Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Boże Ciało


Rekomendowane odpowiedzi

Właśnie przeszła procesja
za oknami wciąż słychać chwalebne śpiewy,
pod baldachimem hostia błyszczy w słońcu
ksiądz i szeregi ludzi idą z pokorą.

Małe dzieci sypią kwiaty pod stopy
kolorowe pachnące łąkami zabrane ogrodom
idzie młodzież dziadkowie, babcie i wnuczęta
ciotki z wujkami - nawet na wózkach i nie kalecy.

Wyszedł Pan przed apostołów nauczać Bożych słów
owe owieczki grzeszne, które w ten czas oświecił
i był tam z nimi wolnym duchem uczynną myślą
pasterza zabłąkanych grzeszników ucałował.

Dzwony zabiły w tony i dzwoneczki Tobie Panie
na chwałę Tobie Panie za to ciało ukrzyżowane
za mękę cierpienie za ból i krew milionów
uśmiech dzieci zbawiał aniołki gipsowe.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tyma razem Sokratexie
się nie zgodzę na zmianę
powiem Tobie i wszystkim obecnym dlaczego?

W dzieciństwie niemal wszyscy dysponujemy pewnymi mocami parapsychicznymi - to zupełnie naturalne.Dlaczego nie mielibyśmy poznać myśli mamy, rozmawiać z duchami drzew, spotkać się z nieżyjącą babcią, tak jakby mieszkała po drugiej stronie ulicy? Dopiero dorastając, wyrabiamy w sobie silne poczucie własnego, odrębnego "ja", a wiedza i logiczne myślenie blokują wyczuwaną intuicyjne energię, wysyłaną przez wszystkie żywe istoty i nie uznające granic czasu ani przestrzeni. Mocy tych nie tracimy jednak nieodwracanie.Odzywają się one w nas spontanicznie, gdy jesteśmy już dorośli.W takich momentach granice naszej osobowości znów stają się płynne.Doświadczają tego często ludzie opiekujący sie dziećmi, zwłaszcza matki, które niemal automatycznie wyczuwają emitowaną przez dziecko energię i potrafią się z nią połączyć.Zdarza się to również rodzicom przybranym - jest to bowiem więź natury uczuciowej, a nie fizycznej. Bywa, że nasze siły psychiczne i duchowe objawiają się, gdy stajemy w obliczu poważnych problemów, kiedy wydaje się, że świat materialny nie może już nic zaoferować. Dodają nam wtedy otuchy, ukazują nowe perspektywy i utwierdzają w poczuciu własnej wartości.Podobnie dzieje się, gdy świadomie uruchomimy proces rozwoju duchowego i ponownie uda się nam nawiązać kontakt z polem płynącej przez skały, rośliny, zwierzęta i ludzi energii wszechświata.Wiele z tych mocy ma ścisły związek z telepatią - umiejętnością nawiązania bezpośredniego kontaktu z umysłami innych - co pozwala nam wyczuć stan psychiczny osoby oddalonej nawet o setki kilometrów lub grożące niebezpieczeństwo. Możemy wówczas przewidzieć katastrofę i nieszczęśliwe wypadki na długo, zanim się wydarzą, a także odbywać podróże poza ciało, w trakcie których nasz duch jest w stanie ukazać się naszym najbliższym.itd.

Salve!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przeczytaj nawet dziecinne komentarze.

Klaudia136 napisał:
ja mam najpierw pytanie - to dzisiaj jest Boże Cialo?
15:57:36, 07-06-2007
Szczurek napisał:
Mnie się bardzo podoba.
16:02:08, 07-06-2007
bunia460 napisał:
mnie również:)
szczególnie ostatnia strofa:)
edytuj 16:05:52, 07-06-2007
POLONIK10 napisał:
Jeśli jesteś katoliczką
powinnaś to wiedzieć.

