Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano
Paulinie Ł.

na powierzchni tusz
uszkodził słowo
rozlał się na ustach
szyi i mokrych piersiach
zarysowanych pod bluzką

nie znoszę tych mgnień
kiedy razem wchodzimy
w nieobecność innych
i w siebie szybko
byleby ich zgubić
zmylić

marę poety który nie chce
skończyć z Lolitą
na kartce papieru

albo w pudle
Opublikowano

Pierwsza strofa dla mnie katastrofa (rym niezamierzony; kurde, fajnie się rymło, będę częściej tak ;)). Argumentacja będzie idiotyczna, ale chcę wyłożyć, co mi nie leży. Otóż dość mam już w poezji wierszydeł wymieniających w każdym kolejnym wersie inną część ciała. Ani już ułożyć tu czegoś ciekawego się nie da, ani to oryginalne. Tusz i usta można jeszcze przełknąć.

Co do lolity - w pudle (kartonowym) jeszcze nie próbowałem. Wolę tradycyjne łóżko ;-)

Pozdrawiam.

Opublikowano

Marusiu; wielkie dzięki :) Miło Cię gościć 1 raz. Pozdrawiam serdecznie.


amerrozzo; hehe... i prawidłowo. W takim razie popracuję i piersiczki wywalę (tj. podumam
nad 1 strofą generalnie ;) Dzięki za komentarz.
PS: przez angello prawie zawału dostałem. Ale by mi Ciebie brakowało chlip,
chlip...
;))

Pancuś

Opublikowano

wiesz, co mi się podoba? przerzutnia - usta szyi.. i będę to interpretować w ten sposób, mimo tego, że interpunkcji i tak tu nie ma ;) ale to właśnie ten urok. Druga i trzecia strofa - super. Pierwsza rzeczywiście mało oryginalna, ale jak tu inaczej opisać ciało kobiety tak, by odbiorca domyślił się, że akurat o nie chodzi? Nikomu nie uwłaczając, lecz myślę, że nie warto przedobrzać.
Mgnienia :) bomba ;)

Opublikowano

Pani Stasiu; jeszcze przed, ale nie będą one znaczne, więc za ocenę bardzo dziękuję :)


Judytko; dziękuję stokrotnie i pozdrawiam Pancolkowym uśmiechem :)


Myszko; mam już pewien pomysł na delikatne odchudzenie 1 strofki. Niemniej podumam,
żeby czegoś nie schrzanić. Bardzo dziękuję za ocenę i ważną opinię (kobiecym
okiem). Pozdrawiam cieplutko :)


Mariannko; tymczasem dziękuję i Pancolkowo pozdrawiam :)


Marlettko; Pancolek lubi wisienki!:) Dziękuje za obecność.


Pancuś

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @infelia Ojejku, jak miło :))))  Ale mi niestety natchnienie ostatnio nie służy,  za późno chyba :)))   Umykam do spania :)   Dobrej nocy :)))   Deo 
    • @Deonix_  Dzięki za lekturę. Podziel się próbką swojego wiersza, który trzymasz w zanadrzu... a ozłocę Cię pogodą ducha...
    • @Berenika97 Pewnie będzie cd. Ciekawe co było dalej :)
    • @infelia No wybacz, zapomniała ja...  Oprawa muzyczna również oczywiście wskazana :)   D.
    • To było w pierwszej klasie. Święta - nie pamiętam już, czy Wielkanoc, czy Boże Narodzenie - ale wiem, że jechaliśmy do dziadków. Mama, tata, moi bracia i ja - całą rodziną, nocnym pociągiem, tym sypialnym. Ach, jaka to była atrakcja! Przedziały z łóżkami, wszystko pachniało inaczej niż zwykle. Spałam na górnym łóżku, cicho słysząc stukot kół i rozmowy zza ściany. Dziadkowie mieszkali w Łodzi, na Piotrkowskiej, w starym piętrowym domu. Klatka schodowa była ciemna i pachniała kurzem - trochę się jej bałam, a trochę lubiłam ten dreszczyk. Dziadkowie mieli piec kaflowy, starą kredensową kuchnię i mnóstwo zakamarków, w których można było buszować. I właśnie tam, w jednym z zakamarków, trafiłam na skarb. To nie były zwykłe koraliki. Nie takie z plastiku, sklepowe. Te były... inne. Koraliki zrobione z wysuszonych ziaren ogórka, zafarbowane - chyba atramentem - i nawleczone na nitkę. Niby byle co, a dla mnie to było coś absolutnie wyjątkowego. Takie korale, jakie mogły mieć tylko lalki z baśni, albo bardzo eleganckie panie. Zapytałam babcię, czy mogę je sobie zabrać. - Ależ dziecko, to przecież byle co… Ale jak ci się podobają, to bierz - powiedziała, machając ręką. Więc je wzięłam. Zawinęłam w papier i schowałam do kieszonki. I już wiedziałam, co z nimi zrobię. Dam je pani Bogusi - mojej wychowawczyni. Ona była taka ciepła, elegancka, mówiła do nas miękko i z uśmiechem. Bardzo ją lubiłam. Dam jej w prezencie. Następnego dnia w szkole podeszłam do niej i wręczyłam zawiniątko. - To dla pani - powiedziałam dumnie. Pani Bogusia rozwinęła papier, spojrzała na moje korale i… uśmiechnęła się. - Ojej, jakie śliczne! - powiedziała. - Dziękuję, Alu - i pogłaskała mnie po głowie. Byłam przeszczęśliwa. Tylko... przez następne dni wypatrywałam ich na jej szyi. No bo jak to - skoro śliczne, skoro prezent - to przecież powinna nosić, prawda? Ale nie nosiła. Mijały dni. Mijały tygodnie. A ja codziennie patrzyłam. Aż w końcu, któregoś dnia nie wytrzymałam i... zapytałam. Przy całej klasie. - Proszę pani, a dlaczego pani jeszcze nigdy nie ubrała moich korali? Zapadła cisza, wszyscy spojrzeli na panią Bogusię. A ona się tylko uśmiechnęła - tak jak to tylko ona potrafiła  - i odpowiedziała: - Wiesz, Alu… nie mam jeszcze sukienki do nich. Ale jak kupię, to od razu założę. Uśmiechnęłam się. I z jakiegoś powodu - bardzo się wtedy ucieszyłam. Dzisiaj, kiedy sobie to przypominam, robi mi się ciepło na sercu. I trochę wstyd. Nie wiedziałam wtedy, co to znaczy „wstyd”. Dopiero po latach zrozumiałam, że ta sukienka - to było najpiękniejsze wyjście z sytuacji, jakie mogła mi dać. I do dziś, kiedy patrzę na dzieci, które wręczają komuś coś zrobionego z miłości - zawsze widzę te moje ogórkowe korale. I uśmiech pani Bogusi.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...