Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

Prolog (jeszcze nie mam tytułu)


Rekomendowane odpowiedzi

Kira uniosła głowę. Nasłuchiwała. W niebo zerwała się z krzykiem gromada kruków. Gdzieś tam, w lesie, przerwano im ucztę. Najwyraźniej zjawił się ktoś z większym prawem do łupu. Ptaki przysiadły na gałęziach bezlistnych drzew, ogołoconych przez przemijającą już zimę. Po chwili rozpostarły skrzydła i opadły pomiędzy krzewy jałowca i krwawnika, gdzie Kira nie mogła ich już dojrzeć. Słyszała natomiast kroki. Tylko ktoś głupi i nierozważny wyrządzał tyle hałasu w lesie. Chyba, że nieznajomy nie lękał się lasu.
Po chwili zobaczyła intruza. Na jego widok wsunęła się w głąb ciemnej plątaniny gałęzi i igieł. Nieznajomy nie oglądał się, nie zwracał uwagi ani na kruki, których kłótliwe wrzaski dochodziły do uszu Kiry, ani na zimny, porywisty wiatr. Po stroju i chodzie poznała, że pochodzi z miasta. Ona, mieszkająca Pomiędzy, nigdy się tam nie zapuszczała, z obawy przed żyjącymi tam istotami. Wolała środek lasu, spokojny, osamotniony i zapomniany przez innych. Tylko dla niej.
Nieznajomy przystanął nieopodal, gęstego nawet o tej porze roku, matecznika, w którym skryta była dziewczynka. Widziała dokładnie podeszwy jego czarnych butów, podbitych żelazem, na którego błyszczącej powierzchni odcinały się plamki rdzy. Obcy rozglądał się przez chwilę po pokrytej grubą warstwą gnijącego listowia lesie. Odrzucił ciężką szatę z ramion, odsłaniając zaskakującą ilość sakiewek i woreczków. Kira widziała już takich ludzi, którzy w swej lekkomyślności zapuszczali się do lasu. Ich ciała, obdzierane przez zwierzęta, także wyposażone były w liczne małe i duże zawiniątka, których nie chcieli porzucić nawet w chwili śmierci. Nieznajomy odpiął jedną z sakiew i, zrzuciwszy z dłoni czarną rękawicę, zanurzył w niej palce. Przeszedł się wolno, sypiąc fioletowy proszek. Ze swojego miejsca nie widziała, jaki wzór rysuje migoczącym pyłem, a gdy starała się odczytać go z ruchu obcego, doszła do wniosku, że symbol musiał być bardzo skomplikowany. Nieznajomy stanął z boku, przyglądając się swojemu dziełu. Kira widziała go w całej okazałości tylko przez ułamek sekundy, później wyszedł poza zasięg jej wzroku, a bała się poruszyć w splotach krzewów i igieł. W tej jednej chwili widziała wysokiego mężczyznę, ubranego na czarno, ze śmiesznym, dużym kapeluszem na głowie. Rondo rzucało cień na prawie całą twarz. Może to właśnie przez nietypowe nakrycie głowy, może przez czarną, krótka pelerynę, a może przez czubek nosa wystający poza cień, mężczyzna skojarzył jej się bardziej z ptakiem, niż człowiekiem. Nieznajomy niespodziewanie gwałtownie uniósł ramiona ku niebu. Jakby zrywał się do lotu, pomyślała Kira, przylegając do ziemi. Obcy zatańczył w swych ciężkich butach. Jego wargi poruszały się bezgłośnie, ale dziewczynka nie mogła tego dostrzec. Swoją całą uwagę skupiła na rozsypanym proszku, który jarzył się we wszystkich odcieniach fioletu, od purpury, po ciemną ultramarynę. Niebo ściemniało, co przypadkowemu obserwatorowi nie wydałoby się dziwne. Panowała zmienna, pochmurna pogoda, wciąż padał deszcz lub prószył śnieg. Jednakże zmiany pogody, a o tym musiał wiedzieć każdy mieszkaniec lasu, towarzyszyły nagromadzeniu magii. Niewidoczne w późnozimowy dzień, zostały natychmiast wykryte przez Kirę, którą zmroziło gwałtowne uderzenie wiatru, szarpiącego gołymi gałęziami. Oślepiło ją światło wydobywające się z ziarenek proszku. Zakryła oczy dłonią, ale przeniknęło przez ciało i wdarło się nawet pod powieki. Nieznajomy gestykulował, poruszając nieznacznie swoim ciałem. Słowa, które przed chwilą jedynie szeptał, rozległy się wokół przerażonej Kiry, jakby wydobywały się z pod każdego zgniłego liścia i kamyka. Najpierw gromkie i groźne, przeszły w mrożące krew w żyła crechendo. Zakryła głowę ramionami, chcąc uciec przed wściekłym piskiem. Zacisnęła powieki, ryjąc paznokciami ziemi. Niech sobie idzie, myślała gorączkowo, nie mogąc znieść okropnego pisku przeszywającego ją na wskroś. Niech już idzie…
