Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

pierwszego Fajką zwali –
palił więcej niż zdążył zabić
drugi Grabie miał na imię –
bo z lubością grabił okolice
trzeci Romantykiem ochrzczony –
odznaczał samosąd rangą epopei

razem zebrali grupę wojowników
wierzących w wino i wódkę bardziej
niż nieistniejące nazwy i puste symbole

w sumie było ich czterdziestu czterech czyli
w sam raz by móc się solidnie (z)bawić

sąsiad, zważcie – przyczyna awantury,
z Targowicą miał kontakt krótki –
przepędzono go z drogi królewskiej karocy
jednak jego kroki mówiły same za siebie –
czubkiem buta w kierunku Petersburga
ze wzrokiem zatopionym w północy

*

w zaścianku o świcie zwołano naradę

z racji dużej liczby obecnych
ławy wystawiono na dwór gdzie
pod nogami biegały króliki i donosiciele

wybaczcie ten rzeczowy ton
ale wierne oddanie sceny
odpowiedzialnością zalega na barkach narratora

na środek wyszedł Romantyk i zaczął:

„Pięknieje nam dzień, ach, sprzyja pora
choć październik się kończy, a guślarze
ciasta pieką i chleb i miód z beczek toczą
to jednak warto by tak w poszumie drzew
w morzu burzanów zatoczyć szpadami łuk
i przeciąć krwawą prostą parabolę targowiczan!”


kilkadziesiąt par oczu patrzy nierozumnie
choć mieli za sobą czas gadania wierszem
to jednak gdy się rymowało było jakoś łatwiej

w tle nieznana para tańczy poloneza
ona odwraca wzrok wie że obce kajdany
skują jej dłonie
partner w portfelu trzyma zdjęcie wierząc że
w ramionach innych odnajdzie coś więcej

jeden z donosicieli, podobno doktor,
czule patrzy na Romantyka – przypomina jego syna
którego odstraszyły ręce splamione krwią
mimo iż z dumą operowały całe narody

Romantyk zbiera się by wyłożyć rzecz prościej
jednak to nie on włada słowami

na mównicę wkracza Fajka
zapala papierosa zaciąga się
spogląda na tłum
bystrzejsi widzą że gra na zwłokę
tak naprawdę nie wie co powiedzieć
ale przecież jest szlachcicem

polonez pary zakrapiany łzami
czyli mililitrami rozkoszy
zaczyna przypominać rumbę
coraz bliżej coraz bardziej prześwitując
przez siebie przez usta przez oczy
i między palcami

czas się kurczy wśród ludu wrze
nikt nie lubi czekać gdy można spalić jakiś dwór

sprawę w swoje umięśnione ręce bierze Grabie
ucisza ludzi wskazuje zachód:

„Hejże na Polszczaka”

entuzjastyczny ryk przerywany jest chrzęstem broni
ktoś mądry wytacza beczki wódki
wszyscy piją
„Hejże” odbija się echem po zaułkach

tymczasem polonez przechodzi w pożegnalny takt
pobliskie jezioro srebrzy się uczłowiecza
już widać błysk w oku już figlarny wąsik już zielony mundur
już paszcza się otwiera pochłania kochankę

kochanek z okrzykiem na piersiach
wskakuje na statek w burzę w sztorm
głową wali w falę niby w mur
tonie w otchłani ponad głową
nie – on się unosi staje się ptakiem
leci na wybiegi mody tam sprzedaje swoje pióra
aż do ostatniego wierzy że dorobi się na tyle
by kupić karabin i zastrzelić imperatora
lecz biedak nigdy nie był orłem – nie umiał latać
jedynie słowikiem czyli śpiewakiem
i nim pozostał tylko czasami w momencie natchnienia
złorzeczy Bogu wierząc że to też walka
o coś

tymczasem zaścianek faluje wypływa na drogi leśne
HEJŻE NA POLSZCZAKA!

*

godzina wieczorna zmierzch
sąsiad z przybyszami gości się w ogrodzie
w głos zachwala piękno Litwy
jej boską przyrodę źródło mocy
przyjacielskie domy zawsze gotowe dać schronienie
ubolewa nad wolnością szlachecką czyli źrenicą upadku
ciemnotą i chybotliwym tronem

nagle „Hejże” brutalnie wpada między towarzystwo
goście wstają z miejsc niektórzy sięgają broni
gospodarz uspokaja zapowiada przyjaciół
wychodzi naprzeciw

po drugiej stronie Grabie prowadzi zastępy
z wykrzywioną w krzyku twarzą
i spoconym wąsem

gospodarz chce przemówić przywitać
lecz głowa spadła pod nogi odmawia posłuszeństwa

brama w strzępach goście podobnie
gdzieniegdzie krew na dębie czasem jakaś kiszka
wśród traw kobiety i dziewczęta w niebieskich sukniach
na wachlarzach mrowiskach pniakach – ucieczka w głąb oczodołów

tam kościuszkowski porucznik ścieka ze ściany
tu pisarz prosto z kuźnicy nadziany na pikę
wszyscy zdziwieni gościnnością Litwy nie tracą wiary
że to tylko niewybredny żart gospodarza

jakiś młodzik nie wytrzymuje i strzela
zbesztany rapierami przyznaje się do błędu
gdzieś między wiśnią a gruszą

ostatnia para padła wśród ogórków
na krzaczku zawisła konfederatka
a w ziemi utknął order virtuti militari

koniec zajazdu sprawiedliwość znowu
zatryumfowała języczkiem u wagi

zdobywcy penetrują piwnicę –
jest wódka wino miód i ogórki –
chluba szlacheckich dworów

