Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

zwolna
ugina się zimowa śnieżna armada
ku rzekom
topnieje, milknie
młodzieńczym wrzaskiem światła
w wiośnie
ledwie co pierwszego przebiśniegu
promieniem uśmiechniętym
wiatr już inny wieści, wieszczy i słoneczny
usmiech twój i mój
radosny.
Kłębi się zielona zgraja ;
ułomny człowiek-widziałem-
- właśnie w oko wbił przestrzeni bezmiar
i chwilę trwał swym cudem wiosny zaprzątnięty.
Wiatrem w niebo wyniesiony zawirował,
spłynął łagodny
bezszelestny,
otulił trawy gimnastyczną szyję
i kark jej zgiął ku ziemi.
Ułomny spojrzał, łzą od słońca wymuszoną,
na pięcie obrócił-- odszedł.
Zgasł cieniście ,w snującej sennie czas alei.

W ognistą czerwień nieba
wieczór zaiskrzył neonami miast ;
ulicą w ciszy, krok za krokiem
wystrzał klaksonu szarpie mrok-
-rozrywa na miliony brzmień.

Raz kolejny,ognikiem płonąc oczu twoich
ze snu wybudził
dzień zdziwiony - przetarl oczy słońca tęczą
twarz deszczowął obmył kroplą.

Oceanów wyobrażni siedem
przemknął dotyk twój ulotny,
W dawniej porzucony- dziś unoszę.
W oko wbił tajemny bezmiar zapomniany.
Chwilę trwał postaci twojej zjawą,
odszedł- dotyk twój i cień z alei -
- czlowiek strudzony, kiedy oddech chłonie.

Milczący, wyrwany z kontekstu
mieć taki ląd
kiedy przybędziesz rozbity, tęskniący -
- otuli warg ciepłem słonecznym , przywita uśmiechem
i szeptem dotyku schroni.

Daleko gdzieś hen
swiat brusi nad znudzonym miastem
w zawsze takim samym rymowaniu stóp
z pod ktorych dachów wyrastają bukiety -
- bezaromatyczne milczą.
W nocy ciszy niezmąconej jeszcze słońcem które wzejdzie
z za rogu ulicy.

Chwila ulotna, jej odbicie w pamięci
zaprzeszłego, co zdażyło się gdzieś kiedyś
nie pozwala zasnąć ; krzykiem wdziera się
w harmonii cztery ściany
zapomniane dniem codziennym
Uczucie.

Opublikowano

Nie chcę być niemiła, ale jeśli mam być szczera, to po pierwsze: popraw ortografię i literówki, od których tu się roi jak od robactwa! A po drugie: trochę to chyba za długie? W każdym razie ja zgubiłam sens i wymowę tego utworu, przedzierając się z coraz większym wysiłkiem przez gąszcz spiętrzonych a niespójnych (wg mnie) metafor i przez rojowisko błędów. Nic z tego nie rozumiem.
Pozdrawiam.

Opublikowano

Ujmę to tak:
pojedyncze metafory - jak najbardziej, podobają się. Ale już żeby je sklecić w jakąś sensowną całość, to trudniej. Nie składa mi się.
I - podobnie jak Oxyvii - gubi mi się sama treść utworu gdzieś w gąszczu słów. Chyba trochę za długi ten wiersz. Czy może inaczej - nie to, że za długi, ale zbyt zagmatwany. Nie ma podziału na strofy (co dało by na pewno większą przejrzystość, zwłaszcza w tak długim utworze), niektóre wersy zaczynają się gdzieś w połowie linijki. Mam wrażenie, że zaszło tu zjawisko przerostu formy nad treścią.

No i im głębiej w dół, ku końcowi wiersza, tym więcej błędów. Tak jakbyś je zrzucał z tytułu jak confetti, a one osiadają na samym końcu.

No, ale - jak już mówiłam - fajne pojedyncze metafory.
"zwolna
ugina się zimowa śnieżna armada
ku rzekom"

:)

