Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Gdy się kiedyś będziesz bać,
boś na horror jest za czuły,
lecz w nim jednak musisz grać,

to wystarczy dać mi znać,
a przybiegnę cię utulić,
jeśli będziesz bał się bać.

Wilkołaki, psia ich mać,
ufoludki jak brokuły,
chcą w zielone z tobą grać.

Każdy chce garściami brać,
nikt nie zważa na niezguły.
Niebezpiecznie jest się bać.

A ten horror jest jak kadź,
najważniejsze są szczegóły,
aby strachem z tobą grać.

Pomyśl, że cię jednak stać,
by pokonać świat nieczuły.
Razem raźniej jest się bać,
dzielić lęk i z życiem grać.

Opublikowano

I_e
dzęki za uwagi , już poprawiłam :)
Willanella to taka zabawa słowami i tak ją trochę traktuję. Taką "bezokolicznikową" mam jeszcze jedną, chociaż tamta ma więcej zwykłych słów wplątanych. Marzy mi się taka gdzie by rymowały się słowa pozornie bez sensu, lecz żeby całość ten sens miała. Ale już tyle w koszu wylądowało, że nie wiem czy mi się uda :)
Horrory były już kiedyś na innym portalu i nawet rozbawiły niektórych, to też taka przekora, żeby było śmiesznie o tym co poważne i odwrotnie :)
Pozdrawiam i bardzo dziekuję.

Patryku
napisz dlaczego, nie lubisz w ogóle czy coś szczególnie nie tak

Opublikowano

Bardzo przypadł mi do gustu Twój utwór.
Można nim się bawić.Ale uwaga,horrory stoją za naszymi plecami.
Razem jest się łatwiej bać.Kiedy strach zaczyna mieć wielkie oczy...ale mamy wspaniałych przyjaciół:)

Opublikowano

Jak na mój gust, tych bezokoliczników jest za dużo, powtórka słowa .. grać.. a końcówce, nie mniej wiersz czyta się nieźle i chociaż mowa o strachu, treść rozbawiała mnie..:) Fajny ostani wers... "dzielić lęk i z życiem grać." Osobiście horrorów nigdy nie oglądam, zatem jakieś malutkie straszaki mogę chyba znieść w pojedynkę..;) Pozdrawiam... :)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Do póki coś bawi, nie jest grożne, a przyjaciele zawsze pomogą :))
Dziękuję i pozdrawiam

Marto
Słowo "grać powtarza się w całym wierszu cztery razy, bo to villanellowy rym A2
Cieszę się, że rozbawiłam
Pozdrawiam serdecznie
Opublikowano

to ja się spytam, skąd bierzecie wszyscy takie rymy... ludzie...

choć zmienić ścieżkę melodyjną, to nie, wszystko na jedną nutę, właściwie dwie:

bać, grać, znać, bać. mać, grać. brać, bać. kadź, grać. stać, bać, grać.

czuły, brokuły, niezguły. szczegóły, nieczuły.

z dalszą opinią się postrzymam;
pozdrawiam
ewa

Opublikowano

Wybacz Nato, w dodatku coś mi się zdaje, że już kiedyś przemianowałam Cię na Martę :)
A o tych rymach napisałam pod jedną z pierwszych tu wklejonych villanelli "Bez i słowik"
Bardzo dziekuję i wzajemnie miłego popołudnia życzę :)

Opublikowano

EWA SOCHA

Jak rozumiem nie podobaja się rymy. Trudno może inne się spodobają. O tej zabawie słowami już pisałam wyżej. Nie twierdzę, że ta villanella to jakiś cud. Są lepsze. Ta jest taka jaka jest i nie o niczym przecież.
Pytania skąd się biorą rymy nie bardzo rozumiem. Można zasadzić w ogródku, jak ktoś ma ochotę i ogródek, same wyrosną :)
Pozdrawiam

Opublikowano

Joanno - zdecydowałaś się na rzadko spotykane - wbrew pozorom - rymy. Szkoda, że nie jest on w całości tak poprowadzony. Zastrzeżenie mam podobne, co ostatnio - łatwo jest budowac brzmienie zmieniając formę czasownika - jedynie "kadź" jest fachowa.
Jednak i tak pozytywnie to odbieram, tylko pacem trzeba czasem kiwnąc :) Chociaż nie będzie to moja ulubiona.
Pozdrawiam.

