Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Stworzyciel światła
marzenie
pójdziemy kąpać noc
noc sztucznych ogni
doskonale
dobrze myśleć
że już północ


myślę że dobrze mieć serce
złożone w kartkę
gładkość człowiecza
w strugach deszczu


skojarzenie bezdźwięczne
jest prostopadłością
substytutu piękna
sumienie wartościujące
polecam umarłym


konsystencja tonu
spoufala się przeciągle
z mistrzostwem rąk
mistrzostwo ducha
nie scierpi złowrogich uczuć
wszystko tęsknota odbiera
wszystko tęsknota zamyka
wszystko tęsknota


hybrydy dźwięczne
hybrydy pamiętne
na szkłach ołtarza
suflet
graduał
w serca upał
nieskończoność
względność
szelest


a gdy tak angełow anielskim kołem
fruwał w poprzek fortepianu
w kręgi istne wzdłuż nici podłużnych
twardych jak sztaby ognia
wtedy śmierć zajrzała mi w oczy

Opublikowano

Jest piękny i o muzyce, czyli mowie duszy, języku uniwersalnym, dla którego nie napisano żadnego słownika. Ponieważ w tytule Autor wymienia nazwisko kompozytora, dlatego pozwalam sobie przywołac w sobie ulubione, choćby : Nocturne for Violin and Piano, Mazurka In F-Sharp Minor, Etude in C.
I "tęsknota" gra, staje się ...

Dziękuję i pozdrawiam.
A.

Opublikowano

Chciałbym Państwa najmocniej przeprosić! Zdaje się że były jakieś problemy z portalem, nie mogłem się z nim połączyć, a ponieważ pracuję "pracoholicznie" - do odpowiedzi zasiadam zazwyczaj późną nocą! Jest mi niezmiernie miło, że odebraliście Państwo mój tekst pozytywnie i z wielką przenikliwością. Miałem stracha, i to nie na żarty, bo tekst jest zbiorem autentycznych zapisków i forma jego pozostawia wiele wątpliwości. To wszakże co budziło początkowo moje obawy - odebrałem z czasem jako nieodzowny atrybut tekstu; mówię o "zdarzeniowości" czegoś takiego jak muzyczny konkurs, składającego się przecież z krótkich ,intensywnych aktów. Muzyczność tekstu zaś nie ma całe szcżęście nic wspólnego z muzycznością muzyki.tego starałem się uniknąć.
*******************
Thomas - dziękuję za " + ", szczególnie w kontekście inności.
*******************
Joanno! Jesli poczułaś odrobinę tęsknoty,udalo mi się osiągnąć to co było dla mnie ważne w trakcie pisania tego tekstu - dzięki!a tam gdzie tęsknota - muzyka Chopina pojawi się wkrótce....
*******************
Ewa! Zawsze z drżeniem serca czytam Twoje słowa. Znaczą dla mnie bardzo wiele. Ale i forma nie jest bezbłędna, ani ze mnie żaden Mistrz. Ot - muzykant po prostu. Ale słowem oddać to co w duszy gra - to prawdziwe muzykowanie. I bynajmniej nie uboższe w środki. Może raczej -inne, aniżeli te - dźwiękowe.W tym właśnie tkwi cała trudność.
Jesli jednak udało mi się ujść cało z pokusy opowiedzenia, co też muzyka wyraża - daruję sobie w nagrodę cukierek. A Tobie Ewunia w podzięce za ten komentarz - cały kosz cukierków! Całusek!
*******************
Michale - dzięki za wyrazy uznania!
*******************

