Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Drewniana popielniczka


Rekomendowane odpowiedzi

Wynieść się na szczyty,
I podpalić wieniec laurowy,
Na Ich oczach.
To twe marzenie.

Wyprzeć się wszystkich,
Gdy stawiają ci pomnik.
Być symbolem,
obracającym wniwecz wyszukane formy.

Staczać się stylowo,
Ze śmiechem na ustach.

Nie przyznamy się do tego.
Więzi nas skromność,
Czy obawa przed jej utratą?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie byłoby złe, ale myli mnie pointa: "Więzi nas skromność czy lęk przed jej utratą?" Ja nie wyczuwam w peelu skromności. Wszystkie poprzednie wersy raczej wyrażają pogardę dla sztucznego, fałszywego lub wyszukanego gloryfikowania, stawiania na piedestałach nie tych ludzi, którym się to należy, dla mitologizowania i tworzenia żywych legend przez władzę na potrzeby chwili. Tak to odczytałam. Peel pragnie zostać wyniesiony przez tłum - tak, jak Nikodem Dyzma, a potem wyśmiać głupotę i łatwowierność tego tłumu i stoczyć się na jego oczach, pokazać Ich pomyłkę (jednak wyraz "Ich" jest napisany wielką literą, co oznacza, że peel mimo wszystko szanuje ten tłum, nie gardzi nim - może tylko ludźmi, którzy tym tłumem manipulują i wszczepiają mu mity?). Pozerstwo, błazeństwo oraz niechęć przed przyjęciem fałszywej nagrody. Tak, ale to nie jest ani skromność, ani lęk przed jej utratą. Przynajmniej w moim odczuciu.
Dobry wiersz, poza tą pointą.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



poeta, który się nie uśmicha
na innych, co? ano i kicha
więc skończmy psór ten pocierając
nosy całych złości zgrają

czym dla mnie jest wiersz? ano przede
wszystkim ma wątek - a tu? Tian Tian
gdzie jest peel - Twoje słowa coś mi
nakazują - zrozumieć, nauczyć,
przestrzegać, czy to nie krok do
...
no własnie do czego?

z ukłonikiem i pozdrówką MN
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



ok - ale- to tylko sugestia - "strasznie" rozkazujesz
typowe polskie bagno w tym wierszu, ktoś ma wejść
i rozedrzeć kaftan bezpieczeństwa, szukanie juzumaryi,
chocholstwo i żeby nie było, ze cośtamcośtam do Ciebie,
do wiersza piję, wiesz - w tym wierszu peel jeśli istnoieje
jest zmorą z nieboskiej komedii, sowińskim na szańcach
i kościuszkiem, który dopiero po dwóch dniach, kiedy się
ocknął (bo miał kaca) stwierdził, że jest w niewoli,
ot i cala historia i teraźniejszość (wpółczesność)
niby nazywają to zgrzytem pokoleń, ech
o to mi chodzi
z ukłonikiem i pozdrówką MN
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



ech, a peel to Ci w wierszu co innego niesie
nuż, co innego z wiersza i z siebie wie się
co innego z cienia gałęzi, domu, słońca
żyjmy, póki nas nie zrozumieją tak do końca
byśmy legli w proch i się zrobiło cicho
tak by nawet wiatr bajd nie opowiadał jak tośmy z motyką
bagno chcieli suszyć na obczyznej skórze
a ojczyzna była gdzieś za siódmym murem albo w murze

z ukłonikiem i pozdrówką MN
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



ech, a peel to Ci w wierszu co innego niesie
nuż, co innego z wiersza i z siebie wie się
co innego z cienia gałęzi, domu, słońca
żyjmy, póki nas nie zrozumieją tak do końca
byśmy legli w proch i się zrobiło cicho
tak by nawet wiatr bajd nie opowiadał jak tośmy z motyką
bagno chcieli suszyć na obczyznej skórze
a ojczyzna była gdzieś za siódmym murem albo w murze

Lecz nie poddawajmy jej naszej "obcej" kulturze:)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



ech, a peel to Ci w wierszu co innego niesie
nuż, co innego z wiersza i z siebie wie się
co innego z cienia gałęzi, domu, słońca
żyjmy, póki nas nie zrozumieją tak do końca
byśmy legli w proch i się zrobiło cicho
tak by nawet wiatr bajd nie opowiadał jak tośmy z motyką
bagno chcieli suszyć na obczyznej skórze
a ojczyzna była gdzieś za siódmym murem albo w murze

