzkości odegrali rolę ludzie którzy wierzyli że mają prorocze sny (i ludzie którzy im w to wierzyli) - i wcale nie mowie że to źle, ale to nie zmienia faktu że te ich sny nigdy nie istniały...
tzn. oczywiscie, że wszystko się moze czlowiekowi przyśnić- mogą mi sięprzyśnic liczby do totolotka i wygram - szanse na to są pewnie jeszcze mniejsze niz skreślenie liczb na jawie - ale to możliwe - tyle że to bynajmniej nie swiadczy o tym ze sen był proroczy..
że umieram tez juz pare razy mi się śniło - i co? jak umre to mam stwierdzic ze jestem prorokiem bo to przewidzialem? :)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


jak mi jeszcze pani wytlumaczy jak wygląda to dobijanie sie w czasie i przestrzeni kosmicznej to bede wdzieczny :)
uśpiony umysl pracuje calkiem podobnie jak nie uśpiony tylko z mniejszymi ograniczeniami - ale opiera się tylko i wyłacznie na dostepnych mu faktach (czyli na pamieci osoby śpiacej) - tyle ze sobie ja dowolnie modyfikuje (jak to wyobraźnia) - na jawie teżmozemy sobie pofantazjować, albo pomarzyć - a to ze czasami te marzenia potem sie spełniają?? nie widze tu żadnej metafizyki
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Przewidywanie przyszłości to rzecz nie tak prosta jak się nam wydaje. Istnieje również teoria, że wróżenie układa przyszłość, a nie ujawnia nam ją.

Poza tym - wszystkie "przecieki z przyszłości" są niejasne. Niesprecyzowane. Określają tylko okoliczności, jakie wytworzy w danej chwili los.

Człowiek może i jest wolny. Ma prawo do decydowania. Ale cały czas idzie jakby po moście. Może przejść na jedną krawędź, potem na drugą, ale pole jego działania jest ograniczone (szerokość tego mostu). Tak myślę.

Pozdrawiam.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Jeżeli zdajesz sobie sprawę z tego, że śnisz - masz świadomy sen, czyli LD. Można wtedy decydować o tym co się w takim śnie robi i wszystko to kontrolować. Ja np. lubię sobie polatać :) Kwestia treningu.

raz w życiu miałem taki sen, że wiedizałem że śnie ;-) super bło!
pozdr.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • - Ma? - Da. - Kasza jeża. - Że ja z saka dam.    
    • - Jada; jeża kanapka, jak pana. - Każe - jadaj.                
    • Tekst powtórkowy     Zastygam z nożem w dłoni na krawędzi chaosu. Przepaść przede mną ogromna. Nie mam gdzie uciec. Szkoda, że nie dobiegłem do ściany. Mógłby chociaż walić głową w mur. Pozostało tylko jedno. Odwrócić się, by ujrzeć co jest za mną. Przyjąć na klatę dosłownie wszystko, cokolwiek zobaczę. Też tak uczynię. Czuję nagle pustkę w głowie i cholerny chłód. Za cienkie ścianki, a nie założyłem beretu.   Widzę siebie na podłodze, ubabranego krwią ukochanej. Skąd wiem, że akurat z niej wyciekła? Pragnę ją znowu przytulić, ale krew przytulić trudno. Kawałek udka też. Zlatuje z mlasknięciem. Aż mi głupio. To chyba profanacja zwłok. Mówię: przepraszam.   Na próżno, gdyż leży biedna w kałuży koloru pomidorka, dosłownie rozbebeszona i nic do niej nie dociera. O co tu chodzi? Rozumowanie spowite mgłą. Dokładam wszelkich starań, by włożyć wilgotne wnętrzności z powrotem do brzucha, jako zadośćuczynienie. To nie takie proste. Spływają mi z rąk. Zastygam jednak w zastanowieniu. Przecież nie mam gdzie. Ona już żadnego brzucha nie posiada. Ciało jak ten rozłożysty kwiat, rozmazane na parkiecie. Trochę ją zgarniam w jedno miejsce, by nie wpaść w poślizg przy wstawaniu. Wstaję.   