Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

wraz
ze słońca
spłonem na lichtarzu dali
na wzgórka ołtarzu
dzień swoje żale napoczyna krwawić
kogoś te upojne mgnień zapewne oczarują fale
z cicha zadumy wysnują nastroje złe ukrócą ukojenia cumy
jeszcze nim noc na kolana światłość Pana powali
myślom modlitwę dziękczynną zanucą
gdyż każdy
mógł
podług siebie go tworzyć
wszystkiego dobrego się odeń napierać
chcieć na oścież serca Chrystusowi odwagą rozwierać
i
dług zachwycenia przełożyć na Pewność

Twa Miłość
nie może nas Twych dzieci
samych pozostawić
Boże

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




No nie wiem ale coś takiego bym widziała,
a na zakończenie;

Panie pozwól mi
jasnym płomoieniem świecić,
pozwól mej lampce błyszczeć,
dopóki zimnym tchnieniem
śmierć jeej nie zagasi..

Piszesz jak zakonnik,sorry ale tak zrozumiałam
Pozdrawiam milutko
Opublikowano

Po pierwsze - bardzo milutko dziękuję za uwagi - nigdy nie sądziłem, że ktokolwiek otworzy te moje "próbki", a już - że dopisze jakieś uwagi ... hmm ... sprawiłaś mi niemałą przyjemność (jesteś Pierwszą - mniemam, że na dalszy dobry początek). Tak się złożyło, że obok moich "podrzutków" (a nawet chyba pomiędzy) zamieściłaś swój wiersz ... zerknąłem ... i pewnie mi tak zostanie, jeśli bedę miał okazję bywania na tym forum (nigdy na żadnym wcześniej nie bywałem, po tym nie umiem się jeszcze poruszać .... etc ... i sukcesów "poetyckich" nie mam żadnych) to pewnie będę szukał Twoich i może coś dopowiem ... choć od razu deklaruję, że mój poziom "krytyki" sprowadza się do pierwszego wrażenia: podoba się bądź nie ... a powiedziedzieć - dla-czego, to już kłopot ...
Twoje - po zerknięciu na kilka - czuję, że co do tematyki mogą mi się podobać ... za jej ujęcie - już chyba mniej (Sama widzisz, że tak naukowo, jak Wojtek Bezdomny pięknie Ci gdzieś dopowiedział - ja nie potrafię)...
Ale wracam do siebie - bo w tym miejscu, to mam chyba próbować odpowiadać na skierowane do mnie uwagi (takie są reguły Forum - ja dopiero raczkuję od trzech dni ...)
Idąc od końca - nie jestem zakonnikiem ... co właśnie uświadamia mi krzyk żony, że w piecu zgasło, a ja - jak nie piszę wierszyków (których żadnego nigdy nie nie chciała przeczytać), to kombinuję, jak nimi kogoś obdarować ...
Ale powiem szczerze, gdy jako już wiekowy facet (chciałem napisać dojrzały, ale to byłaby nieprawda), kilka lat temu postanowiłem sobie swoje "szkicyki" wcześniejsze opracowywać, zbiegło sie to w czasie (jako przyczyna) z pewnym doświadczeniem religijnym ... i ... (przeskakując wiele) właściwie nie chcę i nie potrafię nie pisać tak "ultrareligijnie" ... gdy czytam wiersze księży, to mnie wręcz przeraża, że wielu z nich pisze jak "świeccy" ... itd ...

Co do naniesionych uwag - niestety nie zgadzam się i nie aprobuję, gdyż zmieniło by to sens (według mnie) - oczywiście w tym miejscu (w tym utworku), bo same w sobie są bardzo intrygujące, ale ... może się zdziwisz - smiem twierdzić, że poszczególne wątki wyrażone w Twojej propozycji zakończenia już "eksploatowałem" ... Pozdrawiam

Ps
Jak mogę o coś prosić, to bądź "grzeczna" zwrócić uwagę na formę ... w tym - w szczególności - że w tych moich próbkach, staram się, by praktycznie każdy wyraz miał do siebie rym ... dużo mnie to kosztuje, lecz na dzisiejszym "bez-rymiu" uważam to (jako laik w tej dziedzinie) za mój wkład w rozwój poezji (a poz tym, to jestem bardzo skromny)

Opublikowano

ja też taka jestem,albo mi sie coś podoba albo nie,są gusta i gusciki,ale nie mówiłam,że twój wiersz mi sie nie podoba,bo tak nie jest
i tak masz rację,to jest tak jak ktoś szybko czyta i 1sza myśl się nasunie na interpretacje,
ale i tak to odczułam za 1szym razem,a 'spłonem'czy 'spłonę':)
a tak zroumiałam,ale końcówka by się przydała;)
Pozdrawiam milutko

