Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Rozrżały się konie w grzywiastym galopie,
ich szczere zębiska zalśniły nad łąką,
roztrzęsły się śmiechem kopnięte konopie,
uśmiało ukropnie się słonko!

Uchachał się chochoł ze strachem na wróble,
żabiszcze rechoczą od ucha do ucha,
paroksyzm bulgocze w brzuchatym śmiej-źródle
i śmiechu kaskadą wybucha!

Nad rzeczką drwi wierzba płacząca ze śmiechu
i rzeczka się skręca z głębokim chichotem,
a bociek nie może już złapać oddechu
i kłapie dziobiastym klekotem!

Kukułka ma czkawkę, tak śmiechem się krztusi,
osika dyskretnie się trzęsie w ustroniu,
na polu sam upał ze śmiechu się dusi,
a myszy aż piszczą na błoniu!

Mak tak się już naśmiał, że aż jest czerwony,
zatacza się ścieżka, nie mogąc tchu wydać,
a kret jest stokretnie już tak ubawiony,
że nawet mu oczu nie widać!

Pękają ze śmiechu kaczuszki pokraczne,
puchate gę-gęsi i gda-gda-gda-kury,
i kwiczą tarzając się świnki cudaczne,
i wrona kraknęła w śmiech z góry!

A krowy wprost ryczą, że chodzi obora,
barany się śmieją baranio, słodziutko,
i trzeszczą swym śmiechem drzewiska po borach
jak starcy pod karczmą nad wódką!

A nocą puchacze chuchoczą w pobliżu,
lubieżnie uśmiecha się księżyc – łobuziak,
przechodząc pod oknem panienki w negliżu
i kradnąc na drogę jej buziak.

Opublikowano

fantastyczny, humorystyczny wiersz))):
wszystkie wersy są ze sobą poukładane, co ja najbardziej cenię, świetna 3 zwrotka, więcej dodam jutro):
pozdrawiam i proszę o ocenę moich wierszy):

Opublikowano

wesoły wierszyk ;). lekko się czyta. szkoda tylko, że tak do końca powodu tego uśmiania nam nie wyłuszczyłaś. bo ani te konopie, ani to, skądinąd ciekawe, zakończenie (chociaż wiersz wydaje się być nie zakończony) jednoznacznie mnie nie przekonują do takiej histerii. moim zdaniem przydałoby się coś jeszcze, co by tłumaczyło tak powszechne rozbawienie, bo w przeciwnym razie, to tylko pusty śmiech... pozdrawiam serdecznie.

Opublikowano

Uśmiałam się :)))
Napisane bardzo sprawnie i to fajna zabawa słowem.
Właściwie w każdej zwrotce jakaś perełka.
Razrżały się konie, Uchachał się chochoł , rzeczka się skręca z głębokim chichotem, bociek...kłapie dziobiastym klekotem...itd
Ale rację ma Sylwester Lasota. Gdzie przyczyna?
Przydałby się jakiś powód niebanalny, chyba, że to przez ten księżyc co buziaka roznegliżowanej panience skradł :)).
Ale to tylko na uśmiech wystarcza, a gdzie uchachanie ?
Niechby go ta panienka choć złapała, albo co :)

Opublikowano

I ja się uśmiecham gdy wiersz przeczytałem
do Ciebie i wszystkich co wokół
TVN podało fakty mało znane:
pękł zbiornik nadtlenku azotu*

Fajne i miłe i tylko tyle - właśnie wyruszam na POP

pozdrawiam z uśmiechem Jacek SGA

* nadtlenek azotu - gaz rozweselający

Opublikowano

faktycznie, sprawne bardzo :) rytm, rym - kapitalnie stuka, lekko się czyta, przyjemnie. Ale jednak brakuje puenty z fantazją ułańską do pełnej satysfakcji. może dlatego jakoś tak monotonnie i natrętnie wariacko mi ten brecht wychodzi i zaczynam się bać :D
ale fajny, fajny

pozdrawiam serdecznie,
m.

Opublikowano

Witam Wszystkich w gościnie!
Na wstępie pragnę wyjaśnić zamierzenie autorskie: ten śmiech "sierpienny" w całej przyrodzie to miał być wyraz ogólnej radości życia, to po prostu takie sierpniowe rozbuchanie całej przyrody, taki jej radosny wybuch - bo sierpień jest w naszym klimacie miesiącem, w którym najbujniej cała natura ożywa. I tylko tyle. :-)
Ale może faktycznie lepiej by było, gdybym dodała jakąś konkretną przyczynę tego ogólnego rozbawienia? Pomyślę.

