Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano
ten, który śpiewa, ciągle zmartwychwstaje

a więc to już, to teraz. preludium końca. obserwuję rzekę
nad zadeklarowanym dzieciństwem, koncepcyjną młodością.
bo woda ma jeden kierunek, dwie twarze rozmyte,
niewyraźny kolor- a więc grzeznę

po kolana, po łokcie w nawale permanentnych wspomnień
chciałaś uczepić się teraźniejszości jak ręki pana jednak
nie zazdroszczę tamtych jaskółek. seryjności poranków
na palcach nie liczę. nie nazywam - śpiewam. zwłaszcza
o wodzie

która kończyć się ma szczęśliwie, smugą lepszej wieczności.
oklaskiem cienia. w nagłej ciszy czasem rodzi się
burza - ale czy nie z kropel utkane są nasze słowa? nieznanym
nurtem szkicowane twarze - noc, wiatr, ostatni pociąg.
woda, woda. ale

nie pora bawić się w umieranie, palcami kreślić
kontury, językiem fabułę - nad rzeką
wzrasta kolejna iluzja Słońca. zaczynasz dzień
innym krajobrazem

a więc to już. to teraz -
wychodzimy, wychodzimy. tylko
nie zasnąć.
pozostaje nam
refren. bez zmian. zawsze.
Opublikowano
ten, który śpiewa, ciągle zmartwychwstaje

a więc to już, to teraz. preludium końca. obserwuję rzekę -->nie zaczyna się od 'a więc', 'to już to teraz' to za dużo
nad zadeklarowanym? dzieciństwem, koncepcyjną młodością.
bo woda ma jeden kierunek, dwie twarze rozmyte,
niewyraźny kolor- a więc grzeznę ---> znowu; za blisko siebie 2x, a nawet jeśli usuniesz pierwsze, to nie wiem, czy to tutaj powinno siedzieć
Opublikowano

po kolana, po łokcie w nawale permanentnych wspomnień ---->zadeklarowane, koncepcyjną, permanentnych - nie za dużo, powiedzmy, 'dziwnych' słów w tym tekście? ja nie wiem po co to, można prościej; oczywiście, że te słowa są zrozumiałe, ale czy ja wiem, czy takie 'poetyckie'?
chciałaś uczepić się teraźniejszości jak ręki pana jednak
nie zazdroszczę tamtych jaskółek. seryjności poranków ---> chyba nie rozumiem, co chciałaś przekazać w tych dwóch wersach, teraźniejszość i jaskółki, o co chodzi? bo ja po prostu nie rozumiem, co nie znaczy, że sensu nie ma (ale ja nie umiem wychwycić)
na palcach nie liczę. nie nazywam - śpiewam. zwłaszcza ---> to też nie wiem, jak się ma do całości
o wodzie

Opublikowano

która kończyć się ma szczęśliwie, smugą lepszej wieczności. ---> toż to dziwo jakieś, lepsza wieczność? lepsza od czego? i w ogóle nie rozumiem 'lepszejszości' wieczności
oklaskiem cienia. w nagłej ciszy czasem rodzi się ----> nagła cisza w której rodzi się burza? nie. to raczej burza jest nagła, cisza mi się nie wydaje żeby tak, zresztą nie widzę też rodzenia się w tej 'nagłości'
burza - ale czy nie z kropel utkane są nasze słowa? nieznanym
nurtem szkicowane twarze - noc, wiatr, ostatni pociąg.
woda, woda. ale --> nie powtarzaj już więcej, plizzz. powtórki powinny mieć jakiś sens, ja tu nie widzę

nie pora bawić się w umieranie, palcami kreślić
kontury, językiem fabułę - nad rzeką
wzrasta kolejna iluzja Słońca. zaczynasz dzień
innym krajobrazem----> a tu wszystko bardzo lubię:)

Opublikowano

a więc to już. to teraz -
wychodzimy, wychodzimy. tylko -> grrrr
nie zasnąć.
pozostaje nam
refren. bez zmian. zawsze.---> płoncia jakaś lipna


to, co zaznaczyłam, jest moim zdaniem do wycięcia właśnie
ale po samym wycięciu jest przecież nieskładnie, nie?
chodzi mi o to, że ja tylko pokazuję czego się pozbyć, ale ty musisz temu jeszcze nadać potem kształt;)