Lecz i tak mam wrażenie, że chodzę w gęstym kompocie z kościanymi pestkami. Ślizgam się na gałce ocznej i upadam wprost na ukochany bajzel. O mało co, a straciłbym wzrok, gdyby zostało nadziane na wystający szpikulec złamanego żeberka. Na szczęście musnęło tylko policzek. W nieruchomym wzroku jednej źrenicy, widzę wiele retorycznych pytań, lecz najważniejsze brzmi: dlaczego? Skąd mam do diabła wiedzieć. Przyszedłem, usiadłem, zobaczyłem. Ale to wszystko jeszcze nie jest najgorsze. Nie wiem, czy moje zmysły i ja, to jedno i to samo.   On tu jest cały czas, jakby poza moją świadomością. Czuję jego obecność. Czasami najtrudniej uwierzyć w to, co po gębie tłucze, podpala wzrok i patrzy, aż popiół zostanie. Myślę intensywnie. A przynajmniej myślę, że myślę. Jak tu się dostał i czy to w ogóle możliwe. Muszę uwierzyć, że tak. Zniszczył nie tylko jej świat, ale także mój. Cholerny dupek morderca.   Wystaje nieokreślonym obrazem z ciała, jakby pragnął oklasków z racji swojej wielkości. Przyszpilił ukochaną nie wiadomo czym, niczym motyla w gablocie. Na dodatek rozgarnął byle jak na wszystkie strony. Za grosz artyzmu. Dlaczego go nie zauważyłem, gdy upadłem na zwłoki? Nawet musiałem się o niego oprzeć przy wstawaniu. Świadczą o tym krwawe ślady moich palców na jego gładkiej, parszywej powierzchni. Jakiej powierzchni? Co ja plotę. Znowu ześwirowany warkocz?   Przede mną pojawia się znikąd. Wielki jak góra, leży mózg. Wiem że to mój, chociaż nie wiem skąd ta pewność. Jak mogę cokolwiek myśleć, skoro ta szara ciastowatość istnieje poza mną. Teraz będzie mi łatwiej odszukać prawdziwe ja. Zaczynam się wspinać po ogromnych gąbczastych zmarszczkach. Wykrawam wielkie kawałki i szukam swoich myśli. Bezskutecznie. Odkładam dokładnie w to samo miejsce, żeby nie namieszać i nie zgłupieć do reszty. Dostrzegam jakieś dziwne wybrzuszenie. Tnę je nożem w nadziei, że znajdę swoje: ego. Niestety, nic tam nie ma. To tylko większa fałdka, odstająca od reszty.   Nagle mam wrażenie, że leżę na: zimnej, płaskiej skale. Z góry ścieka woda, oświetlona słabym blaskiem dalekiej szczeliny, do której muszę dotrzeć. Na domiar złego, nade mną wisi to samo. Bardzo nisko. Prawie dotyka spoconych, zdenerwowanych pleców. A najgorsza jest przytłaczająca klaustrofobia.   Wiem, że sufit cały czas nieznacznie się obniża. Czy zdążę wyjść, czy też zostanę nadzieniem skalnej kanapki. Żebym tylko do jakiegoś wgłębienia nie wleciał, bo wszystko wokół szare. Trudno zauważyć dziurę, przy słabym świetle. Gdybym został uwięziony na dobre, niczym sardynka w puszce, to będę czekał w ciemności na śmierć, nie wiadomo jak długo, nie mogąc nic na to poradzić.   I znowu zmiana otoczenia. W oddali, prawie przy wierzchołku, widzę otwór w ogromnym mózgu. Podchodzę bliżej i zaglądam do wewnątrz. Na dnie spoczywa coś w rodzaju zwierciadła. Odbija błękit nieba. Jest dokładnie widoczne, a przecież otwór zasłaniam sobą. Czyżbym był przezroczysty. Spoglądam na dłoń. Nie widzę przez nią mózgu. O co w tym wszystkim chodzi. A może tylko w zestawieniu z lustrem, przenika przeze mnie światło?   