Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Zbiegłem do samochodu. Gdy do niego wskoczyłem zalał mnie zimny pot. Włosy zjeżyły mi się na plecach. W końcu dowiedziałem się na własnej skórze, co znaczy to powiedzenie. To nic przyjemnego. Ściskałem gorączkowo kierownice. Chciałem już opuścić garaż. Opuścić ten pieprzony budynek. „Dlaczego w ogóle wchodziłem na górę? Co mnie kurwa do tego podkusiło?!”. Nie byłem w stanie ruszyć. Fizycznie nie dawałem rady. Ręce odmówiły mi posłuszeństwa. Mięśnie były napięte. Nie mogłem nic zrobić. „Przypomnij sobie zadania rozluźniające. Odpręż się!” Miałem płytki oddech, nerwowy, nieregularny. Nic nie pomagało. Musiałem jakoś odjechać. „Skup się. Przekręć kluczyk w stacyjce.” – nie mogłem – „Przekręć go!” – nie pomogło – „Odpal samochód do KURWY NĘDZY!!” – udało się.

Wyjechałem z piskiem opon. Dobrze, że w nocy światła są wyłączone. Nic nie stało mi na drodze. Nie chciałem się zatrzymać. Nie teraz. Musiałem jechać. Jak najdalej. Przed siebie. Gdziekolwiek.

Dojechałem do swojej dzielnicy. Dopiero teraz mogłem zwolnić. Widok znajomych budynków i ulic trochę mnie uspokoił. Tylko trochę. Zatrzymałem się trzy ulice od domu. Nie chciałem tam wracać. Nie teraz. Nie czułbym się tam bezpiecznie. Wyciągnąłem papierosa. Ręce drżały mi jak cholera. Strasznie piekły mnie uda. Nie jestem przyzwyczajony do zbiegania po schodach z ósmego piętra. Zacząłem szukać telefonu – „Kurwa! Zostawiłem go w Hotelu!” – Na ulicach nikogo nie było. Musiałem z kimś pogadać.

Pukanie do szyby.

- Cholera jasna!

- Dobry wieczór. Komenda stołeczna policji. Proszę dowód rejestracyjny i prawo jazdy.

- Przepraszam. Mało się nie posrałem ze strachu. Już daję.

Otworzyłem okno. Podałem policjantowi dokumenty. Odszedł kilka kroków i nie spuszczając ze mnie wzroku zaczął mówić coś do krótkofalówki.

Po chwili podszedł:

- Wszystko się zgadza. Dobranoc.

- Dobranoc.

Wyszedłem z samochodu. Musiałem znaleźć automat telefoniczny. Znalazłem jeden działający kilka metrów od parku. Wrzuciłem kilka monet i wykręciłem numer mojej komórki.

Bip.

Bip.

Bip.

- „Halo?”

Słuchawka wypadła mi z ręki. Opadłem na ściankę i osunąłem się n ziemię. – „Co tu się kurwa dzieje?! Przecież to nie mogła być ONA!” – głowa nagle zrobiła mi się strasznie ciężka – „Muszę iść do Michała.” – chciałem wstać, ale zakręciło mi się w głowie. Uderzyłem ramieniem o szybkę budki.

Wytoczyłem się z budki i zacząłem iść w stronę domu Michała. W świetle latarni zobaczyłem krew na rękawach koszuli. Przypomniałem sobie wszystko. Zemdliło mnie. Zwymiotowałem do kosza na śmieci. Osunąłem się na ziemię. Byłem zbyt wyczerpany, żeby iść dalej. Musiałem chyba przysnąć na chwilę. Otworzyłem oczy i wszystko mi się przypomniało. Wstałem i zacząłem biec. Nigdy nie biegałem tyle, co dzisiaj.

Po dziesięciu minutach byłem pod jego blokiem. Wstukałem kod na klawiaturze domofonu i wbiegłem do windy. – „Przecież to nie jest normalne” – takie rzeczy nie zdarzają się w normalnym życiu.

Michał otworzył po kilku minutach. Był zaspany. Wyglądał kretyńsko w swoich bokserkach.

- Co Ty tu kurwa robisz?! Jest środek nocy!

- Musimy pogadać…

- Jutro!

- Magda nie żyje. – rozbudził się.

- Co?

- Nie żyje. Zastrzeliła się w łazience.

- To jakiś głupi żart?! – po mojej minie poznał, że to nie jest żart – Wejdź. – Odsunął się, żeby mnie wpuścić. – Jak to nie żyje?!

- Normalnie. Zastrzeliła się. Pistoletem. W głowę. – starałem się mówić spokojnie. Nie wychodziło mi.