Salve!
16:08:29, 07-06-2007
landrii napisał:
Jak byłam małą zawsze chciałam sypac kwiatki. oczywiscie 6 nie będe juz powtarzac ^ pzdr
16:08:34, 07-06-2007
Szczurek napisał:
Chyba nawet niewierzący też wiedza.r
16:08:38, 07-06-2007
Klaudia136 napisał:
Ale ja nie mieszkam w Polsce i nie wiem kiedy są święta takie jak Boże Cialo, Wniebowstąpienie, czy inne. Po prostu nie mam pojęcia.
16:10:08, 07-06-2007
Klaudia136 napisał:
A. Ogólnie wiersz mi się podoba. Najbardziej ostatnia strofa. Na 5.
16:10:32, 07-06-2007
Szczurek napisał:
No to teraz wiesz.Przynajmniej w tym roku.Pozdr.
16:11:00, 07-06-2007
Klaudia136 napisał:
W tamtym wiedzialam, bo blam w Polsce. Ale dziękuję. Pzdr.
Dodaj komentarz

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Żebym ogólnie w całości ten wiersz
w te zmiany napisany zobaczył,
jak wam się on wydaje osobiście,
może bym i zmienił
treść zapisu.



PS.Muszę teraz wyjść do sklepu
porobić drobne zakupy -
troszkę czasu mi zejdzie,
ale wrócę porozmawiamy później.

Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Tym razem jestem przychylny, bo nie uprawiam inkwizycji anty Lilianna, tylko przeciwko wierszom, które mnie (co jest indywidualnym wyznacznikiem) się nie podobają. a tym razem jakiegoś niesmaku nie czułem, wiadomo, że zawsze można się do czegoś dossac, ale może za tydzień :)
Ale mam takie propozycje:

zebrane - na "zabrana" - wg mnie ciekawiej to brzmi
i nie kalecy - to po prostu nie ma sensu
bożych - Bożych
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bardzo dobry wiersz! Widzę tę procesję, cały jej kolorowy orszak. I nie ma błędów gramatycznych! Jednak potrafisz pisać bez błędów (albo je poprawiać "na zimno").
Ale ponieważ obrazek jest realistyczny, popieram propozycję zmiany Sokratexa. Wiem, że mamy (nie tylko w dzieciństwie) większe lub mniejsze zdolności parapsychologiczne, ale Twój wiersz nie o tym mówi, dlatego te niematerialne aniołki na końcu są tu jakby z innej bajki, nie na miejscu.
Poza tym nie w każdej religii są aniołki, a wyznawcy innych kultów też miewają zdolności parapsychologiczne, zaś z aniołkami się nie kontaktują. Aniołki są tu zdecydowanie baśniowe, nie mówią nawet o zdolnościach parapsychologicznych. Nie pasują do treści.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • - Ma? - Da. - Kasza jeża. - Że ja z saka dam.    
    • - Jada; jeża kanapka, jak pana. - Każe - jadaj.                
    • Tekst powtórkowy     Zastygam z nożem w dłoni na krawędzi chaosu. Przepaść przede mną ogromna. Nie mam gdzie uciec. Szkoda, że nie dobiegłem do ściany. Mógłby chociaż walić głową w mur. Pozostało tylko jedno. Odwrócić się, by ujrzeć co jest za mną. Przyjąć na klatę dosłownie wszystko, cokolwiek zobaczę. Też tak uczynię. Czuję nagle pustkę w głowie i cholerny chłód. Za cienkie ścianki, a nie założyłem beretu.   Widzę siebie na podłodze, ubabranego krwią ukochanej. Skąd wiem, że akurat z niej wyciekła? Pragnę ją znowu przytulić, ale krew przytulić trudno. Kawałek udka też. Zlatuje z mlasknięciem. Aż mi głupio. To chyba profanacja zwłok. Mówię: przepraszam.   Na próżno, gdyż leży biedna w kałuży koloru pomidorka, dosłownie rozbebeszona i nic do niej nie dociera. O co tu chodzi? Rozumowanie spowite mgłą. Dokładam wszelkich starań, by włożyć wilgotne wnętrzności z powrotem do brzucha, jako zadośćuczynienie. To nie takie proste. Spływają mi z rąk. Zastygam jednak w zastanowieniu. Przecież nie mam gdzie. Ona już żadnego brzucha nie posiada. Ciało jak ten rozłożysty kwiat, rozmazane na parkiecie. Trochę ją zgarniam w jedno miejsce, by nie wpaść w poślizg przy wstawaniu. Wstaję.   Lecz i tak mam wrażenie, że chodzę w gęstym kompocie z kościanymi pestkami. Ślizgam się na gałce ocznej i upadam wprost na ukochany bajzel. O mało co, a straciłbym wzrok, gdyby zostało nadziane na wystający szpikulec złamanego żeberka. Na szczęście musnęło tylko policzek. W nieruchomym wzroku jednej źrenicy, widzę wiele retorycznych pytań, lecz najważniejsze brzmi: dlaczego? Skąd mam do diabła wiedzieć. Przyszedłem, usiadłem, zobaczyłem. Ale to wszystko jeszcze nie jest najgorsze. Nie wiem, czy moje zmysły i ja, to jedno i to samo.   On tu jest cały czas, jakby poza moją świadomością. Czuję jego obecność. Czasami najtrudniej uwierzyć w to, co po gębie tłucze, podpala wzrok i patrzy, aż popiół zostanie. Myślę intensywnie. A przynajmniej myślę, że myślę. Jak tu się dostał i czy to w ogóle możliwe. Muszę uwierzyć, że tak. Zniszczył nie tylko jej świat, ale także mój. Cholerny dupek morderca.   Wystaje nieokreślonym obrazem z ciała, jakby pragnął oklasków z racji swojej wielkości. Przyszpilił ukochaną nie wiadomo czym, niczym motyla w gablocie. Na dodatek rozgarnął byle jak na wszystkie strony. Za grosz artyzmu. Dlaczego go nie zauważyłem, gdy upadłem na zwłoki? Nawet musiałem się o niego oprzeć przy wstawaniu. Świadczą o tym krwawe ślady moich palców na jego gładkiej, parszywej powierzchni. Jakiej powierzchni? Co ja plotę. Znowu ześwirowany warkocz?   