Zatem czaszka nie jest zupełnie pusta, skoro myślę, to co robię. Coś tam jeszcze jest.   Część ukochanej jest schowana w podłodze. Dopiero teraz dostrzegam wokół wystające klapki parkietu pomieszane ze skórą i tłuszczem. Na jego umownym boku sterczy kawałek jelita. Musiało się przykleić, gdy rozrywał ciało. A wszystko czerwonawo-różowo-szare. Tatar do spożycia jak nic. Żółtko tylko wbić.   Zdecydowanie coś ze mną nie tak. Nie mogę się połapać w tym wszystkim. Dziwaczne rozmyślania rozsadzają umysł. Przecież to moja najdroższa. Jak mogę tak spokojnie o tym myśleć. Układać obrazy gastronomiczne. Może dlatego, że od wczoraj nic nie jadłem. Ciekawe czemu? Odruchowo łapię głowę, żebym miał pewność, że jeszcze ją mam i myślę tym co trzeba, a nie czym innym. Obawiam się jednak, że to bardzo złudny spokój.   Możliwe, że część bodźców, tych najbardziej ostatecznych, nie dotarła jeszcze do mojego mózgu. Broni żywiciela na wszelkie sposoby, rzucając przed nim zasłonę innych doznań, bym traktował to co widzę, jak swoisty spektakl z efektami specjalnymi i zapomniał o tym, co najbardziej boli. Lecz w końcu i tak trzeba będzie wyjść z teatru, przystanąć, popatrzeć i w jakąś rolę uwierzyć.   Nagle widzę ogromne ręce. Obejmują pofałdowany, szary kopiec i zaczynają go dźwigać w kierunku nieboskłonu. Turlam się i spadam na coś w rodzaju trawy. Mam chyba sto procent pewności, że moja głowa nie jest pusta, bo gdy ją poruszam, to coś się obija o wewnętrzne strony i słyszę przytłumione odgłosy. Dotykam ją dwoma rękami i po raz kolejny jestem nieco zdziwiony. Kopułę czaszki mogę odkręcić. Też tak czynię. Odkręcam z kościanym zgrzytem, który skrzypiąc, rozwala echem ściany pustki wokół... ale nie nade mną i jakby niezupełnej. Wyczuwam jeszcze większy ciężar w środku. No cóż – myślę sobie – wyjmę i zobaczę, co to jest.   Coś mi dzisiaj: zdziwieniami obrodziło, lecz za dużo tego. Przestaje to robić na mnie wrażenie. Trzymam w dłoni: żelazną duszę. Jednocześnie dostrzegam w oddali stół, chociaż pojęcia nie mam, skąd się nagle wziął. Coś na nim stoi. Podchodzę bliżej. To starodawne żelazko. Widzę też koszulę. Wiem, że to moja. Strasznie pognieciona. Jak psu z gardła wyciągnięta. Prawie odruchowo wkładam żelazo do wnętrza żelazka. Staje się gorące, chociaż dusza była zimna. Zaczynam prasować.   Trudno mi idzie. Nie prasowałem już wiele długich lat, lecz za każdym przesunięciem gorącej powierzchni po cienkim materiale, jest mi dziwnie lżej. Widzę jak zgniecenia zanikają. Jakby coś ze mnie ulatywało i wlatywało jednocześnie. Niechcący dotykam gorącej części. Nie narzekam. Prasuję dalej, chociaż cholernie boli. Po jakimś czasie, wygląda świetnie. Gładka jak pupcia niemowlęcia. Odczuwam wielką ulgę. A nawet jestem szczęśliwy. Zakładam ją na siebie. Co z tego, że już jedną mam. A kto mi zabroni. Na ręce nie ma żadnych bąbli, ale ból nie ustępuje.   