Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

ej ludzie - czytajcie post pod ktorym sie wpisujecie bo potem piszecie bzdury pokroju że szkola jest poitzebna bo bez świadectwa nie mozna dostac pracy :)

kop chyba o czym innym pisal - i ma racje - a to ze ma świeta racje pokazuje przyklad tego forum - kop mysli samodzielnie i dobrze, ale jesli sie tak zdarzy że otoczy go kilku idiotów to go przekrzyczą - a ich jedynym argumentem bedzie to że jest ich ... więcej... i tak sobie rośnie "d***pokracja" o ktorej tu pisał - a każdy z tych idiotow w razie czego moze nawet powiedziec że jego argumenty są naukowe i logiczne - a dlaczego? bo "większość" tak powiedziała...
czytaliscie o baranach ktore po prostu wbiegły w przepaść? było o tym w gazetach - kazdy jeden biegl tylko dlatego że biegla cala reszta - wszystkie mialy racje i wszystkie spadły w tę przepaść -ot tak dla zasady

Opublikowano

Wiecie czego mnie jeszcze szkoła nauczyła?
-jak zacisnąć pasa, żeby zapłacić za semestr;
-jak stracić szacunek do wykładowców, którzy odwracają się od ciebie plecami, gdy akurat o coś pytasz;
-jak dojechać do domu, gdy akurat uciekł ostatni pociąg ponieważ ktoś nie chciał zwolnić cię z 15 minut zajęć;
-jak wstać o 3 nad ranem i kłaść się do łóżka o 24-tej, żeby znów wstać o 3;
-jak wytrzymać 10 godzin w auli, w której jest 12 stopni C;
-jak skombinować podręcznik, którego na kilka bibliotek są 3 sztuki (w dodatku wiecznie przez kogoś wypożyczone);
-jak skutecznie wyprosić w pracy o urlop (bo trzeba do szkoły jechać);
-jak rozpychać się łokciami w kolejce do dziekanatu;
-jak skutecznie opieprzyć ślamazarne panie z dziekanatu;
-jak przestać pić kawę, ponieważ przy takim tempie życia kawa powoduje, że wyglądasz jak śmierć;
-jak upić się 0,25l piwa;
-jak zorganizować czas, żeby zdążyć przyswoić w ciągu czterech wieczorów (tak wieczorów - gdyż pracować też trzeba) materiał z poprzednich wykładów na zajęcia, bo same koła czekają;
-jak nie załamać się nerwowo, gdy za którymś już razem oblewasz kobyłę;
-jak pięć razy pochować babcię (ja się tak całe szczęście jeszcze nigdy nie tłumaczyłem z nieobecności na zajęciach);
-jak wstać, gdy padasz z wykończenia psychofizycznego;
-jak spać na wykładzie robiąc jednocześnie notatki;
-jak notować w tempie stenopistki;
-jak podtrzymać kogoś na duchu, gdy samemu jednocześnie potrzebuje się wsparcia;
itd.
Jedyna rzecz, której szkoła mnie nie nauczyła to jaki jest najlepszy sposób rzucenia palenia.

Opublikowano

szkoła mnie nauczyła tyle, że wszystko zależy ode mnie. nie rozumiem wymagania niewiadomoczego, szczególnie od nauczycieli w LO (mój brat uczy biologii, dzisiaj przyszła do niego laska, i powiedziała, że przez niego nie zda matury, bo za mało wymaga...heh.) potem tacy idą na studia i sobie nie radzą. bo na wykład mozna iść albo nie iść (i nikt im nie wstawia uwag do dziennika) ja tam nie wiem, chodziłam do LO w którym mogłam robić co chciałam (lo plastyczne, w którym jest 40h zajęć w tyg, ale tak naprawdę jest luz, tylko trzeba umieć sobie radzić;P) no i właśnie tam nauczyłam się że "dla chcącego nic trudnego" :D

