Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

W małym miasteczku nad Bugiem, żyła sobie zwyczajna rodzina. Jan przywędrował tu z dalekiej Wielkopolski, uciekając z rodzinnej wsi przed wcieleniem do Wehrmachtu. Maria była jedyną córką miejscowego kaletnika. Czarnooka, o kruczych włosach, zbyt przypominała Żydówkę by mogła czuć się bezpiecznie. Długi czas ukrywała się, a Jan, który został przyjęty „do terminu” i zamieszkał w małym składziku na tyłach domu, był jej jedynym towarzystwem. Niedługo trwało nim się pokochali.

Skromny ślub we wrześniu 1944 roku był pierwszym, zarejestrowanym w USC Ludowej Polski. W pierwszych latach po wyzwoleniu, w prowincjonalnym, sennym miasteczku, świat polityki wydawał się bardzo odległy, zarówno dla siedemnastoletniej Marii, onieśmielonej nieco statusem statecznej mężatki, jak i dla Jana, który z czeladnika szybko wyrósł na mistrza i z całą energią zaangażował się w odbudowę Cechu Rzemiosł Różnych. Przeżyli wojnę, byli młodzi, oboje nie bali się pracy, chcieli stworzyć własny dom - to było najważniejsze. Wkrótce okazało się jednak, że owszem, skoro z Partią nie po drodze, to można, ale łatwo nie będzie. I nie było.

Choć Jan całkowicie wycofał się ze struktur zarządu Cechu i wrócił do małego warsztatu teścia, gdy z wrodzoną żyłką do interesów, próbował rozwinąć zakład na większą skalę, dziwnym trafem, to właśnie jego omijały korzystne zamówienia, akurat dla niego brakowało przydziałów skór, narzędzi, materiałów, jego odwołania gdzieś się zapodziewały a podania nie mogły być rozpatrzone pozytywnie - zawsze z przyczyn obiektywnych. Ale powtarzające się kontrole Urzędu Skarbowego wciąż nie mogły pochwalić się sukcesem. Prowokacje też nie odnosiły spodziewanego skutku. Ocierając się o granice rentowności, nękany częstymi domiarami finansowymi, zakład jednak prosperował.

Tymczasem potrzeby rosły; po trzech latach małżeństwa urodziło się wreszcie pierwsze, wytęsknione i wymodlone dziecko, Janeczka. Kiedy na dobre zaczęła już biegać po domu, na świat przyszła Helenka, a po niej jeszcze Magdusia. Maria, ze ślicznej, smukłej, zawsze skorej do żartów dziewczyny, zmieniła się w stale zatroskaną, pochłoniętą domowymi pracami, zażywną gospodynię i najczulszą matkę. A i Jan, umęczony niekończącymi się potyczkami z biurokracją, nie bardzo przypominał już tego przystojnego, zadzierżystego młodzieńca z obcych stron, owianego romantyczną tajemnicą, który tak bardzo różnił się od miejscowych kawalerów.

Mimo to, a może właśnie dlatego, przez kolejne lata trwali przy sobie mocno i twardo, zmęczeni nieraz do kresu wytrzymałości a przecież czujni na każdy ból, wrażliwi bez czułostkowości i egzaltacji; jakby przeciwności losu, wiązały ich jeszcze silniej niż słowa małżeńskiej przysięgi. Praca, dom, obowiązki, praca, rzadkie chwile odpoczynku, jeszcze rzadsze przyjemności, takiej dla siebie, po prostu, zwyczajnie, jak inni. Cała ich radość i duma, cała nadzieja i miłość największa, to były one: Janeczka, Helenka, Magdusia.

