Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Margałski - Cinkov

Z CYKLU „WESOŁE PRZYGODY KONIA MIECZYSŁAWA”:
I WUJ

czyli epicka opowieść o rewolucji i wielkim uczuciu


„Dobra historia powinna zaczynać się od trzęsienia ziemi”
Alfred Hitchcock

Ziemia zatrzęsła się nagle i niespodziewanie. Rypło, hukło tudzież błysło. Szyby w moim mieszkaniu zadrżały niebezpiecznie, po czym wesoło sypnęły się na podłogę. W ostatniej chwili zdołałem uratować telewizor. Bo co to za życie bez telewizora? Bez seriali, rozlicznych programów kulturalnych, reality show i częstych koncertów muzyki klasycznej? Podniosłem się z ziemi, z namaszczeniem odstawiłem Go na miejsce i postanowiłem nieco zorientować się w sytuacji. Pokłusowałem do okna i usłyszałem dźwięk wysoce nieprzyjemny – telewizor postawił jednak na swoim. Leżał teraz na parkiecie i śmiał się ze mnie rozczłonkowanym ekranem, zimno, bezlitośnie, elektrycznie. Z wyższością.
Tego było za wiele. Ta, zdać by się mogło, prozaiczna sytuacja okazała się kroplą, która przepełniła czarę. Swoją drogą nie pierwszą i zapewne nie ostatnią, tym razem jednak zdecydowałem się przedsięwziąć odpowiednie środki. Podjąć przeciwdziałania. Chwyciłem saperkę – tak na wszelki wypadek – z kieszeni wiszącego na krześle płaszcza wyjąłem paczkę gumy balonowej – żeby zamortyzować ewentualne ciosy w żuchwę i zaskoczyć wroga – po czym pogalopowałem na ulicę.
Ulica, jak to ulica, nie wyróżniała się niczym specjalnym z zastępów innych, wzorcowych i praworządnych ulic. Momentalnie zlokalizowałem źródło publicznego niepokoju. Machnąłem saperką, by dodać sobie animuszu, wybałuszyłem oczy co, jak sądziłem, dodało mi nieco powagi i skierowałem się ku strużce dymu i płomieniom buchającym zza rogu. Szedłem równym, miarowym krokiem, nie za szybko, ale też i niezbyt wolno, z jednej strony agresywnie atakując chodnik, z drugiej – delikatnie go muskając. Starałem się oddychać równomiernie, nic tak nie przeraża wroga jak równy, pewny, miarowy oddech. Po minucie doszedłem do wniosku, że tempo oddechu było zdecydowanie zbyt małe. Pysk mój powoli przybierał barwę głębokiej purpury, oczy usilnie próbowały wydostać się z orbit, uszy skręciły się w spiralki, na grzywie zaś powstały miniaturowe warkoczyki. Twardo jednak trwałem w swoim postanowieniu, wszak najważniejsze, to wywrzeć dobre wrażenie. A cóż to za wrażenie z nierównym oddechem?
Udusiłbym się pewnie, gdyby ktoś nie wciągnął mnie do bramy. Był to Józef Azorowicz Mordecki. Westchnął, spojrzał na mnie, jeszcze raz westchnął, spojrzał ponownie, pokręcił głową, podrapał się za uchem i niespodziewanie westchnął. Cały ten ciąg czynności powtórzył parokrotnie, po czym złapał mnie za ramię i przemówił:
- Co ty tu robisz?
- Ja… w zasadzie…
- W zasadzie to mamy w mieście burdel…
Jakby na potwierdzenie tych słów gdzieś całkiem niedaleko rozległ się huk, budynek zadrżał.
- No… w zasadzie… Ale…
- Idziemy – warknął bez słowa wyjaśnienia i ukazał żółknące kły.
- Ale…
- Bez dyskusji. Znasz prawo Hooke’a?
- Nie…
- Jak cię huknę…
Obaj wybuchnęliśmy szczerym, zwierzęcym śmiechem. Śmialiśmy się dobry kwadrans. W końcu spojrzałem na Mordę i już miałem coś powiedzieć, zdołałem jednak tylko wyrzucić z siebie marne:
- Nie, nie mogę…
Po czym obaj ponownie pogrążyliśmy się w mrocznych otchłaniach rechotu. Po upływie godziny doszliśmy do wniosku, że czas nam już w drogę.
Przemykając bocznymi ulicami, kanałami i opłotkami niespostzrzeżeni dotarliśmy na plac Świętego Pantofelka, podśmiewając się jeszcze z lekka pod nosem od czasu do czasu. Z placu, jak wyjaśnił mi Morda, była już prosta droga do domu Mruczjana.


___________________________________________________
postanowiłem wziąć się za coś dłuższego w uniwersum Konia, niekoniecznie od razu powieść, ale tym razem chyba nie zamknę się w pięciu stronach=]. das ist samiuśki początek=)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Alicja_Wysocka Pięknie piszesz o miłości – tej, która nigdy nie wie, na czym stoi. Nie ma tu już wielkiej rozpaczy ani patosu – jest zmęczenie. Zmęczenie gmatwaniem się w godzinach, wyciąganiem dłoni w pustkę, czekaniem na odpowiedź, która nie nadchodzi. "raz słyszę, że wołasz i wiem to - gdy dłonie wyciągam - uciekasz" – to jest esencja toksycznego tańca. Dwa kroki do przodu, trzy do tyłu. Ty to widzisz, nazywasz, a jednak wciąż pytasz "którędy i jaką pójść drogą". Ale to pytanie w ostatniej strofie to już nie prośba. To ultimatum. "Powiesz mi którędy – albo ja zniknę w niebycie". I w tym zniknięciu nie ma dramatu. Jest ulga. Bo "nicość nie może nic skruszyć" – a to, co masz teraz, kruszy Cię każdego dnia. Twój wiersz jest piękny, smutny i mądry. Czasem najlepsza droga to ta, którą wybierasz sama – nawet jeśli prowadzi "w niebycie", które tak naprawdę jest początkiem czegoś nowego. Prawdziwa poezja! 
    • Wiersz gadający do siebie:) ślicznie:)
    • @Marek.zak1 Tak Marku, Ty wiesz, że w wierszu nie musi być prawdy, pozdrawiam :) @Nata_Kruk, @Berenika97 Podziękowania i uściski, Dziewczyny :)  
    • Ładnie o melancholii, a jak nadchodzi, co melancholicy przechodzą, to jednak jest się bliżej zwątpienia, jak sądzę. Zresztą, nie wypowiadam się, bo melancholia to cecha, czy skłonność, której nie mam, więc ktoś powie, że się nie znam, i będzie miał rację:). Życzę słońca. 
    • @Annna2 jestem !   wspaniałe i wzruszające jest to połączenie autentycznej gwary warmińskiej z głęboką, mityczną refleksją.    dziękuję za pielęgnowanie warmińskiej mowy i obyczajów, wiersz czyta się z ogromną przyjemnością.   chociaż musiałem włączyć zmysły deszyfrujące.   ale było warto !!!
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...