Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

zziębłam do szpiku, lód przeszywa
żarzelek jeden znaleźć ciepła,
pozwiewał drogi śnieg, niestety
i po gałązki w szadź zakrzepłam

wzeszło na przekór, popatrz zimą
bez doglądania, w mroźnych słońcach,
z początku grządek znajomości,
mówiłeś - wszystko ma czas końca

było nie rzucać ani krakać
nie pamiętałabym do teraz,
nie znoszę zimna, zawsze ono
najukochańsze, pozabiera

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




brrrr, jak zimno ;)

biedne, zmarznięte, soplem błyszczą,
a przecież miało być przyjemnie.
dlaczego teraz, czemu zimą
zamiast rozgrzewać marzną we mnie.

przyszła znienacka, dziwnym prądem,
lecz kiedy czas otworzył oczy
przemalowała je na biało.
ciekawe czemu tak się droczy.

poczekam chwilkę, aż na pamięć
kolorów zimy się nauczę
i namaluję wiersz gorący,
wiersz, co roztopi każdy smutek.


dobry wieczór Alu :)
a żarzelek cudnieńki
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



naucz się miły Amehobie
odciśnij w sercu, nie na pamięć
relief głeboki, nie synapsy,
ważniejsze zawsze będą dla mnie

a kiedy wiosna, lato jesień
czy mróz siarczysty zamajaczy...
to żadne moce ani święci
nie zdoła rzeźbie odtłumaczyć

:)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


a nie wiem, nie wiem :)

skarcony w kącie grzecznie stoję
niech uspokoją się atomy,
relief z synapsą w dłucie mylę
- zaczęła mrugać, śmiać znajomym
wyobrażeniem tamtej chwili.
mój posąg ożył, nie mówili,
że to się zdarzyć może czasem.
wnet zrozumiałem, że ktoś znowu
magicznie odtłumaczył piasek.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



jakże się wdzięcznie czepiasz słowa
podajesz ramię, tak wypada
i już się twoje z moim znają
już mogą chodzić, leżeć, składać

któż może słowom snów zabronić?
sreberka dalej zwija świstak,
czasem mnie tylko żal pogłaszcze
nie twoją ręką ot, się przyznam

:)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


znów roześniły nam się słowa,
pod rękę idą wystrojone,
wnet im zagrają mendelsona
by mogły spłodzić piękny sonet.

niechaj się pławią w metaforach
pląsem weselnym rozbudzone,
i niech na zawsze si signora
z rymu rozbiera słów małżonek.

zbliżą się pióra westchnieniami
niebieskich tęsknot, czułych dłoni,
skrywane myśli znajdą drogę
w labirynt marzeń o arkadii.

puenta ich nigdy nie dogoni,
bo… zaślubiny też są słowem.

:)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



na zimno kraczesz oraz jojczysz
jak widzę czynisz to z ochotą
lecz ono w życiu nic nie kończy
jest źródłem przemian – to ich motor

zmrozi świat wokół, wstrzyma oddech
ponoć miłości pozabiera
by wiosną przynieść, co najsłodsze
ożywić to, co dziś umiera

zamienić w zieleń ziemi szarość
dać narodziny wszem żywotom
lecz pierwej musi odejść stare
by mógł popłynąć życia potok

więc przetrwaj zimę w ciepłej gawrze
i nie rozsmucaj świata wokół
kiedy zawilec zacznie patrzeć
to się zakochasz, jak co roku
:))))
Opublikowano

Witam i o samopoczucie pytam. Jak mi się zdaje, już całkiem uciekłaś ze znajomego portalu. W ogóle szukam tam znajomych nicków - coraz mniej; szukam czegoś do poczytania - coraz mniej i robi się smutno, oraz nudno. Też przestałem zamieszczać tylko od czasu do czasu poczytam, ale już nie komentuję. Może mnie się tak wydaję, ale widzimi się, coś niedobrego dzieje się z poezją, przynajmniej w tamtym otoczeniu.
Ale co tam!
Pozdrawiam serdecznie. M