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


a co to jest? poza tym dlaczego monarchia, jeśli dynastyczna to nie wiem dlaczego ktoś miałby rządzić tylko dlatego, że się urodził synem tego a tamtego; jeśli elekcyjna, to dopiero pole dla korupcji i interwencji wrogich mocarstw - to już było i efekty chyba znamy z historii

większość pojęć matematycznych jest abstrakcyjna, weźmy taką granicę funkcji - odniesienie jej bezpośrednio do rzeczywistości jest trudne;) przydaje się do wyjaśniania świata, ale nie bezpośrednio;
chodzi mi o to, że rozwiązywanie problemów ściśle matematycznych można porównać do zadania polegającego na znajdowaniu podobieństw i prawidłowości w sekwencjach figur geometrycznych (to z testu na inteligencję Ravena);)
nawet jeśli potrafisz odnieść taką granicę funkcji do otaczającego cię świata, w momencie rozwiązywania problemu matematycznego to odniesienie nie ma żadnego znaczenia
liczy się tylko znajomość powiązań pomiędzy pojęciami matematycznymi


zależy co rozumiemy pod zacofaniem - na pewno pod względem analfabetyzmu mielibyśmy z nim do czynienia
Opublikowano

Pierdolenie o szopenie.
Jeśli kogoś boli, że dwóch meneli ma więcej głosów od szanowanego profesora, to jest mi przykro, że mam do czynienia z faszystą, bo takie myślenie zakłada, że menel jest kimś gorszym. Ja wiem, że to źle, że menel ma takie samo prawo głosu. Przecież taki na przykład autor tego wątku jest z pewnością lepszym człowiekiem od menela i jest grubą niesprawiedliwością, że ta zasrana demokracja traktuje ich jednakowo. Na pocieszenie można powiedzieć, że ta równość jest głównie napisana w konstytucji i bardzo często kończy się na nakreśleniu zasady. Menele raczej nie korzystają ze swoich praw konstytucyjnych. Patrząc na frekwencję w wyborach można powiedzieć, że nie tylko menele, ale i niemenele z nich nie korzystają, zatem tutaj mamy kolejny aspekt zrównujący menela z pełnoprawnym człowiekiem, ale to tylko z winy niemeneli.
Demokracja jest zła, bo zapewnia wolność prasy, wolność słowa, a więc także swobodę wypowiedzi w internecie. Załóżmy, że mamy takiego monarchę oświeconego. Możemy przyjąć za pewnik, że komuś się nie spodoba, możemy przyjąć, że bezsprzecznie będą funkcjonowały elementy komunistyczne i socjalistyczne w społeczeństwie, że będzie spora grupa reakcjonistów(sic!), czyli zwolenników demokracji. Co taki satrapa robi? Zamyka wolną prasę. Koncesjonuje dostęp do internetu, gdzie mogą się szerzyć niepożądane treści, np "król jest głupi". I to by było z pewnością dobre.
Zatem demokracja jest zła, bo nie wprowadza narzędzi formalno-prawnych do różnicowania ludzi pod względem wartości. Nie można o takiej mentalności pomyśleć inaczej, jak syndrom własnej mierności. Że demokracja pozwala na herezję typu: jak to, to ja jestem wykształcony i siedzę 8 godzin za biurkiem klepiąc wciąż to samo, a tutaj mi elektryk prezydentem zostaje? technik rolnik premierem? hańba, hańba, po trzykroć hańba.
No i ta schizofrenia szkolna. Bo szkoła musi uczyć demokracji, a demokracja jest zła, bo nie szanuje pracy, a nie szanuje pracy, bo według niej i leń i pracuś są równi.
Demokracja jest zła, bo kłamie. Bo siłą większości zakrzyczy tych niezależnie myślących, którzy powtarzają hasła buntu, te same od czasów I Międzynarodówki.
Nie, panowie. To jest bunt pusty intelektualnie; bunt chaosu, sloganu i negacjonizmu. Negowanie dla zasady jest jakimś sposobem na życie, ale nie można go nazwać niezależnym myśleniem.
Wyszydzić czyjś pogląd i bezpodstawnie zwartościować; zastąpić tym treść i zasłonić własny brak poglądów. Człowiek przyjmujący rzeczywistość przynajmniej ma szansę na weryfikację, negujący nie ma na nią czasu, zbyt jest zajęty własnym protestem.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



W LO tez wracałam do domu o 15.00 albo i wcześniej. Miałam gotowy obiadek i żadnych większych obowiązków, bo mówiło sie mamie, że przecież ważniejsza nauka.
Na studiach nie jest tak łatwo ( oczywiście zalezy gdzie się chodzi), zwłaszcza jak sie pracuje do wieczora, ma się dzieci, którymi sie trzeba zająć, przyjść po pracy, zrobić obiad, posprzątać, wyprać wyprasować, sprawdzic dzieciom lekcje i żyć, że świadomością, że każdy piątek sobotę i niedzielę ( kiedy jedynie masz czas na spędzenie go z dziećmi) siedziśz po 12 godz. w szkole. Tego mnie miedzy innymi nauczyły moje studia ( dodam, że pedagogiczne :) ). A jeśli chodzi o obecność u mnie np. na każdym wykładzie sprawdza sie imiennie listę obecności.
Opublikowano

