Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

jedno jest życie i jedno spełnienie,
czasem nie mogę nie wiem co sie dzieje,
mieszam sie w zyciu jak poplatany,
szukam czegos zyciowo układany,
niczym grosze jestem rozsypany,
ufam ludziom naiwnością schwytany...
na końcu wykorzystany i splamiony,
niby jest okey jednak siedzę pogrążony,
no powiedz mi czemu nie jestem doskonały??
nie znam się na niczym lecz w głębi może jestem zakochany,
miłość do ludzi nie zawsze jest see yaa,
chciałbym wzajemności ciepła lecz mnie coś zabija,
każdego dnia chcę być dobry i jestem pokornmy,
lecz czasem pokazuję rogi,
jestem zły podły pokropny...
..powiedz mi tez dlaczego jestem chłodny...??

ref.
wiele twarzy masz raz lepsze raz gorsze,
jednak bądz sobą i nie bierz z życia co najgorsze....

No właśnie brak podziękowania,
utracona wtedy słota,
nie wiesz kiedy spadnie twoja krona złota,
no własnie nie wiesz co sie stanie,
jak reagować na czyjes zachowanie,
nie wiesz czy zycie to poezja,
a może poprostu męcząca Cię anoreksja,
masz czasem dosyć tej ludzkości,
chcesz skakać z mostu dla śmiertelnej przyjemności,
zostawić wszystko ze względu zero kredytu,
powiedz mi człowieku czy pozostaniesz w szyku??
jak to jest czy poddanie to rozwiązanie,
czy odejscie od wszystkiego to amswwerowanie?
no nie nie dawaj ciała pozostań na ziemi...
baz sobą pozostań przy życiu ze swoją chorobą,
bo niby wszystko jest do dupy,
lecz życie to przyjemne okruchy.....

ref.
wiele twarzy masz raz lepsze raz gorsze,
jednak bądz sobą i nie bierz z życia co najgorsze....

Opublikowano

Witam Szanownego Pana.
Czytajac tytul "takie tam" , "przelecialy" mnie dwie mysli.
Albo to bedzie kicha i autor zdaje sobie z tego sprawe albo wrecz przeciwnie - stworzy cos z banalu.
Coz, musze przyznac, ze wiersz(?) okazal sie tym pierwszym.

"jedno jest życie i jedno spełnienie,
czasem nie mogę nie wiem co sie dzieje,"

banal, zakrapiany banalem... a potem jest jeszcze gorzej:(

Jesliby rozpatrywac ten tekst jako piosenke to przepraszam ale nie chce jej slyszec pachnie mi to "sepami milosci"
"okey" that's all "see yaa" dude.

Przepraszam za szczerosc ale niektorzy ja cenia:)
Pozdrawiam i zycze lepszych dni:)


Ps. "pokornmy", "krona" - witac pospiech w pisaniu :0 tak, tak muza czasem ulatuje :)d
"bo niby wszystko jest do dupy"



Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena zakończenie mega! tak
    • Witam - tak bywa w życiu - ale to mija -                                                                        Pzdr.serdecznie.
    • Mieli po dziewiętnaście lat i zero pytań. Ich ciała świeciły jak płonące ikony, nadzy prorocy w jeansowych kurtkach, wnukowie Dionizosa, którzy zapomnieli, że śmierć istnieje. Wyjechali – na wschód snu, na południe ciała, na zachód rozsądku, na północ wszystkiego, co można rozebrać z logiki. Motel był ich świątynią, moskitiera – niebem, które drżało pod ich oddechem. Miłość? Miłość była psem bez smyczy, kąsała ich za kostki, przewracała na trawie, śmiała się z ich jęków. Ale czasem nie była psem. Była kaskadą ognistych kruków wypuszczoną z klatki mostu mózgowego. Była zębami wbitymi w noc. Jej włosy – czarne wodorosty dryfujące w jego łonie. Na jego ramieniu – blizna, pamięć innej burzy. Jej uda pachniały mandragorą, jego plecy niosły ślady świętej wojny. Ich języki znały alfabet szaleństwa. Ich pot był ewangelią wypisaną na prześcieradłach. Ich genitalia były ambasadorami innej rzeczywistości, gdzie nie istnieją granice, gdzie Bóg trzyma się za głowę i mówi: ja tego nie stworzyłem. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Każdy pocałunek – jak łyk z kielicha napełnionego LSD. Każda noc – jak przyjęcie u proroków, gdzie Jezus grał na basie, a Kali tańczyła na stole, i wszyscy krzyczeli: kochajcie się teraz, teraz, TERAZ! bo jutro to tylko fatamorgana dla głupców. Nie było ich. A potem cisza – tylko ich oddechy, jak fale na brzegu zapomnianego morza, gdzie świat na moment przestał istnieć. Nie było ich. Była tylko miłość, która miała skórę jak alabaster i zęby z pereł. Był tylko seks, który szarpał jak rockowa gitara w rękach anioła. Było tylko ciało, które płonęło i nie chciało gaśnięcia. Pili siebie jak wino bez dna. Palili siebie jak święte zioła Majów. Wciągali się nawzajem jak kreskę z lustra. Każdy orgazm był wejściem do świątyni, gdzie kapłani krzyczeli: Jeszcze! Jeszcze! To jest życie! A potem jeszcze raz – jak koniec kalendarza Majów. Byli młodzi, i to znaczyło: nieśmiertelni. Byli bezgłowymi końmi pędzącymi przez trumnę zachodu słońca. Byli gorączką. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Lecz w każdym powrocie, cień drobny drżał, jakby szeptem jutra czas ich nękał. Kochali się tak, jakby świat miał się skończyć jutro, a może już się skończył, i oni byli ostatnimi, którzy jeszcze pamiętają smak miłości zrobionej z dymu i krwi. Ich serca były granatami. Ich dusze – tłukły się o siebie jak dwa kryształy w wódce. Za oknem liście drżały w bladym świetle, jakby chciały zapamiętać ich imiona, zanim wiatr poniesie je w niepamięć. Ich wspomnienia – nie do opowiedzenia nikomu, bo nie ma języka, który wytrzyma taką intensywność. Wakacje były snem, który przekroczył sny. Były jedynym miejscem, gdzie Bóg i Diabeł zgodzili się na toast. Oni – dzieci światła, dzieci nocy, dzieci, które pożarły czas i nie umarły od tego. Jeśli ktoś pyta, kim byli – byli ewangelią spisaną spermą i łzami. I gdy noc gasła, ich spojrzenia się spotkały, ciche, jak dwa ptaki na gałęzi, co wiedzą, że świt jest blisko, a lot daleki. I w ciszy nocy, gdy wiatr ustawał, słychać było tylko szelest traw, a świat na zewnątrz, daleki i obcy, czekał na powrót, którego nie chcieli. Byli ogniem w płucach. Byli czymś, co się zdarza tylko raz. I zostaje na zawsze. Jak tatuaż pod skórą duszy.          
    • łzy raczej nie kłamią uśmiech nie krwawi zaś droga  donikąd gdzieś prowadzi ból to niewiadoma   krok zawsze krokiem horyzont czasem boli tak samo jak myśli które w głowie się panoszą   kłamstwo  śmierdzi kalendarz to prawda śmierć to szczerość człowiek to moment wszechświata 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...