Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Profesor Borsuk, Ręce Chopina.


Rekomendowane odpowiedzi

.
Profesor Borsuk

Brać, brać, wydzierać z bagna, z torfu czerwone dżdżownice. Połykać w całości. Wciągać obślizłe w otwarte usta. W rytm i kołysanie języka. Cudowne lekarstwo. Panaceum na trądzik i opryszczkę. Na grypę, AIDS i hemoroidy. Profesor Borsuk nie może się mylić. Dżdżownice leczą. I papierosy leczą. Seks szkodzi. Nikt przy tym nie wie, że profesorowi Borsukowi siusiak nie staje już dęba, że jest impotentem i potajemnie, z zawiści nocami wlewa zakażoną HIV krew do jeziora, z którego pije miasto. Profesor Borsuk dawno oszalał.
Profesor wlewa do wody zarazki. Później głosi światu, że marchewka szkodzi. Zamiast marchewki zdrowszy jest betakaroten w pastylkach. Bo marchewka zabija błonnik i w ogóle składa się głównie z pestycydów.
Wyszkolony, łaknący zdrowia tłum wierzy mu absolutnie. W reklamie TV widzieli na własne oczy, że zającowi po zjedzeniu marchewki zwiędły i odpadły uszy. Wiedzą i wierzą. Także w to, że pietruszka zapobiega niechcianej ciąży. Profesor Borsuk powiedział. A on ma duży łeb. Tak, tak...
Tymczasem psychopata Jasiu z zacięciem godnym prymusa wczytuje się w "Krzyżaków". Smarują właśnie Maćka borsuczym sadłem. Jasiowi drzazga niedawno weszła w tyłek i ropieje. Kiedy udawał fakira, usiadł na krzaku jeżyn. Jasiu kojarzy: ropiejąca rana, borsucze sadło, profesor Borsuk. "Muszę mieć jego sadło"- postanawia.
Śledzi wytrwale profesora. Nad brzegami jeziora pozastawiał wnyki. Czatuje wytrwale na okazję. W końcu nadchodzi DZIEŃ. Borsuk jest jego. Kawałek drutu imitujący garotę. Profesor nie ma szans. Jasiu zaciska pętlę. W trupio wyszczerzone zęby wpycha ogryzek marchewki, wycina profesorskie sadło i odklada do reklamówki. Zewłok Borsuka wpycha do jeziora. Reszty dokończą węgorze. Uwielbiają padlinę. Jasiu jest szczęśliwy. Od dziecka uwielbiał marchewkę. A drzazga z tyłka wyjdzie teraz na pewno.
Ludzie dalej jedzą dżdżownice i piją wodę z jeziora. Jak ognia unikają marchewki. Marchewka szkodzi. Profesor Borsuk powiedział...

* * *

Ręce Chopina

Swędzące ręce wieczności. Sięgają donikąd. Zachwycone swym świądem. Zwiędnięte. Stare. Nikomu nie potrzebne. Zrealizowały wieczność, spoczęły w grobie. Jednak żyją. Nerwowo poszukują klawiszy i akordów. Grają mazurki i konwenanse. Powiedziałbym, że szukają zapomnienia. Ciągle jednak tworzą nieoczekiwane etiudy i sonaty. Umarłe ręce, niepotrzebne ręce, wyćwiczone ręce. Opanowane przy klawiaturach wyimaginowanych fortepianów, często nerwowe w życiu. Szukają chusteczki, by zetrzeć krew, ciągle przebierając palcami. Sto pięćdziesiąt lat temu dlubały w uszach i w nosie, uderzały w klawisze fortepianu, blądziły po udach kobiet. Dobre ręce. Chcą grać, chcą wyjść z drewnianej trumienki. Ręce Chopina...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lekko i pomysłowo napisane. Tak się przyglądam Andrzejowi Figowemu i widzę, że na swoje pisanie ma koncept. Dwie zgrabne miniatury.
Borsuk - wyobrażam sobie te wszystkie reklamy, pochody zajączków z czipsów, borsuków o zdrowych zębach, soki marchewkowe wypijane przez misie...
Ręce Chopina - mnie się podoba to uczynienie rąk tematem tekstu. Można by pójść trochę w stronę synekdochy, ale to już decyzja autora, co ze swoim tekstem czyni.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

podzieliłem sobie to na dwie części, i moim zdaniem, jesli o ile w pierwszej jest treść, w drugiej tylko ty wiesz o co ci chodzi...