- Kiedy?

- Dzisiaj. Niedawno. Właśnie wracam od niej.

- Dzwoniłeś na policje?

- Nie…

Michał podszedł do telefonu.

- Czekaj!... Je… Jest jeszcze coś…

- Tak? – odsunął słuchawkę od ucha.

- Bo widzisz… Zostawiłem w jej pokoju komórkę…

- I co z tego? – przerwał mi nerwowo.

- Zadzwoniłem na nią… Michał… To ona odebrała…

- Kto?

- Magda… - Michał upuścił słuchawkę.

- Co?! Przecież powiedziałeś, że ona nie żyje.

- Bo nie żyje. Sam widziałem… - „Czy naprawdę to widziałem?”

- Dość z tym! Dzwonie do hotelu.

Bip.

Bip.

Bip.

- „Tu poczta głosowa numeru 696…”

Michał wyłączył telefon.

- Nikt nie odbiera. Dzwonie na policje.

Siedziałem na kanapie podpierając głowę rękoma. Nie wiedziałem, co o tym myśleć. Przecież widziałem ją w łazience. Całą we krwi. I słyszałem jej głos w słuchawce. – „To wszystko nie ma sensu. Ani odrobiny sensu…” – nie myślałem o policji. O tym, że byłem ostatni w pokoju hotelowym, o tym, że miałem krew na rękawach.

Policja przyjechała dość szybko. Zaskakująco szybko. To chyba przez to zgłoszenie samobójstwa.

Po złożeniu wstępnych zeznań pojechałem z nimi na komisariat. Najpierw kazali mi siedzieć z pół godziny w obskurnym korytarzu, później zabrali mnie do obskurnej salki, która szumnie jest nazywana salą przesłuchań. Musiałem kilkakrotnie powtarzać to samo. Raz po raz to samo.

– „Co pan robił w pokoju denatki?”

– „Poszedłem tam, bo byliśmy umówieni na kolacje.”

– „I co się wtedy wydarzyło?”

– „Weszła do łazienki. Ja czekałem w salonie. Usłyszałem strzał. Pobiegłem do łazienki i zobaczyłem, że leży w kałuży krwi.”

– „Dlaczego Pan nie zadzwonił od razu na policje?”

– „Spanikowałem. Chciałem jak najszybciej stamtąd uciec.”

– „Dlaczego chciał Pan uciec?”

– „BO MOJA DZIEWCZYNA SIĘ ZASTRZELIŁA!”

Po którejś z kolei serii pytań do drzwi zapukał jakiś inny policjant.

- Marek, pozwól na chwile.

Przesłuchujący mnie gliniarz wyszedł na chwile. Wrócił stanął naprzeciwko mnie i zapytał:

- Pańska dziewczyna się zastrzeliła, tak?

- Tak! Chryste, ile razy mam to powtarzać?!

- Magda O…, tak?

- Tak. – poczułem lekki niepokój.

- Czyli Pańska dziewczyna, Magda O… zastrzeliła się w pokoju około godziny 20… Może Pan mi w takim razie wyjaśnić, jak to możliwe, że Magda O… z pokoju 814 właśnie się zgłosiła?

Zamurowało mnie. Kompletnie. Mało nie straciłem przytomności.

Policjant zabrał mnie na korytarz i zaczął prowadzić w kierunku dyżurki. Przy okienku stała ona. Od razu ją poznałem. To była ONA. Zacząłem biec w jej kierunku. Policjant nawet mnie nie powstrzymywał. Zatrzymałem się przy bramie. Ona już też mnie zauważyła. Złapaliśmy się przez kraty za ręce.

Na komendzie nawet nie chcieli już wyjaśnień ode mnie. Dali nam spokój. Wróciliśmy do hotelu. W jej pokoju nic się nie zmieniło. Dzięki niej już prawie zapomniałem o tym. Pozwoliła mi się skupić na nas. Zjedliśmy umówioną kolacje.

Widziała, że jestem wyczerpany. Położyliśmy się od razu do łóżka. Nie nalegała na seks. Pozwoliła mi zasnąć.

- Dziękuje. – powiedziałem przytulając się do jej brzucha.

- Za co?

- Dziękuje, że nie umarłaś.


Zasnąłem.


Otworzyłem oczy. W pokoju było cholernie jasno. Wszystko było białe. Nie mogłem niczym ruszyć. Leżałem na plecach.



- Magda?



- Magda!



- MAGDA!!



Do pokoju wbiegła młoda kobieta. Ubrana była jak pielęgniarka. Chciała do mnie podejść, ale coś ją zatrzymało. Po chwili wyszła.

