Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ekranizacja "Samotność w sieci" błagam...


Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

"Samotność w sieci" czy ktoś czytał tę zbereźną książkę ? I pewna sprawa mnie nurtuje czy Polacy do świętego ogóra, nie mają szarych komórek !

Doktorzy chemii i informatyki powinni zabierać się za pisanie programów a nie książek, bo potem polską psują młodzież. Przeczytałem co to coś stwierdziłem że to najgorsza książka jaką czytałem. Mijają dwa lata. Ukazuje się film. Panie Boże ! Mózgu Einsteina !

Opublikowano

już miałam ją w łapkach, a tu kicha i anioł stróż ją skonfiskował. i w konsekwencji nie mam na ten temat zdania (!). muszę skonsultować się z panią violetką bibliotekarką.

Opublikowano

Wydaje mi się, że ta książka bardziej podoba sie kobietom. Nie znam żadnego mężczyzny, który ja przeczytał. Za to znam kobiety i większość była zachwycona. Ja niestety nie czytałam jeszcze, ale zanim obejrzę film chciałabym przeczytać książkę.

Opublikowano

książka świetna, ale ekranizacji nie jestem pewna czy nie popsują... zamierzam sprawdzić :)

do autora tematu: dlaczego określa pan tę książkę mianem zbereźnej? chyba kiepską literaturę pan czytuje, skoro ta wywarła takie wrażenie...

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




ale zadnego argumentu dlaczego tak sie wypowiedziales tu nie widze. wiec nie wiem skad te zdanie ? :/
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




jestem tego samego zdania. to samo pytanie od razu narzuca sie w glowie.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




no, bo się zeźlę, czemu czepiasz się pan chemików? czy ja popsułam czyjąś młodzioeż? polską, albo wszech? ??? !?

Nu Kamil, ja tiebia pagadi!

pozdrawiam
ewa z orkanem w garści i pianą w gępie;)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




ale zadnego argumentu dlaczego tak sie wypowiedziales tu nie widze. wiec nie wiem skad te zdanie ? :/

jest pornograficzna, czytałem i było mi źle.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




no, bo się zeźlę, czemu czepiasz się pan chemików? czy ja popsułam czyjąś młodzioeż? polską, albo wszech? ??? !?

Nu Kamil, ja tiebia pagadi!

pozdrawiam
ewa z orkanem w garści i pianą w gępie;)

Mam nadzieje że nie takie emocje wzbudził per. Wiśniewski już jeden mi wystarczy, artysta w polsce, po co drugiego na piedestał stawiać. Chemia, chemia to bardzo ciekawy przedmiot ale trudny. A na chemii miłości trzeba się znać, nie zastąpi tego ICQ, ani zmyślone żenujące historyjki, o banalnej treści. Hej o czym ja mówię ! Przeż tu poeci ! Wy piszecie piękne wiersze o miłości, wzruszające najtratsze serca. I was bierze taka książka ?. Gdzie wasza dusza, romantyzm ?
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




no, bo się zeźlę, czemu czepiasz się pan chemików? czy ja popsułam czyjąś młodzioeż? polską, albo wszech? ??? !?

Nu Kamil, ja tiebia pagadi!

pozdrawiam
ewa z orkanem w garści i pianą w gępie;)

Mam nadzieje że takie wywołał per. Wiśniewski już jeden mi wystarczy, artysta w polsce, po co drugiego na piedestał stawiać. Chemia, chemia to bardzo ciekawy przedmiot ale trudny. A na chemii miłości trzeba się znać, nie zastąpi tego ICQ, ani zmyślone żenujące historyjki, o banalnej treści. Hej o czym ja mówię ! Przeż tu poeci ! Wy piszecie piękne wiersze o miłości, wzruszające najtratsze serca. I was bierze taka książka ?. Gdzie wasza dusza, romantyzm ?

może zamiast obrażać ludzi paplaniną na forum D i pan się weźmie za pisanie dobrych wierszy, hmm? a duszę i romantyzm niech pan zostawi dla siebie;

pozdrawiam
ewa
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Mam nadzieje że takie wywołał per. Wiśniewski już jeden mi wystarczy, artysta w polsce, po co drugiego na piedestał stawiać. Chemia, chemia to bardzo ciekawy przedmiot ale trudny. A na chemii miłości trzeba się znać, nie zastąpi tego ICQ, ani zmyślone żenujące historyjki, o banalnej treści. Hej o czym ja mówię ! Przeż tu poeci ! Wy piszecie piękne wiersze o miłości, wzruszające najtratsze serca. I was bierze taka książka ?. Gdzie wasza dusza, romantyzm ?

może zamiast obrażać ludzi paplaniną na forum D i pan się weźmie za pisanie dobrych wierszy, hmm? a duszę i romantyzm niech pan zostawi dla siebie;

pozdrawiam
ewa

dlaczego mnie pani bije, ja nikogo nie obraziłem. pytano mnie czemu nie podoba mi się książka więc udzieliłem odpowiedzi. to rozmowa pogłądowa wyczuła tu pani sarkazm ? nie rozumiem. również pozdrawiam.
Opublikowano

mogę dodać tylko pani Kasiu kropkę
i powiedzieć że to napisałem wcześniej było
pół żartem pół serio ;)

dlaczego akurat
większość uwzięła na te słowa ?


pozdrawiam.