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Simon Tracy  bo człowiek jest piękny. W nas jest wszystko- i wielkość i małość. Zdolni jesteśmy do najwznioślejszych czynów, i podłych
    • Jeśli myśl stała się słowem a ono zakiełkowało i przeistoczyło się w ciało, które pod wpływem złych duchów i omenów, zrodziło najgorszą z plag. Owoc grzechu - człowieka. Jego wszelkie upodlenia i niedoskonałości. Braki i ograniczenia. Zaściankowość i pychę. Nienawiść i podłość.   Alchemiczny wzorze,  czarnomagicznych rytuałów. Myślałeś, że Diabeł ukorzy się przed Tobą, strażnikiem bytów Miasta Umarłych i Ib. Namaści, Twoje skronie, laurem Edenu  i koroną z klejnotem boginii Isztar. Lecz tym razem pycha Cię zdradziła. Konałeś w szponach  zawezwanych olbrzymów. Złorzeczyłeś gdy wyrywano Ci członki i serce, na ołtarzu księżycowym. A ślepi bogowie, tańczyli wśród zamieci na szczycie góry. Ujrzałeś jedynie oczy tego, który pełza przez nieskończone korytarze eonów. Zasnąłeś w ramionach śmierci.   Obudziłeś się o 4:20 w swoim domu  w Nowej Anglii. Byłeś zlany potem i cały we krwi. Nie swojej.  Obok Ciebie spoczywało jej ciało w zwiewnej, letniej, nocnej koszuli barwy kremowobiałej. Teraz jednak szkarłat krwi,  zdobił jej piersi, brzuch i usta. Miecz z pieczęcią i imieniem strażnika do połowy klingi, spoczywał w jej sercu. Jej rozwarte szeroko, błękitne oczy, zwróciły się na Twoim obliczu. Trup przemówił,  głosem nieludzko zdeformowanym.     Idż luby drogą Królowej Potępionych, przekrocz w dniu przesilenia, północną bramę i oddaj cześć Tiamat. Zaprowadzi Cię ona do świątyni. Tam w odmętach starożytnych korytarzy odnajdziesz gniazdo Matki Tysiąca Młodych. Nakarm, koźlęta swą krwią i wyryj na piasku pieczęć tego, który wędruję na prastarym słońcu. Przeklnij, zaklęciem, duchy Pierwszych. Po siedmiokroć, wychwal imię Kutulu. I odbierz strażnikom pieczęci. Wtedy dopiero uciekaj w pełzający  w chaosie byt a flety i piszczałki zagłuszą Twe kroki i zmylą Ślepe Bóstwa ze szczytu śnieżnej góry. Tak oto przebudzi się święte miasto na dnie. Powrócą oni.   Ciało na powrót zamarło w sztywnym skurczu pośmiertnym. A ja w totalnym szoku i desperackim odruchu. Doczołgałem się po omacku do nóg, hebanowego biurka.  Ledwo wdrapałem się na oparcie krzesła i roztrzęsionymi rękoma otworzyłem księgę, oprawioną w za dobrze mi znaną skórę. Odnalazłem bez trudu stronę z zaklęciem pierwszej bramy. Usypałem szybko pieczęć z soli  wokół mojego krzesła. Już dużo spokojniej odłożyłem zawiniątko z solą na stół i sięgnąłem po mały, czarny sejf  stojący w rogu biurka. Wprowadziłem hasło  i wyciągnąłem z niego rewolwer. Spokojnie odwróciłem lufę w swoją stronę. Czułem podświadomie, że ona stoi nade mną i czeka na dogodny moment. Rzuciła się na mnie jak zwierzę i wbiła kłami w odsłonięta kołnierzem szyje. Wtedy rozległ się strzał. Szkarłat krwi, zabrudził stronnice, przeklętego dzieła, szalonego Araba. Lecz jedynie przez moment tkwiły na pergaminie nieruchomo. Pieczęć przyjęła i spiła całą ofiarę. Rytuał się dopełnił.    
    • @Berenika97  wojna to tysiące ofiar, nie bezimiennych. Każda z nich to imię, nazwisko, dramat. Piękny
    • @Berenika97  i historia może się powtórzyć @Berenika97 dziekuję @Simon Tracy, @Robert Witold Gorzkowski dziękuję
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

          Gdzieś tam Cię poniosło, woda bywa, że niesie. Pzdr :)     Bardzo dziękuję za próbę interpretacji.  Pozdrawiam :)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...