Panie Poeto, dziękuję za dobrą recenzję. Nie omieszkam skomentować Pana (Twoich?) wierszy, kiedy je tu zobaczę.
(Niemal ze wszystkimi jestem tu na "ty", bo należymy do tego samego "koła zainteresowań" i jesteśmy kolegami po piórze, stąd też moja sygnaturka; ale jeśli ktoś ma życzenie, mogę oczywiście przejść na "pan/pani").

Sylwestrze, dziękuję, bardzo mi jest miło, że podoba Ci się mój wiersz, mimo uwagi (na którą już odpowiedziałam na wstępie).

Joanno, Mistrzyni Wierszy Rymowanych - Twoja pochwała mojej sprawności poetyckiej jest dla mnie fachową i autorytatywną pochwałą! Cieszę się.

Jacku, nie często spotyka mnie zaszczyt otrzymywania Twoich komentarzy, toteż tym bardziej się cieszę z Twojej wizyty u mnie. Dodałeś bardzo fajną i pomysłową puętę. Ja też czytając ją uśmiecham się do Ciebie, o: ;-)
"Fajne i miłe" - to jest "tylko"??? No wiesz?... :-/
PS. Pozdrów ode mnie cały POP, wszystkich, koniecznie, nie zapomnij! I poproś Messę, żeby jednak zrobił zjazd w którąś sobotę, jeżeli rzeczywiście chce nas widzieć u siebie w Szulmierzu. OK? No i baw się dobrze!

JacaM, dzięki, bo rozumiem, że to pochwalenie tekstu? Oczywiście, że nadaje się on dla dzieci. Uważam, że wiersze dla dzieci nie mają prawa być gorsze artystycznie niż wiersze dla dorosłych. (Piszę to na wszelki wypadek, bo wiem, że na tym Forum niektórzy są zdania, iż określenie "wiersz dla dzieci" to jakaś ujma; wiele doskonałych utworów znanych poetów dzisiejszych i dawnych - to wiersze adresowane m. in. do dzieci).

Cecylio, cieszę się, że wiersz Cię ubawił - o to chodziło! I cóż z tego, że bez przyczyny? Czasem radość życia czy stan rozbawienia nastaje całkowicie irracjonalnie - po prostu dobra chemia, karma, rozhuśtanie życia! ;-)

Pawle, no właśnie, mnie się też ona podoba. ;-)
Dzięki za przeczytanie mojego wiersza.

Klausie, dziękuję bardzo za dobrą opinię o wierszu. Odczytałeś jego nastrój właśnie tak, jak ja go czułam pisząc - właśnie to chciałam nim wyrazić!

Dr... Barbiturianie, dlaczego nie potrafię brać pana uwag poważnie? Acha, wiem: wszędzie są niemal identyczne i tak samo niesmaczne oraz niefachowe. Ale dzięki za przeczytanie i wpis.

Magdo, dziękuję za pochwałę, miło mi. Monotonnie? Hmmm... Wydawało mi się, że wiersz jest pełen życia, urozmaicony jeszcze żartobliwymi neologizmami - ale oczywiście to sprawa indywidualnego odbioru. Wariacko? No tak, właśnie tak miało być - wariacko i szaleńczo! Ale niekoniecznie strasznie, bo ja jestem niegroźną wariatką! ;-)))

Pozdrawiam wszystkich serdecznie. :-)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



do szkoly jeszcze miesiac w domu nudno to sikorki do wierszy polaciały
przypomniał mi sie brzechwa dzieciom

------------------------------------------
Śmierć - ta to się dopiero żwawo rusza!!!
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Nie no, Oxyvio, tak, tak :) chodzilo mi o wariacką monotonię.... kompulsywne stukanie sztućcem w talerzyk na przykład... nie żeby to akurat porównanie mialo się do utworu, tylko do wariackiej monotonni wzbudzającej niejasne stany lękowe... :) moze gdyby powód do szaleńczego chichotu się pojawił, to obrazek rysowałby się bardziej radośnie niż... no, kojarzy mi się z klaunem ze stephena kinga, ale to może przez uraz z dzieciństwa :)))

pozdrawiam serdecznie,
m.
Opublikowano

Dobry wiersz na początek dnia! Okejowe aliteracje, np. uchachał się chochoł, grzywiastym galopie, zresztą cała masa.
"Mak tak się już naśmiał, że aż jest czerwony" - wolałbym akcent na mak, a nie na tak, czyli: tak mak już się naśmiał, lub: tak mak się już naśmiał.
Amfibachny rytm sprytnie podtrzymany przy kurach i gęsiach.

