Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

no właśnie, bo jakoś wcześniej nie miał mi kto powiedzieć że warto, a właśnie widzialem film, książki zaraz poszukam, ale potrzebuje kogoś kto czytał, oglądał i mu sie podobało, i jeszcze ma na tyle wolnego czasu żeby mi opowiedzieć O CZYM to było
bo ja tu widzę tyle, że muszę sobie to jakoś poukladac i potrzebuje od czegoś zacząć

Opublikowano

spoko, na szczęście jest net - już mam czego szukałem,
ale poczekam z usunieciem wątku do jutra - trzymam za słowo, ze opowiesz :)

/heh, ale z tego co czytam to to kontrowersyjne coś - od razu ostrzegam że nie potrzebuje wpisów typu "gówniana ksiażka o niczym" :) - chodzi mi tylko o ludzi ktorzy coś w niej zobaczyli (nawet jeśli tego tam nie było :) )

Opublikowano

to jest wyjątkowo obleśna książka, która jednocześnie tak do siebie przykuwa, że ciężko się oderwać
co więcej, autor bardzo dużo czasu poświęcił na zgłębienie ówczesnej technologii produkcji perfum - wiem z fachowego źródła, wszystko się zgadza w tej kwestii
ps. podobno próbki dla producentów robi się nadal "starymi" technikami i ponoć te zapachy są o wiele lepsze

Opublikowano

chodzi mi raczej o bohatera - kim był i dlaczego
wartość opisów z racje tego ze ja nie jestem historykiem a autor podobno nim jest - mnie nie interesuje :) - to tylko fajerwerki :)

Opublikowano

Nie mów tego głośno, bo będę zmuszony kichnąć, a robię to tylko w sytuacjach skrajnego zdenerwowania. Film moim skromnym zdaniem jest okropny. Po pierwsze aktor to jakaś pacynka nie potrafiąca wczuć się w rolę, a po drugie ekranizacja książki o takim motywie to kolejny marny pomysł wybitnych dzisiejszych reżyserów. Ten film jest monotematyczny i nudny do tego stopnia, że po pierwszej godzinie złapałem się za głowę i stwierdziłem że lepiej byłoby iść na hot-doga do podrzędnego bistro zamiast wydawać pieniądze na film tak marnej jakości. Nie wiem co wy sądzicie Panie i Panowie, ale fikcyjność bohatera zdała w pewnym stopniu egzamin w powieści, ale nie sposób tego przełożyć na ekran tak aby nie wydało się śmieszne. I te wielgachne nozdrza pojawiające się systematycznie podczas filmu, nie.
Zresztą za mało dialogów i scen jako takich a za dużo narracji. Nie polecam.
Pozdrawiam

Opublikowano

a ja prosilem :)
nie chce tu o aktorstwie ani o innych takich
chodzi mi o historie przez film (moim zdaniem technicznie bardzo slaby) opowiedzianą - a ona wydaje mi sie cholernie intrygująca... jeśli ktoś sie nie potrafil przebić przez nieudolność reżysera i sztuczność niektorych pomyslow, to niech idzie do dzialu "film" :) ja go tu nie che :P

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




Być może się narażę, ale pozwolę sobie zauważyć że historia opowiedziana jest wtedy dobrze kiedy ktoś ładnie ją czyta i świetnie intonuje każde zdanie. Skoro zaś film technicznie jest słaby, jakże historia „opowiedziana przez film” może wydać się komuś ciekawa?

A tak poza tym wszystkim to twierdze, że historia sama w sobie też nie jest jakaś szczególna.
Pozdrawiam:)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


no mnie sie takim tekstem naraziles i to ostro, ale spoko - nie twoja wina że nie rozumiesz - nie będę ci za to bił :)
proszę tylko ze skoro nie masz nic do powiedzenia w tym temacie - nie mow juz - bo potem mi bedzie cięzko wartosciwoych wpisow w smietniku takim szukać

pozdro i powodzenia w zdobywaniu rozumienia swiata życze :)

albo sie zapytam: czyli nie zastanowiło cie co z tym chłopaczkiem? czy taki sie urodzil, czy moze to świat go takim uczynił, czy to jego wina i jak mial niby sie nauczyc byc czlowiekiem?
w koncu czy autor to wlasnie chcial powiedzieć i czy chodzilo o zapach czy o czlowieczenstwo?
(będąc w samotni zrozumiał że oddzielając wszystkie "nabyte" zapachy (gęby) ona jako ON - nie istenieje)
????
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