Opublikowano

Kaju-Maju - dziękuje za "kolejną" (drugą, ale ona też jest historyczną) wizytę ...
zdecydowanie - "spłonem" (zerkam dla pewności do pierwowzoru - faktycznie jest tak, jak skopiowiałem - wraz ze słońca spłonem, tzn. w chwili, gdy słońce się dopala, zachodzi, dopala się, spala, itd (wymyśl coś następnego ...) ... w przeciwieństwie do zapłonu - u mnie jest spłon, a dodatkowo - tym razem (tak "wojskowo") w nawiązaniu do spłonki w naboju - jest to początkiem wyzwolin (wyzgulin, etc. ...) pewnych, dalszych skojarzeń - jak to u mnie wielkie piękno ma mnie uwieść ku większemu, a może i Naj-większemu - wiec ku Tobie Boże ... Pozdrawiam (zauważam, że dzisiaj jeszcze nic swojego nie zamieściłaś ...)

Opublikowano

to wszystko jest tutaj historyczne;jedni powiedzą kiedyś tan(a)pisała z detalami,a ten(amta)
z domyśleniami:)sądzę,że czas do przodu gna i nie się nad czym zastanawiać,taka jestem,
wolę przeczytać z detalami i się rozmarzyć,jak mam myśleć,co autor chciał przez siebie
powiedzieć:)a jak już tak to wejdz na 'warsztat'i jak oceniłbys mój ostatni wiersz?bez tytułu,
a zamiast masz jak piszesz 'spłonołem'-to mi się zle kojazy,lepiej jest 'płanę' inaczej to brzmi.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Powitajmy naszego gościa gromkimi brawami! Jest inny. Może zbyt inny. Odróżniający się zbytnio od swoich sióstr i braci. Od wszystkiego, co wokół się śmieje i drwi, i kąsa...   Panie i panowie! Przed państwem: 3I/Atlas! Kometa wielka jak wyspa Manhattan. Jak rąbnie, będzie po nas. Zostanie co najwyżej trochę kurzu.   Kurtyna!   Ustają szurania krzeseł, pokasływania, chrząknięcia w kłębach papierosowego dymu, w odorze alkoholu, rozpuszczalników...   W zdumionych szeptach rozsuwają się zatłuszczone poły szarej marynarki… Ekshibicjonista! - krzyczą ochrypłe głosy.   Po chwili wahania…   Po chwilowym, jakby potknięciu… Nie! To tylko iluzja. To tylko taki efekt, który aż nadto zdaje się złudny.   Klaun to jakiś? Pokraka? Wymachuje laską w bufiastych spodniach i przydużych butach.   Nie. Zaraz! To nie tak! Zaciskam powieki. Otwieram...   I już wkracza na scenę tryumfalnie, cała w pozłocie, jakby w aureoli świętego widziadła. W mieniącej się zielenią, purpurą, czerwienią osadzonej mocno na skroniach koronie. Roztrząsa swój warkocz, rozpościera. W jakiejś optycznej aberracji, imaginacji, eskalacji…   Powiedz, czemu ma służyć ta manifestacja, ten świetlisty kamuflaż, niemalże boski? Nasłuchuję odpowiedzi, lecz tylko cisza i szum narasta w uszach. Szmer promieniowania.   Jarzy się kosmiczna pustka zamknięta w krysztale. W tej absolutnej otchłani mrozu. W tej straszliwej samotni przemijania.   Materializują się dziwne omamy poprzez wizualizację, która przybliża do celu. Co się ma takiego wydarzyć? Coś przepięknego albo innego. Albo jeszcze innego…   Mario, Maryjo, jakaż ty piękna! I tu jest haczyk. Albowiem jesteś zbyt pociągająca jak na tę świętość zstępującą z niebiesiech.   To niemożliwe!   Mój ojciec wołał cię w trakcie alkoholowej maligny. Wołał: „Mario, Mario!”, tak właśnie wołał, leżąc pijany, zapluty, zmoczony skwaśniałym moczem, zanim skonał w błysku nuklearnego oświecenia. Na szarym stepie, deszczowym, gdzieś na stepie nieskończonego czasu.   W domu drewnianym. Samotnym. Jedynym…   Nie ma już i domu, i cienia, który pozostał po ojcu. Wyparował jak tylko może wyparować ostatnie tchnienie.   