Opublikowano

Oprócz kadzi jest jeszcze "mać" :)
Oczywiście przyznaję rację, można lepiej, z lepszym doborem słów i rymów.
Tę villanellę napisałam po takiej rozmowie o problemach życiowych i bardzo pasowała do słów, które wtedy padły. Już teraz sama niewiele pamiętam z tej rozmowy a wiersz musi się już bronić sam.
Pozdrawiam serdecznie. :)

Opublikowano

Joasiu, jeśli wezmę go z dużym przymrużeniem oka, jako takie śmiechem odwrócenie
uwagi od prawdziwych okropieństw - jest jak zwykle bardzo fajnie:) Myślę, że o to ci
właśnie chodziło. Kojarzy mi się z wystraszonymi dziećmi - rodzeństwem, starsze
próbuje oswoić młodszemu kawałek świata.

ps. wiesz, czytałem ostatnio vilanelle Barańczaka i muszę powiedzieć, że faktycznie
mogą być z powodzeniem wykorzystywane nie tylko w kontekście kwietników:)

ps.2 a wilkołaków boję się do dziś.

Pa! :)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Ano faktycznie - jak widac i ja czasem niedowidze, co oczywiście pzryjmuje ze skruchą na siebie. A wiersz się broni. Wie pani doskonale, że krytyka nie zawsze jest celna. Ja już powtarzam od hohohohoho że taki tomik villanelli by nie zaszkodził :)
Pozdrawiam.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Jeśli chodzi o wydanie tomiku, też bym chciała :))
Niestety jakoś nie ustawia się do mnie kolejka wydawców :))), a ja chyba wolę się skupić na pisaniu niż na szukaniu sponsorów. Przyznam, że nawet nie umiem ich szukać.
Trochę tych villanelli jeszcze za mało i różne tematycznie bardzo, a nie wszystkie do pokazania się nadają. Ale może, kto wie co sie zdarzy :))
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



pytnanie było inne;

no może i z ogródka, ale jakiegoś zaniedbanego;
pozdrawiam serdecznie
ewa

Pytanie zrozumiałam oczywiście, chociaż sposób jego zadania mniej mi się spodobał.
Natomiast zaniedbane, dzikie ogrody uwielbiam. Mają dla mnie więcej uroku niż wypielęgnowane rabatki, a w dodatku znaleźć tam można rośliny, które mimo trudnych warunków, radzą sobie całkiem nieźle.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Pani Dyrektor ogłosiła, że na Wigilię zostaną zaproszeni najlepsi maturzyści z ostatnich dwudziestu lat. Jak się okazało było to zaledwie kilka osób. Inicjatorem okazał się tajemniczy sponsor, który opłacił catering szkolnej Wigilii i DJ"a pod tym jednym warunkiem...

      Frekwencja dopisała, catering i DJ również stawili się punktualnie.

      Na początku był opłatek, życzenia, kolędy a później, no a później, to trzeba doczytać.

       

      Na scenę wyszła pani Krysia, woźna, która za zgodą pani dyrektor miała zaśpiewać Cichą noc. Pojawiła się umalowana, elegancka w swojej szkolnej podomce i zaczęła śpiewać, ale nie dokończyła, bo ujrzała ślady błotka na parkiecie. Oj, się zdenerwowała babeczka, jakby w nią piorun strzelił. Trwała ondulacja w mig się wyprostowała i dziwnie iskrzyła, jak sztuczne ognie. Przefikołkowała ze sceny, czym wywołała konsternację zgromadzonych, bo miała około siedemdziesiątki i ruszyła w stronę winowajcy. Po drodze chwyciła kij od mopa z zamiarem użycia wobec flejtucha, który nie wytarł porządnie obuwia przed wejściem. Nieświadomy chłopak zajęty gęstym wywodem w stronę blondynki otrzymał pierwszy cios w plecy, drugi w łydki i trzeci w pupę. Odwrócił się zaskoczony i już miał zdemolować oprawcę ciosem, gdy na własne oczy zobaczył panią Krysię, woźną, złowrogo sapiącą i charczącą w jego stronę i zwyczajnie dał nogę.