Opublikowano

ostatnie zdanie mi nie leży, moze bardziej
"Całą ich radością i dumą, cała nadzieją i miłością były trzy kruszynki (no można ten wyraz zastapić): Janeczka, Helenka, Magdusia."
Ogólnie : ciekawa narracja, fajnie płynie. Mogłabyś rozbudować opisy. Pociągnąć niektóre wątki - ale to takie moje ... .
Dobrze

Opublikowano

płynny opis tego co, gdzie i w jakich okolicznościach-dobry zarys sytuacji i wszystko wydaje sie bardzo realne. Powiedzmy, że tych czasów nie lubię, męczy mnie nawet myślenie o tym. Co oczywiście nie znaczy, że mam jakieś ale do opowiadania. Zgadzam sie z BlackSoul co do ostatniego zdania - po mojemu może brzmieć po prostu "Całą ich radością i dumą, cała nadzieją i miłością były Janeczka, Helenka i Magdusia".
"Praca, dom, obowiązki, praca, rzadkie chwile odpoczynku" w tym fragmencie usunęłabym powtórzone słowo praca - jest zbędne, lepiej brzmi bez tego.
"Kiedy na dobre zaczęła już biegać po domu, na świat przyszła Helenka, a po niej jeszcze Magdusia" - w ostatnim zdaniu nawet mi pasują te zmiękczenia - tutaj jakoś mi to nie leży. Za duże zaangażowanie narratora tu sie rzuca... chyba że rzeczywiście tak chcesz-żeby był nie tylko wszechwiedzący ale i pełen emocji i komentujący zdarzenia.
Generalnie brzmi to jak część większej całości i wtedy jest jak najbardziej ok.
Serdeczności

Opublikowano

Dzięki za przeczytanie i uwagi. Nad ostatnim zdaniem pomyślę - Twoja wersja jest w zasadzie ok . Rozbudowane opisy może i by się przydały ale dla mnie to zbyt grząski grunt - nie czuję się w tym pewnie, dlatego raczej unikam.
Ten fragment to początek większej opowieści o tytułowych siostrach, tylko taki "kontekst historyczno-rodzinny". Na tym etapie nie chciałam za bardzo rozbudowywać wątków dot. rodziców - to nie o nich będzie ta historia. Pozdrawiam - Ania

Opublikowano

Witaj Aniu – miało być szczerze – to będzie !
;-D
Po pierwsze – temat.
Myślę, że ta, zaraz powojenna , historia – leżała Ci gdzieś na sercu – bo tematy z tamtych czasów nie są dzisiaj zbyt modne – no może książki Grossa – ale przecież nie o to chodzi, prawda?
Ale to dobrze – bo dobra książka musi być pisana “z pasją”!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Dla mnie, tamten okres, to żywa historia mojej rodziny i wielu przyjaciół, którzy nie poszli na łatwiznę Czerwonej Legitymacji – i ich życie ... sama wiesz , bo dobrze to opisałaś w tym fragmencie – a teraz Historia , to im właśnie przyznała rację!
Czuję, że chciała byś szybko dobrać się bezpośrednio do losów tych 3 sióstr i moim zdaniem trochę zbyt ... przyśpieszyłaś.
Opis tamtych czasów jest bardzo dobry – ta nagonka na “prywaciarzy’ - to się działo naprawdę! Niestety to jest tylko narracja, a brakuje jednak, pogłębionych sylwetek Marii i Jana.
Bo pamiętaj, że najlepiej charakter postaci oddaje się poprzez jej działanie – mogłaś na przykład wspomnieć jakiś incydent z ich wesela, gdzie bezkompromisowość Jana – ukazała by się w całym świetle.
Tak samo Maria – NIC o niej nie wiemy, a przecież to JEJ wychowanie wyraźnie wpłynie na psychikę i późniejsze postawy życiowe jej córek – co można zgrabnie przypomnieć “po latach’.

Teraz, jak rozumiem – pokażesz nam splecione, ze sobą losy tych dziewczyn – na tle trudnych powojennych lat – uważam, że to BARDZO trudne zadanie. Każda z nich powinna mówić, działać i myśleć – w podobnych sytuacjach – trochę inaczej, bo są to 3 różne osobowości – a jednocześnie powinny mieć jakiś wspólny, charakterystyczny jej rys – wywodzący się z ich dzieciństwa, właśnie u Marii i Jana.
I trzeba tę różnorodność – utrzymać przez CAłą książkę.
To bardzo trudne – ale tylko tak zbudujesz WIARYGODNĄ fabułę.
A bardzo łatwo tu – o jakąś fałszywą nutkę, która może “położyć” wszystko – i stąd jest tak niewielu dobrych pisarzy “długodystansowych”.