pierwsza część jest nawet ciekawa, dowcipna, ale nadmiar prostych , krótkich zdań (właściwie istnienie tylko takich), sprawia , że czyta się go bardzo źle, wszystko pędzi do przodu, jak telegraficzny skrót,

druga juz jest stekiem bzdur, bezsensownych, grafomańskich zdań... ł


Swędzące ręce wieczności. - hahahahaha????????????????

Sięgają donikąd. - donikąd można iść, podróżować, ale sięgać???

Zachwycone swym świądem.- hahahahahahahahaha ahahahahah - to jest przeurocze...

nikomu nie potrzebne - nie z przymiotnikami piszemy łącznie.

Zrealizowały wieczność- ???????????????????????

Grają mazurki i konwenanse. Powiedziałbym, że szukają zapomnienia. - boże drogi....

Opanowane przy klawiaturach wyimaginowanych fortepianów, często nerwowe w życiu. - po pierwsze gdzie tu jest orzeczenie ? a jesli nie ma być orzeczenia, to o co chodzi w tym zdaniu?
jeśli następne zdanie ma być jego dokończeniem, traktując, że jednak zapomniałeś wstawić przecinka zamiast kropki, :
Szukają chusteczki, by zetrzeć krew, ciągle przebierając palcami. to ja nie rozumiem tego zdania... opanowane rozumiem spokojne, ale czemu wyimagowanych ???? piszesz o rękach szopena, które grały na prawdziwych fortepianach, o co ci k...a chodzi ????

Sto pięćdziesiąt lat temu dlubały w uszach i w nosie, uderzały w klawisze fortepianu, blądziły po udach kobiet. - hahahahahahahahahahah no i co z tego????

Dobre ręce. Chcą grać, chcą wyjść z drewnianej trumienki. Ręce Chopina... - aha! płęta! podsumowująca tę gmatwaninę logiczną, O TO WLASNIE CHODZI CZYTELNIKU !!! hahahah, makabra.

Porównując to do biegu na czterysta metrów. Dobrze wystartowałeś, jednak źle rozłożyłeś siły, sprint, wystarczył na połowę dystansu, potem osłabłeś, i wturlałeś się na metę, przy ogromnym śmiechu widowni...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

P. Piotr :
- No i głównie o ten śmiech chodziło. Przedstawiciele plebsu mają to do siebie, że nie rozumiejąc czegoś, przeważnie starają się to wyśmiać. To taki głupi rodzaj śmiechu. W którym tylko plebejuszom wiadomo, z czego rżą i dlaczego teraz. W pewnych wyścigach chodzi o wzięcie udziału. Na przykład w wyścigach dla niepełnosprawnych. Albo pomyliłem wyścigi, albo na widowni usiadł ktoś z tubą i głośno krzyczał. A póżniej wybuchnął śmiechem tak dziwacznym i bez powodu, że już teraz nie wiadomo, czy widownia śmieje się z biegającego rekreacyjnie gościa, czy z osemki szczurków, ktore biegną, żeby się nażreć, czy z gościa z tubą w staroświeckiej głupiej czapce. To nie mój wyścig. Biegam rekreacyjnie. Do mety i spowrotem. Kiedy chcę przyspieszam, kiedy chcę zwalniam. Mogę nawet biec do tyłu. TEN bieg to dla mnie zabawa i tak go traktuję. Jeśli publiczność śmieje się ze stylu biegania, to jej sprawa. Oni zostaną na swoich ławeczkach i będą śmiać się nadal, sędziów się posadzi, a ja? Myślę, że jeśli znudzi mnie samo bieganie, to wsiądę na melexa i sobie pojeżdżę. (Pozdrowionko z pokazaniem języka) Zarzuty Pańskie uważam za naciągane. Widząc nazwisko Figowy dostał Pan piany na ustach i nie zadał sobie najmniejszego trudu, żeby spróbować odczytać tekst. No cóż, to tylko Pana problem.
Totalski No Problemski