Obudziła się skulona wśród gęstego matecznika. Głowa zdała jej się wielkim nabrzmiałym bąblem, który w każdej chwili może pęknąć. Ile godzin przespała? Przypomniał jej się nieznajomy o wyglądzie ptaka, fioletowy proszek, blask… W głowie dudnił jej przebrzmiałe już zaklęcie, ale nie potrafiła sobie przypomnieć, jak brzmiały wykrzykiwane słowa. Wstała chwiejnie i niepewnym, ostrożnym krokiem ruszyła do miejsca, gdzie wcześniej stał obcy. Ziemia nie nosiła żadnych śladów zaklęcia. Dziwne, pomyślała. Kiedy Asa czaruje, ziemia czernieje lub wypuszcza kwiaty. Przegniłe, bure liście leżały jakby nigdy nic, jakby już nie pamiętały czaru, które wchłonęły soki drzew.
Wokół stóp Kiry zaczęły pełzać języki mgły. Zadrżała od wilgoci, strzepnęła z włosów kilka za wcześnie przebudzonych muszek o zielonych skrzydłach. Wszystko wyglądało tak samo. Może Kira tylko śniła?
Coś zaszemrało w dole, w uskoku, ku któremu przechylała się rozłożysta jodła. Dziewczynka sięgnęła po nóż. Uzbrojona w małe, kościane ostrze, zbliżyła się do rowu. Przez gęstniejący mrok wieczora niewiele było widać, ale ona i tak dostrzegła zarys postaci. O wiele większej od siebie, z nieludzko rozrzuconymi rękami i nogami. Potwór, pomyślała Kira ze zgrozą. Nieznajomy sprowadził potwora! Postać jęknęła cichutko. Słońce przedarło się przez grubą warstwę chmur i rzuciło jeden, nikły promień koloru krwi na twarz leżącego. A raczej leżącej. Kira opuściła nóż, ale nie schowała go. Wciąż się bała, lecz tym razem nie postaci w rowie, w dziwacznym stroju, o orientalnej urodzie. Bała się chwili, kiedy obca się przebudzi… Co Kira jej powie?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Dared Racja !! 
    • Patrząc przez okno, tym patrzeniem raczej smutnym. Sponad parapetu w typie lastriko, w którym wyłupało się kilka drobnych kawałków w czasach mojego dzieciństwa. Podczas zabaw z młotkiem i śrubokrętem. W wojnę…   Testowane były wybuchy jądrowe na pacyficznych atolach czy na płaskich terenach Kazachstanu… Jeden z okruszków trafił mnie wtedy w oko. Łzawiłem.   Ojciec zezował na mnie gniewnym wzrokiem jak na przegraną walkę Goliata na polu bitwy. Nie było łatwo w czasie próby odzyskania prestiżu.   Ale szedłem w górę z mozołem.   Wspinałem się po obsypujących kamieniach.   Kilka razy obsunąłem się na stoku. Skrwawiłem sobie boleśnie kolano.   Pies wesoło szczekał, merdał ogonem. Ojciec kazał wyjść z nim na spacer.   I szedłem wtedy. I idę nadal w te czasy napełnione szczenięcym śmiechem.   Uciekałem od siebie.   Uciekając w świat pustych otchłani, w których ciszą napełniał się każdy oddech.   I każde ciężkie westchnienie.   I wszystko oddychało w dalekich gongach stojącego zegara.   Kiedy pewnego razu, wyrwany ze snu wołałem, przestępując próg drugiego pokoju… — nikt nie odpowiedział.   Nie było nikogo.   Szukałem długo wśród mżących w powietrzu pikseli znajomej twarzy ojca albo matki…   Lecz tylko wgniecenia na fotelach świadczyły o ich niedawnej obecności.   Podchodziłem ostrożnie do drzwi, próbując się porozumieć ze skulanym za nimi głosem. Pełen nadziei…   Kiedy je otworzyłem, chłód owiał moje skronie tym chłodem idącym ze schodowej klatki, piwnicznej głębi.   Na drewnianej poręczy odłupana drzazga, promień zachodzącego słońca. Falujące na ścianach pajęczyny… W ogromnym przeciągu trzask zamykanych drzwi.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-05-06)    
    • @agfka bywa i tak:)
    • Nie mam ostatnio motywacji do pisania, więcej czytam. Dziękuję za komentarz  :)
    • @Leszczym Po co Tobie ta polityka, nie słuchaj idiotów
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...