no mnie sie takim tekstem naraziles i to ostro, ale spoko - nie twoja wina że nie rozumiesz - nie będę ci za to bił :)
proszę tylko ze skoro nie masz nic do powiedzenia w tym temacie - nie mow juz - bo potem mi bedzie cięzko wartosciwoych wpisow w smietniku takim szukać

pozdro i powodzenia w zdobywaniu rozumienia swiata życze :)

albo sie zapytam: czyli nie zastanowiło cie co z tym chłopaczkiem? czy taki sie urodzil, czy moze to świat go takim uczynił, czy to jego wina i jak mial niby sie nauczyc byc czlowiekiem?
w koncu czy autor to wlasnie chcial powiedzieć i czy chodzilo o zapach czy o czlowieczenstwo?
(będąc w samotni zrozumiał że oddzielając wszystkie "nabyte" zapachy (gęby) ona jako ON - nie istenieje)
????


szczerze powiedziawszy to dosyć ciekawe, faktycznie.

PS

przepraszam, źle mi się myśli dzisiaj bo mi pewne istoty robią z mózgu znak zapytania.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




Być może się narażę, ale pozwolę sobie zauważyć że historia opowiedziana jest wtedy dobrze kiedy ktoś ładnie ją czyta i świetnie intonuje każde zdanie. Skoro zaś film technicznie jest słaby, jakże historia „opowiedziana przez film” może wydać się komuś ciekawa?

po prostu spierdolili film
Opublikowano

Pachnidło to film o niewyobrażalnym pragnieniu, posiadania wszystkich zapachów świata i utrwaleniu ich na wieczność. Główny bohater od dziecka czuje głębiej, widzi świat przez pryzmat zapachu. Od narodzin nie jest mu łatwo żyć w świecie który go nie rozumie i boi się go. Wkońcu dochodzi do zbrodni i wtedy uświadamia sobie, że zapach jest czymś ulotnym i tkwi w życiu. Po śmierci zapach przepada i nie można go odzyskać.

Nie jest to film akcji ani horror jak mówią. To wędrówka naminowan śmiercią, niezrozumieniem, społecznym odrzuceniem. Czy śmierć jest potrzebna by zaspokoić głód zapachu? Przekonaj się

Opublikowano

BlackSoul - dzieki :)

ps. ale przeciez w jego swiecie - ta dziewczynka "umarła" dopiero jak przestała pachnieć...
/o już wiem jak powinno brzmieć pytanie: jak bardzo symboliczny było to film?
czy chodzi li tylko o zapachy i morderce czy o coś więcej? /

Opublikowano

ahhh czytałam niedawno, nie widziałam, a co czytałam, wciągnęło mnie. polecam.

nie potrafię tego wytłumaczyć, ale do bohatera książki czułam już wszystko; nienawiść, sympatię, żal... na czym to polega?

Opublikowano

Opisaną historię można oczywiście traktować dosłownie - w tej sytuacji staje się to niesamowitą, trochę przerażającą baśnią, fantastyką pisarza o niezwykłej wyobraźni. Myślę jednak, że w ten sposób odczytujemy zaledwie cząstkę opowieści. Ja osobiście symbolicznie rozumiem motywy: -człowieka-odmieńca, który nie potrafił powstrzymać swoich pragnień, nie umiał zrozumieć praw świata, w którym żył, nie wiedział tak naprawdę, czym jest zło, dlatego też nie zastanawiał się nad tym ,co czynił - robił to, bo jego natura go do tego skłaniała;
-dążenia ludzi do "raju", rozumianego jako coś tak cudownego, że aż złego i występnego(paradoks - "raj", który ludzie poczuli w woni pachnidła, był czymś pięknym, ale równocześnie czymś perwersyjnym, cielesnym, na pewno nie dobrym);
-nieograniczonej miłości (?), pod wpływem której ludzie pożerają głównego bogatera(kolejna zagadka-co autor chciał przez to pokazać, powiedzieć?); sam główny bohater również szuka miłości, jak okazuje się na koniec, ale chyba chodzi tu o szukanie akceptacji ze strony innych , pragnienie stania się człowiekiem w pełni (skoro on nie posiada własnego zapachu to czy może być człowiekiem w pełni? czegoś mu brakuje).
Pozdrawiam piekielnie.