ja w LO zajęcia miałam praktycznie codziennie od 8 do 17:) a mama mi obiadu nie robiła bo pracowała przeważnie do 21:) więc tak jak powiedziałam- nauczyłam się radzić sobie sama, i nigdy nie zaprzątałam matce głowy szkolnymi problemami, nawet usprawiedliwienia sama sobie pisałam:D jak dla mnie nie ma wielkiej róźnicy między LO i studiami, bo to taka szkoła była, że mogłam olewać ale musialam potem nadrobić. uczyła kombinatorstwa:D

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Aleś namotał
ale krótko i zwięźle odpowiem : faszyści doszli do wladzy w demokratycznych wyborach , prosiłbym cie wiec nie nazywać mnie faszystą ponieważ nikt nigdy na szczęście nie wybierał mnie w demokratycznych wyborach ( nawet na przewodniczącego klasy ;-))) )
cały twój wywód świadczy że albo wiedze o historii czerpiesz z filmów o d'artagnianie albo jednak nic się tej matematyli nie uczyłeś tylko udajesz
monarchia trwała kilka setek lat , rozwijała się przy tym nauka , rozwijała się technika , rozwijała się wiedza , o dziwo sporo twierdzeń matematycznych , sporo praw fizyki wymyślili poddani jakiegoś monarchy - o zgrozo !!!!!!!
mało tego można by dziesiątkami wymieniać uczonych i wynalazców , filozofów i naukowców którzy nie uczęszczali do państwowej szkoły , mało tego nie żyli w demokracji tylko byli poddanymi jakiegos króla
demokracja zaczęła być krzewina od jakichś kilkudziesięciu lat i zobacz co przyniosła - krew , rewolucje , wojny , łzy i cierpienie
i wreszcie popatrz na naszą współczesność i jesli mi powiesz że dzisiaj mamy pełną wolność słowa to coś z tobą nie tak bo pewnie slyszałeś choćby o tym co przytrafilo sie Normanowi Daviesowi
niestety nie mam teraz czasu szerzej rozwinąć niektórych kwestii ale obawiam sie że i tak nie miało by to zbyt wielkiego sensu , wierzysz w to co ci do wierzenia podali i nie myślisz LOGICZNIE
reszte twoich wywodów pozostawiam bez komentarza , choć bardzo wiele one mowią o tobie mimo iż chcialeś nakreślić moją prymitywną sylwetke


szacunek dla kazelota który chyba jako jedyny zrozumiał o co chodziło

kop
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


to stwierdzenie nie ma nic wspólnego z logiką

stwierdzenie bezpodstawne - bez argumentu - puszczam mimo uszu, typowe forumowe awanturnictwo

a nawet kilka tysięcy lat, owszem wymyślili, tylko dlaczego nie doszli przez tyle lat do elektroniki i nanotechnologii

i co z tego, że byli poddanymi króla? to jest argument, który niby świadczy o wyższości monarchii?

co to znaczy krzewiona? że niby jak słowo boże? a kto wywołał pierwszą, kolejny argument bez sensu, a ile wojen wywołały monarchie? kompletnie kulą w płot, to tak jakby mówić, że Jezus jest do bani, bo inkwizycja wymordowała w cholerę ludzi:/

a co wg ciebie oznacza pełna wolność słowa? że możesz sobie powiedzieć publicznie i napisać, co chcesz? oczywiście, że nie ma takiej, bo inaczej różne głąby wypisywałyby bezkarnie inwektywy pod adresem innych, dlatego wolność jest ograniczana wolnością innych i ich dobrami osobistymi

niestety w ogóle nie rozwinąłeś żadnej kwestii, jeśli wg ciebie objawem myślenia jest używanie takich sloganów jak ten pogrubiony, to ja się w pełni zgadzam

zaiste, nie prezentujesz się jako jednostka wysoce skomplikowana pod względem intelektualnym; jeśli już to chyba charakterologicznie
jest mi bardzo przykro, że powołuje się na logikę ktoś, kto legitymuje się tak rażącym brakiem umiejętności polemicznych
ty nawet nie umiesz się wprost do wypowiedzi odnieść, nie widzisz tego, że wypisujesz rzeczy kompletnie kulą w płot?
rozumowanie: nie jestem faszystą, bo faszyści zostali wybrani w demokratycznych wyborach, a mnie nikt nigdy do niczego nie wybrał, więc nie jestem faszystą to jest kompletna porażka
czy ktoś ci kiedyś mówił, że podstawą dobrego wnioskowania jest odpowiedni dobór przesłanek?
przesłanka w postaci definicji: faszysta to ktoś, kogo wybrano w demokratycznych wyborach jest zła, bo bardzo niepełna
zastanów się nad tym
Opublikowano