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • milczenie  wplata się w myśli  chciałoby powiedzieć …   nikt nie słucha nie widzi  bólu cierpienia wojen  obok i nie tyłko    życie płynie wartkim nurtem  i na betonie  w szczelinach rosną kwiaty    świat dostrzega tylko siebie  swoje ja  i jeszcze  jeszcze poucza    a my  nam trudno znaleźć klucz  aby się wypowiedzieć    7.2025 andrew   
    • @Migrena zakończenie mega! tak
    • Witam - tak bywa w życiu - ale to mija -                                                                        Pzdr.serdecznie.
    • Mieli po dziewiętnaście lat i zero pytań. Ich ciała świeciły jak płonące ikony, nadzy prorocy w jeansowych kurtkach, wnukowie Dionizosa, którzy zapomnieli, że śmierć istnieje. Wyjechali – na wschód snu, na południe ciała, na zachód rozsądku, na północ wszystkiego, co można rozebrać z logiki. Motel był ich świątynią, moskitiera – niebem, które drżało pod ich oddechem. Miłość? Miłość była psem bez smyczy, kąsała ich za kostki, przewracała na trawie, śmiała się z ich jęków. Ale czasem nie była psem. Była kaskadą ognistych kruków wypuszczoną z klatki mostu mózgowego. Była zębami wbitymi w noc. Jej włosy – czarne wodorosty dryfujące w jego łonie. Na jego ramieniu – blizna, pamięć innej burzy. Jej uda pachniały mandragorą, jego plecy niosły ślady świętej wojny. Ich języki znały alfabet szaleństwa. Ich pot był ewangelią wypisaną na prześcieradłach. Ich genitalia były ambasadorami innej rzeczywistości, gdzie nie istnieją granice, gdzie Bóg trzyma się za głowę i mówi: ja tego nie stworzyłem. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Każdy pocałunek – jak łyk z kielicha napełnionego LSD. Każda noc – jak przyjęcie u proroków, gdzie Jezus grał na basie, a Kali tańczyła na stole, i wszyscy krzyczeli: kochajcie się teraz, teraz, TERAZ! bo jutro to tylko fatamorgana dla głupców. Nie było ich. A potem cisza – tylko ich oddechy, jak fale na brzegu zapomnianego morza, gdzie świat na moment przestał istnieć. Nie było ich. Była tylko miłość, która miała skórę jak alabaster i zęby z pereł. Był tylko seks, który szarpał jak rockowa gitara w rękach anioła. Było tylko ciało, które płonęło i nie chciało gaśnięcia. Pili siebie jak wino bez dna. Palili siebie jak święte zioła Majów. Wciągali się nawzajem jak kreskę z lustra. Każdy orgazm był wejściem do świątyni, gdzie kapłani krzyczeli: Jeszcze! Jeszcze! To jest życie! A potem jeszcze raz – jak koniec kalendarza Majów. Byli młodzi, i to znaczyło: nieśmiertelni. Byli bezgłowymi końmi pędzącymi przez trumnę zachodu słońca. Byli gorączką. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Lecz w każdym powrocie, cień drobny drżał, jakby szeptem jutra czas ich nękał. Kochali się tak, jakby świat miał się skończyć jutro, a może już się skończył, i oni byli ostatnimi, którzy jeszcze pamiętają smak miłości zrobionej z dymu i krwi. Ich serca były granatami. Ich dusze – tłukły się o siebie jak dwa kryształy w wódce. Za oknem liście drżały w bladym świetle, jakby chciały zapamiętać ich imiona, zanim wiatr poniesie je w niepamięć. Ich wspomnienia – nie do opowiedzenia nikomu, bo nie ma języka, który wytrzyma taką intensywność. Wakacje były snem, który przekroczył sny. Były jedynym miejscem, gdzie Bóg i Diabeł zgodzili się na toast. Oni – dzieci światła, dzieci nocy, dzieci, które pożarły czas i nie umarły od tego. Jeśli ktoś pyta, kim byli – byli ewangelią spisaną spermą i łzami. I gdy noc gasła, ich spojrzenia się spotkały, ciche, jak dwa ptaki na gałęzi, co wiedzą, że świt jest blisko, a lot daleki. I w ciszy nocy, gdy wiatr ustawał, słychać było tylko szelest traw, a świat na zewnątrz, daleki i obcy, czekał na powrót, którego nie chcieli. Byli ogniem w płucach. Byli czymś, co się zdarza tylko raz. I zostaje na zawsze. Jak tatuaż pod skórą duszy.          
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...