Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Sklep na Zdrojowej cz. 2


Rekomendowane odpowiedzi

Malutki wstęp
Mieszam z tymi tytułami. Wybaczcie! Powracam do oryginalnego tytułu, ponieważ "Żywot człowieka poprawnego" nie pasuje mi do całości. Niech tamto będzie osobnym tekstem.
Zapraszam więc ponownie do mojego "Sklepu na Zdrojowej"



Niedziela.
Pamiętaj, abyś dzień święty święcił. Firma zmienia krawaty, marynarki, skarpetki, przyodziewa siebie i swoje kobiety w pokaźne uśmiechy i podąża rządkiem do kościoła. Wymienia uściski dłoni, życzliwe skinienia głowy, niebanalne komplementy, kolorowe wizytówki. W świątyni Firma klęka kiedy trzeba, wstaje kiedy trzeba, śpiewa, recytuje modlitwy, sprytnie ukrywa ziewnięcia i szybkie spojrzenia na zegarek. Wysłuchuje grzmiącego głosu księdza o plugawieniu dobrego imienia Jezusa Chrystusa i pamięci papieża - Polaka przez nieokrzesanych półpogan - barbarzyńców handlujących w niedzielę i połyka pośpiesznie komunie świętą, chyląc pokornie głowy przed kapłanem karmiącym ich grzeszne dusze płaskim kawałkiem ciasta.
Tuż po mszy, Firma zaprasza żony, dzieci, ciotki i wujki na wspólny wypad do hipermarketu, na lody, mimo, iż nie chadza na codzień do konkurencji. Tam spotyka przyjaciół, dalszych członków rodziny, często niewidzianych od tygodni, rozmawia, pokazuje, że ogromnie się cieszy, obiecuje wpaść w czwartek na kawę, po czym czmycha czym prędzej do domu szykować strategię marketingową na nadchodzący tydzień.
Firma szanuje niedzielę, odpoczywa, świętuje.
Firma - nie ja.
Ja zrywam się o piątej rano, odpalam furę i z zapuchniętymi oczami pędzę do sklepu, by otworzyć go na czas i przyjąć postawę dumnego sprzedawcy.
Już z daleka widzę sznurek spragnionych przyklejony do klamki drzwi wejściowych. Kiedy zbliżam się z dzwoniącym pękiem kluczy, sznurek rozpromienia serdeczny uśmiech i z jego wnętrza wyrywa się radosne westchnienie :
- Szefuncio! Jak dobrze, że szefuncio jest na tym świecie, co by my tu zrobili bez szefuncia.
Niedziela.
Kiedyś "Teleranek", babciny dżemik z kakao, 5 - 10 - 15 , "Delfin Um". Kilka lat lat później niezawodny kac po szaleństwie sobotniej nocy i wyrzuty matki. A dzisiaj?
Praca. Praca od samego rana i to z najtrudniejszym gronem klientów jaki można sobie wyobrazić. Pijaczki, rozwydrzone małolaty i niedzielni półinteligenci zmieleni przez polsatowskie talk-showy i wypluci z nadęciem na białe dywaniki obsikane gdzieniegdzie przez czworonożne pupile. Serwują mi zestaw debilnych pytań, podszytych idiotyczną wiarą w swą nieziemską oryginalność :
"Czy może mi pan zaaplikować telefon Nokia Tiktakiem za dwadzieścia złotych?"
"Czy są może takie białe w niebieskim, z dziurką pośrodku, no wie pan, takie owsiane?"
"Ile kosztuje trzydziestka Simplusa?"
"Czy to wytrawne wino nie jest zbyt słodkie?"
"Kochanie, chcesz może loda?"
Chyba powoli się wypalam. O zawodowy uśmiech coraz trudniej i słabnie u mnie wiara w nieograniczone możliwości ludzkiego gatunku. Jesteśmy owcami ślepo sunącymi donikąd i tylko niektórym udaje wyrwać się z taśmy produkcyjnej i skonstruować pojazd, którym wylądują na księżycu, lub poprostu zaćpać się w młodym wieku wydając po drodze setki psychodelicznych wierszy i piosenek. Reszta? Reszta jest milczeniem...
- Cześć stary - Zamieram. Przede mną wyrasta wstrętna, przestraszona gęba Karola. Zaciskam zęby, odpowiadam naprędce zdawkowe "cześć" i czekam.
- Narozrabiałem w czwartek, co?
- No, troszeczkę.
- Spoko. Wiem, że jesteś wściekły. Wyjeżdżam dzisiaj i chciałem się pożegnać. Jakie piwo pijesz?
- Karol, w pracy jestem. Daj mi spokój z piwem.
- Dobra, dobra. Wiesz co? Telefon się znalazł. Leżał pod drzwiami! Normalnie ktoś go tam przyniósł i położył - Oczy Karola świdrują mnie poszukując oznak człowieczeństwa. Ja owe oznaki starannie ukrywam w ściereczce zbierającej kurz spomiędzy chińskich zupek i po chwili coś nieudolnie próbuję powiedzieć :
- Słuchaj, ja nic do Ciebie nie mam...
- O! Jest stara pijaczyna! - przerywa mi czyjś głos.
"Matko święta" - myślę - "Czesiek! Jeszcze jego tu brakowało." Taki duet w niedzielę rano gwarantuję spieprzony humor na kilka dni.
- I co, kurwa! Pochlałeś dziadu jeden?
Czesiek jest niepełnym władz umysłowych samotnikiem włóczącym się po mieście w poszukiwaniu kartonów, puszek i pustych butelek. Niestety, daleki jest od romantycznego wzorca outsider`a poszukującego wolności i sensu życia pośród burz i zawirowań rzeczywistości. Czesiek jest denerwującym, brudnym i zawsze cuchnącym matołkiem, święcie przekonanym, iż z racji jego ubóstwa jest uprzywilejowany zawsze i wszędzie, i każdy musi ( wręcz musi!) mu pomagać. Do tego dochodzi jego idiotyczny bełkot, który szumnie nazywa żartowaniem. Kiedy go poznałem, zlitowałem się nad nim, nie znając jeszcze jego podstępnego charakteru. To był mój wielki błąd! W zamian za zamiecenie bałaganu pod sklepem zaproponowałem mu pięć złotych. Od tamtej pory mam wrzoda na tyłku w postaci Czesława, który chcę, czy nie chcę zamiata pod sklepem i żąda piątaka. Nie sposób się go pozbyć, jest jak osioł ze "Shreka".
Tym razem na szczęście zajął się Karolem i razem oddali się wymianie idiotyzmów. Powróciłem pospiesznie do pracy, gdy nagle gorącą rozmowę chłopaków przerwał namiętny śpiew chórów anielskich:

