Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

O Starej Kobiecie i miasteczku, w którym czas wpadł w błędne koło, wieść niosła daleko. Wystarczająco daleko, by trafić do szalonych uszu pasjonata Chwili, geniusza, którego troskliwe dłonie zamykały w słojach, kufrach i butelkach chwile zdradzieckie i wesołe, pamiętne i wszelakie. Pędząca wieść wdarła się do jego świadomości wraz z wszechwiedzącym oddechem jego żony, właśnie w momencie, gdy z czułością odkładał na półkę swoje kolejne dzieło – buteleczkę oznaczoną etykietą „Chwila 11135. Markotny Jan wzrusza się podczas odgrywania hejnału”. Mówią, że wieść to wieść, nie człowiek, ba! nawet nie stworzenie żywe, jedynie wytwór, często chorej, wyobraźni i, jako taka, nie może poruszyć ani tym bardziej samoistnie wbić się w pamięć. Jednakże Ta, o której mowa (owszem, ośmielę się zaszczycić Ją wielką literą) nie tyle tylko, że zawirowała w głowie, przepchała się pomiędzy snami, marzeniami i myślami, co miała czelność stać się postacią nadrzędną w umyśle Mężczyzny, natrętną ideą fixe, sfiksowaną do szpiku kości. Mężczyzna, a w zasadzie Nosiciel Wieści, sfiksował. Kazał żonie przyprowadzić najlepszego spośród osłów, zapakował lupę, dwa słoje i kałamarz, ucałował wszechwiedzące usta lubej i oświadczył, że wyrusza w drogę. Jak przystało na wiernego prześladowcę losu, obiecał, że wróci, że na pewno i że niedługo. Jednak gdy tylko zarzucił na niecierpliwe plecy swój ulubiony tobołek, oddał się całkowicie Wielkiej Przygodzie. Ach, jakże przekorna bywa natura wieści!


***



I szedł, i pełzał, i skakał, i stękał, i rozsiewał wokół siebie piach. Osioł był wybornym wędrowcą i towarzyszem w przygodzie. Wieść miała się dobrze w uśpionej głowie Człowieka, czasami tylko jej wygodę burzył obijający się o plecy tobołek lub wyczuwalna pod oślą stopą nierówność terenu. Spokój skończył się zupełnie nagle, pewnego dnia po prostu nie mógł już znieść własnej obecności. Po piątym nowiu księżyca Człowiek otworzył oczy i niespodziewanie zaczął patrzeć. I tak pagórki, i mchy, i pszczoły, i wiatr zapachniały Chwilą. Chwile małe i duże przeskakiwały jedna drugą, ze złowieszczym chichotem pchając się pod oczy Mężczyzny, aż się ten zająknął, cały wybałuszył i pożałował. Ach, w szale serca, w pogoni za marną legendą, nie pomyślał nawet, jak wiele umknie mu chwil, skoro miał przy sobie jedynie dwa słoje. Ach, jaka to szkoda pozwolić się wyrwać i ulecieć całej gamie chwil rozkosznych i chrupiących trzymając w garści wyłącznie dwie!
Jęk żałobny i niechętnie człowieczy przeciął okolicę jak strzała i rozsrożył się nad oniemiałą doliną. W osłupiałym powietrzu coś błysło, coś się rozprysło i zgasło. Los (ach, ten ślepiec kulawy!) chciał, aby Idący Pobliską Ścieżką dał się zadziwić nagłym milczeniem i zaciemnieniem. A trzeba powiedzieć, iż był to osobnik niespotykany, z takich, co to czasami przemykają się gdzieś między zmierzchem, a świtem – cały był lepki, zwiotczały i przemoknięty, zupełnie jakby lada chwila miał spłynąć i wyparować. To od łez, odpowiedział natychmiast rozbłysłym oczom Mężczyzny.


