Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

buty
które rozrzucasz po przyjściu do domu
układam równo jeden obok drugiego
jakby pilnując
by dramat Kastora nie skończył się
przed wejściem Polluksa na scenę

książki
które miałaś przed chwilą w ręku
odkładam cierpliwie na półki
wiem jak mocno bije
ich własne tętno
nie chcę pomieszania życiorysów
wątków i dialogów

pilnie strzegę tego co chciałem
nie powiedzieć
słowom
których używasz
nadaję sens i porządek
aby choć w gramatyce znaleźć drogę
do ciebie

a kiedy już układam się przy twoim boku
widzę
że to tylko nieudolny przekład

Opublikowano

aby choć w gramatyce znaleźć ciebie
i drogę do ciebie

>> myślę Jacuś, że jednego "ciebie" musisz się pozbyć
a tytuł mi taki znajomy :)

Dnia: Dzisiaj 17:47:11, napisał(a): Ewa K.
ollegna

tak! masz rację...dzięki :) ; co proponujesz? hmmm...zafrasowany J.S

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Jacku - capów to u nas nie brakuje, baranów zresztą też, nie ma już miejsca w tym stadzie :)))

do stada też się nie nadaję, bom wybrakowany, niech mnie wilcy...bo lubię własne drogi; J.S
Opublikowano

Przeczytałam i chętnie jeszcze przeczytam z prawdziwą przyjemnością.

Napisałabym jednak

słowom
których używasz
nadaję sens i porządek

(przez wzgląd na gramatykę, o której mowa poniżej)

Opublikowano

Ładny wiersz, prosty, jasny, zrozumiały, bezpretensjonalny, napisany potocznym językiem, bez udziwnień i zagadkowości, bez komplikowania i spiętrzania mowy. Od razu wiadomo, o co chodzi i jak wygląda życie pedantycznego peela z chaotyczną partnerką. Ten tekst nie męczy. Popieram taki styl pisania.

Opublikowano

Ten wiersz jest niewatpliwie Wierszem.Ma w sobie dramatyzm-"pilnie strzege tego co chcialem nie powiedziec", "nie chce pomieszania zyciorysow watkow i dialogow". Smutne jest zycie Starego Malzenstwa...Podoba mi sie pilnowanie ksiazek zeby sie nie rozsypaly..ale ja jestem biblioteczny zwierz.
Kompozycyjnie -moze troche inaczej rozlozylabym wersy-ale to juz reka autora ma wiedziec.. Pozdrawiam

Opublikowano

o dzie wuszko;
czasami trzeba pytać o drogę, bo inaczej zawędruje się tam, gdzie diabeł mówi dzień dobry, a nie wszędzie mi z diabłem po drodze... :) i to się nazywa cnotą roztropności; żadna ujma na honorze; J.S

Kamila Nikuła.; mów mi tak zawsze; :) J.S

Fanaberka.; dziękuję! :) J.S

Deora Chroi.; i ja tak napiszę, dziękuję! :) J.S

Oxyvia.; z pedantyzmem jest różnie, bo znam pedantycznie myślących z bałaganem w życiu i odwrotnie...to tylko pewna koncepcja "dopasowania się" do drugiego - oby szczęśliwa; i dzięki! :) J.S

Luka.; dzięki za odwiedziny, pozdrawiam! :) J.S

Dariusz Sokołowski.;
"dramaty w związkach frazeologicznych to czysta poezja"? a więc patronuje Ci Miron Białoszewski, Stanisław Młodożeniec, po trosze Julian Przyboś a nawet Norwid ("-Umiej słowom wrócić ich w y g ł os - p i e r w s z y - To jest całą wrażeń tajemnicą; Rym?...we wnętrzu leży, nie na końcach wierszy, Jak i gwiazdy nie tam są, gdzie świecą!"); tu - na orgu, znakomicie wygrywa ten dramatyzm kalina; mnie to o tyle dziwi w Twoich ustach - że zdajesz się być realizatorem teoretycznej szkoły literackiej Fiedlera, Hindebranda i Riehl'a, która sprowadzała sztukę do "czystej wizualności" (za "Teorią Literatury" Rene Wellek'a i Austina Warren'a)...