KIEDY RANNE WSTAJĄ ZORZE,
TOBIE ZIEMIA, TOBIE MORZE...

"Co jest kurka? Święto jakieś"?
- Cicho głupku! - Karol uspokaja Cześka i razem wybiegają na zewnątrz. Rzucam ścierę i wybiegam za nimi. I w tym samym momencie zamieram, przerażony! Ksiądz Proboszcz uzbrojony w mikrofon, z dwoma ministrantami uczepionymi jego boku z głośnikami w ręku na czele wielkiej armii babć w chustach sunie główną ulicą miasta. Babcie śpiewają pod niebiosa, w ręku każda trzyma pokaźny krzyż i raz poraz, któraś coś głośno wykrzykuje. Jestem porażony. Kiedy procesja zbliża się zaczynam rozróżniać poszczególne słowa, a następnie całe zdania wypowiadane przez dowódcę tej brygady
- Należy chronić życie poczęte od jego zarania po kres. Nie możemy zgodzić się na europejską propagandę zbrodni! Ludzie naszego miasta, przyłączcie się do nas!
O mało nie padam ze śmiechu. Demonstracja! W moim nudnym, szarym, zapomnianym przez Boga miasteczku - demonstracja! Gdzie policja i koktajle mołotowa? Będzie jazda!
Nagle od konwoju odrywa się kobiecina i rzuca się w moim kierunku. Krzyż uniesiony wysoko, nienawiść w oczach, wąskie, ściśnięte mocno usta i szpony gotowe do ataku :
- A pan co? Nie wstyd panu? W niedzielę handlować? Grzech święty! Pan też jest ich wysłannikiem, na pewno chętnie morduje pan nienarodzone dzieci, skoro w niedzielę sklep pan otwiera!
" Ty ruda lafiryndo!- myślę wściekły - Jak rano przylazłaś do mnie po piwo i chleb dla czterdziestoletniego synka - darmozjada, to nie przeszkadzało ci, że w niedzielę otwarte!"
Widzę kątem oka jak Czesiek z Karolem zwijają się ze śmiechu i czuję jak krew mi się gotuje.
"Nie daj się sprowokować"
Szanuj bliźniego swego, jak siebie samego. Szanuj szefa, przełożonych i firmę, która daje możliwości. Szanuj klienta i zieleń. Szanuj Życie.
Odwracam się od niej i chcę odejść. Słyszę jeszcze jakąś uwagę, odwracam się i mówię :
- Proszę pani, moje poglądy polityczne są moją prywatną sprawą.
- Tak jest, ojciec redaktor mówił o takich jak pan!
Zaciskam zęby, chłopaki płaczą już ze śmiechu, a jak stoję jak palant. Nigdy nie zaatakowała mnie babcia! Mój komputer pokładowy nie zna schematów zachowań w takiej sytuacji. Babcia kojarzy mi się z pluszowym misiem, miodkiem i zatroskaną, dobrą twarzą pochyloną nad głową w czasie przewlekłej grypy dziecka. A ta, "Rambo" w spódnicy , celuje we mnie jadem i krzyżem!
Odwraca się w końcu i podąża w swoim kierunku. Zapominam nagle o babcinych bajkach na dobranoc, paróweczkach na kolację, odrzucam miłe usposobienie i czuję jak wstępuje we mnie szatan :
- Zapomniałaś babo czosnku!
- Co?
- Bez czosnku, samym krzyżem nic mi nie zrobisz.
Nie wiem, czy słyszała, nie obchodzi mnie to. Wracam do sklepu, bo wpadło tam kilku ludzi z procesji.
- Daj pan piwko, tylko szybko, tak, żeby stara nie widziała. Ale jaja! Mówię panu, na Belweder jedziemy - znudzony codziennością emeryt aż kipi z podniecenia.
Ot, niedziela!
Gdzie podziały się marzenia w niedzielne poranki? Bajki Disney`a dwa razy w roku? Czereśnie w ogródku rwane małymi garstkami pod czujnym okiem dziadka? Kąpiele w rzece latem, narty zimą, cały wachlarz pomysłów i pochłaniających bez reszty zabaw. Wszystko zniknęło wraz z pierwszym, samodzielnie napisanym listem motywacyjnym, życiorysem i podaniem o pracę. Zniknęło bezpowrotnie i nieodtwarzalnie wraz z pierwszą minutą pracy za pieniądze, bo pierwsza minuta za pieniądze, była jednocześnie ostatnią minutą szczerości i dzieciństwa.
Kochaj firmę swoją i logo swoje.
Wychodzę na zewnątrz. Sznur wojowniczek ojca redaktora znika za zakrętem, słyszę jeszcze ich przytłumione głosy. Obok brudny, śmierdzący Czesiek udaje, że wie o co chodzi. Karol, już podpity wykrzykuje coś w nieznanym kierunku. Patrzę i smutek zalewa moje myśli.
Kręcę głową i siadam na ławce pod sklepem. Za procesją pędzi niebieski bus z napisem TVN NEWS, a tuż za nim z zagraniczną rejestracją i wielką anteną na dachu, dwa inne - CNN NEWS, BBC TV. Czuję się kukłą rzucaną przez własny rząd na pośmiewisko Europy.
Zamykam oczy - tak musiało wyglądać Średniowiecze.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