ech , ręce opadają

nie jestem faszystą , nie byłem też przewodniczącyk klasy , zestawiłem to nie po to aby argumentowaćani bynajmniej po to aby się tłumaczyć ale aby wykpić twój tok myślenia , bo bez mrugnięcia okiem nazywasz mnie faszystą bo nie jestem zwolennikem demokracji , natomiast faszyści zyskali wladze w demokratycznych wyborach
i między innymi dla tego jestem dość sceptycznie nastawiony do tego systemu , tam gdzie władze ma lud zawsze dochodzi do katastrofy ,
nasz parlament może przegłosować ustawe ze 2+2 = 5 , może to zrobić większością głosów i będzie to obowiązujące w Polsce prawo , biskupi anglikańscy bodaj 2 lata temu w demokratycznym głosowaniu przegłosowali !!!!!!!!!! że piekła nie ma , i to jest właśnie demokracja i to jest dla mnie chore , farmazony o bezkarnym wypisywaniu inwektyw mnie powalił , chłopie otwórz oczy , przeczytaj dzisiejszą gazete , przeciez mamy demokracje a ludziska się obsypują nie tyle inwektywami co rzygowinami
pisząc o wolności słowa nie mialem na myśli mozliwości obrażania wszystkich , ale nie dziwi mnie że tak to interpretujesz , w końcu to ty od strzała pojechałeś z faszystą , ty panie demokrato ty panie wojowniku o wolnośc słowa , a dla czego dostało mi sie tym faszysta ano dla tego że ośmieliłem się mieć inne zdanie
i to tyle , tak właśnie wygląda wolność w demokracji he he he , jeśli jesteś z nami i myślisz tak jak my to ok , jeśli nie to musi że faszysta he he he

ps.
swoją drogą to powinienem cię vacku przeprosic ponieważ potraktowałem cie nieco instrumentalnie , przyznaje uczciwie że świadomie cie prowokowałem ale stałeś sie piękną ilustracja tego jak dzisiaj pojmowana jest wolność przez tzw. demokratów

ps.
z tą elektroniką to niezbyt trafiony argunent , elektronika nie została wymyślona dla tego że swiat został oświecony tym rzekomo najlepszym systemem , zreszte elektronika to tez nie wynalazek tylko rozwijanie już dokonanych wynalazków , w końcu auta mamy też coraz lepsze ale samo auto to wynalazek XIX wieku , tak tego XIX wieku kiedy ludzie żyli w ciemnocie i o zgrozo bez demokracji ;-))

