Mr._Żubr Opublikowano 12 Sierpnia 2007 Autor Zgłoś Opublikowano 12 Sierpnia 2007 Myślałem, że to będzie gospoda podobna do wszystkich innych. Myślałem, że zastanę w niej grubego, łysego karczmarza, spitych gości i grube dziewczęta nalewające wina. Ach, gdybym nie wchodził do środka... Uniknąłbym wielu kłopotów. Ale nie uniknąłem. Wszedłem do środka. Pragnienie mnie do tego zmusiło. Gdy stanąłem w drzwiach, mój wzrok przykuła postać karczmarza. Był wysoki, chudy i wpatrywał się we mnie, jak magik w księgę. Wydawał się dziwny i podejrzany co najmniej z dwóch powodów. Po pierwsze: zapach. Otóż karczmarz śmierdział. Ale nie, żeby tak zwyczajnie śmierdział łajnem, albo potem, o, co to, to nie! Nigdy jeszcze nie czułem tak dziwnego odoru. Ten smród po prostu nie przypominał niczego, co do tej pory dane było odczuć mojemu szlachetnemu nosowi. Drugim powodem mojej natychmiastowej niechęci do śmierdzącego mężczyzny stanowiło to, że był od pasa w górę nagi! Czy poniżej bioder był w coś ubrany, tego nie wiedziałem, gdyż dolną połowę karczmarza przesłaniał mi szynkwas. I byłem z tego rad. Podszedłem do lady. Bałem się pod nią zaglądać, bo mogło się okazać, że śmierdzący karczmarz nie ma spodni. - Chcę się napić piwa. - Każdy czegoś chce. - odpowiedział mi karczmarz spokojnym tonem. Nie dość, że golas i śmierdziel, to jeszcze filozof! Czy to nie lekka przesada? Całe szczęście, po chwili dostałem kufel napełniony złocistym napojem. - Ile? - zapytałem. - Co ile? - Ile mam ci zapłacić? - byłem już nieco zrezygnowany. Czy on jest taki głupi, czy tylko udaje, pomyślałem. - Pięć denarów. Jednak, jeśli nie chcesz, nie musisz płacić monetą. Moi klienci mogą płacić na różne sposoby. Bez słowa wręczyłem golasowi pięć denarów. Nie chciałem znać tych "różnych sposobów". Gdy chciałem usiąść przy jakimś stole, zauważyłem, że w karczmie znajduje się tylko jeden gość. W rogu sali siedział krasnolud o przekrwionych oczach. Usiadłem w przeciwległym rogu. Ledwie zacząłem sączyć moje piwko, gdy niski brodacz wstał od stołu, podszedł do mnie chwiejnym krokiem i przysiadł się bez słowa. Dobrze, że przynajmniej nie śmierdział. To znaczy śmierdział, tyle, że normalnie. Potem i alkoholem. Przez jakiś czas wpatrywał się we mnie swoimi przekrwionymi oczyma. Na głowie miał hełm, a za pasem topór. Pewnie najemnik, pomyślałem. Dłużej nie wytrzymałem nieprzytomnego spojrzenia. - Przepraszam, ale czy szanowny pan czegoś sobie życzy? - Postaw kolejkę biednemu krasnoludowi... - Nie ma mowy! Poszukaj sobie innego frajera! Ja jestem biedny, jak świątynny szczur! Nie w głowie mi filantropia! - Ja bardzo cię proszę... - krasnolud położył mi rękę na ramieniu. - Nie dotykaj mnie, ty śmierdzący, zawszony kurduplu! Myślałem, że śmierdzący i zawszony kurdupel jest na tyle pijany, że nie będzie miał siły mnie uderzyć. Myliłem się. Ciemność. Ocknąłem się. Byłem w pomieszczeniu wypełnionym beczkami i butelkami. Od razu domyśliłem się, że to musi być zaplecze gospody. Czyli nie było ze mną tak źle. Zauważyłem lustro na ścianie. Gdy do niego podszedłem zobaczyłem młodego mężczyznę o ciemnych kręconych włosach. To ja! Podbite oko wyjaśniało dlaczego wszystko mnie boli i kręci mi się we łbie. Przypomniałem już sobie, co się stało. Ja chyba już nie lubię krasnoludów. Drzwi otworzyły się skrzypiąc i na zaplecze wszedł przedstawiciel rasy, którą właśnie przestałem lubić. - Wybacz - rzekł brodacz - żem obił ci gębę. - No nie wiem, nie wiem - odpowiedziałem, zadzierając bolącą głowę do góry. - Ja żem nie chciał. Poniosło mnie. - No