dlugo czekalam...ale na relacje ze sklepu na zdrojowej warto:] heh musze przyznac ze teraz identyfikuje sie z glownym bohaterem:D i jakos jego odczucia sa mi dziwnie bliskie...czyzby dlatego ze tez sprzedaje??:D:D sklep to naprawde kopania ludzkich charakterow, sytuacji i wszystkiego co w ogole jest ludzkie a czasem i nieludzkie... przyszlo mi na mysl ze sprzedawca jest prawie jak spowiednik...wie wszystko...jakie piwo czlowiek pije, jakie fajki pali, co je, o ktorej zaczyna pic, ile pije...wszystko...:) takze czekam na wiecej i wiecej:) moje zdarzenia z kilientami wylewaja sie z mojej glowy...nie raz mialam ochote spisac niektore akcje...ale bez kopiowania:) ty masz MONOPOL:D na sklep:D
co do jezyka...jak zwykle lekko, codziennie, potocznie a momentami filozoficznie i patetycznie...i to wlasnie jest najpiekniejsze...bo kazdy z nas taki jest:)
jedno co mi sie nasuwa..."rambo w spodnicy"--> spokojnie mozna napisac Rambolina:D i nie bedzie to neologizm:) spotkalam sie z ta nazwa na studiach:>
wielkie BRAWO, wielki szakunek...i czekam z niecierpliwoscia na wiecej

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiesz Olu? Najlepiej na ludziach znają się psycholodzy, barmani i sprzedawcy w sklepach :) Cieszę się, że temat Ci podszedł i pewnie będzie tego więcej. Ciągle muszę cedzić epizody i ubarwiać je, by nie wpaść w nudzenie, a konkluzje nasuwają sie same. Otaczający nas świat jest kopalnią pomysłów na opowiadania i całe książki.
Pozdrawiam i zapraszam w przyszłości.
Rambolina? he he Niezłe słowo. Rozbawiło mnie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 tygodnie później...

No niby racja, taka powtóreczka ze średniowiecza...To pośmiewisko też mnie rusza od czasu do czasu, ale staram się nie pamiętać o tym, że istnieje coś poza, inaczej już by mnie tu nie było- autosugestia taka. Cieszę się, że mam do czynienia z czymś czego pierwszą część już poznałem (w sumie to bez znaczenia bo txt dobrze funkcjonuje jako osobna całość) Świetny pomysł z tym atakiem, aż w pewnym momencie zacząłem bohatera dopingować, a to już świadczy o jakości twojej prozy. Lekko się czyta i przyjemnie rozmyśla. +. Pozdrawiam
Jimmy:)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...