Przede mną pojawia się znikąd. Wielki jak góra, leży mózg. Wiem że to mój, chociaż nie wiem skąd ta pewność. Jak mogę cokolwiek myśleć, skoro ta szara ciastowatość istnieje poza mną. Teraz będzie mi łatwiej odszukać prawdziwe ja. Zaczynam się wspinać po ogromnych gąbczastych zmarszczkach. Wykrawam wielkie kawałki i szukam swoich myśli. Bezskutecznie. Odkładam dokładnie w to samo miejsce, żeby nie namieszać i nie zgłupieć do reszty. Dostrzegam jakieś dziwne wybrzuszenie. Tnę je nożem w nadziei, że znajdę swoje: ego. Niestety, nic tam nie ma. To tylko większa fałdka, odstająca od reszty.   Nagle mam wrażenie, że leżę na: zimnej, płaskiej skale. Z góry ścieka woda, oświetlona słabym blaskiem dalekiej szczeliny, do której muszę dotrzeć. Na domiar złego, nade mną wisi to samo. Bardzo nisko. Prawie dotyka spoconych, zdenerwowanych pleców. A najgorsza jest przytłaczająca klaustrofobia.   Wiem, że sufit cały czas nieznacznie się obniża. Czy zdążę wyjść, czy też zostanę nadzieniem skalnej kanapki. Żebym tylko do jakiegoś wgłębienia nie wleciał, bo wszystko wokół szare. Trudno zauważyć dziurę, przy słabym świetle. Gdybym został uwięziony na dobre, niczym sardynka w puszce, to będę czekał w ciemności na śmierć, nie wiadomo jak długo, nie mogąc nic na to poradzić.   I znowu zmiana otoczenia. W oddali, prawie przy wierzchołku, widzę otwór w ogromnym mózgu. Podchodzę bliżej i zaglądam do wewnątrz. Na dnie spoczywa coś w rodzaju zwierciadła. Odbija błękit nieba. Jest dokładnie widoczne, a przecież otwór zasłaniam sobą. Czyżbym był przezroczysty. Spoglądam na dłoń. Nie widzę przez nią mózgu. O co w tym wszystkim chodzi. A może tylko w zestawieniu z lustrem, przenika przeze mnie światło?   Zatem czaszka nie jest zupełnie pusta, skoro myślę, to co robię. Coś tam jeszcze jest.   Część ukochanej jest schowana w podłodze. Dopiero teraz dostrzegam wokół wystające klapki parkietu pomieszane ze skórą i tłuszczem. Na jego umownym boku sterczy kawałek jelita. Musiało się przykleić, gdy rozrywał ciało. A wszystko czerwonawo-różowo-szare. Tatar do spożycia jak nic. Żółtko tylko wbić.   Zdecydowanie coś ze mną nie tak. Nie mogę się połapać w tym wszystkim. Dziwaczne rozmyślania rozsadzają umysł. Przecież to moja najdroższa. Jak mogę tak spokojnie o tym myśleć. Układać obrazy gastronomiczne. Może dlatego, że od wczoraj nic nie jadłem. Ciekawe czemu? Odruchowo łapię głowę, żebym miał pewność, że jeszcze ją mam i myślę tym co trzeba, a nie czym innym. Obawiam się jednak, że to bardzo złudny spokój.   Możliwe, że część bodźców, tych najbardziej ostatecznych, nie dotarła jeszcze do mojego mózgu. Broni żywiciela na wszelkie sposoby, rzucając przed nim zasłonę innych doznań, bym traktował to co widzę, jak swoisty spektakl z efektami specjalnymi i zapomniał o tym, co najbardziej boli. Lecz w końcu i tak trzeba będzie wyjść z teatru, przystanąć, popatrzeć i w jakąś rolę uwierzyć.   Nagle widzę ogromne ręce. Obejmują pofałdowany, szary kopiec i zaczynają go dźwigać w kierunku nieboskłonu. Turlam się i spadam na coś w rodzaju trawy. Mam chyba sto procent pewności, że moja głowa nie jest pusta, bo gdy ją poruszam, to coś się obija o wewnętrzne strony i słyszę przytłumione odgłosy. Dotykam ją dwoma rękami i po raz kolejny jestem nieco zdziwiony. Kopułę czaszki mogę odkręcić. Też tak czynię. Odkręcam z kościanym zgrzytem, który skrzypiąc, rozwala echem ściany pustki wokół... ale nie nade mną i jakby niezupełnej. Wyczuwam jeszcze większy ciężar w środku. No cóż – myślę sobie – wyjmę i zobaczę, co to jest.   Coś mi dzisiaj: zdziwieniami obrodziło, lecz za dużo tego. Przestaje to robić na mnie wrażenie. Trzymam w dłoni: żelazną duszę. Jednocześnie dostrzegam w oddali stół, chociaż pojęcia nie mam, skąd się nagle wziął. Coś na nim stoi. Podchodzę bliżej. To starodawne żelazko. Widzę też koszulę. Wiem, że to moja. Strasznie pognieciona. Jak psu z gardła wyciągnięta. Prawie odruchowo wkładam żelazo do wnętrza żelazka. Staje się gorące, chociaż dusza była zimna. Zaczynam prasować.   