Lecz nie poddawajmy jej naszej "obcej" kulturze:)

ok, ok - dnia Ci nie zaburzę
bo i mnie owy dzień urzekł

z ukłonikiem i pozdrówką MN
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Na oddziale tym. W zamknięciu. W pomarańczowej smudze zmierzchającego słońca, która przecina, niczym rozżarzonym biczem środek podłogi. Która ciemnieje powoli. Stopniowo. Stopniowo. Tak bardzo stopniowo… Trzeszczące cicho szpitalne łóżka. Albo milczące. Ustawione równo jak na wystawie. Ze szkieletami zmarłych sprzed wielu bardzo wieków. Szpitalne łózka, a na nich twarze woskowe. Wyblakłe pergaminy. Poszarzałe w spazmie agonii. Twarze nieboszczyków, choć jeszcze żywych. Lecz tak naprawdę. Naprawdę… Wijące się z bólu. Powykrzywiane kształty. Pokręcone cierpieniem w rozgrzebanej pościeli. Leżące, porzucone kłody zmurszałego drewna, jakby przymierzały się powoli do sosnowej trumny. Do gleby…   Te ciała spocone w ekstazie nadciągającej śmierci. Spalone kobaltową lampą truchła. W ciszy i zaduchu. W milczącej beznadziei…   Przemierzające z mozołem równinę pustą, rozległą. Pełną melancholii. Zbliżające się do kresu. Do horyzontu, gdzie obłok zsuwa się biały w tym powolnym prologu pędu. Spoglądam. Patrzę. Z kołder wyciągają się czyjeś ręce. Ramiona jak grób rozwarte szeroko. Z oparzelinami śmiertelnej gorączki. I cienie. Cienie. Wszędzie wokół cienie. I cienie. Znowu. Bądź znowu. I jeszcze… Profile twarzy zastygłe. Wykute w kamieniu leżące popiersia. Nogi zgięte w kolanach. Oparte o nie brody. Zgięte w pół kołyszące się w przód i w tył, jakby znaki zapytania – „dlaczego to ja, właśnie?” Siedzące na krawędzi postacie z minionego już czasu. W piżamach. W podartych strzępach splamionych łachmanów. Ktoś proszący o wodę. O jeden łyk. Bądź jeszcze…   Senne majaki. Zwidy. Nacierające zmory. Tu i tam skrzypnięcie. Krzyk przerażenia. Albo rozmowa niewyraźna z kimś kogo tu od dawna nie ma. Który to rok? Rok to już dawno umarły. Przywalony betonowymi warstwami przeszłości. Nie da się już tego odwalić. Rozkuć. Rozbić młotami. Za oknami drzewa kołyszą się jakoś smętnie. Strzeliste topole, białokore brzozy, które szumią. I szumią coś z opowieści lasu. Podejdę tam. Podejdę do okna, mimo rwącego bólu. Podnoszę się w męce. W skowycie… Jakiś bicz mnie chlasta po piersi. Ale idę. Opieram się o żelazne poręcze łóżek. Patrzą się na mnie szeroko rozwarte, zdziwione oczy. Zmętniałe. Niewidzące. Albo nie patrzą się wcale. Zamknięte powiekami. Idę. Krok po kroku. W wielkim osłabieniu. Moja twarz przezroczysta. Olśniona zmierzchem. Słońcem spowitym liliową chmurą. Kiedy idę tak środkiem sali, zamknięty ciepłą smugą pomarańczowego blasku.   Kiedy już jestem, dotykam rozedrganą dłonią szyby. Kończy się już lato i życie. Wszelkie istnienie. Jakieś takie przeminięte lotem błyskawicy. Zdaje się, że ktoś wznosi toast w brzęku szkła i srebra. W porcelanie. W kryształowych błyskach. W mżeniach niezliczonych pikseli. Nie. To tylko zwidy. Słuchowe omamy za sprawą gorączki.   Organizm jeszcze walczy. Lecz już nie trzeba. Nie trzeba. Bo i po cóż, kiedy jest się już tak naprawdę po drugiej stronie? Dotykam palcami szyby. Tej gładkiej powierzchni. A za nią drzewa majaczą. Kołyszą się i chwieją. Za szybą drzewa szumią coś o przemijaniu. Lecz nie słyszę. Niedosłyszę. Albowiem zagłusza je piskliwe w uszach milczenie. Ale oto brama z powietrza. Strumienie atmosfer. Wiatr idący z wysoka. Sfruwający na skrzydłach furkoczących od piór. Ktoś najwidoczniej zniszczył wskazówki wyroczni, ponieważ leżą teraz połamane, pogięte w trawie. A więc jest jeszcze ratunek. Jeszcze można uciec. Oglądam się za siebie. Jarzą się drobinki kurzu. Wirują.   A więc jeszcze można...   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-06-06)   -------------------------   *) „Oddział chorych na raka”, tytuł powieści Aleksandra Sołżenicyna      
    • A oto jak się recytuje, to jest styl Jajeczny, po mojemu Pradawny      
    • życie to nie bajka to droga która wiele do powiedzenia ma   to góry łąki i lasy czasem smutek żal   to niewiadoma którą trzeba zrozumieć   to drzwi za którymi różnie bywa   życie to nie bajka ja o tym dobrze wiem mówię to ja   który czasem błądzi szukając prawd którymi bawi się los    
    • @Łukasz Jasiński :) dzięki     
    • @Olgierd Jaksztas konkret, twoja taka pioseneczka:)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...