Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

Pajęczyna pod trzciną


Espena_Sway

Rekomendowane odpowiedzi

dedykowany

W przeddzień maja drzewa serwowały zieleń
szybciej niż zwykle, woda rozpraszała rzęsy. Kiedyś
obiecywałeś wiosnę; zmianę czasu z zimowego
na wieczność, subtelne otulanie. Teraz

czuję te zdolności językowe. Na kolanach
tworzymy wielkie improwizacje z gwoździem
i młotkiem, kołem i krzyżykiem, stwierdzając,
że wszystkie linie sprowadzają się do jednego

miejsca. Zapalamy świece drażniąc się zapachem,
na przemian miękniemy i twardniejemy, razem
z woskiem próbujemy utworzyć jakiś inny czas,
nową fakturę następnego brzasku.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Karspeno, widzę dobry wiersz, subtelny liryzm, niektóre metafory wprost genialne. Najmniej podoba mi się "czuję te zdolności językowe", później te improwizacje z gwoździem i młotkiem...
Ale to tylko moje czepialstwo, bo cały wiersz jest bardzo dobry, szczególnie początek i puenta:
W przeddzień maja drzewa serwowały zieleń
szybciej niż zwykle, woda rozpraszała rzęsy. Kiedyś
obiecywałeś mi wiosnę; zmianę czasu z zimowego
na wieczność
(...)
razem
z woskiem próbujemy utworzyć jakiś inny czas,
nową fakturę następnego brzasku.


A w ogóle za samą "nową fakturę następnego brzasku" dodatkowy plus.

Serdecznie, Kaspar :).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Wierzyć to znaczy ufać,kiedy     cudów na życzenie nie ma     ks.Jan Twardowski    czy jest miejsce czas  gdzie nie ma cudów  już ja  czyż to nie wielki cud    jestem żyję    to nie starcza  oczekuję ich na życzenie  nie dostrzegając wokół    chciałbym aby Stwórca  naprawiał wszystko  co popsuję  to byłyby cuda    Jezu ufam Tobie  podziwiając pełną  cudów codzienność    5.2024 andrew
    • Niby taka chłodna , lecz promienieje. (Noc) Niby taki zwykły, a skrywa wiele . (Dzień) Sporo nauczyła , jeden raz wystarczył. (Zdrada) Nie powinnaś dawać jej kolejnej szansy. Łamie wszystkich wokół, powala na glebę. Będziesz głupio pytał ,czemu wybrała ciebie ? (Porażka) Czas nie stanie dęba, rany się zabliźnią. Nie pozwól jej, aby odebrała Ci wszystko.
    • A więc dobrze, chodźmy. Idziemy. Idźmy tędy. Jak wtedy. Pamiętasz? Powiedz… Ale czy pamiętasz jeszcze? Zatem idźmy, idąc raz jeszcze. Chodźmy prosto, podążając drogą wniebowstąpienia. Tego właśnie wniebowstąpienia, kiedy się idzie prosto w słońce.   Idźmy prosto tą drogą pustego miasta. Tą ulicą pachnącą nagrzanym asfaltem. Tym chodnikiem. Tym trotuarem…   Kochanie, dotknij ściany. Tej chropowatości pełnej drobnych ziarenek kwarcu.   Tych pęknięć na elewacji starej kamienicy… Poczuj… Poczuj jeszcze, mimo zagubienia w labiryncie czasu.   To tutaj. To było tutaj. Albo, gdzieś dalej. Gdzieś tam, koło tego rozłożystego dębu, kasztanu.   Słońce wschodzi. Zachodzi. Wiruje wokół ostrej szpicy ratusza, jarząc się na blaszanych rynnach. Na szybach zamkniętych okien…   Gdzieś tutaj. Tak, to było gdzieś tutaj. Albo, gdzieś tam — dalej. Tylko w trochę innej korekturze zdarzeń. W trochę innej godzinie tamtego dusznego lata.   Tak jakoś szliśmy, jak się idzie we śnie. Jak można iść jedynie we śnie. Tak jak się idzie teraz, kiedy idziemy wciąż w tym wiecznym niedochodzeniu.   Chodź.   Wyjdźmy tymi drzwiami na końcu. Tą bramą z kutego żelaza. Albo poczekajmy chwilę w osłonecznionym pustką pokoju.   Spójrz jak wspina się smuga światła. Jak idzie wolno po ścianie. Dotyka drugiej… Jak pełznie po drewnianej podłodze…   Olśniewa stojące na środku drewniane krzesło…   Przepływające cząsteczki kurzu.   Na ścianach jaśniejące kształty po czymś, co tu kiedyś było.  A teraz omiata tchnieniem bladej ciszy.   Od okna idzie blask jaskrawy. Od szyby poruszanej niczyja ręką.   Od szyby, w której mży niewyraźny profil   Kto tam stoi? Nikt. To tylko nagły błysk pamięci.   Przekrzywione, trzeszczące szafy z zamkniętą na klucz przeszłością, albo na  twoje imię.   W środku pogięte fotografie,   kilka poplamionych kartek... Niewiele tego.   Jakieś resztki Okruchy nie wiadomo czego. Poskręcane. Splątane kołtunem. Zeschnięte złogi zapomnienia   Wydaje mi się, że stoisz skulona w kącie z twarzą ukrytą w woalce.   Podchodzę.   Biorę za rękę. Taką zimną, wręcz lodowatą.   I nie wiem czy to są palce. Czy to są w ogóle czyjeś palce.   Unoszę woalkę, by spojrzeć raz jeszcze tobie w oczy.   Za woalką pajęczyny falują na ścianie…   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-05-24)    
    • Takie tam... I jeszcze - chyba - literówka? Także powtórzenia. 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...