dobrze, wybaczam ci. - Uff... Już myślałem, że cię zabiłem. Te krasnoludy nie są wcale takie złe. Przeceniają jednak swą siłę. Przynajmniej ten jeden. - A powiedz ty mi jeszcze - mówił dalej krasnolud - jak cie zwą? - Mów mi Gessamir. - A ja jestem Haselgher, znany jako Czyżyk i tak mnie możesz nazywać. Drzwi na zaplecze znów zaskrzypiały i przed nami pojawił się karczmarz. Głęboko odetchnąłem, gdy okazało się, że ma na sobie spodnie. Ale od pasa w górę nadal był nagi. I śmierdział. - O, nasz chudziaczek się obudził. Czyżyk, mamy do pogadania. Obaj wyszli na izbę, a ja zostałem na zapleczu. Przystawiłem ucho do drzwi, żeby coś podsłuchać. Cały czas mówił karczmarz, ale wyłowiłem tylko pojedyncze słowa: Gessamir, sekta, odrodzenie, będzie się nadawał, pomóż, nagroda... Chyba czułem jeszcze skutki wcześniejszego uderzenia, bo kompletnie nie zrozumiałem, co się święci. Po chwili Czyżyk wszedł na zaplecze, a ja odskoczyłem od drzwi. - Wybacz mi raz jeszcze, dobry człowieku. - powiedział ze smutnym wzrokiem. Nie miałem pojęcia, o co mu chodzi. Myślałem, że już się pogodziliśmy i krasnolud nie miał powodów, by znów mnie uderzyć. Myliłem się. Ciemność. Znów się ocknąłem, ale nic nie widziałem. Nic mnie nie bolało, a obita twarz... Twarzy po prostu nie czułem. Próbowałem wstać, ale usłyszałem nieznany męski głos. - Ocknął się. Za wcześnie, cholera. Myślałem, że bicie już się skończyło. Myliłem się. Ciemność.
Mr._Żubr Opublikowano 12 Sierpnia 2007 Autor Zgłoś Opublikowano 12 Sierpnia 2007 Niedokończone. Miało być takie humorystyczne fantasy, a wyszło... to:)
Jimmy_Jordan Opublikowano 16 Sierpnia 2007 Zgłoś Opublikowano 16 Sierpnia 2007 Ładna kompozycja, za nią właśnie należy się plus, który jest jednak zniwelowany minusem za język (próba stylizacji była, ale to niczego nie zmienia...) [quote]Uniknąłbym wielu kłopotów. Ale nie uniknąłem tak nie uniknąłeś, ale to wynika z pierwszego zdania, a jeżeli nie chcesz usuwać tego drugiego, usuń chociaż "ale" [quote]Drugim powodem mojej natychmiastowej niechęci do śmierdzącego mężczyzny stanowiło to drugim powodem...stanowiło to ogółem historia całkiem całkiem, tylko sposób opowiadania, piękne były to czasy jak z kumplami w lochy i smoki.... pozdrawiam Jimmy
Mr._Żubr Opublikowano 16 Sierpnia 2007 Autor Zgłoś Opublikowano 16 Sierpnia 2007 Rzeczywiście, te zdania trochę takie ekwilibrystyczne i kaskaderskie. Dzięki za poświęcony czas i komentarz, co w tym dziale jest naprawdę czymś:) Pozdrawiam
kaja-maja28 Opublikowano 11 Września 2007 Zgłoś Opublikowano 11 Września 2007 Ciekawa opowieść,choć ja już bym nie weszła do takiej karczmy co bije od niej odorem,nawet nie wiem gdzie by to było. Ale wiadomo chłop jak ma pragnienie to wszędzie wlezie:) Pozdrawiam milutko
Mr._Żubr Opublikowano 11 Września 2007 Autor Zgłoś Opublikowano 11 Września 2007 O proszę, któż tu zajrzał!:) Dzięki wielkie za czas poświęcony na czytanie moich wypocin:D Naprawdę sprawiłaś mi niespodziankę, cieszę się:) Pozdrawiam
czarny kapucynek Opublikowano 16 Stycznia 2008 Zgłoś Opublikowano 16 Stycznia 2008 mnie to przypomina dzieła F. Kafki - oprnie się czyta, ale chce się wiedzieć, co się jeszcze wydarzy, dlatego nie rzuca się książki w kąt, tylko kończy ją. ogólnie ciekawie, ale mogłobyć trochę lepiej.
Rekomendowane odpowiedzi
Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto
Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.
Zarejestruj nowe konto
Załóż nowe konto. To bardzo proste!
Zarejestruj sięZaloguj się
Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.
Zaloguj się