Senestin: Dziękuję. Podrawiam. Jeśli uważasz, że można ten tekst o Chopinie rozszerzyć i użyć tego czegoś, czego nie mogę wymówić, to weż go sobie i zrób z niego swój własny. Procesu o pomysł autorski nie będzie :-)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Greg : dziękuję. W szaleństwie metoda? Może trzeba iść tą drogą?... Podobne zwalczać podobnym? Na szaleństwo świata, odpowiedzieć homeopatycznymi kropelkami własnego zakręconego pisania? Nie wiem. Ciągle szukam recepty dla samego siebie. Autorytety uznane są dziś bezsilne. Kręcą się wokół własnych ogonków zjadając je. J...ć autorytety i kanony! Kto nie szuka, nie znajduje. Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




nie zadałem sobie trudu??? człowieku...gdybym nie zadał sobie trudu, nie napisałbym komentarza , na pół strony,
moje zarzuty są naciągane??? w porządku, możesz sobie myśleć co cchesz...wiem juz z kim mam do czynienia...
Pieniłem się widząc Figowy???, nie pamiętam żebym cokolwiek twojego komentował, a jedyne co się pieni, to woda w wannie , zostawiam cię więc pisarzu, i idę zmyć z siebie cały ten świąd życia,
wyczyścić, moje śmierdzące uda wieczności i poczytać jakąś literaturę

pa
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zasadniczo woda sama z siebie się nie pieni. Pieni się, jeśli utleniona i użyta do przemycia ran. Pienią się też środki piorąco-czyszczące. Powiedz mi Pan kim jestem, a powiem Ci, kim jestem :-) Tak poza tym, to życzę spokojnej nocy, choćby przy opowieści o Osiołku Porfirionie. Też literatura, a przy tym jaka fajna... Albo Wielka Literatura Prawiefaktu: "...ten młody zdusi Centymetry, zasiądzie przed szklanym ekranem , też kupi to piwo na metry".

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Andrzeju Figowy, po co publikujesz na tym forum? Żeby zbierać pochwały i obrażać krytyków? Na Twoim miejscu przemyślałabym to jeszcze raz, o ile w ogóle się nad tym zastanawiałeś. Teksty są jakieś dziwne. Nie mam pojęcia, o co w nich chodzi. Za dużo abstrakcji, za mało treści. Wolę klasyczną literaturę, taką, która przekazuje coś czytelnikowi, taką, z której mogę się czegoś ciekawego dowiedzieć, poznać interesującą historię, czy interesującego człowieka z jego przemyśleniami. Tutaj znalazłam tylko kilka przetrawionych dżdżownic i swędzące ręce. Nic ciekawego, a wręcz niesmaczne. Tyle ode mnie i cokolwiek niemiłego zechcesz mi odpowiedzieć, w ogóle mnie to nie ruszy, więc możesz sobie darować.

pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli krytyk zadaje mi pytanie, używając wulgaryzmu, to według mnie nie jest to krytyka, tylko początek chamstwa. Z taką krytyką nie mam zamiaru polemizować. Jeżeli przy tym uważa, że brak orzeczenia w zdaniu uprawomocnia jego zachowanie, to nie jest to krytyka, tylko początek choroby raczej. Pani woli literaturę małpującą dzieła klasyczne. Ja wolę rzeczy abstrakcyjne. Może dlatego, że proponują czytelnikowi zabawę w myślenie, zabawę własną wyobraźnią i dają swobodę swojej własnej ich interpretacji. Myślę, że określanie i dookreślanie, wodzenie czytelnika i pokazywanie palcem, którą ścieżką powinny wędrować skojarzenia, akcja i ostateczna interpretacja, jest podobne do pewnego gatunku filmów, w których w połowie wie się jakie będzie zakończenie. Owszem, być może takie filmy i książki podbudowują własną samoocenę i wiarę w siłę swojego intelektu, ale według mnie wyjaławiają przy tym część umysłu. W szkole uczono mnie, że człowieka odróżnia od zwierząt zdolność do abstrakcyjnego myślenia. Proponuję więc Człowiekowi, który sięga po moje teksty bycie Człowiekiem i rozwijanie swego Człowieczeństwa w oparciu o tą definicję. Człowiek też zgodnie z inną definicją charakteryzuje się wolną wolą, wystarczy nie czytać tego co piszę i omijać opowiadania opatrzone moim pseudonimem. Ja ze swej strony jeśli wcześniej nawet i nosiłem się być może z zaprzestaniem pisania na tym forum, to po Państwa wspólnym, czy też raczej uzupełniającym się wystąpieniu już tego nie rozważam. Moim zdaniem TERAZ byłoby to tchórzostwo. Wydaje mi się, że odpowiedzią swoją nie obraziłem Pani. Ja piszę, bo lubię- zabawę słowem, prowokowanie do wolnego i niezależnego myślenia, a forum TO, A NIE INNE? Wszedłem, bo było pierwsze w wyszukiwarce, a zostałem, bo niektóre teksty zwróciły moją uwagę. A Pani?
W jednym z poprzednich komentarzy, kiedy zakończyłem opowiadanie zdaniem dookreślającym sens opowieści, Pan Rutkowski przytaczał mi obrazy z filmów Pana Kieślowskiego. Chodziło mu mniemam o to, by zostawić odbiorcy możliwość odszukania swojego sensu w odbiorze tekstu. Te teksty, z natury abstrakcyjne dają pełną dowolność interpretacji i budzą w odbiorcy ciągi skojarzeń. Pisane według pewnego klucza, formuły budzą w odbiorcy różne tony.
Myślę, że do pewnego stopnia odpowiedziałem Pani na pytania. Tak jak umiałem i nie atakując. Bo po co???

Panie Marcinie: dziękuję za opinię. Również pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Być może, lecz w wiejskich szkołach jej nie uczą... Zdaje się w żadnych kiedyś. W pierwotnej wersji poprzedniego komentarza (tej, którą dostałem na skrzynkę-tej sprzed edycji), stwierdził Pan, zwracając się do pani Brygidy, że szkoda czasu na czytanie moich wypowiedzi. Często zmienia Pan zdanie? Jestli nadzieja?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