Opublikowano

przepraszam, że się mądrzę i że w częściach (inaczej nie mogłam)
no ale warsztat, to piszę, co myślę

Stasiu, dla mnie właśnie (!) właśnie nie jest jasne i klarowne, a troche zamotane i dość przegadane
a warto coś zrobić ze względu na tę jedną zwrotkę:) a trochę bnym ją przerobiła bo tak wieloznaczniej: (chyba;p)
nie pora bawić się w umieranie, kreślić
palcami kontury, językiem fabułę
nad rzeką. wzrasta kolejna iluzja Słońca -
zaczynasz dzień innym krajobrazem


pozdrawiam:)

Opublikowano

Mnie się podoba od końca, kawałek od końca, taki spory kawałek ;)
Powtórzenia, jeżeli pełnią funkcję, są dopuszczalne, a nawet koniecznie, podobnie jak zaczynanie od "więc" - to literatura, a nie wypracowanie ;D
Skoro po zażyciu - to mi sie nie chce rozwiązywac supełków świadomości - to co jest lepsze - zostawiam w cytacie.
b


Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


z tym 'więc' masz chyba faktycznie rację, ale powtórzenia tu (!) mi się nie podobają, nie napisałam, że w ogóle nie są dopuszczalne, ale tu jakoś nie

ta ze słońcem fajna zwrotka (mary, ile razy ci to już powtarzałam?;p)
Opublikowano

"grzęznĘ"! - literówka;
czytałem z dużym zainteresowaniem, i zwłaszcza "iluzja Słońca" - pozory życia? jakoś przyspsobiły mnie akceptywnie do wiersza, bo to pojemny zwrot, i w kontekście "zagrał" nadając ton całości...
mam zastrzeżenia do 1 wersu drugiej zwrotki: "w nawale permanentnych wspomnień" - w tym nawale jak po zawale, brzydka formuła, pretensjonalna...
J.S

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena Informatyk mnie przeklnie. Dzisiaj rano budziłam go telefonem dwa razy, bo on śpi  do 12-tej w południe (no ja wiem - długo siedzi, to potem dłużej śpi)  To niech wycisza tel. Prawda?  Więc jak odebrał, to ja mu mówię - to mój komputer umiera, a ty śpisz? Przyjechał, zrobił, ale ja wiem? Na jak długo? 