Opublikowano

nikt nie wie dlaczego te śmichy i chichy
skąd radość ogólna się wzięła
odpowiedź jest prosta najedli się z michy
okrągłych jak balon dziur z sera

a kto jest maruda i drąży wciąż temat
to zdradzę mu coś w tajemnicy
że każdy ma w domu i bogacz i biedak
co najmniej ze trzy takie michy


ps. idę na śniadanie

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


a morze to było na rzekom bógiem którą czasem płynie woda a czasem alkochol z pszemytu???

biedrąnkom spadały kropeczki na pola
a pewnej krasuli co była z dotacii
nowiutki bióstonosz śię zsunoł do kolan
jak by niedość było sensacii!!
Opublikowano

Sory, ale to coś jest katastrofalne. Przecież tego się nawet czytać nie da. Po co to komu - pytam. Jaka radość życia? Co to za bzdury. Kurwa! Ja jestem na NIE.
Pozdrawiam.

Opublikowano

Ulssesie, masz rację, mnie też się to kojarzy z Brzechwą, ale bardziej z Tuwimem. Dzięki za tak wysokie porównanie! Czuję się zaszczycona!
Sikorek to tam nie ma, śmierci też nie, ale oczywiście ona żwawo się rusza, to prawda.
Dziękuję Ci za wierszyk. Zdaje się, że wprowadziłam (pod innym wierszem) modę na pisanie nieortograficzne? No, żeby tylko nam to nie weszło w krew! ;-)

Magda, rozumiem i wiem, że to był żart. Sama komuś napisałąm (przed wklejeniem wiersza tutaj), że mam w zanadrzu wiersz o sierpniu i że jest to wiersz "uśmiechnięty" (po wariacku, ma się rozumieć). Tak to właśnie miało być - szaleństwo przyrody sierpniowej. :-)

Włodzimierzu, bardzo dziękuję za przychylną i przy tym fachową recenzję. Cieszę się ogromnie.
Wydaje mi się, że właśnie akcent pada na "mak" - dlatego, że jest on umieszczony na początku zdania i wersu. Gdybym to słowo przesunęła do wewnątrz, wówczas akcent padłby silniej na "tak". Zazwyczaj pierwsza i ostatnia pozycja wyrazu w zdaniu (i w wersie) powoduje silne zaakcentowanie tego wyrazu.

Amehob, dzięki za ładny i zabawny wierszyk jako odpowiedź na mój utworek. Tak, kiedyś uważano, że to dziury w serze powodują, iż niektórzy śmieją się z niczego - "jak głupi do sera". A dziur serowych nikomu nigdy nie brakuje. No więc mamy jeszcze jedno wytłumaczenie ogólnej wesołości! ;-)

Ali Ani, dzięki za przeczytanie i komentarz.
Słuchaj, nie wymagam od nikogo, żeby chwalił moje wiersze, ale zachowaj kulturę - nie cierpię, kiedy ktoś mi się przedstawia wyrazem: "kurwa".
A i bez tej wizytówki Twój komentarz nie byłby za grzeczny, zaś już na pewno nie znalazłam w nim żadnej konstruktywnej rady ni uwagi.

Dziękuję Wam za zagoszczenie w moim utworze. Dodam jeszcze, że chyba gdybym wymyśliła jakiś "racjonalny" powód ogólnej wesołości przyrody, to i atmosfera sierpnia w wierszu straciłaby swoją wyrazistość (bo przestałaby być przyczyną radości czy też samą właśnie radością), i nie powstałoby tyle różnych, ciekawych i fajnych, wierszowanych i nie tylko, "wyjaśnień" tego rozbawienia.
Pozdrawiam!

