Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

(Po)Życie małżeńskie


Rekomendowane odpowiedzi

Ja, poczęta, urodzona, myśląca. Mamusia.....
Miałam dziewiętnaście lat, kiedy urodziłam. Ta ciąża kojarzy mi się ze śmiercią, z umieraniem... Pewnego dnia kropelka po kropelce zaczęło wyciekać ze mnie życie. Nie starałam się o nie specjalnie, ale kiedy się pojawiło to jakiś naturalny popęd kazał mi bronić maleństwa…człowieczka…dziecka. Bezwiednie, bezpieczne wnętrze mojej macicy okazało się zabójcą dla życia, które powinna chronić. Ocaliła je seria zastrzyków i pigułki, nie ja...

Moje dziecko miało mnóstwo wad:
- żółtaczka – dlatego trzeba zostać dłużej w szpitalu,
- stulejka – dlatego musimy regularnie odwiedzać chirurga dziecięcego, który bierze za wizytę 80 złotych, a potem i tak samo przechodzi,
- w końcu krzywe stawy, na które trzeba założyć aparat.
Z czasem doszły wędrujące jąderka, prowadziłam im pamiętnik:

DATA LEWE PRAWE GODZINA
12.04.2004 tak tak 7.45
tak tak 8.45
tak nie 9.45
nie nie 10.45

Codzienny rytuał macania jąderek mojego dziecka, powtarzany co godzinę, żeby broń Boże nie był bezpłodny.

Bez sensu… i tak będzie potem walczył z płodnością. Kupi dziecku, którego jeszcze nie będzie wyprawkę z lateksu. W trosce o to, aby zbyt wcześnie nie pojawiło się na świecie. Mój syn zadba o to, żeby jego dziecko żyło w najodpowiedniejszej dla niego epoce.

- Bo ona żyje nie w tej epoce.
- No co Ty mówisz.
- No tak. Jej dziadek opowiadał, że ma błękitną krew.
- Jak to błękitną?
- No szlachecką.

I cierpienie życia nie w tej epoce, w której się żyć powinno zabija. W najgorszym razie każe czekać… nie wiem na co. Ciągłe myślenie o tym, że jest się wyjątkowym…o tym, że w życiu do czegoś się dojdzie. Żyje przecież nie tak po prostu, żeby zgnić w ziemi na samym końcu. Najpierw czekałam na miłość…teraz…na dar talentu, który ponoć dostaje każdy i ma go mnożyć, żeby na końcu Pan powiedział: „Żyłaś dobrze i nie zmarnowałaś daru więc idź tam na prawo”. Na całą wieczność, która i tak będzie tylko czekaniem…znowu nie wiem na co. A nie, wiem! Na armagedon!!!

Końcem świata była dla mnie miłość. Najpierw chciałam żeby trwała wiecznie, do końca życia, a potem...

- Wynoś się! To mój dom! Jak nie chcesz to nie! Nie musisz się starać
On pakuje swoje rzeczy.
- Jak Ci wszystko jedno, jak kochasz ją bardziej niż mnie!!!
- Jesteś nienormalna!!! Jeszcze będziesz płakać żebym wrócił!!!
Wiem, że ma rację. Już mnie to boli…to poniżające! Nienawidzę samej siebie za brak honoru, siły…
- Nienawidzę Cię!!!!

Trzaśnięcie drzwiami, spazmy szlochu, pustka i ból.
Miłość wraz z włożeniem na palec obrączki stała się więzieniem, karą za tę namiętność, którą zimna obrączka ostudziła. Tkwi jednak ta namiętność, jej źródło głęboko gdzieś we mnie, w środku. Każde jego trzaśnięcie drzwiami z obietnicą odejścia na zawsze staje się palącą raną w miejscu, o którego istnienie on mnie nie podejrzewa. Myślałam, że jest inny, że kocha prawdziwie. Dlatego trzy lata czekałam na to, żeby zacząć żyć…ale to i tak za mało.

- Nie będę siedział w domu z dziećmi, kiedy Ty jesteś w szkole!
- Ale ja siedziałam jak Ty się uczyłeś!
- To było co innego, byłaś w domu przez dzieci, nie chciałaś się uczyć!

W takich rozmowach dowiadywałam się wielu ciekawych rzeczy o samej sobie. Jak tego właśnie, że jestem egoistką, bo chcę się uczyć, bo jeżdżę do biblioteki, bo inne bo. Znienawidziłam obraz swojej miłości tak bardzo, że już wiem, że jej nie ma, tak naprawdę… To „tak naprawdę” to miłość jakiej nauczyły mnie książki, filmy i marzenia. Rzeczywistości na te uniesienia nie stać, brakuje jej środków… Więc jest jaka jest…
Udawana.

- Kocham Cię…jesteś taka piękna…
- Ja Ciebie też…

Głaszcze mnie, a ja wiem, że chodzi mu o seks. O cielesność. Bo już długo nie kochaliśmy się. A on od czasu do czasu musi. Ja nie. Dlatego go nie kocham. Dlatego nie pociąga mnie. To wszystko bajki, to że potrzebuje czuć się bezpiecznie, to że boli mnie kiedy jest wulgarny i agresywny. I godzę się na to. Pozwalam mu zsunąć kołdrę. Wtulić się we mnie tak, że czuję jego męskość między pośladkami i wiem, że wniknie we mnie niepostrzeżenie. Wzdrygam się na to, a on myśli, że to z pożądania. Posuwa się dalej. Już czuję jego dłonie na sobie jak szukają mnie. Dziś mnie z nim nie ma… dryfuję daleko. Pozwalam mu wejść na moje ciało, pozwalam mu wejść w moje ciało. Faluje razem z nim w takt namiętności, której już nie ma. Automatycznie zapamiętane ruchy mnie prowadzą…
Schodzi ze mnie, ja uciekam do łazienki, żeby nie widział mojej twarzy, w której nie ma nic oprócz nienawiści i bólu bezsilności, że nie potrafię mu opowiedzieć, że nie chcę jego ciała, że ono mnie boli.
Puszczam gorącą wodę, cała łazienka jest zaparowana. Zaparowane jest lustro, w którym chcę widzieć kobietę… Powietrze jest ciężkie, przepełnione jego obecnością, której już dziś nie chcę.

- Chodź ze mną kochany…
- Ale po co…
- Bo się sama boję, a poza tym może rozegra się tam jakaś druga runda…

Wracam do pokoju z mokrymi oczami. Odwracam się na bok z dala od niego. Marzę o zaśnięciu, o tym żeby być już samą, żeby się nie przytulał.

- Przytul się.
- Boli mnie brzuch, tak mi najlepiej – kłamię.

Odwraca mnie i mówi: „Kocham” , ale ja już w to nie wierze, bo miłości przecież nie ma….

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...
  • 2 miesiące temu...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...