kop

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @jeremyPoruszyłeś w tym wierszu bardzo ciekawy temat. Romanse z chatem gpt to wcale nie jest snobizm poetów. To w ogóle znak czasów, gdzie nasze życie emocjonalne powolutku zostaje przeniesione w sferę wirtualną. Przypomina mi to z lekka ten sam mechanizm, który opisał E.A. Poe w swoim "Portrecie owalnym". Im bardziej wytwory naszej wyobraźni upodabniają się do nas (AI, algorytmy, awatary i nasze cyfrowe duchowe hologramy), tym bardziej my stajemy się maszynami działającymi już zgodnie z programem, który nas sczytał i nami kieruje.  
    • Poniższe opowiadanie jest wizją przewidywanej przyszłości i tak należy je rozumieć. Ewentualne podobieństwa z postaciami rzeczywistymi są przypadkowe. *************************************************************************************************************************************************************************** Otworzyłam kopertę, wyjęłam list i czytam:   Pani Agnieszko kochana,   to straszne, że siedzi Pani w więzieniu. Ale jest coś jeszcze straszniejszego. Rozmawiałam wczoraj z Pani mężem na klatce schodowej i usłyszałam od niego straszne rzeczy. Mówił, że Pani jest głupią kozą, że jest jakiś straszny kryzys w waszym małżeństwie, że Pani na niego krzyczy, że on Pani nie kocha, tylko głupieje na Pani punkcie. A przecież zawsze byliście taką wspaniałą parą. Pani Agnieszko, zróbcie coś, żeby ratować wasze małżeństwo.   Wasza zawsze wam dobrze życząca sąsiadka     Krystyna Jaworska   - A to ci dopiero łobuz i chuligan z tego mojego męża! - pomyślałam. - Żeby tak straszyć starszą panią,   która zawsze dobrze życzyła naszemu małżeństwu. - Do wyjścia na spacerniak było jeszcze 20 minut.   Mi w tym tygodniu zostało chyba jeszcze trochę minut telefonowania, bo w ciągu jednego tygodnia   więźniarka może telefonować 15 minut. Ruszyłam więc żwawym krokiem do telefonu dla więźniarek,   który znajduje się na korytarzu oddziału. Podeszłam do dyżurującej przy aparacie funkcjonariuszki i zapytałam:         - Mogę zadzwonić?     Funkcjonariuszka coś sprawdziła i odpowiedziała mi:        - Oczywiście. Masz jeszcze pięć minut w tym tygodniu.   Podeszłam do aparatu i wykręciłam numer do pani Krysi, który znam na pamięć.   - Krystyna Jaworska.- usłyszałam w słuchawce.   - Pani Krysiu, tu Agnieszka Zawadzka, pani sąsiadka z klatki schodowej. Dzwonię z zakładu karnego.   - Pani Agnieszko, z panią wszystko w porządku? - usłyszałam przestraszony głos pani Krysi.   - W jak najlepszym porządku. Przede wszystkim   niech pani się przestanie obawiać o moje małżeństwo.   Marek jest najlepszym mężem na świecie! Jeżeli mówi,   że jestem głupią kozą albo, że głupieje na moim punkcie, to znaczy   tylko, że jest we mnie po uszy zakochany i głupieje z tego powodu.   - Oj, no to jestem uspokojona, że mąż panią ciągle kocha. Ale martwi mnie oczywiście, że jest pani w więzieniu…   - Proszę się o to też w ogóle nie martwić. W więzieniu jestem,   bo sobie na to zasłużyłam. W końcu kierowanie   samochodem w stanie nietrzeźwości to coś bardzo złego.   I bardzo się cieszę, że nikogo nie przejechałam, bo wtedy to   by był naprawdę powód do zmartwień.   - Oj, pani Agnieszko, ale pani przecież była zawsze taką dobrą dziewczyną. Nie mogli pani potraktować    łagodniej. Dać tę karę w zawieszeniu….   - Pani Krysiu, ja wiem, że „więzienie” to brzmi strasznie.   Ale proszę się naprawdę nie martwić. Niech pani się   koniecznie, ale to koniecznie umówi z moim mężem,   żebyście tu razem przyjechali na widzenie.   Bardzo serdecznie zapraszam panią! Pozna pani   przemiłe dziewczyny ze Służby Więziennej,   które mnie tu pilnują. Przekona się pani do  naszego polskiego więziennictwa.  A pan sędzia, który mnie skazywał,  to bardzo zacny i mądry człowiek.  Ja to czułam od razu, kiedy wypowiedział  pierwsze słowa na mojej rozprawie.  Ja coś takiego czuję. Jako dziennikarka mam   wprawę w ocenianiu ludzi.   - Oj, pani Agnieszko... - westchnęła moja sąsiadka.   - Pani Krysiu, muszę już kończyć. Takie więzienne zasady. Pa, buziaczki i do zobaczenia tu, w zakładzie karnym. Pa-a.   Po zakończeniu rozmowy z sąsiadką trzeba się było już szykować na spacerniak. Udałam się więc na miejsce zbiórki, gdzie powoli zbierały się już inne dziewczyny i czekały na wyjście na zewnątrz. O wyznaczonej porze pojawiła się jedna z funkcjonariuszek i sprowadziła nas na parter, a następnie, po zmianie obuwia, wyszłyśmy na zewnątrz i zaczęłyśmy kręcić nasze rundy. Kiedy tak chodziłyśmy w kółko, rozważałam co napisać Markowi w liście. Żeby mu dać jasno do zrozumienia, co sądzę o straszeniu zacnej, starszej pani, która zawsze dobrze życzyła naszemu małżeństwu, a jednocześnie nie gnoić go w jakiś bezmyślny sposób. Kiedy tak o tym myślałam, odezwałam się w pewnym momencie do Agaty, która szła obok mnie:   - Wiesz co? Ten mój mąż-głuptas, postraszył naszą sąsiadkę z klatki, że w naszym małżeństwie    jest jakiś straszliwy kryzys, a on mnie nie kocha. Tak przewrotnie dobrał słowa,    że pani Krysia, nasza bardzo życzliwa sąsiadka, się mocno przestraszyła o los naszego małżeństwa.    Na szczęście jej wszystko wyjaśniłam w rozmowie telefonicznej.   - No twój Marek to jest naprawdę mocno stuknięty. Ja też pamiętam to jego zachowanie na widzeniu,   kiedy ci wykopał drewniaki spod stóp, a potem opowiadał,   że chce wywołać kontrolowany kryzys waszym małżeństwie…  To chyba jakiś ewenement na skalę światową w historii więziennictwa,  żeby mąż, którego żonę zamknięto w kryminale, uznał to  za coś romantycznego i się tym tak ekscytował.   - Oj, od kiedy się tu znalazłam, zaczął naprawdę    mocno wariować na moim punkcie. W każdym razie to straszenie    naszej sąsiadki pani Krysi, że w naszym małżeństwie rzekomo    źle się dzieje, to już było naprawdę przegięcie.    Teraz będzie musiał ten chuligan przywieźć tutaj, do mnie,    na najbliższe widzenie panią Krysię, a ja ją wtedy ostatecznie    przekonam, że ze mną oraz z naszym małżeństwem jest wszystko    w jak najlepszym porządku. A razem z Markiem i    panią Krysią, to chyba powinna znowu przyjechać    moja mama. Nie, żeby mój tata był mniej ważny.    Ale on to całkiem dobrze zrozumiał, że ze mną się   tu nic złego nie dzieje. A moja mama, skoro ją mój    pobyt tutaj tak martwi, to niech przyjeżdża i niech   zobaczy, że mogłabym tu być nawet znacznie dłużej   i nic złego by mi się nie stało.   - To trochę tak, jak u mnie. - odpowiedziała Agata. -    Najbardziej się martwi o mnie moja mama, że tu jestem, ale,    paradoksalnie, ona do mnie najmniej przyjeżdża. Natomiast    mój tata, który w ogóle nie jest zmartwiony moim pobytem    tutaj, ciągle mnie odwiedza. Trochę tak, jakby jako sędzia   czuł się odpowiedzialny za wykonanie kary, którą   jego córka odbywa. Zapewne dogląda, czy mnie tu   wystarczająco surowo traktują. - Agata uśmiechnęła się delikatnie,   jak panna z dobrego domu, mówiąca z lekką ironią o swoim ojcu,   ale mimo to czująca do niego respekt.   Kiedy tak chodziłyśmy w kółko po spacerniaku, nie zauważyłyśmy nawet, jak nadzorującą nas funkcjonariuszkę zastąpił Marcin. Aż wreszcie usłyszałyśmy jego głos:   - Dziewczyny, kończymy spacer, wracamy na oddział.   Wszystkie więźniarki od razu udały się do wyjścia z więziennego podwórka. Kiedy już znalazłyśmy się na oddziale, znowu odezwał się Marcin:   - Wszystkie dziewczyny do cel.     Za pięć minut zamykamy cele.   A zaraz potem odezwał się do Agaty:   - Uprasza się pannę Leszczyńską o udanie się    do swojej celi, która za pięć minut będzie zamknięta.   Agacie takie wyróżnienie się nie spodobało.   - Marcin, mógłbyś przestać z tym „ę,ą”. Jesteśmy tu w    zakładzie karnym. - odpowiedziała z lekką irytacją.   - Agato, ty nawet nie wiesz, jak wielkim zaszczytem    jest dla mnie wykonywanie kary takiej wielkiej damy, jak ty.   -Nawet, gdybym była wielką damą, to tu, w zakładzie karnym, jestem więźniarką, albo osadzoną, albo skazaną. - odparowała Agata.   - I tak właśnie przemawia wielka dama.-    z lekko zalotnym zabarwieniem odparł Marcin.   - Wiesz co...W takim razie mów do mnie   lepiej per „głupia kozo”. - odpowiedziała   Agata zdenerwowanym, ale   jednak opanowanym głosem i z obrażoną miną   odmaszerowała do swojej celi, klekocząc   przy tym więziennymi drewniakami.   Ja też udałam się do mojej celi, gdzie razem z Kasią zostałam wkrótce zamknięta. Marcin sobie od czasu do czasu pozwalał na takie złośliwości wobec Agaty, zdając sobie doskonale z tego sprawę, że ona tego nie lubi. Ale jakoś nie mógł się powstrzymać… To, że Agata jest córką sędziego, jej skromny i prawy charakter, czyli na przykład to, że nie odwołała się od dosyć surowego dla niej wyroku, jej wyjątkowo delikatna uroda, nazwisko kojarzące się z rodem jednego z osiemnastowiecznych królów polskich, no i że taka dziewczyna jest tutaj, pod jego władzą i nosi ubiór więzienny – to wszystko w jakiś sposób najwyraźniej zawróciło Marcinowi w głowie. Jakkolwiek Marcin, jako funkcjonariusz Służby Więziennej, był świadom, że są w takiej sytuacji pewne granice, to nie umiał całkiem zapanować nad swoimi odruchami i stąd takie sytuacje. Jak na to wszystko patrzała Agata, trudno mi było w tym momencie ocenić. Agata była zbyt skryta, żeby ujawnić wszystkie swoje uczucia. Musiałam to dopiero stopniowo wysondować. Bo w kierunku wyswatania Marcina już od dłuższego czasu były prowadzone intensywne, konspiracyjne przygotowania – zarówno wśród więźniarek, jak i funkcjonariuszek.   Ja, w każdym razie, musiałam się zająć na tamten moment zdyscyplinowaniem mojego męża-głuptasa za pomocą listu. I napisałam do niego tak:   Marek, ty chuliganie jeden! Marek, ty łobuzie jeden!   To, że mi zrobiłeś obciach na widzeniu i w ten sposób także naruszyłeś powagę instytucji, jaką jest zakład karny, to ci mogę jeszcze wybaczyć. Ale to, że przez przewrotny dobór słów nastraszyłeś zacną, starszą panią, która jako nasza sąsiadka zawsze dobrze życzyła naszemu małżeństwu, zawsze nam pomagała, tego ci tak łatwo nie przebaczę. Pójdziesz do pani Krysi tak szybko, jak tylko możesz i się umówisz z naszą sąsiadką na wspólny przyjazd do mnie, do zakładu karnego. Ja wtedy pani Krysi pokażę, że zarówno ze mną, jak i z naszym małżeństwem jest wszystko w jak najlepszym porządku. A ty, chuliganie jeden, dowiesz się wtedy coś o konsekwencjach twojego postępowania. Kiedy wyjdę na przepustkę, wtedy poznasz dalsze skutki twojego chuligańskiego wybryku. Przed ołtarzem ślubowałam ci wierność, co oznacza dla mnie między innymi, że odpowiadam za twoje wychowanie. Przebywając tu, w zakładzie karnym, ciągle się uczę tego, jak pozytywny wpływ na życie człowieka mogą mieć kary. I dlatego ja też muszę obmyślić dla ciebie katalog kar, zarówno tych za twoje dotychczasowe przewinienia, jak i za przewinienia, które jeszcze możesz popełnić.   Ale, żeby nie było całkiem tak negatywnie: Marzena Lipińska, funkcjonariuszka, która nadzorowała nasze widzenie w ogrodzie więziennym wtedy, kiedy najbardziej narozrabiałeś, bardzo pozytywnie się wyraziła o tobie. Powiedziała, że też chciałaby mieć takiego męża, jak ty. Który by tak bardzo szalał z jej powodu. Marzena, chociaż jest w moim wieku, ciągle jeszcze jest panną. Poznałam ją na tyle dobrze, żeby móc powiedzieć, że jest ona funkcjonariuszką Służby Więziennej z krwi i kości i dlatego nie chciałaby mieć zbyt „łatwego” męża, ale raczej takiego, który by wymagał z jej strony strony wysiłku wychowawczego, na którym by mogła potrenować sztukę penitencjarną. To bardzo ambitna dziewczyna. Skończyła prawo, magisterkę napisała z prawa karnego wykonawczego. Dokładnego tytułu jej pracy magisterskiej nie pamiętam, ale chodzi tam o związki prawa karnego wykonawczego z prawem naturalnym. Może ją kiedyś poznasz. Fajnie by było.   