UFF! Mam WIELKĄ nadzieję, że nie zniechęciłem Cię do dalszego pisania –wszak ćwiczenie czyni mistrza, a mało kto umie pisać od razu “gotowca’ – mnie zawsze czekają poprawki i poprawki do poprawek i ....
Cóż – nikt nie mówił, że literatura to lekki kawałek chleba, w powieści, nad każdym akapitem trzeba się pomęczyć – jak nad osobnym Haiku :-DDDD

Ale jaki to miły nam trud – prawda?

Życzę wytrwałości, a przede wszystkim PASJI – M.

Opublikowano

UFO i Marku,
bardzo dziękuję za Wasze komentarze. Oboje rozszyfrowaliście mnie bez trudu - rzeczywiście losy tej rodziny nie są mi obojętne gdyż w tę historię wplatają się częściowo autentyczne postacie i wydarzenia; nie sądziłam jednak, że aż tak od pierwszego fragmentu to będzie widać a tym bardziej, że to będzie przeszkadzać. UFO, dzięki za podpowiedzi konkretnych zmian - wykorzystam je.

Marku - trochę mnie jednak przeraziłeś swoimi oczekiwaniami - nie wiem, czy będę w stanie im sprostać na poziomie. Nie mam żadnego doświadczenia w konstruowaniu dłuższych opowieści. Początkującemu, z krótkimi tekstami poradzić sobie znacznie łatwiej. Z "Trzema siostrami" nie jest już tak łatwo, bo zamierzyłam, aby była to opowieść o naprawdę zwyczajnych ludziach, których życie nie obfituje w szczególnie spektakularne wydarzenia, a jednak zostawia ślad. A sam wiesz jak niełatwo utrzymać w takich warunkach uwagę czytelnika. Prawda jest taka jak zgadłeś; chciałam trochę "prześlizgnąć się" przez lata dzieciństwa i młodości sióstr rozwijając ich relacje dopiero w dojrzałym wieku. Chyba muszę to wszystko jeszcze raz przemyśleć. Ale Twoje uwagi bardzo mi trafiły tam gdzie trzeba.

Początkowo miałam wątpliwości czy pokazywać ten kawałek tekstu na forum nie mając gotowej całości, ale po Waszych komentarzach nie żałuję tego. Jeszcze raz dziękuję - Ania

Opublikowano

Oj Aniu - nie chciałem Cię przecież wpędzić w konfuzję !!!

Pisz - Pisz - Pisz - !!!

Postaraj się - a będzie Ci dane - Jak mówi Pismo.

Śmiałym szczęście sprzyja - ale "Spiesz się powoli - tak aby ta historia płynęła i spokojnie i gwałtownie - ale różnie u każdej z dziewczyn. Dlatego - każda z nich powinna najpierw mieć w Twojej głowie (i sercu) KONKRETNą, i spójną fizycznie i psychicznie postać. A te swoje cechy ma ujawniać kolejno, na skutek decyzji i konfliktów które przed nią postawi życie.
Pamiętaj - im więcej wiesz o każdej z nich PRZED napisaniem książki - tym łatwiej potem odnaleźć jej reakcje i relacje ze światem. Zobaczysz - jak się do nich już przyzwyczaisz - to automatycznie znajdziesz dalszy wątek powieści - bohaterki same cię dalej poprowadzą.

I nie pomijaj ich dzieciństwa - tam , na podwórku (bez Kaczorów:)) - kształtują sie pierwsze rysy charakterów.

Tak więc - Do roboty! - jak śpiewali Przodownicy Pracy :-D

Pozdrawiam Cię serdecznie - Marek

PS

Napisałaś :
" Chyba muszę to wszystko jeszcze raz przemyśleć. Ale Twoje uwagi bardzo mi trafiły tam gdzie trzeba. " - jednak mam nadzieję, że nie masz ich teraz w ........... nosie ?!

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • "...powstanie w ogóle nie tylko nie miało żadnego sensu, ale było nawet zbrodnią. " Gen. Anders. 31.08.1944.   +++ Umówiłem się na siedemnastą, tak mi śpieszno, mógłbym już, wysłać dzieci z obrzynem na miasto, wzniecić w nim wojenny kurz.   Będą krzyże, zaszczyty, awanse, zdrowie moje będą pić, i na premiera będę miał szansę, co za chwila, chce się żyć!   Jakże strasznie dziś czas ten się dłuży, dość już mam bezczynnych dni, Stalin pewnie nas bierze za tchórzy, bo nie widzi morza krwi.   Yes! Yes! Słyszę - wreszcie siedemnasta. Uszy pieści stenów chór, rozpoczęła się agonia miasta, Świat się dowie, kim jest Bór!   +++ Co dziesięć dni rodził się jeden generał. Co pół minuty jeden człowiek umierał.