***


Skradając się śladem Historii, która mknąc ścieżką błotnistą i dziwnie zawiłą, pozornie przypadkowo wplotła się w naszą, trafimy do miejsca, gdzie Syn Cieśli, chłopiec rumiany i czerstwy, spotkał Kobietę. Zapałał do niej Namiętnością tak dziką i ognistą, że całymi dniami chodził zlany natarczywym potem, a nocą buchał płomieniem tak niewygasłym, iż mógłby obrócić w proch niejedno sędziwe drzewo. Kobieta, do której ów wzdychał, a raczej palił się, była niewymownie ruda. Jedynym wyjątkiem były jej oczy, wodniste i niebezpiecznie głębokie – ponętna toń, w której wielu już utonęło nieświadomych. Jej ciało, zawsze nagie i lśniące, pokryte było niezliczoną ilością gorliwych piegów, które tak podstępnie zmieniały miejsce swojego położenia, że żaden z równie niezliczonej świty wiernych kochanków nie potrafił dociec, ile ich jest. A Kobieta płakała i płakała, strugi łakomych łez wnikały w jej miedzianą skórę, a głębia oczu stawała się coraz bardziej bezkresna. Ta złowieszcza niewiedza rujnowała ją, a kiedy tak mokła i nasiąkała całą gamą nieporadnych łkań i szlochów, zostawiając za sobą kałuże rude i zadziwiająco świetliste, stawała się coraz bardziej blada i przejrzysta. Pewnego dnia, jak mówią starzy bajarze, zrudziały nawet nieba, a ludzie i drzewa pokryli się natrętną rdzą i nikt już nie był w stanie rozróżnić choćby zarysów Kobiety, ani jej warg ognistych, ani oczu.
Topniały świty, pełne rozżarzonych wiatrów i modlitw o kroplę deszczu. Niektórym zdarzało się spłonąć nagle i niechętnie, a każdy robił to z tym samym milczącym zadziwieniem wygrawerowanym na twarzy jak bolesne piętno. Chichocząca Niepamięć szalała w powietrzu nawykłym do spiekoty, wdychali ją łapczywie zapamiętali w dłoniach i uśmiechu Kobiety, balsam na uparcie wspominające sny. Jedynie Syn Cieśli, ten sam, który nigdy nie ośmielił się dotknąć zniewalającego ciała, wniknął całym sobą w Rozpacz czarną i bezdenną – senniał błogo pod każdym ze słońc, a ochoczo rozmarzone myśli oplatały go nierozerwalną pętlą. Pochłonięty bez reszty wizją znikających rzęs i piegów postanowił zbadać fenomen Płaczu i tym samym wyrwać Kobietę Niepamięci. Wówczas rozpromienił się niecierpliwym zapałem; wędrując z zachodu na wschód i przemierzając nabrzmiałe odległością światy, spotkał wiele pięknych kobiet, które doprowadzał do płaczu jednym namiętnym spojrzeniem. Zdołał uwiecznić na kliszach płacz radosny i rozkoszny, przewrotny szloch i bolesne łkanie. Widział twarze brzemienne smutkiem i zalewające się łzami oczy. Usiłował i szukał, starał się i drążył, a jednak nie udało mu się stanąć w szranki z Odpowiedzią.
Wreszcie sam wydał swojego młodzieńczego ducha na pastwę nieprzepastnych łez i smutków, pragnąc świadomie chłonąć boleść cudzą i własną. Potrafił się wzruszyć każdym widokiem i dźwiękiem, topniał smakując i dotykając. Gdy zauważył, że konsystencją zaczyna przypominać beztroską bańkę mydlaną, rzucił się w ramiona Ucieczki, żarliwie wierząc, że uda mu się umknąć przed własną Chęcią i Marzeniem. Kiedy to po raz sto piąty tonął w zamiarze niewracania, Los pchnął go na ścieżkę, przy której stali tak Wieść, jak Osioł i Człowiek.


***


Tak oto się pojawił w perspektywie Bógwieznikąd, wrażeniem wyzłocił liście, ścielące się z łoskotem osławioną ścieżką. I była wokół ta niesamowitość. I była wokół ta niesamowitość, nieujarzmiona i rozwiązła, wkradła się nagłym szeptem w dniem oszarzałą okolicę. Świat zastygł nieoczekiwanie nagi w swym bezwstydzie i nawet nie przebrzmiał purpurą od tego piękna, od nieopisania, które milczało w nim mętnie wszystkie zapachy i barwy. I cóż mogli poradzić i Osioł, i Wieść, i cóż innego mógł zrobić Człowiek, jak nie otworzyć usta i westchnąć, i westchnąć wulgarnie tą Muzyką, co mży się w skroniach niepojętym nurtem, i wytrzeszczyć oczy. No, a nasz przybysz, cień człowieczy, przemierzający horyzonty z gestem odkrywcy przeklętego, wskoczył wprost w świdry spojrzeń wszelakich, brzmiących ciekawość pełną nutą, a pojęcia przebłysk w twarz mu uderzył żelazną falą. Że nie ma wpływu, błądzącego czasy widnokręgami, że umyka mu Wpływ, a Rzecz dzieje się zawsze sama i obok. Od tego nieogarnięcia Myśl zasępiła mu się w szarość, a mgnieniem przejrzystym stała się świadomość Końca. I nie miał być to Koniec dziki i pokraczny, siarczysty szał, przebrzmiewający nieba. Nie.
A więc Syn Cieśli wiedział. Co więcej, wiedział pełną gębą, że za tych kilka łez wraz z Kobietą wzruszać będzie łąki i powietrza nienamacalnością.