Opublikowano

aha. ok :) nieco mija się w wymowie z poprzednią wypowiedzią, ale niech ta ;P
a wiersz fajny. pamiętam go z warsztatu? :))
Dnia: Dzisiaj 19:11:41, napisał(a): dzie wuszka
dzie wuszka


mija się tylko pozornie;
przekonanie o wszechwiedzy pt.: gdzie-dokąd prowadzi do ignorancji, a ta - do krainy głupoty;
dlatego idąc swoja drogą będę się rozglądał, pytał i rozmawiał - rozmawiał...wiele zawdzięczam tym, z którymi podjąłem rozmowę; serdecznie! :) J.S

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Dla mnie to raczej wiersz do Julki (córki). Jeśli opiekuńczo, a nie partnersko, odczytać ostatnią cząstkę ("układam sie..."), wszystko by się zgadzało. Czy zatem problem peela nie polega na takim właśnie (dydaktycznym) ustawieniu relacji z...?
A'propos frazeologizmu - wyboldowałem taki jeden, nadużytu już, że hej (niepotrzebnie wnosi tu jakiś patos i psuje rys szlachetności przywołany przez mitologiczne odwołanie).
Oddzieliłbym też "pilnie strzegę..." lub nawet dołączył do nastepnej zwrotki, bo tu już są słowa mówione, żywe - a nie te z "dialogów" literackich.
Nie napiszę, ze "męski" wiersz, bo tak nie myślę i nie czuję. Dla mnie ten peel jest raczej postacią tragiczną. A wiersz nieźle to eksplikuje.
pzdr. b
Opublikowano

Dla mnie to raczej wiersz do Julki (córki). Jeśli opiekuńczo, a nie partnersko, odczytać ostatnią cząstkę ("układam sie..."), wszystko by się zgadzało. Czy zatem problem peela nie polega na takim właśnie (dydaktycznym) ustawieniu relacji z...
Bogdan Zdanowicz

- "partnersko"? :)!
wybacz, ale to jest właśnie taki podręcznikowy komunał dla małolatów; po Strindbergu i Ibsenie nie do obrony...ale owszem, chciałoby się tak podręcznikowo; a ja opisuję życie;
z uwagami o poprawkach pewnie jak zwykle - masz rację; dzięki! coś zmienię...
końcowa Twoja sentencja rzeczowa, to wynika z lektury, ale w tym tragiźmie można znaleźć szczyptę i męstwa i śmieszności - nie wiem czemu widzisz tylko nędzę peela; J.S

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • I.         Z wolna zarysowujący się świt, Przed tysiącleciami prymitywnych koczowników budził, By swe dzidy, maczugi zebrawszy, Przed wschodem słońca wyruszyli na łowy… A z każdym upolowanym w zasadzce mamutem, Z każdym przyrządzonym na ogniu posiłkiem, Zapoczątkowane niegdyś ludzkości dzieje, Posuwały się z wolna ślimaczym tempem… A sypiące się z ognisk złociste iskry, Zwiastunem były wieków kolejnych, Naznaczonych postępem technologicznym, Naznaczonych rozwojem całej ludzkości…   To jest nasza Odyseja ludzkości... Od drewnianych maczug prymitywnych Przez średniowieczne żelazne topory, Aż po dalekiego zasięgu hipersoniczne rakiety… Od pierwszych czarnoprochowych garłaczy, Przez rozdzielnie ładowane muszkiety, Po lśniące wielostrzałowe rewolwery, Po pierwszy w historii karabin maszynowy…   I pierwotni ludzie mieli swą dumę… Dzierżąc niewzruszenie swe maczugi drewniane, Choć niedbale z drewna wyciosane, Zdolne zadawać obrażenia dotkliwe… I pierwotni ludzie mieli swą dumę… Choć ubogą w słowa posiadali mowę, Wysoko dumnie nosili głowę, Czując instynktownie swego życia sens… Choć ułomne było ich postrzeganie świata, W licznych szczegółach tak różnili się od nas, Przez tysiąclecia przyświecała im ta sama, Właściwa wszystkim ludziom wola przetrwania… Przed tysiącleciami figurki rzeźbili, Z kłów, kości, kamieni, Martwym kamieniom formę zwierząt nadawali, By na polowaniach pomyślność im przynosiły… Może nawet od niebezpieczeństw chroniły, W otaczającej naokoło nieprzewidywalnej przyrodzie, Niczym prehistoryczne amulety, Choć wyrzeźbione tak nieporadnie…   II.   Kiedy piorun z jasnego nieba, W czasach u ludzkości zarania, Przeszył koronę starego, spróchniałego drzewa, Otulając ją płaszczem ognia, Gdy przeszyta piorunem w płomieniach stanęła, Z wolna popielona przez żar, Pierwotnemu człowiekowi dar ognia tym ofiarowała By łatwiejszą była jego ciężka dola… Tlącego się żaru ciepło, Ulgą było dla przemarzniętych rąk, A poniesione ku jaskiń czeluściom, Pomogło stawić czoła chłodnym nocom…   To jest nasza Odyseja ludzkości... Od zimnych jaskiń mrokiem spowitych, Przez średniowieczne warowne zamki, Po Białego Domu Gabinet Owalny… Od prymitywnych naszyjników z kości, Spowitych aurą tajemnicy amuletów szamańskich, Przez skrzące złotem królów korony, Po przypinane do piersi ordery…   Dziwił się latami świat nauki, Że ludzie pierwotni potrafili sztukę tworzyć, Mimo iż tak bardzo od nas dalecy, Zdolni byli o dalekiej przyszłości marzyć… Choć tak prymitywną była ich natura, Mieli świadomość swego człowieczeństwa, Mieli poczucie swej tożsamości i istnienia, Bezlitosnego czasu powolnego upływania… Zachowały się naszym czasom naskalne malowidła, Przedstawiające kontury niewielkich dłoni, W ukrytych przed światem prastarych jaskiniach, Niektóre z nich z brakującymi palcami, By po tysiącleciach badacze teorię wysnuli, Sami żyjący w zachłyśniętym nowoczesnością świecie, Iż to niewidzialnemu duchowi jaskini, Prehistoryczne kobiety ofiarowywały swe palce… Lecz co by na to powiedziały, Gdyby z prehistorii mogły na nas spojrzeć I gdyby dzisiejszą ludzkość ujrzały, Która pogoni za postępem zaprzedała duszę…  