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

       
    • Wybuduję dom z drewna, ściółką łóżko wymoszczę. Igłami łąkę zaścielę, potem ją zroszę nocną jeziorną wiatru kąpielą. Różową sukienkę założę, nie przecież wolę krwiście czerwoną. Morze garniturów i garsonek odrzucę. Będzie mnie widać. Tam w kwiecistej okładce są ich losy zapisane, kobiety nie miały praw wyborczych, dziś jest inaczej Krzesło też jest tylko moje, w seledyny je ubiorę, cytrynowym słońcem doprawię. Mogę.   To inaczej niż Basia. Ona musiała szybko życie przeżyć, prawie jak motyl, co żyje jeden dzień. Krzysztof Kamil żołnierz AK i Ona studentka. Kolumbowie rocznik dwudziesty. A potem On zginął od kuli snajpera.   Basia chwilę potem umierała z Jego tomikiem wierszy trzymanym w rękach. Dosięgła ją bomba.   Nie zdążyła powiedzieć o rodzącym się pisklaku, co chciał skorupkę przebić. Polecieć ku słońcu. Dziś śnią otuleni płaszczem, Ich światło sięga Nieba. Już nie ma dwóch stron. Są Ona i On.            
    • @Manek Manek, dziękuję Ci za odpowiedź i doprecyzowanie, co było dla Ciebie najważniejsze w tym wierszu. Widzę teraz wyraźniej, jak istotna była dla Ciebie krew - nie jako symbol osoby, lecz raczej esencja życia, namiętności, intensywności. Przyznaję - mój odbiór był bardzo emocjonalny. Wiersz „przemówił” do mnie obrazem kobiecości -niekoniecznie tej cielesnej, ale archetypicznej: życiodajnej, niosącej żar i rytm. To był mój osobisty trop, nie próba przypisania Ci intencji, których nie miałeś. Wydaje mi się, że w poezji - tej dobrej, wielowarstwowej - piękne jest to, że każdy czytelnik ma prawo zobaczyć w niej coś „z boku”, coś własnego. Poezja, która pozwala żyć poza autorem, ma większą moc niż ta, która zatrzymuje się tylko na jednej ścieżce. Wolność interpretacji to nie zniekształcanie - to współuczestnictwo w sensie. Czytelnik nie musi nadążać za autorem, tak jak autor nie musi prowadzić czytelnika za rękę. Spotkanie może być fragmentaryczne, ale nadal ważne. Dziękuję Ci za ten tekst - poruszył coś we mnie i sprowokował do refleksji. A to dla mnie właśnie jest wartością poezji.
    • @Migrena dziękuję ale nawet w tych kilku słowach miałem dylemat co do ekspresji aby wyrazić przeszłość teraźniejszość i pamięć symbolicznie i nie do końca jestem zadowolony bo czy nie lepiej by wybrzmiało:

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Jak myślicie, oczywiście słowo wybuchło nie w sensie dosłownym tylko jako zjawisko, bądź Dzisiaj są z nami. Normalnie bym się nad tym nie rozwodził, ale chciałbym aby byli zadowoleni. Było ich setki młodszej i starszej młodzieży kwiat naszego narodu. Odważnych ale i bojaźliwych, jako dzieci zagubionych i spłoszonych nie do końca zdających sobie sprawę z sytuacji a jednak walczących jak kto umiał, posłańcy, sanitariuszki, budowniczowie barykad, zaopatrzeniowcy, jak dotarło to do mnie w muzeum że tyle dzieci zginęło w nierównej walce musiałem wyjść, jak trzeba było być pozbawionym uczuć żeby wywołać taką wojnę. I co mają dzisiaj ludzie z głową że niszczą się nawzajem. Niepojęte.
    • @Nela @Nela smutne i wzruszające
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...