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        Ty to byś pewnie nauczył nawet pieska mówić ludzkim głosem :) A ja lubię pisać. Albo nie wiem, może to moja klawiatura lubi moje paluszki?  Chyba zaraziłam się od komputera, bo głupio gadam :p
    • @Maciek.J Dziękuję, że przeczytałeś. Mnie by się nie chciało. Miłego wieczoru.
    • Zegarek na piekarniku wybił szesnastą. Słońce jeszcze nie zdążyło wstać, a cztery cyferki wisiały zawieszone pośrodku niczego, głosząc w eter jedyne w co mogły wierzyć, w istotę swojego istnienia - w to, że jest właśnie godzina szesnasta. Przeszedłem po cichu korytarz, stawiając ostrożnie ciężkie, zimowe buty, zaczynając na pięcie, a na palcach kończąc, przekręciłem ostrożnie zamek i wydostałem się na klatkę schodową.  Czerwone diody tym razem pokierowały mnie ku włącznikowi światła z małą ikonką Schrödingera - z żarówką albo może dzwoneczkiem, co okazać mi się mogło dopiero po naciśnięciu przycisku. Oczywiście zaryzykowałem, a włącznik zamiast budzić nad ranem sąsiadów rutynowo włączył światło. Okropne to wszystko. Nie chciałbym, żeby o tym teraz wiedziała, ale mogę o niej myśleć jedynie jak o substytucie namiętności prawdziwej, takiej namiętności po której nie boli mnie głowa, takiej po której nie muszę brać prysznica, a najlepiej takiej po której mógłbym już umierać. Jeżeli sen to półśmierć, a samotność to ćwierćśmierć, to miłość musi być jej trzema czwartymi. Odwróciłem się do drzwi, zmazałem rękawem wypisane kredą "M + B" i w lepszym nastroju zbiegłem po schodach. To była moja pamiątka na pożegnanie - "K" jak Kalipso, na przestrogę dla wszystkich chłopców szukających w tym życiu uciechy. Choć to jedynie kropla w morzu, na którym dryfują te wszystkie Ogyggie, zdolne pomieścić każdego poszkodowanego przez los, biednego studenta czy starego wdowca, jedne z miliona drzwi hydry, gotowej do połknięcia każdego żeglarza błądzącego między Kazimierzem a Grzegórzkami, Krowodrzą a Łobzowem, między swoją ostatnią miłością z liceum a snem wiekuistym. Czy ja byłem w jakikolwiek sposób lepszy od tej niezaspokojonej męskiej masy? I tak i nie. Zawahałem się jeszcze przez chwilę, po czym otworzyłem drzwi na ulicę. Poranek był paskudny (chociaż zazwyczaj takie poprzedzają najpiękniejsze dni), wiatr podrywał brudną, szarą mgłę ciskając mi ją jakimś sposobem prosto w twarz, nieważne w którą stronę bym nie poszedł. Czułem jak powoli woda przesiąka moje włosy, które coraz to cięższe zaczęły przylegać mi do twarzy. We wrześniu mógłbym uznać taki Kraków za czarowny, lecz teraz, w październiku, już absolutnie mi to zbrzydło. Jesień potrafi być urocza, niby najlepsza kochanka, a najlepsza kochanka to taka, po której aż miło wracać do żony, i ja także zachciałem już wracać do lata. Pierwsze kroki wbiły mnie w marynarkę. Z głową schowaną w kołnierzu, niby żółw, zaplanowałem przeciąć na wskroś stare miasto, o tej godzinie nadnaturalnie puste, kiedy już ci najgorzej bawiący się wrócili dawno do domów, a najszczęśliwsi skończyli na afterparty z Morfeuszem. Na ulicach pozostali tylko ludzie tak samo jak ja ambiwalentni. Dziwne w tym uczucie solidarności. Tak zawieszeni gdzieś pomiędzy nocą a dniem nakładamy dla siebie prawdziwe śniadanie mistrzów - wyrzuty sumienia. Z jednej strony mogłem pozostać wczoraj w Itace, spędzić wieczór na rozwiązywaniu starych kolokwiów lub przy lepszej czy gorszej książce, zrobić sobie ładną kolację albo posprzątać pokój. Z drugiej, jeżeli już się w to wpakowałem, mogłem pozostać u niej do rana, dać się jej złapać za gębę kochanka, a może poopowiadać jej o "wolnych duchach" i "potrzebie rozłąki", powołując się przy tym na jakiegoś romantycznego poetę, po czym wyjść na pierwszy tramwaj do domu. Może i unikam aktualnie odpowiedzialności, ale zbrodnia już została dokonana, pytanie czy ona będzie jeszcze chciała do mnie wydzwaniać. Mógłbym ją zablokować - oczywiście, ale ona w żadnym stopniu na to nie zasłużyła, wolę zostawić katowski topór w jej dłoni, bowiem nie wierzę w istnienie zbrodni bez kary. Jeżeli nie zostanę ukarany, nie będę zbrodniarzem, zostanę po prostu “dupkiem”, albo “chujem”, co byłoby zdecydowanie gorsze. Zbrodniarzy się resocjalizuje, ale chujem pozostaje się do końca życia.    