- Proszę go zostawić.

- Co mu jest?

- Nie może dojść do siebie, odkąd 7 lat temu jego dziewczyna popełniła samobójstwo.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @LeszczymCzasem jest lepiej nie wiedzieć, niekiedy działa to prozdrowotnie. :) A Twój tekst jest fajny. :)
    • @Naram-sin Świetnie, tylko nie wiem, która taka nie jest :)
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      A z tym się akurat zgodzę. Z czymś muszę, żebyś już nie musiał się stresować za kierownicą.
    • Ślepota elit jest porażająca*             Jednym z ulubionych zajęć naszej tak zwanej elity - tej liberalnej, syjonistycznej i lewicowej - jest tropienie w Polsce wszelkich objawów tak zwanego faszyzmu.             Piszę: tak zwanego, bo już od dawna jest ono wytrychem, który otwiera wszystkie zamki i zatraciło z czasem swój pierwotny sens.             Faszyzm był ideologią włoską i zanikł w tysiąc dziewięćset czterdziestym piątym roku - jest zjawiskiem historycznym i nigdzie nie istniał poza Włochami - ani w Trzeciej Rzeszy Niemieckiej i ani w Hiszpanii i ani w Portugalii i ani w Polsce przed Drugą Wojną Światową - nie było żadnego faszyzmu.             W każdym z tych państw był inny system, od niemieckiego narodowego socjalizmu (cóż za „niedobra” nazwa!), przez katolicko-narodowy autorytaryzm (Hiszpania, Portugalia) po miękką dyktaturę w Polsce, zwaną czasem dyktaturą anachronizmu. Są to prawdy znane każdemu normalnemu historykowi. Jednak obecnie termin „faszyzm” nabrał znaczenia mistycznego, „faszyzmem” jest wszystko na prawo od lewactwa. W Polsce „faszystami” są nie tylko zwolennicy  Brauna, Bosaka, Mentzena, kibole i ludzie Bąkiewicza, ale także obrońcy tradycyjnej rodziny czy przeciwnicy aborcji. Myliłby się jednak ten, kto sądziłby, że ci tropiciele „faszyzmu” są bezstronnymi ideowcami, stosującymi tą samą miarę wobec wszystkich. Otóż, mimo ewidentnych faktów, że w sąsiadującej z nami Ukrainie panoszy się oficjalnie właśnie tak znienawidzony przez media i liberałów „faszyzm”, czyli w poprawnej terminologii skrajny banderyzm z dodatkami neonazizmu (tradycja SS Galizien) – nasze „autorytety” milczą, nigdy tego zjawiska nie potępiły, nagle stają się ślepi, a nawet głoszą, że takie oskarżenia to „rosyjska propaganda”. Na czele ukraińskiego IPN staje gloryfikator Adolfa Hitlera, którego uznaje za oczytanego i kulturalnego człowieka, a w Polsce nikt nawet słowa nie pisnął, ani zabierający głos na wszystkie tematy Radosław Sikorski, widzący „faszyzm” u Bąkiewicza i w Rosji, ani kręgi Gazety Wyborczej et consortes. Skąd ta amnezja, ta tolerancja, której nie stosują wobec „polskich faszystów”? Dlaczego ludzie tropiący w Polsce każdy przejaw, wydumany czy prawdziwy, „antysemityzmu” – przechodzą do porządku dziennego nad zjawiskiem gloryfikacji na Ukrainie organizacji i formacji mających na rękach morze krwi żydowskiej? Swego czasu Anne Applebaum napisała, że „Ukraina potrzebuje więcej nacjonalizmu”. To jest wytyczna, to jest dogmat, to jest także przejaw skrajnego cynizmu i hipokryzji. Jak widać, „polska inteligencja” tą wytyczną kupiła. „Faszyzm” zwalczamy u siebie, ale już na Ukrainie nich będzie, byle przeciwko Rosji. Na Ukrainie panuje zwyczajna dyktatura, zamordyzm, brak wolności słowa, prześladuje się prawosławną Cerkiew, wsadza do więzienia duchownych – pisze o tym już od dawna mainstreamowa prasa na Zachodzie, ale u nas wmawia się publiczności, że taka właśnie Ukraina walczy w obronie całego „wolnego świata”! Były doradca prezydenta Zełenskiego Aleksij Arestowicz powiedział, że ukraińscy naziści robią ze swojego państwa „ziemiankę UPA” i „przygotowują się do mierzenia czaszek”. Jak widać, w Polsce nikogo to nie niepokoi.   Źródło: Myśl Polska  Autor: Jan Engelgard   *zrobiłem drobną edycję - treść bez zmian 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...