Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

nie chcę spłoszyć
dopiero co ujarzmionego spokoju

na horyzoncie ust zakreślam
lekką figlarność wyrazu
pogwizdując zdziwieniem

bo choć nie mi dziś sięgać
dochodzę do wprawy
poślizgu
na powierzchni nabrzmiałych marzeń

i nic tylko dziękować
za wytrąconą z równowagi
lepkość zmysłów

Opublikowano

nie chcę spłoszyć
dopiero co ujarzmionego spokoju-- ujarzmiony spokój, musiało być strasznie, co?

na horyzoncie ust zakreślam--- horyzont ust do usunięcia
lekką figlarność wyrazu--- myslę że jeśli figlarność, to lekkość niepotrzebna,
pogwizdując zdziwieniem

bo choć nie mi dziś sięgać
dochodzę do wprawy
poślizgu
na powierzchni nabrzmiałych marzeń---na powierzchni też chyba zbyteczne....

i nic tylko dziękować
za wytrąconą z równowagi
lepkość zmysłów

może lekka kosmetyka doda lekkości?
ale fakt faktem - dochodzisz do wprawy, ładne te twoje wiersze, bajeczko...
buziaczki, es

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


dziekuje Stasienko....ech namieszalas mi troche hihihi....chyba napisze nastepny....dziekuje i serdecznioe pozdrawiam.....a jesli chodzi o ten spokoj, to faktycznie bylo nieciekawie.....buziam ;)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



a czy lustro nam odpowie
czy to zwierzę, czy to człowiek
kiedy patrząc prosto w siebie
ciągle mamy pustkę w głowie

choć zdziwionam dygam nóżką
o co chodzi z tym niegraniem
lepkość zmysłów krętą dróżką
znowu wali prosto na mnie.....hi pozdrawiam ;)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



a czy lustro nam odpowie
czy to zwierzę, czy to człowiek
kiedy patrząc prosto w siebie
ciągle mamy pustkę w głowie

choć zdziwionam dygam nóżką
o co chodzi z tym niegraniem
lepkość zmysłów krętą dróżką
znowu wali prosto na mnie.....hi pozdrawiam ;)

a lusterko tylko w szkła
rozleciało się i z tła
świeci w jakim boskim cieniu
mówiąc wprost - jest w zamyśleniu
i macha świecistym ogonem
rozdrobnione
hi
z ukonikiem i pozdrówką MN

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • milczenie  wplata się w myśli  chciałoby powiedzieć …   nikt nie słucha nie widzi  bólu cierpienia wojen  obok i nie tyłko    życie płynie wartkim nurtem  i na betonie  w szczelinach rosną kwiaty    świat dostrzega tylko siebie  swoje ja  i jeszcze  jeszcze poucza    a my  nam trudno znaleźć klucz  aby się wypowiedzieć    7.2025 andrew   
    • @Migrena zakończenie mega! tak
    • Witam - tak bywa w życiu - ale to mija -                                                                        Pzdr.serdecznie.
    • Mieli po dziewiętnaście lat i zero pytań. Ich ciała świeciły jak płonące ikony, nadzy prorocy w jeansowych kurtkach, wnukowie Dionizosa, którzy zapomnieli, że śmierć istnieje. Wyjechali – na wschód snu, na południe ciała, na zachód rozsądku, na północ wszystkiego, co można rozebrać z logiki. Motel był ich świątynią, moskitiera – niebem, które drżało pod ich oddechem. Miłość? Miłość była psem bez smyczy, kąsała ich za kostki, przewracała na trawie, śmiała się z ich jęków. Ale czasem nie była psem. Była kaskadą ognistych kruków wypuszczoną z klatki mostu mózgowego. Była zębami wbitymi w noc. Jej włosy – czarne wodorosty dryfujące w jego łonie. Na jego ramieniu – blizna, pamięć innej burzy. Jej uda pachniały mandragorą, jego plecy niosły ślady świętej wojny. Ich języki znały alfabet szaleństwa. Ich pot był ewangelią wypisaną na prześcieradłach. Ich genitalia były ambasadorami innej rzeczywistości, gdzie nie istnieją granice, gdzie Bóg trzyma się za głowę i mówi: ja tego nie stworzyłem. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Każdy pocałunek – jak łyk z kielicha napełnionego LSD. Każda noc – jak przyjęcie u proroków, gdzie Jezus grał na basie, a Kali tańczyła na stole, i wszyscy krzyczeli: kochajcie się teraz, teraz, TERAZ! bo jutro to tylko fatamorgana dla głupców. Nie było ich. A potem cisza – tylko ich oddechy, jak fale na brzegu zapomnianego morza, gdzie świat na moment przestał istnieć. Nie było ich. Była tylko miłość, która miała skórę jak alabaster i zęby z pereł. Był tylko seks, który szarpał jak rockowa gitara w rękach anioła. Było tylko ciało, które płonęło i nie chciało gaśnięcia. Pili siebie jak wino bez dna. Palili siebie jak święte zioła Majów. Wciągali się nawzajem jak kreskę z lustra. Każdy orgazm był wejściem do świątyni, gdzie kapłani krzyczeli: Jeszcze! Jeszcze! To jest życie! A potem jeszcze raz – jak koniec kalendarza Majów. Byli młodzi, i to znaczyło: nieśmiertelni. Byli bezgłowymi końmi pędzącymi przez trumnę zachodu słońca. Byli gorączką. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Lecz w każdym powrocie, cień drobny drżał, jakby szeptem jutra czas ich nękał. Kochali się tak, jakby świat miał się skończyć jutro, a może już się skończył, i oni byli ostatnimi, którzy jeszcze pamiętają smak miłości zrobionej z dymu i krwi. Ich serca były granatami. Ich dusze – tłukły się o siebie jak dwa kryształy w wódce. Za oknem liście drżały w bladym świetle, jakby chciały zapamiętać ich imiona, zanim wiatr poniesie je w niepamięć. Ich wspomnienia – nie do opowiedzenia nikomu, bo nie ma języka, który wytrzyma taką intensywność. Wakacje były snem, który przekroczył sny. Były jedynym miejscem, gdzie Bóg i Diabeł zgodzili się na toast. Oni – dzieci światła, dzieci nocy, dzieci, które pożarły czas i nie umarły od tego. Jeśli ktoś pyta, kim byli – byli ewangelią spisaną spermą i łzami. I gdy noc gasła, ich spojrzenia się spotkały, ciche, jak dwa ptaki na gałęzi, co wiedzą, że świt jest blisko, a lot daleki. I w ciszy nocy, gdy wiatr ustawał, słychać było tylko szelest traw, a świat na zewnątrz, daleki i obcy, czekał na powrót, którego nie chcieli. Byli ogniem w płucach. Byli czymś, co się zdarza tylko raz. I zostaje na zawsze. Jak tatuaż pod skórą duszy.          
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...