Spacer zawsze uważałem za rodzaj modlitwy, za sposób na wprowadzenie siebie w ten sam trans, który inni osiągają powtarzaniem zdrowasiek albo buczeniem w pozycjach jogi, w trans wybijany po kolei na betonie, prawa, lewa, prawa, lewa, prawa, lewa, cały świat zamyka się w tych dwóch słowach, wszystko i wszyscy są ode mnie oddzieleni tylko pewną ilością lewych i prawych, ja jestem wszechświatem doświadczającym samego siebie, więc kroczę, i muszę kroczyć, lewa, prawa, lewa, prawa, pamiętam czasy lepsze, czasy zauroczeń, nowych doznań, czasy, kiedy ludzie sami wyciągali do mnie dłonie, ale to nie ma znaczenia, pomiędzy miłością a rozstaniem jest tylko x lewych i prawych. Uciekłem, skończyły się czasy Feaków, gościnności, zabawy, igrzysk, odpłynąłem na ostatnim statku, na tramwaju zwanym dorastaniem, z jednorazowym biletem i nosem spłaszczonym na szybie. Im dalej patrzyłem, tym bardziej mi się wydawało, że stoję, ale teraz, patrząc pod nogi, muszę uważać, aby nie stracić gruntu pod nogami, i cały czas próbuję za nim nadążyć, lewa, prawa, lewa, prawa, lewa, prawa. Kompletnie przemoczone włosy odgarnąłem z twarzy, wracając przez sekundę do klnięcia na krakowską pogodę, na brak kaptura, a przede wszystkim, na tę całą sytuację, na młode dziewczyny, na pożądanie, na bary na Kazimierzu, na szybki seks, oraz oczywiście - na samego siebie. Na mojej drodze krzyżowej mijałem kolejne stacje, pamiątki minionych wieczorów - bary, pasaże, uliczki, teraz wszystkie martwe, na tyle wiernie oddające obecny stan mojego ducha, że potrzebowałem chwili aby uświadomić sobie, że już za jakiś czas one z powrotem będą tętnić życiem, wypełnią się paczkami studentów, lanym piwem, dymem papierosów, głosami mniej i bardziej zrozumiałymi, rozmowami o wszystkim i o niczym, flirtami i odrzuceniem, słowem - życiem.  Złowieszcze to memento mori. Nic nie płynie, tylko ja przemijam, konsekwentnie kończąc i zaczynając następne ulice, a krakowskie bary będą trwać wiecznie, nigdy nie skończy się zabawa, choć dla mnie zabawy już nie ma, nigdy nie przestanie grać muzyka, chociaż ja już nie mogę jej słuchać. Kolejne bicia perkusji przechodząc mi przez tors nadały mojemu sercu tempo, którego wiem że nie będzie ono w stanie utrzymać. Kolejne wspomnienia zaczęły po kolei wypływać na wierzch, przykrywając sobą teraźniejszość, którą zamalowano jak na starych obrazach, aby na jej miejsce postawić coś o wiele piękniejszego.
    • za czerwonym słońcem łowiliśmy ryby czas mrugał jednym okiem na wyspie łotrów zawieszonych głowami w dół dzieliliśmy łuski jakby tego nie było przeszliśmy dalej nie mogąc znaleźć haczyka
    • @Tectosmith ze zdumieniem czytam ten twój elaborat, który świadczy o jednym : nienawidzisz chrześcijan, uważasz religię za największe zło . Ania napisała ci, że trzech papieży przeprosiło za inkwizycję.Przeciez zawsze w każdej historii jest rozdział z czarnymi kartami.Ale to nie jest dowód na to, że kościół to tylko zło.Na pewno kościół ma więcej w swojej historii białych kart. Tylko wam niewierzącym trudno w to uwierzyć.Ale to jest wasz problem i wasze zmartwienie. A teraz popatrz w głąb własnego sumienia czy jesteś od zawsze w porządku i nie masz sobie nic do zarzucenia ?,Bo brakuje ci tolerancji i szacunku do osób wierzących. A sama kwestia wiary też jest dylematem.Bo osobiście nie podejrzewam , że są ludzie którzy w nic nie wierzą. Każdy ma swojego Boga albo tego prawdziwego albo wymyślonego. Wybór jest zawsze zgodny z sumieniem.A czy jest czyste czy skalane nienawiścią do innych to już temat na inną polemikę. PS. Spotkanie z Jezusem to nie jest zwykle spotkanie bo ma inny wymiar.Ale i tak tego nie zrozumiesz bo trzeba najpierw uwierzyć....    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...