Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Są dni kiedy płaczę
Są dni kiedy się śmieję
Są takie, gdy umieram
Nie mając blisko ciebie

Gdy odeszłaś bez słowa
Trzaskając głośno drzwiami
W mym sercu ostrze rozgrzane
Wyryło Twoje imię
- Nie wrócę -

I cóż miałem zrobić
Gdy nawet łzy tańczące
Błyskając nad powieką
Nie chciały spłynąć...
Rozpacz z powodu bezsilności
Zabiła coś we mnie
I nie pozwoliła żyć...
I tylko krzyk nadziei
- Wróć -

I imię Twe wymalowane krwią
Na pożółkłej tapecie
Przypomniało prawdę
- Ona już nie wróci -

I kiedy zaszło słońce
I kiedy zgasły światła
Jedno słowo nie dawało zasnąć
- Nie -

Przed świtaniem jeszcze
Myśląc o Tobie napisałem
Własną krwią
- To nie może być prawda -

Nie wróciłaś...
I sam pozostałem krwawiąc tak
Bez świadomości nocy i dnia
Przybliżając o krok tę jedną chwilę
Gdy uwolniony od cierpienia
Mógłbym odpocząć
Umierając...

Lecz dzisiaj nawet śmierć
Jest przeciwko mnie...

Opublikowano

witam

proszę sobie ten wiersz schować
wyjąć za jakieś parę lat
zrozumiesz uciechę tych cynicznych prześmiewców, co to już po brzegi w słów zawiłości

tylko proszę się nie zrażać i pisać
bo niekiedy nieważne, że coś nam nie wychodzi, nawet jeśli ranami prześwituje
ważne, ze to głupie serducho coś czuje

pozdrawiam
seweryna

Opublikowano

To sie nadaje tylko na marną walentynkę.

No ale zawsze coś.


Moja rada. Prosze popatrzeć jakich banalnych słów i zwrotów Pan urzywa i postarać się zamienić je na bardziej oryginalne, mniej spotykane. Może następnym razem będzie lepiej.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



To do mnie czy do Łukasza? Bo pierwsza część zdawałoby się, że do mnie.

do Łukasza, przecież mój komentarz stoi o obronie twojego


dobrze wiedzieć mój ty Rycerzu :*

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @infelia Ojejku, jak miło :))))  Ale mi niestety natchnienie ostatnio nie służy,  za późno chyba :)))   Umykam do spania :)   Dobrej nocy :)))   Deo 
    • @Deonix_  Dzięki za lekturę. Podziel się próbką swojego wiersza, który trzymasz w zanadrzu... a ozłocę Cię pogodą ducha...
    • @Berenika97 Pewnie będzie cd. Ciekawe co było dalej :)
    • @infelia No wybacz, zapomniała ja...  Oprawa muzyczna również oczywiście wskazana :)   D.
    • To było w pierwszej klasie. Święta - nie pamiętam już, czy Wielkanoc, czy Boże Narodzenie - ale wiem, że jechaliśmy do dziadków. Mama, tata, moi bracia i ja - całą rodziną, nocnym pociągiem, tym sypialnym. Ach, jaka to była atrakcja! Przedziały z łóżkami, wszystko pachniało inaczej niż zwykle. Spałam na górnym łóżku, cicho słysząc stukot kół i rozmowy zza ściany. Dziadkowie mieszkali w Łodzi, na Piotrkowskiej, w starym piętrowym domu. Klatka schodowa była ciemna i pachniała kurzem - trochę się jej bałam, a trochę lubiłam ten dreszczyk. Dziadkowie mieli piec kaflowy, starą kredensową kuchnię i mnóstwo zakamarków, w których można było buszować. I właśnie tam, w jednym z zakamarków, trafiłam na skarb. To nie były zwykłe koraliki. Nie takie z plastiku, sklepowe. Te były... inne. Koraliki zrobione z wysuszonych ziaren ogórka, zafarbowane - chyba atramentem - i nawleczone na nitkę. Niby byle co, a dla mnie to było coś absolutnie wyjątkowego. Takie korale, jakie mogły mieć tylko lalki z baśni, albo bardzo eleganckie panie. Zapytałam babcię, czy mogę je sobie zabrać. - Ależ dziecko, to przecież byle co… Ale jak ci się podobają, to bierz - powiedziała, machając ręką. Więc je wzięłam. Zawinęłam w papier i schowałam do kieszonki. I już wiedziałam, co z nimi zrobię. Dam je pani Bogusi - mojej wychowawczyni. Ona była taka ciepła, elegancka, mówiła do nas miękko i z uśmiechem. Bardzo ją lubiłam. Dam jej w prezencie. Następnego dnia w szkole podeszłam do niej i wręczyłam zawiniątko. - To dla pani - powiedziałam dumnie. Pani Bogusia rozwinęła papier, spojrzała na moje korale i… uśmiechnęła się. - Ojej, jakie śliczne! - powiedziała. - Dziękuję, Alu - i pogłaskała mnie po głowie. Byłam przeszczęśliwa. Tylko... przez następne dni wypatrywałam ich na jej szyi. No bo jak to - skoro śliczne, skoro prezent - to przecież powinna nosić, prawda? Ale nie nosiła. Mijały dni. Mijały tygodnie. A ja codziennie patrzyłam. Aż w końcu, któregoś dnia nie wytrzymałam i... zapytałam. Przy całej klasie. - Proszę pani, a dlaczego pani jeszcze nigdy nie ubrała moich korali? Zapadła cisza, wszyscy spojrzeli na panią Bogusię. A ona się tylko uśmiechnęła - tak jak to tylko ona potrafiła  - i odpowiedziała: - Wiesz, Alu… nie mam jeszcze sukienki do nich. Ale jak kupię, to od razu założę. Uśmiechnęłam się. I z jakiegoś powodu - bardzo się wtedy ucieszyłam. Dzisiaj, kiedy sobie to przypominam, robi mi się ciepło na sercu. I trochę wstyd. Nie wiedziałam wtedy, co to znaczy „wstyd”. Dopiero po latach zrozumiałam, że ta sukienka - to było najpiękniejsze wyjście z sytuacji, jakie mogła mi dać. I do dziś, kiedy patrzę na dzieci, które wręczają komuś coś zrobionego z miłości - zawsze widzę te moje ogórkowe korale. I uśmiech pani Bogusi.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...