Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Krzyk. cz. 2.


Rekomendowane odpowiedzi

Błądziła wśród ciemności nie potrafiąc odnaleźć snu. Nie potrafiąc przenieść się w inną rzeczywistość. Wszelki strach odsuwany przez tyle miesięcy powrócił wbijając przeraźliwie zimne igły w jej umysł i duszę.

Ocknęła się z trudem. Była cała mokra od potu i szarpały nią dreszcze. Ale strach nie zniknął.

Obok łóżka siedziała pielęgniarka. Gdy tylko zobaczyła, że już nie śpi wstała i wyszła. Po kilku minutach do jej pokoju wszedł lekarz.



Starszy mężczyzna stał przy oknie i obserwował ją w ciszy. Mierzył ją wzrokiem. Zaglądał do karty pacjenta. W końcu przysunął sobie krzesło i usiadł w nogach łóżka. Z daleka od jej twarzy wykrzywionej w bolesnym grymasie.

Patrzył jej cierpliwie w oczy, a ona jak tylko mogła unikała jego wzroku. To jej się nie podobało. Świdrował ją wzrokiem tak głęboko jakby potrafił zajrzeć do jej umysłu. Bała się rzeczy, których mógł się o niej dowiedzieć. Rzeczy, których sama o sobie nie wiedziała.

Jak on mógł tak na nią patrzeć?! Jak śmie?! Myśli o niej jak o obłąkanej. Chorej psychicznie. Trawionej od środka przez chorobę umysłu. Ale co on może o niej wiedzieć?! Rósł w niej niepokój potęgowany przez uparte milczenie lekarza. Chciała, żeby zostawił ją w końcu w spokoju. Żeby oddał jej sny.

Cisza panująca w pokoju coraz bardziej ją przytłaczała. Czuła narastający w niej gniew i nienawiść do gnębiącego ją mężczyzny. Najbardziej jednak dokuczał jej brak snów. Nie potrafiąc dłużej tego znieść odezwała się głosem pełnym tłamszonych w niej emocji:

- Oddajcie moje sny.

- Sny, mówisz. – powiedział powoli jakby każde wypowiadane prze niego słowo musiało byś starannie przemyślane. W innych okolicznościach uznałaby barwę jego głosu za przyjemną dla ucha. Ale teraz sondował ją. I nienawidziła go za to. – Jakie to były sny?

- Oddajcie moje sny. Reszta mnie nie obchodzi. – odpowiedziała tylko i zamknęła oczy uznając wizytę za skończoną. Rozdrażniło ją to, że chce zamienić ich pierwszą rozmowę w przesłuchanie.

- Cóż. Skoro to dla ciebie takie ważne postaram się coś z tym zrobić. Jednak pod jednym warunkiem. Postarasz się uspokoić tak by pasy przestały być potrzebne. Żadnego dybania na własne życie. Rozumiemy się?

- Sny. Reszta mnie nie obchodzi. – odpowiedziała tylko i odwróciła twarz pokazując tym samym, że nie chce już dłużej ciągnąć rozmowy.

- Nie możesz przespać całego życia. – powiedział stojąc w drzwiach i odszedł.

Leżąc w łóżku. Przypięta pasami próbowała uchwycić się tej iskierki nadziei, którą dał jej lekarz. Nadziei na Sen.



Pustka.

Tylko tyle. Aż tyle w głębinach Niesnu. Gorączkowe rzucanie się z boku na bok. Niepełne, bo skrępowane wciąż pasami, ruchy. Jęki i fala rozpaczy. Przytłaczająca. Wkraczająca z Mroku. Stąpająca powoli lecz pewnie. Pochłaniająca wszelkie odłamki szczęścia.

Łzy. Suche i bezdźwięczne. Spływające po skroniach w przetłuszczone włosy. Wciąż obecny. Gryzący w oczy zapach potu.

Dzień i noc stapiające się w ciąg bezsennego przywarcia do rzeczywistości. I przeraźliwa samotność wśród pustych oczu Białych Ludzi.



Gorzki bezruch. Spokojny, wyprany z wszelkich uczuć oddech. I niecodzienny brak strzykawki z lekami uspokajającymi.

Ciało budzące się z odrętwienia. Już bez pasów. Ale w towarzystwie Białej Kobiety. Życie. Powracające. Uśmiechnięte.

Życie czekające na Sen.



Świat, w którym się obudziła był czarno-biały – za wyjątkiem nieba – i zdeformowany. Drzewa powyginane i jakby rozmyte z tykającymi zegarami w miejscu liści. Na niebie nie było ani Słońca ani Księżyca. Zamiast nich, niebo pokrywała fioletowa chmura pyłu, z której na ziemię spadały cyfry.

Ogłuszające tik-tak dudniło w jej głowie. Z całych sił próbowała zatkać sobie uszy jednak bezskutecznie. Tykanie narastało, a wraz z nią bolesne dudnienie w czaszce. Wiła się i skręcała leżąc na ziemi. Bijąc się po głowie. Wbijała sobie paznokcie próbując wyrwać uszy. Próbowała przebić palcami bębenki. Aż w końcu cała zalana krwią uświadomiła sobie, że tykanie ustało. Z przerażeniem zrozumiała również, że to za sprawą zegarów. Wszystkie stanęły w tym samym miejscu. Godzina 3:00 widniało na każdym z nich. Prze głowę przemknęła jej myśl, że to coś znaczy. Że zaraz stanie się coś złego. I jakby na to wezwanie ziemia pod jej nogami zaczęła drżeć. Z nieba spadały odłamki fioletowej chmury, która po zetknięciu z gruntem zaczynała syczeć i wgryzać się w ziemię. Świat ginął na jej oczach.

Gdy po raz ostatni spoglądała w umierające Niebo fioletowy odłamek zdusił w gardle jej krzyk. Czuła ból poparzonego i rozpuszczanego, pod wpływem żrących właściwości chmury, ciała. Próbowała wyczołgać się z pod niej. Zrzucić ją z siebie. Jednak nie miała już ramion. Jej ciało nie stanowiło już nic i niczego nie przypominało.

Z jej krtani wydobył się dziki skowyt. A potem zapaliły się światła.



Z przerażeniem sprawdzała pospiesznie czy wszystkie części jej ciała są na miejscu. Obok jej łóżka na krześle, stróżowała pielęgniarka, Biała Kobieta. Starała się teraz ją uspokoić głaszcząc po głowie. Ciepły ton jej głosu sprowadził w końcu dziewczynę do rzeczywistości. Uświadomiła sobie, że wszystko to co przed chwilą się zdarzyło było tylko snem. Snem.

Jednak co sprawiło, że Sen ją skrzywdził? Jeszcze nigdy jej się to nie zdarzyło.

Zmęczona opadła na poduszki. Starając się wymazać z wspomnień obraz pożeranego i rozpływającego się ciała.



Dudnienie. Ciągłe. Nieprzerwane. Głośne. Walenie w drzwi pokoju. W ściany błogiej izolacji od ludzi.

Obok łóżka brak Białej Kobiety. Za oknem światło szarego poranka. I mur przeciwległej ściany.

I walenie do drzwi.



Pustka. Samotność. Cisza.

Trzy Siostry Śmierci.

I Brat Lęk pochłaniający Światło.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...