Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano
pod natłokiem liści pień -
posadzony zbyt blisko siatki, wrósł


wpatrywał się w fale dzień w dzień,
podpływały do burty skomląc, albo szarpiąc się -
ciągnęły za rufą jak wzburzone słowa. przechylony
łowił na pienistej drodze

szum

morze zadziwiało białością - niebo morzem,
zatarte brzegi zlewały się; nieistniejące z niewidocznymi
i w tym on, prawie sam na dżonce - lubił tak kończące się dnie.
spływały jak krople. wkrótce zmierzch zahaczy o noc kłem słonia.
Opublikowano

Dla mnie nie ma tu żadnej metafory i głębszej myśli, tylko obrazek, opis sytuacji. Chyba że nie rozumiem przesłania, co jest możliwe, bo nie kapuję, dlaczego zmierzch jest tu "kłem słonia" i wbija się w noc.

Opublikowano

Po ostatniej zawierusze opiniowej podzielę się tylko wrażeniami
- "zbyt" z drugiego wersu bym ciachnął - mam wrażenie, ze niepotrzebnie przedłuża
- jedne "dnie" do wycięcia - te "kończące się" - powtórzenie jak dla mnie zbędne
- mam wrażenie, że pod względem opisowym jest w porządku. Niezbyt wiele u nas w poezji wątkow marynistycznych, zatem zawsze to jakaś odmiana. Rażących błędów językowych nie widzę, podobnie tępych metafor, czy startych jak stare podeszwy zwrotów.
- czyli tym razem ja będe na tak.

Pozdrawiam.

Opublikowano

Będę jeszcze myśleć. Napisz jak widzisz "słonia", czy ta metafora według Ciebie może być? Nie wszystkim się widzi. Ważne dla mnie każda opinia.
Dziękuję i pozdrawiam:)

Opublikowano

ad1 - z tą metaforą to jest ciekawa sprawa. W pierwszym pomyślunku bylem przeciwny - przecież kieł jest biały, nie szary (a "zmierzch" biały byc nie może). I też miałem ją zaznaczyc, ale z drugiej strony zauważyłem takie coś - jeżeli mowa o wbijaniu się w "w" - to w tym momencie widzimy tył słonia, który przecież jest szary (analogicznie - jak wbijamy gwóźdź, to patrzymy od strony czubka gwoździa,a nie zakonczenia) - zatem uznałem to za poprawne - np. słoń wbiega w dżungle i kłami szarpie listowie (wtym wypadku "noc") a "kieł' jest tylko narzędziem tej czynności. Ale jeżeli chodzi o sam kieł - to kolorystyka nie ta. Ale - tak mi się to widzi.

ad2 - jest już wers "dzień w dzień", zatem 3 "dzień" jest raczej niepotrzebny.
"lubił tak kończące
się ..." jakiś synonim?

Opublikowano

wiersz jest marginesowy, skoro jego "bohaterem" jest "pień" nadmorski - w tekście bardzo dużo się dzieje, bo czasownik goni czasownik a przymiotnik przymiotnik...obraz kończy się kolejnym obrazem, a czytelnik zastanawia się, czy to proza poetycka? (kiepska) czy inne jakieś impresje zawieszające tekst bez pointy, bez refleksji...zatem, jako cząstka jakiejś większej całości może to i zagrać, ale samodzielnie...to za mało na wiersz;
J.S

Opublikowano

Nie, bohaterem nie jest pień, chodzi mi o "więzy". Mogą być różne, w motto pień na stałe związał się z siatką, ale jest to zła więź, drzewo cierpi. Natomiast mój bohater związał się z morzem, morze jest dla niego wszystkim, korzeniami, nie mógłby już żyć gdzie indziej. I to jest piękna więź.
Dziękuję Ci i pozdrawiam ponownie

Opublikowano

O słoniu pisałam wyżej, słoń jest tutaj zmierzchem i jest wszędzie, podobnie jak zmierzch, w odpowiedniej dla siebie porze i czasie. Nad morzem chyba też "bywają zmierzchy? Rozumiem że nie akceptujesz metafory i to mi wystarczy. Pozdrawiam wszystkich:)