Opublikowano

"Podobnie jest z "Kodem Leonarda da Vinci" i książeczkami Coelho- ich fenomen tkwi w pseudointelektualnej przekrywce. Mało świadomi czytelnicy są przekonani, że są to wartościowe dzieła: tu symbolika, sztuka, religia; tam doświadczanie Boga, poszukiwanie samego siebie (Swojej Legendy). A tak naprawdę są to książki o niczym."

o, święta racja! zawsze, gdy ktoś zachwyca się tymi.. ekhm... z niby to wyższej półki, drapię się w głowę i myślę: "Czytałam i, cholera, czy ze mną jest coś nie tak, że wcale mnie nie ruszyło??.."

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Przygniata mnie ten ciężar nocy. Siedzę przy stole w pustym pokoju. Wokół morze płonących świec. Poustawianych gdziekolwiek, wszędzie. Wiesz jak to wszystko płonie? Jak drży w dalekich echach chłodu, tworząc jakieś wymyślne konstelacje gwiazd?   Nie wiesz. Ponieważ nie wiesz. Nie ma cię tu. A może…   Nie. To plączą się jakieś majaki jak w gorączce, w potwornie zimnym dotyku muskają moje czoło, skronie, policzki, dłonie...   Osaczają mnie skrzydlate cienie szybujących ciem. Albo moli. Wzniecają skrzydłami kurz. Nie wiem. Szare to i ciche. I takie pluszowe mogło by być, gdyby było.   I w tym milczeniu śnię na jawie. I na jawie oswajam twoją nieobecność. Twój niebyt. Ten rozpad straszliwy…   Za oknami wiatr. Drzewa się chwieją. Gałęzie…. Liście szeleszczą tak lekko i lekko. Suche, szeleszczące liście topoli, dębu, kasztanu. I trawy.   Te trawy na polach łąk kwiecistych. I na tych obszarach nietkniętych ludzką stopą. Bo to jest lato, wiesz? Ale takie, co zwiastuje jedynie śmierć.   Idą jakieś dymy. Nad lasem. Chmury pełzną donikąd. I kiedy patrzę na to wszystko. I kiedy widzę…   Wiesz, jestem znowu kamieniem. Wygaszoną w sobie bryłą rozżarzonego niegdyś życia. Rozpadam się. Lecz teraz już nic. Takie wielkie nic chłodne jak zapomnienie. Już nic. Już nic mi nie trzeba, nawet twoich rąk i pocałunku na twarzy. Już nic.   Zaciskam mocno powieki.   Tu było coś kiedyś… Tak, pamiętam. Otwieram powoli. I widzę. Widzę znów.   Kryształowy wazon z nadkruszoną krawędzią. Lśni. Mieni się od wewnątrz tajemnym blaskiem. Pusty.   Na ścianach wisiały kiedyś uśmiechnięte twarze. Filmowe fotosy. Portrety. Pożółkłe.   Został ślad.   Leżą na podłodze. Zwinięte w rulony. Ze starości. Pogniecione. Podarte resztki. Nic…   Wpada przez te okna otwarte na oścież wiatr. I łka. I łasi się do mych stóp jak rozczulony pies. I ten wiatr roznieca gwiezdny pył, co się ziścił. Zawirował i pospadał zewsząd z drewnianych ram, karniszy, abażurów lamp...   I tak oto przelatują przez palce ziarenka czasu. Przelatują wirujące cząsteczki powietrza. Lecz nie można ich poczuć ani dotknąć, albowiem są niedotykalne i nie wchodzą w żadną interakcję.   Jesteś tu we mnie. I wszędzie. Jesteś… Mimo że cię nie ma….   Wiesz, tu kiedyś ktoś chodził po tych schodach korytarza. Ale to nie byłaś ty. Trzaskały drzwi. Było słychać kroki na dębowym parkiecie pokoi ułożonym w jodłę.   I unosił się nikły zapach woskowej pasty. Wtedy. I unosi się wciąż ta cała otchłań opuszczenia, która bezlitośnie trwa i otula ramionami sinej pustki.   I mówię:   „Chodź tutaj. Przysiądź się tobok. Przytul się, bo za dużo tej tkliwości we mnie. I niech to przytulenie będzie jakiekolwiek, nawet takie, którego nie sposób poczuć”.   Wiesz, mówię do ciebie jakoś tak, poruszając milczącymi ustami, które przerasta w swojej potędze szeleszczący wiatr.   Tren wiatr za oknami, którymi kiedyś wyjdę.   Ten wiatr…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-12-10)    
    • Singli za dużo, to 1/3 ludności. Można się cieszy, że tyle jest wolnych. W każdym wieku ludziom kogoś brakuje.
    • @Wędrowiec.1984 Jakoś je starałem posegregować, ale istnieje wiele innych. W Polsce mamy ok. 10 milionów singli i ta liczba rośnie, więc uznałem, że poezja powinna też się tym zająć. Pozdrawiam