Na razie, muszę już kończyć   twoja Agnieszka     List mi się udało dać oddziałowej może pięć minut po jego napisaniu, ale wiedziałam, że i tak wyjdzie dopiero następnego dnia.   ***   Jest piątek. Dla niektórych koniec tygodnia, chociaż ja tego obecnie, w związku z przerwą semestralną, tak nie odczuwam. W ostatnią sobotę byłem u Agi w zakładzie karnym. Natomiast dzisiaj przyszła do mnie, do mieszkania pani Krysia Jaworska. Opowiedziała mi, że rozmawiała z moją żoną i dowiedziała się, że w naszym małżeństwie wcale nie jest źle, a jest wręcz bardzo dobrze.   Ja na to odparłem, że w zasadzie, to ja nic innego nie mówiłem. Skoro mówiłem, że głupieję na jej punkcie, no to znaczy przecież, że jestem w niej zakochany po uszy albo wręcz po czubek głowy. A że powiedziałem, że jej nie kocham? No cóż… Słowo „kochać” we współczesnej praktyce językowej jest zbyt słabe, zbyt wytarte, więc się zdystansowałem od tego pojęcia. Skoro jako „kochanie” określa się na przykład także uprawianie seksu, to ja miałem prawo uznać to słowo za zbyt wieloznaczne. W końcu ja z Agnieszką nie miałem seksu od kiedy ona jest za kratami, a jest to już spory szmat czasu. Ale czy to znaczy, że między nami nie ma więzi uczuciowej?? Jeszcze czego… Zawładnęła ona teraz moją wyobraźnią, jak nigdy dotąd. Przez praktykowaną za kratami skromność, a wręcz siermiężność stała się dla mnie pewnym ascetycznym ideałem i robi na mnie tym większe wrażenie, im bardziej na skutek więziennych restrykcji jest dla mnie niedostępna. W porównaniu z tym, co jest teraz, to normalne mieszkanie razem i regularne pożycie małżeńskie mogą się wręcz wydawać czymś nudnym.   Panią Krysię najwyraźniej te moje wywody przekonały, skoro na końcu powiedziała:   - To bardzo dobrze, że Pan tak kocha żonę, kiedy jest ona w więzieniu.    Bo ja to już poznałam parę małżeństw, gdzie    mąż porzucił żonę, kiedy ta trafiła za kraty.   - Proszę się nie martwić, pani Krysiu. - odpowiedziałem. -   Teraz, kiedy Aga jest w zakładzie karnym, mam na nią taką    ochotę, jak nigdy dotąd.   Ustaliliśmy, że do Agnieszki pojedziemy w sobotę przyszłego tygodnia. Pani Krysia obiecała, że sobie zarezerwuje ten dzień i tak się rozstaliśmy.   W nocy z piątku na sobotę miałem znowu sen z moją żoną w roli głównej. Aga szła ulicą z pełnymi torbami zakupowymi. Włosy miała związane w warkocz przerzucony przez ramię. Miała na sobie białą bluzkę, niebieskie dżinsy, a na stopach…więzienne białe drewniaki, tyle, że...z czarnymi literami ZK, a więc te, które używa wewnątrz więziennego budynku. Kiedy ją taką spotkałem na ulicy, wziąłem od niej torby zakupowe i razem poszliśmy do nas do domu. Tam weszliśmy na piętro, do naszego mieszkania. Ja tam zostawiłem torby zakupowe oraz odprowadziłem Agnieszkę z powrotem na dół. Przed domen czekał na nią już samochód Służby Więziennej. Daliśmy sobie całusy na pożegnanie, ona do tego samochodu wsiadła, no i odjechali z moją żoną. Tak się zakończył mój kolejny dzień bez żony w domu. Dzień, których miało być jeszcze wiele...Natomiast wciąż jeszcze nie wiedziałem, jak Aga zareaguje na mój ostatni wybryk w stosunku do pani Krysi.                                  
    • @Lidia Maria Concertina Znakomity tytuł!
    • nie widzimy generała w telewizji  nie słyszymy go w radiu  dla nas to zwykła sobota  choć w szkole męczy nas Miron  stale ze swoim kabaretem  nie pamiętamy niczego  rodzice też nic nie pamiętają  jedynie babunia coś tam o jakichś pałkach i pistolecikach wspomina  o funkcjonariuszach w mundurach  o ludziach pobitych, zabitych  ci ludzie wciąż żyją  lecz czy nie zginą  wraz ze śmiercią babuni  a może  chcieliby stąd w końcu odejść  doświadczyć godnej śmierci  umrzeć  nie od broni plugawca  lecz z niepamięci 
    • @bazyl_prost @bazyl_prost poszukiwanie, często samo w sobie jest początkiem i jednocześnie końcem jakiegoś etapu w życiu. Szukanie idealnego rozwiązania w tym nie doskonałym świecie jest absurdem.    Cdn. :)  
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...