uznałem, pierwotną wypowiedź swoją za nie na miejscu...więc w porę ją skasowałem zastępując ową, a jeśli chodzi o zmianę zdania, to w kwesti grafomania/literatura jej nie zmieniam, potrafię rozpoznać stek bzdur, od próby chociażby napisania czegoś...i zajrzałem do tego wczesniejszego opowiadania, które miałem okazję skomentować, widzisz więc dobry człowieku, że nie mam uprzedzeń do ludzi a do tego co piszą, tamto było całkiem całkiem, recę szopena uważam za conajmniej nieporozumienie...zdania nie zmieniam , tyle mam do powiedzenia,
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam. Przeczytałam pilnie wszystkie komentarze i pochwalam pana Andrzeja. Nareszcie ktoś dal w nos panu Piotrowi i tak trzymać. Każdy ma prawo pisac jak chcę, a pan Piotr tylko krytykuję, bo najlepiej to bybyło jakby wszyscy pisali jak on- wulgaryzm i tylko wulgaryzm, a to dla mnie nie jest literatura. By skrytykowac niech najpierw popatrzy na siebie pan Piotr , który dla mnie nie jest zadnym autorytetem. Co do tekstu jest bardzo ciekawy, napisany w innym stylu i dzięki krótkim zdaniom poprostu zaskakuję. Pozdrawiam serdecznie Pana Andrzeja:)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję Lilko i pozdrawiam. Ale Ty, nie pozdrawiaj pani od polskiego, bo niektóre odbierając ukierunkowane wykształcenie, sądzą iż lepiej wiedzą, co autor chciał powiedzieć od samego autora. A ucz się i owszem. Glownie tego, że zalew wulgaryzmów w literaturze prawdopodobnie (i jakby na szczęście) mamy chyba za sobą i co imponowało kiedyś, teraz jest po prostu niesmaczne. Dziękuję za wsparcie. (I coś Ci powiem w sekrecie, ale tylko Tobie... ;-) NIE WERZĘ, ŻE STAŁ Z BOKU)...Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Ginąca w półmroku mdłego światła palących się świec wielka, zimna, wyłożona kamieniem, ponura sala. Gryzący w nozdrza stęchły smród grzyba i wilgoci. I stojący pośrodku chudy, pochylony mężczyzna w czarnym habicie i naciągniętym na głowę kapturze. Stojący w tej upiornej scenerii godzinę, a może kilka godzin... Niemy i nieruchomy, jak gdyby w letargu na coś czekał. Az nagle z hukiem wielkim nastała wielka jasność i tuż przednim, nieco powyżej jego głowy pojawiła się wielka kula niemal oślepiającego światła. Mnich padł na kolana i wielkiej pokorze i strachu dotknął głową brudnej, wilgotnej posadzki z kamienia.    - Witaj, Panie Światów! Witaj, mój panie! Jam twój sługa uniżony, na każdy twój rozkaz! Na długą chwilę zapadła cisza. Klęczący pośrodku jasnej od blasku wirującej w powietrzu kuli światła, struchlały ze strachu mnich i złowrogi pomruk, który wydobył się z wnętrza kuli. A potem głos. Silny, donośny, chrapliwy, zniecierpliwiony, w którym jednak przede wszystkim wyczuwało się wielką pogardę.    - Nadzorco, czy nie ja dałem ci ten świat w zarząd, byś dbał moje plony?    - Ty, Panie! - potwierdził szybko mnich odruchowo bardziej jeszcze przyciskając głowę w kapturze do brudnej posadzki.    - To dlaczego plonów z tego świata dostaję coraz mniej?! Dlaczego ofiar i tak potrzebnej mi energii z tego świata dostaję coraz mniej...?! Czy nie ty jesteś za to odpowiedzialny Nadzorco...?! - ryknął głos z kuli, a mnich skulił się jeszcze bardziej czując, jak pomimo zimna po twarzy zaczyna ściekać pot.   - Panie Światów, mój Panie! Jam twój sługa uniżony!- zaczął głośnym, acz wyraźnie drżącym ze strachu głosem - Wyznawcy twoi, trzoda twoja, zaczęli odwracać wzrok i uszy od pradawnych tradycji. W pysze swej i grzechu zaczęli patrzeć dalej i nie chcą już składać ofiar, gromadzić się tak tłumnie jak kiedyś, by oddawać ci cześć i energię swoją, której tak łakniesz. - dodał lękliwie nadal bojąc się podnieść wzrok.    Kolejny raz zapadła cisza, tym razem jednak znacznie krótsza.    - A więc zaczęli widzieć... - zasępił się płynący z kuli światła głos. - Ale czy właśnie nie od tego mam ciebie, Nadzorco?! - ryknął zaraz, a wściekłość jego zgasiła ostatnią z palących się świec. - Czy nie ty masz pilnować, aby energia trzody mojej nieprzerwalnie do mnie płynęła?! Czy kolejny raz mam was uczyć, tępi Nadzorcy tego świata, co macie robić?! - krzyczał wściekły, a głos jego odbijał się złowrogim, chrapliwym echem od zimnych ścian. - A może nadszedł twój czas i pora, bym zabrał twoje nędzne życie i duszę...?! Do więzienia na Lupars, gdzie wieczny ogień i męki, dla takich jak ty, którzy nie ze mną i nie dla mnie...?! - ryczał rozjuszony.   - Jam twój wierny sługa, Panie światów! Czyń, co wedle woli twojej, a przyjmę w pokorze... - odziany w czarny habit mnich płaszczył się na kamiennej, cuchnącej wilgocią podłodze czując, że oto właśnie nadchodzi jego koniec. Nędzny i podły.    - Wstań, Nadzorco! - ton płynącego z kuli światła głosu złagodniał nagle. - I posłuchaj, a co rzeknę ma być wykonane, bo słowa moje są święte, a energia trzody mojej mi i innym ze świata mojego jak tobie chleb, wino, ziemia i powietrze. Skoro zaczęli widzieć, znajdziesz im nowego wybranego, nowego mesjasza. A ten będzie cuda czynił, jak to robią wybrani, o jakich ten świat jeszcze nie słyszał i jakich nie widział. Po niebie będzie latał, uzdrawiał chorych i wracał życie martwym, gasił spojrzeniem największy ogień, tchnieniem swoim nowe źródła do życia budził, a wszystko w moje imię. A inni pójdą za nim. I znów zaczną składać ofiary w imię moje i oddawać mi swoją energię, jako że są własnością moją i moją trzodą. A tym którzy za nim nie pójdą i czci, jako energii swojej oddawać mi nie będą, mów coś o zsyłce na męki w ognie i wody, by się przerazili i służyli mi w strachu i nadziei. I daję ci na to sto waszych lat. By wrócić i rozliczyć plemię Nadzorców z tego zadania. By energia trzody mojej znów do mnie i braci moich popłynęła jak życie i jak moc.    I choć jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki nastał nagle mrok i cisza, mnich nadal nie ośmielał się poruszyć, unieść chociażby głowy. Pot nadal kapał mu z czoła, a serce biło niczym anatuliański dzwon. Zawiódł, a jednak przeżył, nie odebrano mu duszy, co było cudem i szczęściem wielkim. A jednak nadal drżał, tak  wielkim przeżyciem było dla niego spotkanie z Panem Światów. Ten świat, którym w imieniu Pana zarządzał ród Wybranych, był jednym z wielu, wielu... Stworzony przez Pana, by ten mógł wraz z innymi żywić się jego energią. O czym jednak trzoda jego nigdy nie mogła się dowiedzieć.  Nadzorca wstał. Świece znów zapłonęły i można było w ich mdłym blasku dostrzec jego twarz: wyblakłe od upływającego czasu oczy i zapadłe policzki. Twarz na co dzień przybierającą surowy i zimny wyraz, a jednak w tej chwili jaśniejącej od wielkiej radości. Oto w tej chwili w górach Malaut narodził się nowy Wybrany. Mesjasz... A imię jego Salu. I za lat dwadzieścia wszyscy mieli poznać jego moc i pójść za nim w imię Pana Światów.    Odautorskie wyjaśnienie: Rzecz dzieje się na planecie-farmie Ouns, gdzie min. żyją modyfikowane humanoidy.  Pan Światów - pasożytniczy byt i władca z galaktyki Ansir. Nadzorca - zarządzający zasobami żywymi i przepływem życiodajnej energii z jednej z planet-farm - Ouns - do galaktyki Ansir.              - Wybacz, Panie mój, mnie grzesznemu i głupiemu... - 
    • @Łukasz Jasiński koniec żarcia.
    • Witam - ciepły wiersz tak lubię -                                                                   Pzdr.uśmiechem.
    • Witam - przypomniałeś mi  moje dzieciństwo - dziękuje -                                                                                                        Pzdr.
    • @Leszczym   Piosenka z mojego dzieciństwa. Wiele mnie nauczyła.    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...