Opublikowano

Generalnie opowiadanie podobało mi się, nawet bardzo; może za wyjątkiem ostatniej części, w której - nadmierne moim zdaniem - nagromadzenie nowatorskich określeń spowodowało, że część ta zbyt odstaje od reszty swoim udziwnieniem. We wcześniejszych częściach określenia typu "niecierpliwe plecy", "wodniste oczy","dniem oszarzała okolica", itp. nie raziły mnie bo pozostawały we właściwej proporcji i były zabawną prowokacją wobec utartych skojarzeń. Ale lekkość pióra i wyobraźnia - do pozazdroszczenia!
pozdrawiam - Ania

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Że to goli loki Pepik? Oli logo też?
    • O, zasądź dąs, Azo!
    • @Nata_Kruk

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • nieliczni to potrafią.    wystarczy  spojrzeć na sejm rząd  wszyscy myślą jak wodzowie  CZY TO MOŻLIWE  inaczej myślący są usuwani   PO CÓŻ WIĘC ICH TYLU  pracujemy na ich kilometrówki    gdyby tylko oni    miliony klaskają  uśmiechają się obleśnie  do słów idoli obu stron  jakby były ich    czy naród musi być ślepy    krytykujemy dziecko  współmałżonka przyjaciela  dla dobra  czy inne zdanie to rozwód  tak wmawiają  gdy wytyka się zło uni    krytyka  to napaść  NA NAJWYŻSZE WARTOŚCI  unia jest nieomylna  tak twierdzą wodzowie  już kiedyś tak mówili  o innym związku   a my  nasze zdanie to pomyje    czyli unia to kto …   11.2025 andrew  Żenujący obrazek, wódz je zupę.  Jego minister także nagrywa filmik,  jak ją je. Żenujące to małpowanie. Wykształcony człowiek, a…wstyd   
    • Czy wspomniana w tytule łączy się z czasem? Odpowiedź wydaje się być oczywistą. Popatrzmy zatem razem, Czytelniku. Najpierw w przeszłość, a kto wie - może zarazem do innego wymiaru? Tak czy inaczej: spójrzmy do świata istniejącego "Dawno, dawno temu, w odległej galaktyce... " George Lucas najprawdopodobniej celowo pominął innowymiarowe odniesienie, chociaż Gwiezdna Trylogia jest cyklem filmów, stworzonych przede wszystkim z myślą o Przebudzonych. Co oczywiście nie przeczy prawdzie, że i Nieprzebudzeni mogą je oglądać.     Popatrzywszy, przenieśliśmy się zarówno w czasie, jak i w przestrzeni. Moc samoukryta istotowo tak w jednym, jak w drugiej, skierowała nas na Courusant, stolicę Republiki, gdzie Zakon Jedi miał swoją Świątynię, a Galaktyczny Senat swoją siedzibę. Jesteśmy na jednej z ulic miasta, zajmującego - czy też obejmującego - je całe. Zgodnie ze słowami Mistrza Jedi Qui-Gon Jinna, skierowanych w jednej ze scen "Mrocznego widma" do Anakina Skywalkera: "Cała planeta to jedno wielkie miasto". Rozglądamy się,  widząc...      Widząc wspomniane miasto, złożone przecież nie z czego innego, jak z przejawów kultury architektonicznej właśnie. Wieżowców, które nawet przy wysokim poziomie technologii budowlanej uznalibyśmy za niesamowite. Jesteś, Czytelniku, pod sporym wrażeniem. Może dlatego, że to Twoja pierwsza tutaj wizyta? Ja jestem pod trochę mniejszym; wędrowałem już z Przewodnikiem po światach-planetach jego galaktyki.    Gdziekolwiek sięgnąć spojrzeniem, wokół czy do  góry po ścianach budynków, jest bardzo czysto. Na wysokości piętnastego piętra znajduje się pierwszy - najniższy - poziom ruchu pojazdów powietrznych. Przesuwają się powoli, niemalże dostojnie, jeden za drugim w tę samą stronę w zbliżonych odstępach. Przeciwny kierunek ruchu urzeczywiatniany jest pięć pięter wyżej, na wysokości dwudziestego. Jeszcze wyższy, biegnący ukośnie do wymienionych, to już dwudzieste piąte piętro. Dźwięki emitowane przez ich napędy są tu, na ulicy, prawie nie słyszalne. Idąc  kilkadziesiąt kroków w prawo od miejsca, w którym znaleźliśmy się, a przyłączywszy się jakby pochodu wytwornie ubranych ludzi, docieramy do imponującego gmachu jednego ze stołecznych teatrów. Najwidoczniej trafiliśmy do świata kultury wysokiej, chociaż - co jest nie tylko możliwe, ale wręcz prawdopodobne - są tu też sfery (przestrzenie? dzielnice?) zamieszkałe przez osoby kultury niższej. Nadchodząca z przeciwnego kierunku postać o charakterystycznie zielonej skórze wydaje się być Mistrzem Yodą. Zatrzymuje się przy nas.     - Udajecie się na przedstawienie? - pyta głosem, brzmiącym dokładnie tak, jak we każdym z epizodów. Gdy tylko odpowiedzieliśmy, Moc - najpewniej według sobie tylko znanego powodu - przenosi nas bądź przemieszcza na Endor. Do porastającej całą jego powierzchnię puszczy, zamieszkałą z dawien dawna przez Ewoków. Których kulturę trudno, z racji etapu ich cywilizacyjnego rozwoju, zaliczyć do wyższej. Wygląda na to, że w naszej podróży mamy więcej szczęścia niż swego czasu Luke ze Hanem i Leią: napotkany tubylec okazuje się należeć do starszyzny miejscowego plemienia. Rozmowa przy ognisku, po wzajemnych prezentacjach, opowiedzeniu skąd pochodzimy i po ich, hałaśliwych co prawda, relacjach z niedawno stoczonej bitwy ze imperialnymi  szturmowcami, przechodzi do tematu kultury zwierząt.    - Zwróćcie uwagę na przykład na ptaki - zagaja jeden ze Starszych. - Trudno odmówić im pewnych zwyczajów, a nawet rytuałów, prawda? Taniec godowy... sposób budowy gniazd przez określone gatunki... ozdabianie tych pierwszych według osobistych pomysłów - których pojawianie się oznaczać może albo wyobraźnię, albo impulsy Mocy... wspólne dbanie o pisklęta..  wreszcie szacunek samców do samic - czy nie stanowią one przejawów kultury?                       *     *    *      Teraz spójrzmy w przyszłość. Odległą z naszego - obecnego punktu widzenia - bowiem rok dwa tysiące trzysta pięćdziesiąty minął sto dwadzieścia trzy lata temu, mamy więc dwa tysiące czterysta siedemdziesiąty trzeci. Śmierć jako jednostka chorobowa przestała istnieć,  a wraz z nią - czy też raczej przed nią - wyeliminowano starzenie się organizmu. Ludzie żyją jako wiecznie młodzi. I nieśmiertelni. Wizja z filmu "Seksmisja" została daleko w tyle. Setki, jeśli nie tysiące godzin badań i technologie medyczne doprowadziły do  przełomu, umożliwiając zaistnienie takiego właśnie świata. Bez względu jednak na to, czy jest to utopia, której istnienia pilnują członkowie specjalnie wyszkolonych oddziałów, czy taki świat może rzeczywiście zaistnieć - a może już zaistniał - w jednym z askończonej ilości wymiarów, kultura tamtejsza wyrasta wprost z ówczesnej - naszej. Wyrasta jako przejaw części ludzkiej natury, azależnej od czasu i przestrzeni. Od planety.  A nawet od wymiaru, o ile kultura stanowi cząstkę także ludzkiego - umysłu, ale i duszy. Azależnej od jakiegokolwiek organizmu, mało tego: wpływającej nań energią przeżytych doświadczeń.    Minął świat - a może jednak trwa? - przedstawiony w gwiezdnowojennych Trylogiach. To samo pytanie można postawić, albo żywić wątpliwość, odnośnie do starożytnych światów: chińskiego, hinduskiego, grecko-rzymskiego, lechickiego czy też słowiańskiego wreszcie. A może nie tylko ich?     Jakkolwiek jest, kultura płynąca z tego samego źródła, od którego pochodzą czas i przestrzeń, zdaje się mieć metafizyczny - w dosłownym znaczeniu tego wyrazu - charakter. Dlatego łączy z istoty swojej natury. I dlatego dzieli; tak samo jak prawda, z tego samego powodu. Światy duchowe, materialne i te funkcjonujące na przenikalnej przecież granicy. Świat ludzi i świat tych zwierząt, których poziom świadomości kieruje do tworzenia i utrzymywania zorganizowanych społeczności, jak na przykład pszczoły, bądź czy też oraz do zakładania rodzin.     Bowiem czy łączenie i dzielenie nie stanowią dwóch stron tej samej całości?      Kartuzy, 25. Listopada 2025 

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...