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        III.   Kiedy przed tysiącleciami ogniska rozpalali, Pocierając o siebie parę suchych kamieni, Mistyczną iskrę tym wykrzesali, Która to roznieciła rozwój całej ludzkości… A kiedy migoczące ognia płomienie, Zatańczyły na suchych drzew wiązce, Pozwalając ogrzać zziębnięte dłonie, Przyrządzić także gorącą strawę… Sutym posiłkiem pokrzepieni, Choć tak prymitywni ludzie pierwotni, O dalekiej przyszłości ośmielali się marzyć, Spoglądając nocami na księżyc w pełni…   To jest nasza Odyseja ludzkości... Od ognisk prymitywnymi metodami skrzesanych, Przez pierwszy w historii piec kaflowy, Po centralnego ogrzewania stalowe kotły… To jest nasza Odyseja ludzkości... Gdy czas odmierzają stare zegary, Wciąż piszemy kolejne jej karty, Z nieśpiesznym upływem kolejnych dni…   Znający smak niedoli ludzie pierwotni, Do wszelakich niewygód przez lata nawykli, Nigdy nikomu się nie skarżyli, Ukradkiem niekiedy roniąc łzy… W surowych wnętrzach zimnych jaskiń, Choć skórami zwierząt otuleni, Przenikliwym chłodem nocą przeszyci, Dygocąc z zimna niekiedy drżeli… Zimnymi nocami bronili swych jaskiń, Przed srogimi tygrysami szablozębnymi, Przed potężnymi niedźwiedziami jaskiniowymi, Zasłaniając się ogniem płonących pochodni… Przed tysiącleciami gorejąca pochodnia, Odbita w oczach groźnego drapieżnika, W srogim zwierzu wzbudzała strach, Utrzymać pozwalała go na dystans… Broniąc swego zagrożonego potomstwa, Nie wahali się poświęcić własnego życia, Zupełnie jak i my dzisiaj, Gdy tyloma wojnami targany jest świat…   IV.   Niegdyś zażarta walka o ogień, Prymitywnych plemion była nadrzędnym zmartwieniem, Dziś rozpędzone wyścigi zbrojeń, Milionom ludzi spędzają z powiek sen… Przed tysiącleciami wynalezienie koła, Odcisnęło się trwale na ludzkości dziejach, Dziś rozwijana sztuczna inteligencja, Lepszym pomaga uczynić współczesny świat… Niegdyś niedbale ociosany krzemień, Służył ludziom za podstawowe narzędzie, Dziś już pierwsze komputery kwantowe, Pomagają badać galaktyki odległe…   To jest nasza Odyseja ludzkości... Od prehistorycznych malowideł naskalnych, Przez tajemnicze egipskie hieroglify, Po znany nam wszystkim alfabet łaciński… Od sumeryjskich tabliczek glinianych, Przez kroniki spisywane piórem gęsim, Przez pierwsze do pisania maszyny, Po sterowane głosem smartfony…   Nie bacząc na bezlitosnego czasu upływ, Wciąż piszemy kolejne jej karty, Z nieśpiesznym biegiem wieków kolejnych, Czapkując także zamierzchłej przeszłości. W cieniu wielkich wydarzeń wiekopomnych, Pisząc kolejne historii podręczniki, Wielkim wodzom stawiając pomniki, Oddajemy hołd ich czynom bohaterskim. I stawiamy czoła potędze natury, Zdobywając kolejne nieprzystępne szczyty, Zgłębiamy wciąż meandry nauki, Dając światu kolejne wynalazki… Aż gdy z biegiem kolejnych lat, Upłynie naznaczony nam czas, Ci którzy nadejdą po nas, Napiszą o nas w ciepłych słowach… Tak jak i my dziś, Piszemy z szacunkiem o ludziach pierwotnych, Czy to na kartach barwnych powieści, Czy pełnych refleksji wierszy zaplatając strofy…      
