Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

zapatrzyłem się
na zielone stawy
co szklistym porankiem
wierzby stoją cieniem
zapatrzyłem się na życie
na małych pisarzy
co malują ich szkliwo
w takt własnych pacierzy
zapatrzyłem się..
w dnia ciężar
na pszenicy brzemię
na niebo sie zapatrzyłem
i kształty na niebie
jak wędrowcy niebiescy
bez pokusy ziemi
w chmurach i nad chmurami
a duch między niemi
zapatrzyłem sie w oczy twoje
w twoje kwiatów usta
w szum, gdy bosa
po trawie
rosę zbierasz rankiem
gdy wiatru kochanką jesteś
a on twym kochankiem
w te stronę sie zapatrzyłem
co wyciągasz dłonie
tam pragnę
i żebraczym grzbietem
ocieram się o nie
tam skronie swe stroję
tym złotym laurem
co siłę daje
bym mógł z wiarą
pewnie iść pod górę
tam dotykam
choć wokół pusto,
choć cisza,
słyszysz mnie
miłości moja?
...
powiedz..
"słyszę"

Opublikowano

Dobry pomysl...Forma troche gorsza..Jest troche bledow, ale ogolnie mi sie podoba bo ma wiele ladnych metafor..


"słyszysz mnie
miłości moja?
...
powiedz..
"słyszę" "- ta czesc jest dla mnie zbedna..Po tytule wiadomo ze zwracasz sie do milosci..
Opublikowano

Dziekuje wszystkim za miłe uwagi. Słowo do Dormy. Pozbawiając wiersza tych wersów uczyniłbym go wierszem o niczym., ale to juz tylko moje odczucie. Ech no nic, dziekuje raz jeszcze

ps.
Wyczytałem w regulaminie, że nie inbteresuje Państwa geneza powstania wiersza, warunki jakie wpłyneły na jego kształt, dziwnie, hmmm, wiersz to nie kiełbasa ale to juz tak na marginesie Skąd wy bierzecie te definicje błędów, sa jakies przepisy na wiersz? Jesli ktos takie posiada prosze o kontakt

pozdrawiam

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



To nie jest do konca tak.Mysle ze troche pan znadinterpretowal regulamin.Chodzi o to ze kazdy pisze wiersz pod wplywem czegos i bardzo trudno jest zwyklemu czytelnikowi od razu wiedziec co to za powod.Pozatym nikt nie bedzie przeciez autorowi zarzucal jakiegos rozwiazania- pod wplywem czego ma pisac wiersz..

A co do bledow i sposobow na wiersz.. kazdy chyba panu powie ze takich nie ma..kazdy pisze pod wplywem czegos innego i w inny sposob..
Opublikowano

za dużo zapatrywania się powtarzanego i ktoś mnie zastrzeli, ale nie przypadł mi do gustu ten wiersz, przegadany, jak dla mnie;

choć fragmenty, np.:
zapatrzyłem się na życie
na małych pisarzy
co malują ich szkliwo
w takt własnych pacierzy (i inne)

są ładnie brzmiące, ciekawe byłoby, bez zbędnych słów, pozdrawiam, a.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



"strumień świadomości" od razu skojarzył mi się z nazewnictwem, którym posługiwał się Wiliam James. Czy to zbieg okoliczności czy celowe skierowanie myśli czytelnika w określoną stronę? Bo idąc dalej tym tropem myślenia to na plan pierwszy wysuwają się przeżycia i prawda, która nie ma charakteru logicznego lecz wyłącznie psychologiczny. Patrząc z tego punktu widzenia zupełnie uzasadniony wydaje mi się taki kształt wiersza i brak podziału na strofy.
Podczas drugiego czytania zaczął mi się podobać.
Pozdrawiam
Zofia