Opublikowano

"Pachnidło" to film o tożsamości, akceptacji i prowadzącym do samozagłady pragnieniu miłości. Człowiek "nic" (brak zapachu to tylko symbol) pragnie być "kimś", ale wszystkie kroki, które podejmuje, aby spełnić swoje pragnienie są tylko kolejnymi rolami. W tym filmie zapachy są jak kolejne maski, które każdy z nas zakłada przez cale swoje życie.
Grenouille jest w każdym z nas.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Dagna dziękuję Dagna.
    • Kocham Cię, bo tylko Ty szeptem słów malujesz świat. Kocham Cię, bo tylko Ty jesteś pieśnią, której nikt nie nuci. Kocham Cię, aż stopnieją ostatnie granice jaźni, gdzie pragnienia, niczym mgła o świcie, bezpowrotnie w Tobie nikną. Bo nigdy już nie odnajdę takiej konstelacji, co rozświetla ciemność i z gwiazd wykuwa nowy sens istnienia. Nikt inny nie tka słów w ten świetlisty gobelin, jak Ty, jesteś echem wieczności, nieuchwytnym dla dłoni, lecz sercem dotykanym. Twoja obecność wskrzesza uśpione oceany, a cicha bliskość gasi wrzące piaski istnienia. Będę Cię kochać, póki ten kruchy atom miłości wciąż drży, nim zblednie obraz, co w sercu, jak wieczny brylant lśni – ten nierealny, a jednak mój cały wszechświat. To TY.
    • @Alicja_Wysocka Widzisz, podoba mi się Twój tekst. Ja tylko mam zastrzeżonko do tej gry w jednorożce, wilki, psy i dziki. W świecie mocno symbolicznym te symbole mnie nie do końca przekonują. A jestem właśnie po filmie gdzie akcentowano jakoś mocniej figurę jednorożca. O bycie dzikiem byłem posądzany z 5 razy już nawet. Przez kogoś, prawdopodobnie przynajmniej, kogo można by sformatyzować słowem pies. Ale z tym się nieco kłócę po prostu. Człowiek to ani jednorożec i w sumie dużo gorszy od tych wspaniałych zwierząt czyli wilków, psów i dzików. Nawet jak ma kota nie jest kotem :) To tak w skrócie :)
    • @Leszczym, dzięki Michale, tutaj się zamelinowałam, bo taki dawny obrazek, trochę śmieszny, ale ma swój morał. Może komuś się przyda. Tato zapracowany, a tu ciekawskie dziecko zawraca głowę. Zamiast powiedzieć - Nie mam czasu, nie przeszkadzaj, to odpowiada jakąś zagadką, jakie drzwi? Jak to, to da się takie zrobić?  
    • Historia prawdziwa Mieszkałem wtedy w małym miasteczku w południowo-wschodniej części Polski. Prowadziłem tam lekcje fizyki w liceum oraz — z powodu przewlekłej choroby jednej z koleżanek — często także lekcje geografii. Moja młoda żona Kaśka, radczyni prawna w warszawskiej firmie polonijnej, oddawała się uciechom życia z jej zamożnym, zagranicznym właścicielem. Jej bezwzględny upór w podtrzymywaniu tego romansu stał się gorzkim splotem, który wyrwał mnie z korzeniami i pchnął w objęcia tego niewielkiego miasteczka na krańcach Polski. Poznałem tam i zaprzyjaźniłem się z miejscowym proboszczem. Wiele wieczorów spędziliśmy razem, grając w szachy i gawędząc. Ksiądz opowiedział mi pewną historię. Powtarzam ją teraz po raz pierwszy. Historia Porębów W jednej z zapomnianych przez czas i ludzi wiosek tamtego regionu znajdowało się gospodarstwo rodziny Porębów. Drewniany dom o wypłowiałych ścianach przylegał do ciemnego lasu, który zdawał się pochłaniać światło i dźwięk. W tym miejscu czas płynął inaczej — ciężej, głębiej, jakby w rytmie oddechu czegoś, co spało pod ziemią. Coś, co pamiętało czasy, zanim pojawił się język, zanim narodziła się modlitwa. Miejscowi mawiali, że „tam ziemia ma głos, ale nie mówi do ludzi”. Rodzina Porębów była wielopokoleniowa