Trudno mi idzie. Nie prasowałem już wiele długich lat, lecz za każdym przesunięciem gorącej powierzchni po cienkim materiale, jest mi dziwnie lżej. Widzę jak zgniecenia zanikają. Jakby coś ze mnie ulatywało i wlatywało jednocześnie. Niechcący dotykam gorącej części. Nie narzekam. Prasuję dalej, chociaż cholernie boli. Po jakimś czasie, wygląda świetnie. Gładka jak pupcia niemowlęcia. Odczuwam wielką ulgę. A nawet jestem szczęśliwy. Zakładam ją na siebie. Co z tego, że już jedną mam. A kto mi zabroni. Na ręce nie ma żadnych bąbli, ale ból nie ustępuje.   W oddali widzę ciemną chmurę, a pod nią rozwieszony sznur. Na nim wiele powieszonych, brudnych, samotnych koszul. W porywach wiatru, wyginają się na wszystkie strony z przepalonymi dziurami. Jakby chciały się oderwać, jakby tęskniły, lecz wybór został im odebrany. Przygnębiający to widok. Mam wrażenie, że czas się do nich skończył. A zatem przemijanie też. Będą wisieć bez końca. Przy mnie jest spokojnie i w miarę jasno, ale jakoś mnie to nie cieszy. Nie patrzę już więcej w tamtą stronę. To ponad moje siły. Wiem, że nie mogę im pomóc. Nie mam takich możliwości. Jestem tylko.   Z tym złudnym spokojem jednak coś nie tak. Przede mną, jakby znikąd, pojawia się szklana trumna. Unosi się lekko nad ziemią. Nie wiem dokładnie, co zawiera. Przed chwilą byłem przekonany, że jest blisko mnie. Idę w jej kierunku. Domyślam się kogo tam zobaczę. Jestem coraz bliżej. Spód trumny, porusza delikatnie zieloną trawę, na kształt obrazów, dotyczących mojego życia. Takiego jakie było naprawdę, a nie takiego, jakie ja widziałem. A niby skąd to wiem?   W środku dostrzegam coś w rodzaju mgły. Snuje się wewnątrz nieustannie. No cóż. Zdziwienie mnie nie opuszcza. Mgła wolno opada na dno. Taki obiekt w trumnie jest dla mnie kompletnym zaskoczeniem. Niczym w białym puchu, widzę: kwiat paproci. Jest dużo większy, ładniejszy. Oderwany od macierzystej rośliny, której tam nie ma. A jednak zakwitł. Ma coś takiego w sobie, co przyciąga mój wzrok.   Nigdy go nie widziałem, nawet na zdjęciu, ale wiem na co patrzę. Nie mogę tego pojąć. Tej niezrozumiałej dla mnie sytuacji. Wiem tylko, że zakwita raz w roku. Czyżby tak samo raz... a później już cały czas?   Krwawi, lecz za chwilę krew zamienia się w białego motyla. Przenika przez przezroczyste wieko i nagle znika.   Mam wrażenie, jakbym miał coś przekazywane, obiektami i sytuacjami, które są mi znane lub poznaje je dopiero teraz. W przeciwnym wypadku bym nie wiedział, na co patrzę i zupełnie bym tego nie ogarnął.   Nagle w absolutnej ciszy wieko się otwiera. Kwiat płynie w moim kierunku. Dlaczego nie mógł przeniknąć, tak samo jak motyl? Jest coraz bliżej twarzy. Widzę wszystkie szczegóły. Wchłania się przez nią do otwartej głowy, lecz z niej nie ucieka. Wiem o tym. Czuję przyjemne ciepło.   Znowu stoję samotny w tym dziwnym świecie.   Zakrywam czaszkę kopułą, którą zdjąłem, bo zaczyna padać. W tej chwili nawet głupi deszcz mnie raduję, bo jest taki: rzeczywisty, namacalny... lecz jednak nie chcę, żeby naleciał do środka.   Mimo wszystko czuję, że wnętrze głowy coś wypełnia, a połączenie wokół robi się trwałe. Jest trochę bardziej ociężała, lecz jednocześnie lżejsza.    Zgubiłem nóż, lecz nie odczuwam straty. Chyba dlatego, że jestem tak samo głupi, jak byłem na początku.
    • gdzieś w oddali dzwonki dzwonią jakby ktoś na coś zapraszał poetycko wszędzie wkoło uśmiechnięta wiara nasza   pośród kwiatów hen na łące widać ścieżkę pozłacaną lśnienie słońca jest początkiem jak dywanem skryło całą   tam horyzont lasu szarość drzewa tęsknią mgłą spowite czegoś jednak wciąż za mało znów zakwita prozą życie   *** już nocka zalśniła gwiazdami księżyc choć świeci to śpi więc zaśnij cichutko dla ciebie czas jest a w nim upragniony twój sen
    • @Jacek_Suchowicz ↔Dzięki:)↔Bardzo mi przypadł do gustu Twój wierszyk:) Pod względem rymów, też:)↔Pozdrawiam:))) @andreas ↔Dzięki za całkiem zmyślny wierszyk księżycowy. A zatem współpraca, przeważnie popłaca:)↔Pozdrawiam:)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...