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Tyle złamań to rzadkość. Ja po czołowo - bocznym zderzeniu z ciągnikiem miałem tylko 4, a samochód był do kasacji:). Pozdrawiam. 
    • Wieczór kawalerski, czyli jak wędzenie zamieniło się w ortopedię   Nic nie jest trwałe. Na pewno nie żebra, nie obojczyk i - jak pokazuje życie - nie małżeństwo. Moja przyjaciółka Hania może to potwierdzić. Miała męża, Jana. Już go nie ma. Jak śpiewają Rosjanie: „paszoł k drugoj”. Jego strata. Próżnia długo nie trwała - pojawił się Marcin. Gość w porządku, choć formalista.  A jak formalista, to wiadomo - ślub. A jak ślub, to i wieczór kawalerski.  A jak wieczór kawalerski, to... ortopedia. Ten wieczór zapamiętam na długo. I nie tylko dlatego, że karkówka była tak dobra, że można było ją opatentować jako broń masowego rażenia. Ale też dlatego, że od tamtej pory moje żebra grają na zmianę z obojczykiem koncert bólu, który zna tylko ten, kto próbował zasnąć z klatką piersiową w wersji origami. Wieczór był połączony z wędzeniem - taki kulinarny multitasking. Produkty miały trafić na stół weselny. Trafiły. Ja natomiast trafiłem na SOR. Następnego dnia. Złamanych dziewięć żeber i obojczyk. Nikt nie mówił, że będzie łatwo, ale też nikt nie ostrzegał, że będzie aż tak... dramatycznie. Wszystko zaczęło się klasycznie: chłopaki ze wsi, kilka piw, rozmowy o sporcie, narzekania na politykę, grill, karkówka, steki, kiełbasa z nutą dymu i testosteronu. Po kilku godzinach - piątka na pożegnanie. Do domu miałem niedaleko, z górki. I właśnie ta górka okazała się zdradliwa.  Spadł deszcz, droga śliska, a mój telemark wyglądał bardziej jak taniec godowy pingwina. Padłem. Usłyszałem chrobot żeber. Zakląłem. Nie mogłem wstać - ból jakby Chuck Norris kopnął mnie w klatkę piersiową z orbity. Wstałem, zrobiłem kilka kroków i… znów gleba.  Kolejny chrobot. Tym razem obojczyk. Ale o tym dowiedziałem się dopiero na SOR-ze. Proces wstawania przypominał narodziny żółwia z betonu, ale udało się. Ból nieziemski, ale cóż to dla młodego mężczyzny 60+? Dałem radę. Do domu miałem 300 metrów. Zakomunikowałem żonie, że wszystko wyjaśnię rano, umyłem zęby i poszedłem spać. Rano - konsternacja.  Nie mogę wstać z łóżka.  Po kilku godzinach prób, okraszonych przekleństwami i jękami godnymi opery, zrezygnowałem. Rodzina wezwała posiłki - czyli karetkę. Ratownicy po wstępnych oględzinach uznali, że kręgosłup jest cały, i pomogli mi usiąść, używając siły, której nie powstydziłby Hulk. Nie było to przyjemne, ale przetrwałem i nawet nie zawyłem z bólu. Jak już usiadłem, okazało się, że mogę też chodzić - czyli do karetki doszedłem sam, jak bohater filmu akcji klasy B. Kilka godzin oczekiwania na swoją kolej. Indywidualny spacer do RTG, zdjęcie i potem zdziwienie personelu: siedem żeber z prawej, dwa z lewej, obojczyk z przemieszczeniem. Dostałem zakaz chodzenia, więc dalsze procedury już na wózku, pchanym przez pielęgniarza, który wyglądał jakby właśnie wrócił z maratonu. W końcu wylądowałem na sali, gdzie leżało dziesięciu takich połamańców jak ja, czekających na decyzję, co dalej. Obok mnie turysta z Tajlandii z pęknięciem czaszki -pobity przez turystów z Chin. W pierwszym odruchu przeprosiłem go za Polaków, bo myślałem, że to nasi pokazali „gościnność”. Tak zaczęła się moja rehabilitacyjna przygoda.  A wieczór kawalerski?  Cóż... niech będzie przestrogą dla wszystkich, którzy myślą, że po piwie z górki to tylko zjazd do domu.  Czasem to zjazd do ortopedy.
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      On jest nie tylko tutaj. On jest w wielu miejscach. Zapytaj go, czy ma tego świadomość...  
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        Gąska Balbinka ;-)   Pzdr :-)
    • No ja mam inny pogląd ;-)   (Czy on wie, że jest tutaj?)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...