Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

spkojnie spać nie może
ksiądz Twardowski
jego poezja to morze
syn Boski

w swej prostocie przepiękna
siedzi po Prawicy
w swej istocie przeklęta
myśli: ach grzesznicy!

my grzsznicy
zamiast myśleć o prawicy
potrafimy krytykować
zgrzytać syczeć manewrować

stać pośrodku
nie w wychodku
stać na straży
wśrod miraży

nasza misja trwa
ciągle rąbmy drwa
gdy się z nim spotkamy
wtedy pogadamy.

Opublikowano

bardzo lubię wiersze księdza Jana, ale ten wiersz, to jak dla mnie jakieś nieporozumienie. totalnie nie dopracowany, a na dodatek z błędami. niejasne jest też dla mnie przesłanie utworu. rozumiem, że ma to coś wspólnego z tym co się aktualnie dzieje wokół spuścizny po księdzu. jednak zastanawiam się, czy On byłby zadowolony z takiego podejścia.
z mojej strony: plus za wybór tematu, za resztę niestety minus. pozdrawiam.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Jacek - Ty grzszniku, hi
a może to o Twardowskim na kogucie?
może on ksindzem się stał?
ok - żartuję,
myślę, że takie wiersze winny się
narpiew same przecierpieć a potem
pokazywać - Pani Anno - popełniłaś
grzch!
z ukłonikiem i pozdrówką MN
ps. misja skończona Game Over
Opublikowano

Niestety zgadzam się z poprzednikami.
Ksiądz Twardowski lubił ludzi i rozumiał ich (nas). Nikogo nie potępiał, nikogo nie nazywał "grzesznikiem". Jego poezja ani nie "siedziała po Prawicy" (bo nie uznawał żadnych autorytetów poza własnym sercem=sumieniem), ani nie była "przeklęta" (choć miał w dawnych czasach pewne kłopoty zarówno z władzami świeckimi, jak i kościelnymi - ale nie przesadne, niektórzy miewali gorsze, zaś ksiądz został uznany Wielkim za życia - a to nie każdego z Wielkich spotyka).
Drugiej części wiersza - tej z pośrodkiem w wychodku - zupełnie nie rozumiem. Mam wrażenie, że przesłanie jest morałem, i to bardzo prymitywnym ("trzeba być jak ksiądz Twardowski, nie innym! i stać po stronie prawicy! nigdy nie lewicy!"). Ale może czegoś nie załapałam.

Opublikowano

Dziecko Drogie,
to, że napisałaś tym razem bez błędów "nosówki", nie znaczy wcale, że napisałaś wiersz.
Dziecko Drogie, to jakieś wypracowanie? Pani w szkole Ci kazała?
Nie słuchaj niedobrych ludzi. Zajrzyj w głąb swego serca i wtedy pisz. A wcześniej czytaj, dużo czytaj, stale czytaj, poezję, prozę, a choćby nawet i gazety, byle nie "Bravo Girl".
Życzę Ci natchnienia i troszkę samokrytycyzmu (bo wiesz, tutaj jest taki dział, który nazywa się Warsztat - tam można popracować nad tekstem, żeby powstał wiersz - naprawdę!)
;)
pzdr. b

