Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

"si linguis hominum loquar et angelorum caritatem autem non habeam factus sum velut aes sonans aut cymbalum tinniens"
(1 Kor 13. 1)

Spacerowałem po gryfie w tonacji e-mol
to chyba zrozumiałe na całym świecie
dotyk zimnych strun
ale to nie miedź brzęczy
to dusza spływa po palcach

a to nie jest kartka i tekst
to kawałek Duszy
jak nuty do "Christus Vincit"

Vincit - aleś najpierw krwawił
Regnat - aleś był też biednym człowiekiem
Imperat - aleś na naszym piasku ślady sandałów zostawił

jak Ty - Kościół, napisał Twój drogi Paweł
jak Ty - ludzi
tak bezinteresownie... bez słów
pokornie... na śmierć i życie
bez miecza i dziesięciu tysięcy zbrojnych

Dlatego nie musi cały świat rozumieć
do ludzi mówić nie muszę
a Aniołów wolę słuchać
jak Ty - ludzi
kochać
pomóż mi
bym nie był jak cymbał

Opublikowano

Mnie też puenta rozwaliła. A tego:
"jak Ty - Kościół, napisał Twój drogi Paweł
jak Ty - ludzi
tak bezinteresownie... bez słów
pokornie... na śmierć i życie
bez miecza i dziesięciu tysięcy zbrojnych"
nie rozumiem.

Waham się między plusem, a minusem. Bo podoba mi się pierwsza połowa, do wyżej wymienionego fragmentu. Ale druga już nie.
Ustalmy więc, że jestem tak pół na pół. :)

Pozdrawiam, R.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Już tłumaczę: chodzi o koncepcje miłości wg św. Pawła, gdzie ma ona wyglądać jak miłość Jezusa do ludzi tj. poświęcenie życia, bezinteresowne, miłość pokorna, walka tylko za pomocą dobra bez środków przymusu i nacisków - dlatego: "bez miecza..."
Opublikowano

Pierwsza połowa wiersza jest niezła, choć metaforyka miejscami dość oklepana:

"ale to nie miedź brzęczy
to dusza spływa po palcach

a to nie jest kartka i tekst
to kawałek Duszy"

Powyższy fragment do wywalenia w moim odczuciu, bo strasznie psuje niezłą resztę.
Natomiast druga połowa według mnie do licznych poprawek:

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



no nie wiem:) to nie ja, to św. Paweł - "...a miłości bym nie miał stałbym sie jak miedź brzęcząca, albo cymbał brzmiący" - cytat ten jest z resztą mottem nad moim tekstem co wyjaśnia aluzję literacką i kontrowersyjną kwestię cymbałów.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Już tłumaczę: chodzi o koncepcje miłości wg św. Pawła, gdzie ma ona wyglądać jak miłość Jezusa do ludzi tj. poświęcenie życia, bezinteresowne, miłość pokorna, walka tylko za pomocą dobra bez środków przymusu i nacisków - dlatego: "bez miecza..." Acha. W takim razie jest to źle - niezrozumiale - wyrażone. Przynajmniej dla mnie.
Dzięki za wyjaśnienie. :)

Pozdrawiam, R.
  • 1 rok później...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Wędrowiec.1984 No dobra, ale poprzednie moje tłumaczenie, bardziej mi się podoba, jest takie... bardziej poetyckie.  Przy pisaniu świadomość trochę się plącze z wyobraźnią, przynajmniej w moim przypadku tak jest :)
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      To nie jest splątanie kwantowe, tylko splątanie świadomości.
    • Dawniej każdy poranek pachniał złotem. Słońce wschodziło nad wzgórzami i bez słowa kładło na dachach ciepło, które otulało serca jeszcze przed pierwszą kawą. Ale od jakiegoś czasu coś się zmieniło. Niektórzy mówili, że światło stało się zbyt białe, inni że zbyt blade. Starzy ludzie w wioskach patrzyli na nie z lękiem, dzieci – z obojętnością. A ono wciąż tam było. Na niebie. Zawsze na niebie. I właśnie to było najbardziej niepokojące. „Nie czuć go” – mówiła codziennie staruszka Maja, siadając na swojej drewnianej ławce. „Kiedyś czułam, jak przechodzi przez skórę i dociera do duszy. A teraz… tylko patrzę, ale nie widzę.” Ludzie zaczęli snuć domysły. Czy to przez dymy, które wznosiły się z fabryk po drugiej stronie wzgórz? Czy może przez coś bardziej niewidzialnego? Przez rzeczy, których nie da się zmierzyć – jak strach, obojętność, rozpad miłości? Niektórzy szeptali, że prawdziwe słońce już dawno zgasło. Że to, które świeci teraz, to tylko replika – sztuczna kula światła stworzona przez tych, którzy chcieli kontrolować nie tylko czas, ale i nasze nastroje. „Zamienili nam światło serca na światło technologii” – pisał ktoś na ścianie opuszczonej stacji meteorologicznej. Ale pewnego dnia przyszedł chłopiec. Miał na imię Elian. Pojawił się znikąd, w butach z błota i z patykiem zamiast laski. Nie zadawał pytań. Siadał pod drzewami i mówił do liści, do wiatru, do kamieni. Ludzie uznali go za dziwaka, ale dzieci zaczęły go słuchać. A potem coś się wydarzyło. Pewnego ranka, kiedy Elian stał na wzgórzu, zamknął oczy i rozłożył ramiona. Słońce – blade i nieruchome – zaczęło wypełniać się ciepłem. Powoli, bardzo powoli, niebo poruszyło się z westchnieniem. Jakby przypomniało sobie, że kiedyś umiało kochać. W ciągu kilku dni ludzie zauważyli zmianę. Ptaki zaczęły śpiewać wcześniej, a cienie drzew znowu stały się miękkie. Staruszka Maja płakała z radości: „To ono. Prawdziwe. Wróciło.” Ale Elian powiedział tylko: – Ono nigdy nie zgasło. To my przestaliśmy świecić od środka.  
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...