i składała się z siedmiu osób: Bronisław Poręba, prostoduszny rolnik o ciężkim spojrzeniu i powolnych ruchach, jego żona Antonina — kobieta o surowej twarzy i silnym charakterze, którą sąsiedzi nazywali "twardą jak skała". Jej ojciec, dziadek Błażej, stary, niemal ślepy, ale zawsze poruszający się z dziwną pewnością, twierdził, że potrafi rozpoznawać duchy po zapachu. Była też siostra Bronisława — Aniela, nieco zdziwaczała kobieta, która co noc układała kamienie wokół przybudówki w geometryczne wzory, mówiąc, że to "dla ochrony". Dzieci — trójka, w podobnym wieku — były osobliwe. Starszy syn, Marek, mówił mało, lecz często rysował dziwaczne symbole patykiem w ziemi. Młodszy, Janek, miał sny, o których bał się mówić, ale czasem budził się z krzykiem, mówiąc, że "coś przyszło przez las". Córka, Hela, zdawała się słyszeć głosy w ścianach — z początku myślano, że to dziecięca wyobraźnia, ale z czasem zaczęła się ich bać do tego stopnia, że przestawała mówić na całe dni. Dom Porębów był pełen rytuałów — co rano zakopywano garść soli na progu, okna smarowano czosnkiem, a lustra odwracano do ścian — nie z przesądu, lecz ze strachu, że odbiją coś, czego nie da się już zapomnieć. W piwnicy, zamkniętej na trzy zamki, podobno trzymano "stare rzeczy po pradziadku" — nikt z sąsiadów nie wiedział, co to znaczy. Ale Aniela szeptała kiedyś: "To nie rzeczy, to dowody... że oni tu byli wcześniej niż my..." Późną wiosną 1993 roku, wczesnym popołudniem, przy bezchmurnym niebie, sąsiedzi Porębów zostali przestraszeni widokiem krwistoczerwonej piramidy chmur, odwróconej spodem do góry, wysokiej może na dwa kilometry, ze stożkiem wychodzącym jakby z domu Porębów. Zjawiło się to nagle i było nienaturalnie wyraźne — nie przypominało chmury, ale strukturę, geometryczną i pełną migotliwego  światła. Dwójka sąsiadów, ogarnięta paniką, rzuciła się na rowery i pomknęła do wsi po straż pożarną. Inni, sztywniejąc z trwogi, ruszyli pieszo w stronę gospodarstwa, jakby hipnotycznie przyciągani przez to zjawisko. Im bliżej byli, tym większe ogarniało ich zdumienie . Olbrzymia piramida, tak krwisto-czerwona i groźna z daleka, rozpłynęła się w nicość – z podwórka Porębów nie było po niej śladu. Zastali gospodarzy w domu, spokojnych, ale nienaturalnie milczących. Dzieci siedziały nieruchomo, wpatrując się w jedno miejsce. Strażacy, którzy nadjechali chwilę później, rozproszyli się po obejściu. Wszyscy milczeli. W powietrzu wisiała ciężka cisza, przetykana jakby przeciągłym, gardłowym szmerem, którego źródła nikt nie mógł zlokalizować. Tylko dziadek Błażej powtarzał: "Już wstało... Już wstało..." Ci, którzy mieli odwagę obserwować zjawisko z daleka, mówili potem o tym, jak przez dwie godziny piramida kurczyła się i bledła, aż znikła. Ale ten dźwięk... nie dźwięk raczej szmer, nikt nie potrafił go opisać. Nie był głośny, a jednak niósł się daleko, wchodził w kości, drażnił zmysły. Seria tragedii Nie minęły nawet dwa dni jak siostra Poręby, Aniela, wyprowadzała rano krowy na pastwisko. Zatrzymała się przy furtce. W ziemi tkwił drewniany kołek, jakby stary znak graniczny. Gdy schyliła się, by go wyciągnąć, krowa — zazwyczaj łagodna — pchnęła ją z niespotykaną siłą. Uderzyła głową w słup. Poręba znalazł ją chwilę później — martwą. Oczy miała szeroko otwarte. W dniu pogrzebu ciotki, czternastoletni Marek wracał rowerem do domu. Przy starym drewnianym mostku rower zahaczył o wystającą deskę — tak uznała policja. Ale to, co znaleziono, było inne: ciało chłopca w wodzie, ręce rozsunięte, oczy przerażone, a zakupy wokół jakby rozsypane w panice. Tydzień później dziadek Błażej rąbał drewno. Pies zawył przeraźliwie. Młodszy syn, Janek, wyskoczył z chałupy... i znalazł dziadka martwego. Twarz miał wykrzywioną w grymasie, którego nie dało się opisać słowami — jakby ostatni raz zobaczył coś nienazwanego. Policja i różnego rodzaju urzędnicy pojawili się we wsi. Porębowie, coraz bardziej milczący, postanowili wywieźć dzieci do dalekiej rodziny w sąsiedniej wsi. Na skrzyżowaniu z asfaltową drogą furmankę potrącił mleczarski beczkowóz. Nie zatrzymał się. Zginęły dzieci i koń. Matka zemdlała. Poręba przestał mówić. Wzrok miał pusty, jakby coś w nim umarło. Teren otoczyła policja. Przyleciał nawet wojskowy helikopter. Pogrzeb dzieci odbył się nocą. Tylko ksiądz, prokurator, policja i kilku urzędników. Ludzie z wioski zaczęli omijać dom szerokim łukiem. Miesiąc później znaleziono martwą Antoninę. Zasztyletowana. Na ścianie domu ktoś paznokciami wyrył coś przypominającego znak sprzed lat — geometryczny, surowy, niepojęty. Cztery dni później robotnicy leśni natknęli się na ciało Poręby. Wisiał na potężnym dębie, splątany w gałęziach w sposób niewytłumaczalny. Prokuratura zaklasyfikowała tę śmierć jako samobójstwo. W marcu 1994 roku całe gospodarstwo zrównano z ziemią. Drewniane budynki spalono. W kwietniu mieszkańcy wsi postawili z rzecznych kamieni kapliczkę i drewniany krzyż. Wydawało się, że ziemia domagała się tego aktu. Ksiądz, który mi to opowiedział, uczestniczył w tym obrzędzie jako młody wikary. Echo przeszłości Wikary został później wysłany na misję do Senegalu. Po sześciu latach wrócił i został proboszczem w miasteczku L. Tam  się spotkaliśmy. Zmarł kilka lat później. Zawiadomiony telegraficznie byłem na jego pogrzebie. Minęły lata. Z nową żoną jechałem któregoś lata do Arłamowa. Skręciłem do wsi znanej mi z tej historii. Rolnik wskazał mi drogę. Sam poszedłem, przez kwieciste łąki, do miejsca dawnego gospodarstwa. Wokół wszystko było zielone i żywe, ale samo miejsce — szare, jałowe, jakby martwe. Spruchniały krzyż. Puste podwórze. Wszedłem tam. I wtedy poczułem to znowu — przeszywające drętwienie, paniczny lęk, który nie miał źródła. Stałem tam sparaliżowany, jakby coś mnie obserwowało spod ziemi. Już miałem uciekać, kiedy zauważyłem między kamieniami coś błyszczącego. Mały, ciemny, idealnie gładki kamień — jakby szkło, jakby zastygła kropla krwi. Schyliłem się, nie wiedząc czemu. Podniosłem go. Nie ważył prawie nic. Ale kiedy go dotknąłem, poczułem jakby odległe, pulsujące mrowienie — i szmer. Ten sam szmer, który kiedyś słyszał cały świat wsi. Nie pokazałem go żonie. Powiedziałem tylko, że źle się poczułem. Ale kamień mam do dziś. Trzymam go w szufladzie biurka, zawinięty w folię spożywczą. Kilka lat później, pod wapienną skałą w Jerzmanowicach, doznałem tego samego uczucia. Drętwienie. Nienaturalny strach. Nie wiem, co to było. Inny czas, inne miejsce, inne okoliczności historyczne a jednak... Wiem tylko jedno: pewnego razu, w cichej, przesyconej starym kurzem bibliotece seminaryjnej w Przemyślu, szukałem potwierdzenia tej historii, choć sam nie wiedziałem, czego szukam. I oto, w jednym z zapomnianych, opieczętowanych tomów, na pożółkłej stronicy, natrafiłem na zdanie zapisane po łacinie. W przypisie, ręką kogoś, kto musiał znać niepojętą