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Fajnie to napisałaś. Co do meritum, zawsze zwyczaje i systemy były silne i często silniejsze od logiki  i zdrowego rozsądku, a władza duetu Herkus - Monte była widać słaba, skoro nie potrafili podjąć decyzji sprzecznej ze zwyczajami. Tutaj przychodzi mi do głowy sytuacja, w której doniesiono szefowi Luftwaffe Goeringowi, że jeden z jego pilotów jest Żydem. Odpowiedział: w Luftwaffe, to ja decyduję, kto jest Żydem.   Pozdrawiam serdecznie
    • @w0lfy77 Ten wiersz jest bardzo poruszający. Brzmi jak zapis kogoś, kto jednocześnie chce być sam i strasznie się boi, że nikt go naprawdę nie chce. I to napięcie czuć w prawie każdym wersie.
    • @Migrena Ten wiersz jak zimowy trans. Jest bardzo intensywny, gęsty i totalnie cielesny. Nie opowiada o zimie malując pejzaże, tylko wrzuca czytelnika w środek mrozu, aż zaczyna się od tego tekstu realnie robić chłodno.
    • Zima zaciska na mnie palce - cienkie, twarde, lodowe, jakby ktoś ulepił je z kości ptaków, które zamarzły w locie. Wsuwa mi w płuca powietrze ostre jak tłuczona noc, jakby każdy oddech był odłamkiem zbitego lustra, w którym ktoś przeglądał się po raz ostatni. Czuję, jak świt tłucze się o moją klatkę piersiową, jakby chciał wybić sobie wejście, zanim przymarznie od środka. Oddycham metalem. Oddycham trzaskiem. Oddycham bielą, która nie rozjaśnia - tylko kasuje świat po kawałku, cierpliwie, profesjonalnie, jak gumka, która zna moje imię, mój podpis, moje wszystkie wahania. Zima prześwietla mnie jak rentgen zrobiony z błyskawicy - widzi we mnie kości zanim ja je poczuję. Samochody stoją jak martwe dorsze pochowane w lodowych katafalkach: obrośnięte mrozem, przykryte bezdechem, wypatrują moich dłoni - czerwonych, popękanych, jakby każde knykcie pisały zaklęcia przeciw ciepłu, jakby skóra uczyła się alfabetu zimy poprzez ból. Mróz wcina się we mnie głębiej niż lato, głębiej niż jesień, głębiej niż wszystkie pamięci: jest czysty, anatomijny, bezczelnie uczciwy. Nic nie udaje. Zima nie kłamie - rani prosto, rani w punkt, jak chirurg, który nie używa znieczulenia, bo wie, że znieczulenia są dla miękkich miesięcy. Wiatr oplata mnie jak zwierzę zrobione z noży, jak drapieżnik, który zna moje przeszłe oddechy. Próbuje mnie wypchnąć ze swojego terytorium, a potem wciąga z powrotem - jakby chciał mnie mieć w sobie na stałe, jako gorącą skazę, którą trzeba okiełznać. Wiatr rozkłada mnie na częsci jak anatom, który uczy się człowieka od zewnątrz do środka, mróz po mrozie, drżenie po drżeniu. Śnieg patrzy na mnie jak głuche bóstwo zrobione z ciszy; niczego nie oczekuje, ale wszystko zapamiętuje. Skrzypi pod stopami, skrzypi tak, jakby pod bielą poruszały się nerwy ziemi - biały impuls, wstrząs za wstrząsem, jak elektrokardiogram planety. Nos parzy, policzki drewnieją, dłonie szczypią jakby księżyc przykładał mi do skóry swoje zimne monety, płacąc za każdy gram ciepła, ktory ze mnie wyciąga. Drzewa stoją czarne i ostre, płoną odwrotnym ogniem - ogniem, który nie daje światła, tylko świadomość. Latarnie dymią zimnem. Słyszę świat dzwoniący lodem - jakby wielka szklana misa właśnie pękała nad moją głową. Wchodzę w tę zimę jak w obrzęd przejścia, w alfabet, który można odczytać tylko własnym drżeniem. Lód jest nauczycielem, wiatr jest kapłanem, śnieg jest księgą, a ja jestem atramentem, który zamarza na marginesach. But od nart, pogryziony przez psa, leży jak relikwia nieprzeżytego planu - świadectwo śmiechu, który nigdy nie miał okazji zabrzmieć. Śmieję się pod nosem: nie trzeba nart, żeby spadać. Wystarczy zgodzić się na zimę, pozwolić jej wyssać z człowieka wszystkie lipcowe resztki, aż zostanie tylko cienki rysunek - pulsujący ślad na mrożonym szkle. Jestem upojony. Nie winem, nie jesiennym rozpadem, nie lipcowym ogniem - tylko białym uderzeniem, które wybiela człowieka do zawiasów kości, wyskrobuje z niego pęknięcia, a na koniec zostawia w środku błysk: zimny, chirurgiczny, prawdziwy. Śnieg migocze jakby ktoś zmielił tysiąc gwiazd i rozsypał ich pył, żeby zobaczyć, czy potrafię w nim zniknąć. Zima potrafi kochać okrutnie. Ale kocha uczciwie - pali od środka, wypala powietrzem, aż stoję w jej ramionach niby zamarznięty, a jednak w środku płonę - cichym, niebieskim ogniem, którego żaden lipiec, choćby ryczał w niebo, nie potrafi nazwać.              
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Prawda zawsze jest jakaś tam. W sensie, że nie mam pewności, czy pojęcie prawdziwości jest akurat w tym wypadku adekwatne. Wiersz może być prawdziwy, w tym sensie, że odzwierciedla stan faktyczny - faktycznie zaistniałe emocje, wydarzenia, myśli, zjawiska. Ale może być źle napisany. Nieudolnym językiem banalnymi metaforami, niedbale, chaotycznie, wtórnie. Bywają jednak teksty perfekcyjne formalnie, a jednak za nimi stoi tylko martwa estetyzacja. I bądź tu człowieku mądry.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...