*

Romantyk skonał przy bramie
wraz ze swoim marzeniem –
miała być epopeja wyszła masakra

Grabie leży z pucharem w dłoni
z prawej ma czyjś mózg z lewej skrwawioną prawicę
u nóg wnętrzności jednak nie brzydzi się
jest mu już wszystko jedno –
i tak zapamiętany zostanie jedynie ostatni zajazd

Fajka oparł nogę o ścianę
zapalił zaciągnął się
spojrzał na pijany tłum
z satysfakcją że już nic więcej nie trzeba mówić

reszta piła do rana
ktoś miał zadąć w róg
ktoś krzyknąć „poloneza!”
wreszcie ktoś zgasić światło
jednak nie było komu

z całej szlachty
nie było komu

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Kamil Olszówka Tak, należy im się cześć i chwała po wieki. Pozdrawiam!
    • Ponura polska jesień, Przywołuje na myśl historii karty smutne, Nierzadko także wspomnienia bolesne, Czasem w gorzki szloch przyobleczone,   Jesiennych ulewnych deszczy strugi, Obmywają wielkich bohaterów kamienne nagrobki, Spływając swymi maleńkimi kropelkami, Wzdłuż liter na inskrypcjach wyżłobionych,   Drzewa tak zadumane i smutne, Z soczystych liści ogołocone, Na jesiennego szarego nieba tle, Ponurym są często obrazem…   Jesienny wiatr nuci dawne pieśni, O wielkich powstaniach utopionych we krwi, O szlachetnych zrywach niepodległościowych, Które zaborcy bez litości tłumili,   Tam gdzie echo dawnych bitew wciąż brzmi, Mgła spowija pola i mogiły, A opadające liście niczym matek łzy, Za poległych swe modlitwy szepcą w ciszy,   Gdy przed pomnikiem partyzantów płonie znicz, A wokół tyle opadłych żółtych liści, Do refleksji nad losem Ojczyzny, W jesiennej szarudze ma dusza się budzi,   Gdy zimny wiatr gwałtownie powieje, A zamigocą trwożnie zniczy płomienie, O tragicznych kartach kampanii wrześniowej, Często myślę ze smutkiem,   Szczególnie o tamtych pierwszych jej dniach, Gdy w cieniu ostrzałów i bombardowań Tylu ludziom zawalił się świat, Pielęgnowane latami marzenia grzebiąc w gruzach…   Gdy z wolna zarysowywał się świt I zawyły nagle alarmowe syreny, A tysiące niewinnych bezbronnych dzieci, Wyrywały ze snu odgłosy eksplozji,   Porzucając niedokończone swe sny, Nim zamglone rozwarły się powieki, Zmuszone do panicznej ucieczki, Wpadały w koszmar dni codziennych…   Uciekając przed okrutną wojną, Z panicznego strachu przerażone drżąc, Dziecięcą twarzyczką załzawioną, Błagały cicho o bezpieczny kąt…   Pomiędzy gruzami zburzonych kamienic Strużki zaschniętej krwi, Majaczące w oddali na polach rozległych Dogasające płonące czołgi,   Były odtąd ich codziennymi obrazami, Strasznymi i tak bardzo różnymi, Od tych przechowanych pod powiekami Z radosnego dzieciństwa chwil beztroskich…   Samemu tak stojąc zatopiony w smutku, Na spowitym jesienną mgłą cmentarzu, Od pożółkłego zdjęcia w starym modlitewniku, Nie odrywając swych oczu,   Za wszystkich ofiarnie broniących Polski, Na polach tamtych bitew pamiętnych, Ofiarowujących Ojczyźnie niezliczone swe trudy, Na tylu szlakach partyzanckich,   Za każdego młodego żołnierza, Który choć śmierci się lękał, A mężnie wytrwał w okopach, Nim niemiecka kula przecięła nić życia,   Za wszystkie bohaterskie sanitariuszki, Omdlewających ze zmęczenia lekarzy, Zasypane pod gruzami maleńkie dzieci, Matki wypłakujące swe oczy,   Wyszeptuję ciche swe modlitwy, O spokój ich wszystkich duszy, By zimny wiatr jesienny, Zaniósł je bezzwłocznie przed Tron Boży,   By każdego z ofiarnie poległych, W obronie swej ukochanej Ojczyzny, Bóg miłosierny w Niebiosach nagrodził, Obdarowując każdego z nich życiem wiecznym…   A ja wciąż zadumany, Powracając z wolna do codzienności, Oddalę się cicho przez nikogo niezauważony, Szepcząc ciągle słowa mych modlitw…  

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • @andrew Czy rzeczywiście świat współczesny tak nas odczłowieczył? Czy liczy się tylko pogoń za wciąż rosnącą presja społeczną w każdej dziedzinie? A gdzie przestrzeń, by być sobą?
    • @Tectosmith całkiem. jakbym czytał któreś z opowiadań Konrada Fiałkowskiego z tomu "Kosmodrom".
    • @Manek Szerzenie mowy nienawiści??? Przecież nie skłamałem w ani jednym wersie!
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...