    • W świecie -1.0 jest budka telefoniczna za rogiem, Saturator w parasola cieniu – „malinowy, proszę!” I pan, co kłębiaste chmury zwija z cukru: „Już się robi!”. „Lody, lody na patyku!” są Bambino? „Wyszły, nie ma.”   Tu loteria jest fantowa – kwiatek, pierścień też się trafi. I strzelnica jest przyjezdna –„Misia damie pan ustrzeli” Kataryniarz z małpką na ramieniu i papugą w klatce, Cuda, cuda przygrywają, z okien grosz się sypie.   Cyrk prawdziwy, ten ze słoniem, lwem i małpą, Jak zajechał, lud się tłoczył, liny chwytał – w górę namiot! Klaun, orkiestra, niedźwiedź na rowerze, foka z piłką, Samobójca na trapezie, nawet pchła fikała tresowana.   Zimy srogie – śniegu po parapet, mróz jak szczypnął, nie odpuścił, I Mikołaj też zawitał wieczorową porą z rózgą, Sadzą upaćkany, z nadpalonym frakiem, brodą... Szkoda wujka – tyle było poświęcenia.   Kto nie lepił był bałwana wielachnego – trąba i fujara. W drodze z lodowiska na bajorze zakazanym Z koksownika korzystałem, piąstki sine ogrzewając, Oranżada w proszku – mniam! – na sucho z rąk znikała.   Kino objazdowe – Reksio, Bolek z Lolkiem na zachodzie. I Godzilla pruła ogniem, Miś Uszatek głupie miny stroił. W wolnych chwilach, a ich bezlik było aż nad miarę Bajtle w zośkę, gumę, kapsle i podchody grały hałaśliwie.   Cinkciarz w bramie szeptał do przechodnia: „Many, many”, Czarna Wołga mnie ganiała i zomowiec na rowerze, Woźny ścierą plecy łoił, dyrektorka z hukiem – tynki pospadały, „Marsz do kąta, do tysiąca liczyć na głos, cholerniku!”   Twarz oblepiona gumą balonową też bywała, Tak to się dawniej dmuchało, dmuch, dmuch... i pękł! Z procy – ciach! wróbelka, sąsiadowi w okno, kota w ogon, Śmigus-dyngus nie psikawką, lecz wiadrami – oj, się lało!   „Na wykopki! wolne od nauki, dziatki”– zachęcano, Skup butelek – fajna sprawa, coś dla wyjadaczy, I gazety, i tektury na barana się nosiło, na nic, waga oszukana. Neon „Społem” mruga – i dla kogo, zaraz jest godzina milicyjna?   Tak mnie pamięć zwodzi, czy powietrze było też na kartki? Mydłem szarym matka uszy szorowała, a pumeksem pięty, A z karbidu się strzelało – kurki nieść się przestawały, Państwa-miasta – co za burza mózgów! nie tam jakieś „Milionery”.   Fotografie wszystkie zżółkły, w albumie zostały wspomnienia... Co za oknem? ni trzepaka, ni zabawy – co zostało? „Dżesika, obiad!” Coś kontraltem: „Brajan, oddaj panu koło zapasowe i lusterko!” Dziś, na stare lata, buty wzuwam – powiem wam: ja tam wracam...  
    • Pszczoły ćwierkają i nic to nie zmienia. Nic już nie dziwi — Overton miał rację, więc mam benzynę, już podpalam drzewa. Pomagać światu — to kocham najbardziej.
    • @Nata_Kruk Nata ! Pomyślałem o sobie :) Czasami mam zwariowane fantazje. A ja Cię księżycem tulę do snu :)
    • @MIROSŁAW C. Dzika róża w wierszu to dla mnie metafora kobiety wolnej, nieujarzmionej, która pozwala się dotknąć nie tylko myślą i słowem, ale też czynem. Jest piękna, odświętna i pełna tajemnic i zapachu.  To hołd dla tej dzikiej kobiecości, nieokiełznanej, prawdziwej i pełnej życia, tak jak smak dzikiej róży w słoiku.   Ten wiersz przypomina mi teraz czas dzikiej róży, gdy jej owoce dojrzewają i można z nich zrobić pyszne konfitury. Podarowałam kilka słoików mojemu lekarzowi, który opowiadał, jak wyjątkowy jest to dar natury pełen niebiańskiego smaku.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...