Opublikowano

Panie Bogdanie, może czeka na Pana:) Zostawmy już słonia w spokoju, przyjęłam do wiadomości że nie jest dobrym wersem w wierszu Pana zdaniem i jest w porządku.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Pod koniec dnia, Zosia jak zwykle nie spieszyła się z powrotem do domu. Przycupnęła rozmarzona na nawłoci, zachwycając się bogatą paletą jesiennych kolorów. Była niezwykle sympatyczną, choć nie zawsze pracowitą pszczółką. W czasie pracy, zdarzało jej się zamyślić, zapatrzeć, pomarzyć... - Och, zapomniałam! Dzisiaj zamykają drzwi przed zimną..- Zerwała się nagle przebudzona tą myślą. Za późno. Kiedy przyfrunęła, wszystkie ule były już zamknięte, do wiosny. - Trudno, może jakoś przetrwam. - Pomyślała naiwnie, podlatując do pożółkłego drzewa jesionu. - Panie jesionie dostojny i jasny, może byś mnie trochę ogrzał. Nie jesteś kuzynem słońca...? - Mruknęła na małej gałązce. Jesion nic nie odpowiedział, a na miejsce ciepła, nadchodzący wieczór owiał ją przejmującym chłodem. Instynktownie sfrunęła z drzewa, szukając schronienia między opadłymi na ziemi liśćmi. Drżąca, schowała się pod tymi, które wydawały się najbardziej suche. - Co ty tutaj robisz maleństwo ? - Na krótko zbudowaną kryjówkę, zburzył swoim nosem jeżyk. - "Cudownie, skończę jako przekąska jeża.." Pomyślała wystraszona, wpatrując się w czarne oczka przybysza. - Czemu nic nie mówisz? Nie będziesz moją kolacją. - Uśmiechnął się jeżyk, jakby jej myśli usłyszał. Bardzo podziwiam i szanuję pszczoły. Bez Twojej pilnej pracy, nie miałbym teraz tylu przepysznych jabłuszek. A muszę ci się przyznać, że jest to mój ulubiony przysmak. - Dodał pogodny, i sądząc po głosie, nieco starszy jeżyk. - Poza tym, lekarz mnie męczy, że powinienem przejść na dietę....Jak wiadomo, ciężkostrawne jest żądło pszczoły...- Próbował żartować, na co w końcu, uśmiechnęła się Zosia. Kiedy opowiedziała mu co się stało, jeżyk wyznał, że wcale jej się nie dziwi, bowiem jesień była jego ulubioną porą roku, więc i on na jej miejscu pewnie by się spóźnił do domu. - Zaraz coś wymyślimy. - Pocieszał ją, widząc jak coraz bardziej drży z zimna. - Tutaj, w naszym ogrodzie, kiedy jest już po słońca zachodzie, mamy małą tajemnicę. Obiecaj, że nikomu jej nie zdradzisz..?- Zaciekawiona Zosia pokiwała znacząco główką. Jeżyk mocniej chrząknął, po czym z suchej trawy i patyczków w ogrodzie wznieciło się małe ognisko. Ożywione liście zaczęły tańczyć wokół niego, zarobiło się gwarnie od śmiechu i cichych rozmów. - Ojej! - Wydobyła z siebie zaskoczona pszczółka. - A te liście się nie spalą? - - Większość z nich trafi do stajni, gdzie staną się nawozem. Niektóre jednak, z ogniem wolą przytulić przestrzeń ostatnim powiewem ciepła. Przyjemnie ogrzana, Zosia z ulgą zatrzepotała skrzydełkami. Zadumana przy ognisku, zadawała sobie pytanie, jak przetrwa następne coraz chłodniejsze dni. . - Zanim zaśniesz, pamiętaj: O świcie polecisz do pasieki. Wtedy, kiedy człowiek koło kur się kręci. - Wyrwał ją z zadumy jeżyk, jakby znowu czytał w jej myślach. - Po co? - - Zaufaj, zobaczysz rano. - Jeżyk okrył ją troskliwie liściem i oddalił się na drugą stronę ogrodu. W pachnącym i wygodnym kokonie, pszczółka zasnęła, zmęczona po całym dniu silnych emocji. Poranny chłód, bez trudu ją obudził. Mimo że w zimnym powietrzu, ciężko jej było rozprostować skrzydła, dzielnie wzbiła się w górę i pofrunęła w stronę pasieki, tak jak radził jej przyjaciel. Z daleka ujrzała przy ulu człowieka. Ul leżał przewrócony. Zosi mocniej zabiło serce. Pofrunęła szybciej, z bliska dostrzegła, że ul był otwarty. Być może to była jej jedyna szansa, aby wlecieć do środka. Gdy już się zbliżała do drzwi, pod ulem zobaczyła rannego jeża. - Co się stało?!- Wzruszona, natychmiast do niego podfrunęła. W tym samym czasie, człowiek podniósł go i włożył do małego koszyka. -Nie martw się o mnie. Ten człowiek ma dobre serce. Na pewno mi pomoże. Szybko uciekaj do domu. Niebawem, na nowo będziesz bardzo potrzebna. - Wyszeptał z uśmiechem jeżyk. Było za mało czasu aby wszystko jej wyjaśnić. Przed świtem, przydreptał tutaj w towarzystwie krecika. Razem przewrócili ul, tak aby drzwi mogły się otworzyć. Niestety w tym samym czasie zakradł się przy kurniku lis. Zaatakował i lekko go zranił. - Do zobaczenia przyjacielu. - Szepnęła Zosia, ufając że właściciel pasieki dobrze się nim zaopiekuje. - Do zobaczenia kruszynko, dziękuję za jabłuszka. Wiosną Ci wszystko opowiem. - Jeżyk zawinął się wygodnie na dnie koszyka w kłębek i zasnął. Wiosną, zazwyczaj rozproszona Zosia, tym razem była niezwykle pilna. - Zwolnij, mamy czas siostrzyczko- Upominała ją rodzina. - Nie wolno zmarnować ani jednego kwiatuszka. Jeże uwielbiają jabłuszka. - Odpowiedziała pszczółka, uśmiechając się na myśl o wieczornym spotkaniu z miłośnikiem jabłek.
    • Ej, do psot! A na Togo kiwi kogo Tanatos podje?
    • @Migrena lepiej bym tego nie ujęła

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • Matanie. Ts!, Peli kant. Na kil Epsteina, tam!
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...