grozę, widniało tłumaczenie: „Non sunt mala quaedam loca. Esuriunt.” „Niektóre miejsca nie są złe. One są spragnione.” Wtedy uderzyła mnie lodowata prawda. To miejsce nie było przeklęte, ani nawiedzone,  nie było też opętane żadnym duchem. Ono po prostu ssało. Wysysało życie. I wciąż, wciąż może być nienasycone. Nigdy tam nie wróciłem. Ale do dzisiaj pozostał we mnie niepojęty szmer niepokoju. Najsilniejszy gdy próbuję zasnąć. Echo tamtych wspomnień. Jedyne dokumenty jakie w tej sprawie uzyskałem to dokumeny amerykańskiego Federalnego Biura Śledczego zamieszczone na stronach The Vault. Niestety z powodu blokad w upublicznianiu znaków USA jak pieczęcie FBI nie jestem w stanie wkleić tutaj oryginalnych skanów graficznych dokumentów FBI dotyczących sprawy wyżej opisanej. ZAŁĄCZNIK: Notatka Służbowa FBI – National Center for the Analysis of Violent Crime (NCAVC) > NCAVC – Internal Report 5488SD-9PK KLASYFIKACJA: TAJNE / Declassified 2019, ref. NCAVC 167/2019 Dostęp: The Vault / Federal Bureau of Investigation Data sporządzenia: Maj 2008 Autor raportu: SA M. R. Jeffries Referencje operacyjne: Case File P-93/PL 1. Nazwa obiektu: P-93/PL („Poręba Estate”) – lokalizacja w powiecie bieszczadzkim, Polska. 2. Współrzędne geograficzne: 49.745°N, 22.591°E 3. Opis zdarzenia: Na przełomie lat 1993–1994 zarejestrowano ciąg niepowiązanych z pozoru zdarzeń: zjawiska świetlne o charakterze geometrycznym, anomalie atmosferyczne, nagłe zgony, zaburzenia poznawcze i zanik funkcji werbalnych u świadków. Zgłoszenie przesłane przez konsulat USA w Warszawie (notatka konsularna no 533/07 z dn. 04.12.2007) po analizie korespondencji lokalnej parafii oraz raportów polskiej policji wojewódzkiej. 4. Obserwacje potwierdzone w toku analizy porównawczej: Obiekt wykazuje cechy wspólne z następującymi incydentami: Red River, TX (1977), Carbon County, MT (1953), Franklin County, OH (1965), Atitlán, GT (1986), Avellino, IT (1990). 5. Zidentyfikowane cechy anomalii (występowanie ≥3 przypadków): deformacje lokalnego pola elektromagnetycznego, zjawiska świetlne o strukturze geometrycznej (odwrócone formacje piramidalne), występowanie tzw. sensorycznego zakłócenia ciągłości (ang. Temporal Sensory Disruption), objawy rozkojarzenia poznawczego (ang. Cognitive Splintering) wśród obserwatorów, stała obecność zjawiska dźwiękowego nienależącego do znanych źródeł (low-frequency internal resonance / "the hum"), występowanie lokalnych zgonów bez jasnej przyczyny (analogia z przypadkami „Cluster Death Events”). 6. Hipoteza robocza (NCAVC/CRU): Obszar może stanowić lokalny punkt styku z niezidentyfikowanym zjawiskiem o charakterze parasensorycznym. Obiekt wykazuje cechy pasożytnicze względem organizmów biologicznych – interpretowane jako absorpcja bądź interferencja z procesami życiowymi. 7. Dodatkowe ustalenia: W relacjach świadków powtarza się wzmianka o „szmerze” (the hum) – jednostajnym, trudnym do zlokalizowania zjawisku audialnym, które trwało od 30 minut do kilku godzin, często współwystępujące z zaburzeniami orientacji przestrzennej. 8. Rekomendacje: brak prób rekultywacji terenu, zakaz działalności cywilnej w promieniu 500 m od współrzędnych głównych, obserwacja pasywna (ang. passive monitoring only), brak kontaktu bezpośredniego z rezyduami architektonicznymi, zakaz prowadzenia działań naukowych bez zgody CRU (Critical Response Unit).
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...