       

      – Gdzieeee w tych buuutaaach pooo szkooole?! Chuuliganieee! – Ryknęła Pani Krysia i jak wściekła niedźwiedzica rzuciła się w pogoń za chuliganem.

       

      Zgromadzeni wzruszyli ramionami i wrócili do zabawy. DJ, chcąc bardziej ożywić atmosferę, puścił remiks „Last Christmas”, od którego szyby w oknach zaczęły niebezpiecznie drżeć.

       

      Wtedy to się stało.

       

      Wszystkich ogarnęło dzikie szaleństwo. No, może nie wszystkich, bo tylko tych, którzy zjedli pierniczki.

      Zaczęli miotać się po podłodze, jakby byli opętani. Chłopcy rozrywali koszule, dziewczęta łapały się za brzuszki, które błyskawicznie wzdęły się do nienaturalnych rozmiarów. Chłopięce klatki piersiowe rozrywały się z kapiszonowym wystrzałem i wyskakiwały z nich małe Gingy. Brzuszki dziewcząt urosły do jeszcze większych rozmiarów i nagle eksplodowały z hukiem, a z ich wnętrza wysypał się brokat, który przykrył wszystko grubą warstwą.

      Muzyka zacięła się na jednym dźwięku, tworząc demoniczny klimat.

       

      Za to w drzwiach pojawił się niezgrabny kontur, który był jeszcze bardziej demoniczny.

      Sala wstrzymała oddech, a Obcy przeskoczył na środek parkietu szczerząc zęby, na którym widoczny był aparat nazębny.

       

      – Czekałem tyle lat, żeby zemścić się na was wszystkich!

       

      – Al, czy to ty? – zapytał kobiecy głos.

       

      – Tak, to ja, Al, chemik z NASA. Wkrótce na Ziemi pojawią się latające spodki z Obcymi, którzy wszystkich zabiją.

       

      – Chłopie, ale o co ci chodzi?

      – zapytał dziecięcym głosem ktoś z głębi sali.

       

      – Wiele lat temu na szkolną Wigilię upiekłem pyszne pierniczki. Zostały zjedzone do ostatniego okruszka, ale nikt mi nie podziękował, nikt mnie nie przytulił, nikt nie pogłaskał po główce, nikt mnie nie pobujał na nodze. Było mi przykro. Było mi smutno. Miałem depresję!

      Nienawidzę was wszystkich!

       

      Tymczasem na salę wpadła pani Krysia, woźna, kiedy zobaczyła bałagan, dostała oczopląsu, trzęsionki, wyprostowana trwała ondulacja stała dęba i zaryczała na całą szkołę:

       

      – Co tu się odbrokatawia!

       

      – Ty, stary patrz, pani Krysi chyba styki się przepaliły. – Grupka chłopców żartowała w kącie.

       

      Pani Krysia odwróciła się w ich stronę i poczęstowała ich promieniem lasera. To samo zrobiła z chłopcami-matkami małych Gingy i dzięwczętami, które wybuchły brokatowym szaleństwem.

      – Moja szkoła, moje zasady! – krzyknęła pani Krysia, woźna.

       

      Na szczęście nie wszyscy lubią pierniczki.

       

      Maturzyści, zamiast uciekać, wyciągnęli telefony. To nie była zwykła Wigilia – to była `Tykociński masakra`. DJ, zmienił ścieżkę dźwiękową na „Gwiezdne Wojny”.

       

      Grono pedagogiczne siedziało na końcu sali, z daleka od głośników DJ'a, sceny, całego zamieszania i z tej odległości czuwali nad porządkiem. Nad porządkiem swojego stolika.

       

      Później Pani dyrektor tłumaczyła dziennikarzom, że Wigilia przebiegła bez zakłóceń, a oni robią niepotrzebny szum medialny.

       

      Nie wiadomo, co stało się z chemikiem z NASA, ale prawdą było, że pojawiły się spodki, ale nie z UFO, tylko na kiermaszu świątecznym, które każdy mógł dowolnie pomalować i ozdobić.

       

      Pani Krysia, woźna, okazała się radzieckim prototypem humanoidów - konserwatorów powierzchni płaskich.

       

      To była prawdziwa Tykocińska masakra, która zaczęła się niewinnie, bo od...

       

      Wesołych Świąt!

       

       

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



×
×
  • Dodaj nową pozycję...