Opublikowano

Dodam też, żebyśmy nie wpadli w wielką euforię z tej radości, że przyroda w sierpniu już powoli przygotowuje się do zimy, czynnikami są zmniejszający się fotoperiod i niższe temperatury nocą. ( Ale mamy dopiero początek sierpnia i jesteśmy na południu :) )

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Przygniata mnie ten ciężar nocy. Siedzę przy stole w pustym pokoju. Wokół morze płonących świec. Poustawianych gdziekolwiek, wszędzie. Wiesz jak to wszystko płonie? Jak drży w dalekich echach chłodu, tworząc jakieś wymyślne konstelacje gwiazd?   Nie wiesz. Ponieważ nie wiesz. Nie ma cię tu. A może…   Nie. To plączą się jakieś majaki jak w gorączce, w potwornie zimnym dotyku muskają moje czoło, skronie, policzki, dłonie...   Osaczają mnie skrzydlate cienie szybujących ciem. Albo moli. Wzniecają skrzydłami kurz. Nie wiem. Szare to i ciche. I takie pluszowe mogło by być, gdyby było.   I w tym milczeniu śnię na jawie. I na jawie oswajam twoją nieobecność. Twój niebyt. Ten rozpad straszliwy…   Za oknami wiatr. Drzewa się chwieją. Gałęzie…. Liście szeleszczą tak lekko i lekko. Suche, szeleszczące liście topoli, dębu, kasztanu. I trawy.   Te trawy na polach łąk kwiecistych. I na tych obszarach nietkniętych ludzką stopą. Bo to jest lato, wiesz? Ale takie, co zwiastuje jedynie śmierć.   Idą jakieś dymy. Nad lasem. Chmury pełzną donikąd. I kiedy patrzę na to wszystko. I kiedy widzę…   Wiesz, jestem znowu kamieniem. Wygaszoną w sobie bryłą rozżarzonego niegdyś życia. Rozpadam się. Lecz teraz już nic. Takie wielkie nic chłodne jak zapomnienie. Już nic. Już nic mi nie trzeba, nawet twoich rąk i pocałunku na twarzy. Już nic.   Zaciskam mocno powieki.   Tu było coś kiedyś… Tak, pamiętam. Otwieram powoli. I widzę. Widzę znów.   Kryształowy wazon z nadkruszoną krawędzią. Lśni. Mieni się od wewnątrz tajemnym blaskiem. Pusty.   Na ścianach wisiały kiedyś uśmiechnięte twarze. Filmowe fotosy. Portrety. Pożółkłe.   Został ślad.   Leżą na podłodze. Zwinięte w rulony. Ze starości. Pogniecione. Podarte resztki. Nic…   Wpada przez te okna otwarte na oścież wiatr. I łka. I łasi się do mych stóp jak rozczulony pies. I ten wiatr roznieca gwiezdny pył, co się ziścił. Zawirował i pospadał zewsząd z drewnianych ram, karniszy, abażurów lamp...   I tak oto przelatują przez palce ziarenka czasu. Przelatują wirujące cząsteczki powietrza. Lecz nie można ich poczuć ani dotknąć, albowiem są niedotykalne i nie wchodzą w żadną interakcję.   Jesteś tu we mnie. I wszędzie. Jesteś… Mimo że cię nie ma….   Wiesz, tu kiedyś ktoś chodził po tych schodach korytarza. Ale to nie byłaś ty. Trzaskały drzwi. Było słychać kroki na dębowym parkiecie pokoi ułożonym w jodłę.   I unosił się nikły zapach woskowej pasty. Wtedy. I unosi się wciąż ta cała otchłań opuszczenia, która bezlitośnie trwa i otula ramionami sinej pustki.   I mówię:   „Chodź tutaj. Przysiądź się tobok. Przytul się, bo za dużo tej tkliwości we mnie. I niech to przytulenie będzie jakiekolwiek, nawet takie, którego nie sposób poczuć”.   Wiesz, mówię do ciebie jakoś tak, poruszając milczącymi ustami, które przerasta w swojej potędze szeleszczący wiatr.   Tren wiatr za oknami, którymi kiedyś wyjdę.   Ten wiatr…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-12-10)    
    • Singli za dużo, to 1/3 ludności. Można się cieszy, że tyle jest wolnych. W każdym wieku ludziom kogoś brakuje.
    • @Wędrowiec.1984 Jakoś je starałem posegregować, ale istnieje wiele innych. W Polsce mamy ok. 10 milionów singli i ta liczba rośnie, więc uznałem, że poezja powinna też się tym zająć. Pozdrawiam