    • Ból zaciska na skroni palce  cienkie, twarde, szklane, jakby ktoś ulepił je z odłamków reflektora, który pękł od zbyt głośnego światła. Wpycha mi w czaszkę powietrze ostre jak tłuczona szyba, jakby każdy oddech był drzazgą rozjarzonego żaru, w którym ktoś spalił swój ostatni obraz.   Czuję, jak myśl tłucze się o moją kość czołową, jakby chciała wybić sobie ucieczkę, zanim skurczy się do rozżarzonej kuli.   Oddycham sykiem. Oddychawłamóknieniem. Oddycham światłem, które nie oświetla – tylko wypala świat kawałek po kawałku, systematycznie, metodycznie, jak kwas, który zna mój wzór chemiczny, mój rytm, moje wszystkie uniki. Ona prześwietla mnie jak rentgen zrobiony z błysku widzi we mnie nerwy, zanim ja je poczuję.   Dźwięki stoją jak martwe ryby w słojach formaliny: oblepione szumem, przykryte bębenkowym całunem, wypatrują mojej uwagi – rozproszonej, popękanej, jakby każda synapsa pisała zaklęcia przeciwko ciszy, jakby mózg uczył się alfabetu tego pierdolonego bólu poprzez puls.   Nacisk wcina się we mnie głębiej niż sen, głębiej niż jawa, głębiej niż wszystkie myśli: jest czysty, nieubłagany, bezczelnie precyzyjny. Nic nie udaje. Ona nie kłamie – uderza prosto, uderza w punkt, jak neurolog-sadysta, który nie używa eufemizmów, bo ma twoją mapę nerwów zaśmieconą swoimi flagami. Nudności oplatają mnie jak zwierzę zrobione z wilgoci i ołowiu, jak drapieżnik, który zna mój żołądek lepiej niż ja.   Próbują mnie wypchnąć z mojego ciała, a potem wciągają z powrotem – jakby chciały mnie mieć w sobie na stałe, jako tę cholerną świadomość, którą trzeba strawić.   Rozkłada mnie na części jak fizyk, który bada materię od środka na zewnątrz, fala po fali, wibracja po wibracji. Światło patrzy na mnie jak ślepe bóstwo zrobione z igieł; niczego nie żąda, ale wszystko przeszywa.   Tętni za powieką, tętni tak, jakby za gałką poruszał się oddzielny, wściekły organizm – szary impuls, skurcz za skurczem, jak sejsmograf zawieszony wewnątrz czaszki, który odbiera tylko trzęsienia ziemi.   Skroń parzy, szczęka drewnieje, oczy szczypią, jakby słońce przykładało mi do źrenic swoje gorące monety, żądając zapłaty za każdy gram ciemności, który we mnie gasi.   Przedmioty stoją nieruchome i przejrzyste, płoną odwrotnym blaskiem,  blaskiem, który nie daje ciepła, tylko wiedzę. Do dupy wiedzę. Cienie dymią bólem.   Słyszę głowę dzwoniącą ciszą  jakby wielki mosiężny dzwon właśnie bił wewnątrz moich zatok. Wchodzę w ten atak jak w obrzęd przejścia, w równanie, które można rozwiązać tylko własnym, przeklętym pulsem. Ona jest nauczycielką, puls jest kapłanem, mrok jest księgą, a ja jestem zdaniem, które zamiera w połowie, niezdolne do postawienia kropki. Tabletka, pogryziona przez nadzieję, leży jak relikwia niezawierzonego planu – świadectwo ulgi, która nigdy nie miała okazji nadejść.   Uśmiecham się pod nosem: nie trzeba leku, żeby się poddać tej szmacie. Wystarczy zgodzić się, pozwolić jej wyssać z człowieka wszystkie dzienne pewniki, aż zostanie tylko cienki szlak – migoczący ślad na rozpalonym ekranie świadomości. Jestem przejrzysty. Nie winem, nie uniesieniem, nie letnim rozproszeniem – tylko szarym uderzeniem, które wybiela człowieka do zawiasów czaszki, wyskrobuje z niego zamiary, a na koniec zostawia w środku iskrę: zimną, krystaliczną, prawdziwą. Jedyną prawdziwą rzecz w tym całym burdelu. Mrok migocze, jakby ktoś zmielił tysiąc płatków ołowiu i rozsypał ich pył, żeby zobaczyć, czy potrafię w nim utonąć. Ona potrafi kochać okrutnie. Ale kocha, do cholery, uczciwie  pali od środka, wypala skupieniem, aż leżę w jej uścisku niby bezwładny, a jednak w środku czuwam czystym, ostrym płomieniem, którego żaden zdrowy dzień, choćby promieniał pewnością, nie potrafi zrozumieć. I niech się jebie.            
    • @jeremy uważaj, żeby ci ktoś nie ogołocił :)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...