Pozdrawiam, R.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      @obywatel Głupie może nie, ale trudno nie zgodzić się z tym, że zaaranżowane być może jest, a może napewno...sam nie wiem. Pozdrawiam! :)
    • Mnie proszę nie liczyć. Policzcie sobie nawet psa, kota czy świnkę morską. Ale beze mnie… Że co? Że co się ma wydarzyć? Nie. Nie wydarzy się nic ciekawego tak jak i nie wydarzy się nic na płaskiej i ciągłej linii kardiomonitora podłączonego do sztywnego już nieboszczyka.   I po co ten udawany szloch? Przecież to tylko kawał zimnego mięsa. Za życia kpiarsko-knajpiane docinki, głupoty, a teraz, co? Było minęło. Jedynie, co należy zrobić, to wyłączyć ten nieustanny piskliwy w uszach szum. Ten szum wtłaczanego przez respirator powietrza. Po co płacić wysoki rachunek za prąd? Wyłączyć i już. A jak wyłączyć? Po prostu… Jednym strzałem w skroń.   Dymiący jeszcze rewolwer potoczy się w kąt, gdzieś pod szafę czy regał z książkami. I tyle. Więcej nic… Zabójstwo? Jakie tam zabójstwo. Raczej samobójstwo. Nieistotne z punktu widzenia rozradowanych gówniano-parcianą zabawą mas. Szukać nikt nie będzie. W TV pokazują najnowszy seans telewizji intymnej, najnowszy pokaz mody. Na wybiegu maszerują wieszaki, szczudła i stojaki na kroplówki… Nienaganną aż do wyrzygania rodzinkę upakowaną w najnowszym modelu Infiniti, aby tylko się pokazać: patrzcie na nas! Czy w innym zmotoryzowanym kuble na śmieci. Jadą, diabli wiedzą, gdzie. Może mąż do kochanki a żona do kochanka... I te ich uśmieszki fałszywe, że niby nic. I wszystko jak należy. Jak w podręczniku dla zdewociałych kucht. I leżących na plaży kochanków. Jak Lancaster i Kerr z filmu „Stąd do wieczności”? A gdzie tam. Zwykły ordynarny seks muskularnego kretyna i plastikowej kretynki. I nie ważne, że to plaża Eniwetok. Z zastygłymi śladami nuklearnych testów sprzed lat. Z zasklepionymi otworami w ziemi… Kto o tym teraz pamięta… Jedynie czarno białe stronice starych gazet. Informujące o najnowszych zdobyczach nauki. O nowej bombie kobaltowej hamującej nieskończony rozrost… Kto to pamięta… Spogląda na mnie z wielkiego plakatu uśmiechnięty Ray Charles w czarnych okularach i zębach białych jak śnieg...   A więc mnie już nie liczcie. Idźcie beze mnie. Dokąd.? A dokąd chcecie. Na kolejne pokazy niezrównanych lingwistów i speców od socjologicznych wynurzeń. Na bazgranie kredą po tablicy matematyczno-fizycznych esów-floresów, egipskich hieroglifów dowodzących nowej teorii Wielkiego Wybuchu, którego, jak się okazuje, wcale nie było. A skąd ta śmiała teza? Ano stąd. Kilka dni temu jakiś baran ględził na cały autobus, że był w filharmonii na koncercie z utworami Johanna Straussa. (syna). Ględził do telefonu. A z telefonu odpowiadał mu na głośnomówiącym niejaki Mariusz. I wiedzieliśmy, że dzwonił ktoś do niego z Austrii. I że mówi trochę po niemiecku. I że… - jest bardzo mądry…   Ja wysiadam. Nie. Ja nawet nie wsiadłem do tego statku do gwiazd. Wsiadajcie. Prędzej! Bo już odpala silniki! Ja zostaję na tym padole. Tu mi dobrze. Adieu! Poprzytulam się do tego marynarza z etykiety Tom of Finland. Spogląda na mnie zalotnie, a ja na niego. Pocałuj, kochany. No, pocałuj… Chcesz? No, proszę, weź… - na pamiątkę. Poczuj ten niebiański smak… Inni zdążyli się już przepoczwarzyć w cudowne motyle albo zrzucić z siebie kolejną pajęczą wylinkę. I dalej być… W przytuleniu, w świecidełkach, w gorących uściskach aksamitnego tańca bardzo wielu drżących odnóży… Mnie proszę nie liczyć. Rzekłem.   Przechadzam się po korytarzach pustego domu. Jak ten zdziwaczały książę. Ten dziwoląg w jedwabnych pantalonach, który po wielu latach oczekiwania zszedł niebacznie z zakurzonej półki w lombardzie. Przechadzam się po pokojach pełnych płonących świec. To jest cudowne. To jest niemalże boskie. Aż kapią łzy z oczu okrytych kurzem, pyłem skrą…   Jesteś? Nie. I tam nie. Bo nie. Dobra. Dosyć już tych wygłupów. Nie, to nie. Widzisz? Właśnie dotarłem do mety swojego własnego nieistnienia, w którym moje słowa tak zabawnie brzęczą i stukoczą w otchłani nocy, w tym ogromnie pustym domu. Jak klocki układane przez niedorozwinięte dziecko. Co ono układa? Jakąś wieżę, most, mur… W płomieniach świec migoczące na ścianach cienie. Rozedrgane palce… Za oknem jedynie deszcz…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-11-03)    
    • @m1234wiedzialem, że nie zrozumiesz, szkoda mojego czasu. Dziękuję za niezrozumienie i pozdrawiam fana.   PS Żarcik etymologiczny od AI       Etymologia słowa "fun" nie jest w pełni jasna, ale prawdopodobnie wywodzi się ze średnioangielskiego, gdzie mogło oznaczać "oszukiwanie" lub "żart" (od XVI wieku). Z czasem znaczenie ewoluowało w kierunku "przyjemności" i "rozrywki", które są obecnie głównymi znaczeniami tego słowa.  Początkowe znaczenie: W XVI wieku angielskie słowo "fun" oznaczało "oszukiwanie" lub "żart". Ewolucja znaczenia: W XVIII wieku jego znaczenie ewoluowało w kierunku "przyjemności" i "rozrywki". Inne teorie: Istnieją spekulacje, że słowo "fun" mogło pochodzić od średnioangielskich słów "fonne" (głupiec) i "fonnen" (jeden oszukuje drugiego). 
    • Po drugiej stronie Cienie upadają    Tak jak my  I nasze łzy    Bo w oceanie nieskończoności  Wciąż topimy się    A potem wracamy  Bez śladu obrażeń    I patrzymy w niebo  Wszyscy pochodzimy z gwiazd 
    • na listopad nie liczę a chciałbym się przeliczyć tym razem
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...