W oddali widzę ciemną chmurę, a pod nią rozwieszony sznur. Na nim wiele powieszonych, brudnych, samotnych koszul. W porywach wiatru, wyginają się na wszystkie strony z przepalonymi dziurami. Jakby chciały się oderwać, jakby tęskniły, lecz wybór został im odebrany. Przygnębiający to widok. Mam wrażenie, że czas się do nich skończył. A zatem przemijanie też. Będą wisieć bez końca. Przy mnie jest spokojnie i w miarę jasno, ale jakoś mnie to nie cieszy. Nie patrzę już więcej w tamtą stronę. To ponad moje siły. Wiem, że nie mogę im pomóc. Nie mam takich możliwości. Jestem tylko.   Z tym złudnym spokojem jednak coś nie tak. Przede mną, jakby znikąd, pojawia się szklana trumna. Unosi się lekko nad ziemią. Nie wiem dokładnie, co zawiera. Przed chwilą byłem przekonany, że jest blisko mnie. Idę w jej kierunku. Domyślam się kogo tam zobaczę. Jestem coraz bliżej. Spód trumny, porusza delikatnie zieloną trawę, na kształt obrazów, dotyczących mojego życia. Takiego jakie było naprawdę, a nie takiego, jakie ja widziałem. A niby skąd to wiem?   W środku dostrzegam coś w rodzaju mgły. Snuje się wewnątrz nieustannie. No cóż. Zdziwienie mnie nie opuszcza. Mgła wolno opada na dno. Taki obiekt w trumnie jest dla mnie kompletnym zaskoczeniem. Niczym w białym puchu, widzę: kwiat paproci. Jest dużo większy, ładniejszy. Oderwany od macierzystej rośliny, której tam nie ma. A jednak zakwitł. Ma coś takiego w sobie, co przyciąga mój wzrok.   Nigdy go nie widziałem, nawet na zdjęciu, ale wiem na co patrzę. Nie mogę tego pojąć. Tej niezrozumiałej dla mnie sytuacji. Wiem tylko, że zakwita raz w roku. Czyżby tak samo raz... a później już cały czas?   Krwawi, lecz za chwilę krew zamienia się w białego motyla. Przenika przez przezroczyste wieko i nagle znika.   Mam wrażenie, jakbym miał coś przekazywane, obiektami i sytuacjami, które są mi znane lub poznaje je dopiero teraz. W przeciwnym wypadku bym nie wiedział, na co patrzę i zupełnie bym tego nie ogarnął.   Nagle w absolutnej ciszy wieko się otwiera. Kwiat płynie w moim kierunku. Dlaczego nie mógł przeniknąć, tak samo jak motyl? Jest coraz bliżej twarzy. Widzę wszystkie szczegóły. Wchłania się przez nią do otwartej głowy, lecz z niej nie ucieka. Wiem o tym. Czuję przyjemne ciepło.   Znowu stoję samotny w tym dziwnym świecie.   Zakrywam czaszkę kopułą, którą zdjąłem, bo zaczyna padać. W tej chwili nawet głupi deszcz mnie raduję, bo jest taki: rzeczywisty, namacalny... lecz jednak nie chcę, żeby naleciał do środka.   Mimo wszystko czuję, że wnętrze głowy coś wypełnia, a połączenie wokół robi się trwałe. Jest trochę bardziej ociężała, lecz jednocześnie lżejsza.    Zgubiłem nóż, lecz nie odczuwam straty. Chyba dlatego, że jestem tak samo głupi, jak byłem na początku.
    • gdzieś w oddali dzwonki dzwonią jakby ktoś na coś zapraszał poetycko wszędzie wkoło uśmiechnięta wiara nasza   pośród kwiatów hen na łące widać ścieżkę pozłacaną lśnienie słońca jest początkiem jak dywanem skryło całą   tam horyzont lasu szarość drzewa tęsknią mgłą spowite czegoś jednak wciąż za mało znów zakwita prozą życie   *** już nocka zalśniła gwiazdami księżyc choć świeci to śpi więc zaśnij cichutko dla ciebie czas jest a w nim upragniony twój sen
    • @Jacek_Suchowicz ↔Dzięki:)↔Bardzo mi przypadł do gustu Twój wierszyk:) Pod względem rymów, też:)↔Pozdrawiam:))) @andreas ↔Dzięki za całkiem zmyślny wierszyk księżycowy. A zatem współpraca, przeważnie popłaca:)↔Pozdrawiam:)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...