    • Ból zaciska na skroni palce  cienkie, twarde, szklane, jakby ktoś ulepił je z odłamków reflektora, który pękł od zbyt głośnego światła. Wpycha mi w czaszkę powietrze ostre jak tłuczona szyba, jakby każdy oddech był drzazgą rozjarzonego żaru, w którym ktoś spalił swój ostatni obraz.   Czuję, jak myśl tłucze się o moją kość czołową, jakby chciała wybić sobie ucieczkę, zanim skurczy się do rozżarzonej kuli.   Oddycham sykiem. Oddychawłamóknieniem. Oddycham światłem, które nie oświetla – tylko wypala świat kawałek po kawałku, systematycznie, metodycznie, jak kwas, który zna mój wzór chemiczny, mój rytm, moje wszystkie uniki. Ona prześwietla mnie jak rentgen zrobiony z błysku widzi we mnie nerwy, zanim ja je poczuję.   Dźwięki stoją jak martwe ryby w słojach formaliny: oblepione szumem, przykryte bębenkowym całunem, wypatrują mojej uwagi – rozproszonej, popękanej, jakby każda synapsa pisała zaklęcia przeciwko ciszy, jakby mózg uczył się alfabetu tego pierdolonego bólu poprzez puls.   Nacisk wcina się we mnie głębiej niż sen, głębiej niż jawa, głębiej niż wszystkie myśli: jest czysty, nieubłagany, bezczelnie precyzyjny. Nic nie udaje. Ona nie kłamie – uderza prosto, uderza w punkt, jak neurolog-sadysta, który nie używa eufemizmów, bo ma twoją mapę nerwów zaśmieconą swoimi flagami. Nudności oplatają mnie jak zwierzę zrobione z wilgoci i ołowiu, jak drapieżnik, który zna mój żołądek lepiej niż ja.   Próbują mnie wypchnąć z mojego ciała, a potem wciągają z powrotem – jakby chciały mnie mieć w sobie na stałe, jako tę cholerną świadomość, którą trzeba strawić.   Rozkłada mnie na części jak fizyk, który bada materię od środka na zewnątrz, fala po fali, wibracja po wibracji. Światło patrzy na mnie jak ślepe bóstwo zrobione z igieł; niczego nie żąda, ale wszystko przeszywa.   Tętni za powieką, tętni tak, jakby za gałką poruszał się oddzielny, wściekły organizm – szary impuls, skurcz za skurczem, jak sejsmograf zawieszony wewnątrz czaszki, który odbiera tylko trzęsienia ziemi.   Skroń parzy, szczęka drewnieje, oczy szczypią, jakby słońce przykładało mi do źrenic swoje gorące monety, żądając zapłaty za każdy gram ciemności, który we mnie gasi.   Przedmioty stoją nieruchome i przejrzyste, płoną odwrotnym blaskiem,  blaskiem, który nie daje ciepła, tylko wiedzę. Do dupy wiedzę. Cienie dymią bólem.   Słyszę głowę dzwoniącą ciszą  jakby wielki mosiężny dzwon właśnie bił wewnątrz moich zatok. Wchodzę w ten atak jak w obrzęd przejścia, w równanie, które można rozwiązać tylko własnym, przeklętym pulsem. Ona jest nauczycielką, puls jest kapłanem, mrok jest księgą, a ja jestem zdaniem, które zamiera w połowie, niezdolne do postawienia kropki. Tabletka, pogryziona przez nadzieję, leży jak relikwia niezawierzonego planu – świadectwo ulgi, która nigdy nie miała okazji nadejść.   Uśmiecham się pod nosem: nie trzeba leku, żeby się poddać tej szmacie. Wystarczy zgodzić się, pozwolić jej wyssać z człowieka wszystkie dzienne pewniki, aż zostanie tylko cienki szlak – migoczący ślad na rozpalonym ekranie świadomości. Jestem przejrzysty. Nie winem, nie uniesieniem, nie letnim rozproszeniem – tylko szarym uderzeniem, które wybiela człowieka do zawiasów czaszki, wyskrobuje z niego zamiary, a na koniec zostawia w środku iskrę: zimną, krystaliczną, prawdziwą. Jedyną prawdziwą rzecz w tym całym burdelu. Mrok migocze, jakby ktoś zmielił tysiąc płatków ołowiu i rozsypał ich pył, żeby zobaczyć, czy potrafię w nim utonąć. Ona potrafi kochać okrutnie. Ale kocha, do cholery, uczciwie  pali od środka, wypala skupieniem, aż leżę w jej uścisku niby bezwładny, a jednak w środku czuwam czystym, ostrym płomieniem, którego żaden zdrowy dzień, choćby promieniał pewnością, nie potrafi zrozumieć. I niech się jebie.            
    • @jeremy uważaj, żeby ci ktoś nie ogołocił :)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...