A teraz zbliża się mozolnie w jaskrawym świetle, kołysząc biodrami. Maria. Ta Maria jego jedyna... I w tym świetle nad głową skojarzonym z kołem, ze skrzydłem, narzędziem, wiórem, bądź iskrą. Bądź odpryskiem jakiejś odległej gwiazdy. Bądź gwiazdy...   Dlaczego to takie wszystko pogmatwane? Korektura zdarzeń widziana przez ojca. Tuż przed zamknięciem na zawsze zamglonych oczu.   A może to właśnie forma ataku obcego umysłu, jakieś oddziaływania nieznane?   Ach, gość nasz promieniuje tajemniczym blaskiem i coraz bardziej lśniącym. Płynie. Nadlatuje. Jest już blisko…   (Szanowni Państwo, prosimy o oklaski!)   A on, a ono, a ona… -- roztrąca atomy wszechświata swoim niebiańskim pługiem. I odkłada na boki, jakby lemieszem.   Przestrzeń będzie żyzna.   Wyrosną w niej całe roje, gęstwiny… Zakorzenią się kłębowiska splątań dziwnych i nieokiełznanych rodników zgrzybiałej pleśni, szemrzących od nieskończonego wzrostu.   Pojawi się czerń. I czerń za nią kolejna. I znowu…   O, już widać ogrom przestrzeni pozostawionej w tyle. A w niej pajęczyna. Utkana. Połyskliwa i drżąca… Sperlona gwiazdami jak kroplami rosy.   Ale to nie koniec. To dopiero początek przedstawienia!   Lecz tutaj gwiazda jest o dziwo czarna. Obraca się i wpatruje swoim hipnotycznym, jednym okiem. Na kogo? Na co? Na mnie. Bo na mnie tylko jedynie. I ta gwiazda, ta grawitacyjna czeluść nieskończenia jak czarna dziura...   Chodź tu do mnie, moja ty tajemnico! Chodź… Prosto w moje w ramiona.   Dotknij mnie i olśnij w swojej potędze wniebowzięcia! Albowiem doznałem wniebowstąpienia. Raz jeszcze wznoszę się wysoko. I raz jeszcze przenikam ściany.   Ściana lśni w promieniach słońca. Na razie nie widzę szczegółów i muskam palcami wyżłobienia karafki. Patrzę przez płyn przezroczysty. Patrzę pod światło. I słyszę tak jakby wołanie z daleka. Na jawie to wszystko? We śnie? Wszystko się kołysze…   Lecz cóż to za statek, co rdza go zżera? Cóż to za wrakowisko? Cóż za wielkie zwątpienie?! To jest przejmująco kruche i wątłe. Przesypuje się przez palce proch brunatny.   A tam widzę. A tam wysoko. Przybywa z oddali zbyt wielkiej, by moc to pojąć rozumem.   I jednocześnie mam to w dłoniach i ściskam. Jądro wyłuszczone. Jądro moje jedyne, spalone i sine… tego ciała jedynego, wniebowziętego. Jądro niklowo-węglowe, żelazne...   Jest to tutaj i jednocześnie tego nie ma. Jądro masywne jarzy się w popiele...   Zbyt dużo tego wszystkiego. Za dużo naraz jeden. Nie wiem. Nic nie wiem. Odchyleń w pionie odczuwam zbyt wiele.   Za dużo. Więcej już nie mogę. Butelka ląduje w kącie pokoju z trzaskiem i brzękiem. Z rozprysłymi kroplami wokół cienistych twarzy, wokół wystających zewsząd dłoni, rozczapierzonych palców.   Kołysze się wszystko. Kołysze. Jak na okręcie w czasie sztormu. Szklanki, talerze sypią się ze stołu. Spadają na podłogę z hałasem ostrym jak igła.   Lecz może to moje tylko drżą źrenice? Może to od tego? Ale światło jest majestatyczne i piękne. I równe. I proste. I pędzące na wprost. Na zderzenie ze mną…   A jeśli mnie dotknie – zniknę.   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-09-21)      
    • Ty tutaj jesteś aż człowiekiem masz wolny wybór oraz wolę nie pozwól na to by być echem myśl samodzielnie - to Twój oręż :))
    • @Bożena De-Tre Wzajemnie, dobrego tygodnia!
    • @Nata_KrukJak dla mnie wrzesień,to jeszcze tak :), ale już później, to już na nie :)) A wiersz świetny:) Pozdrawiam:)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...