Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

***
Szklany obraz źrenic kłamie
Prawdziwość w wietrze okalającym
Wbijając ciężki wzrok w monumentalne drzewo
Pochłonięte atmosferą przyduszającego miejsca
Dwie twarze pieszczą się na wzgórzu
Oczekują końca… słychać nadchodzące kroki
Z wszędobylskim wiatrem
Rzucającym w strome zbocze prawdy
***
Nie pozwala im wypłynąć zaciśnięta powieka
Drzewo gałęziami łagodzi nastrój przygasłej chwili
Jedyny świadek na życia pustkowiu…
Nie wykrztusi nigdy więcej
Historii lekko pokrytej srebrnym kurzem zapomnienia
Płynący szept z suchych ust tuż po chwili gaśnie
Widzi załzawione oczy pełne zmieszanego żalu
Czuje już bezlitosną winę ściekającą kroplami po twarzy
***
Nienawiść falując rozbiła się o zbocze
Prowadzące do dna pełnego kruchej prawdy
Ona spłonęła w niej na zawsze
Pod drzewem unosi się On, na twarzy miażdżące uczucie
Budzi się by znów pochłonęło
Kłębiąca się trawa przygniotła spokój
O delikatną czerń ziemi rozbiła się sekunda
I z cichym szelestem wszystko znikło
***

Opublikowano

Narracja nawet dobra w wierszu przez co czyta się dobrze. Opisów otaczającej nas przyrody nigdy za mało. Napewno niecodzienna publikacaja tego autora. Dlatego warto nie tylko przecztać ale również wstąpić do innych jego pisanych prac.

Opublikowano

Nata, to była presja chwili, może i faktycznie za dużo tuszu popłynęło w te wierszydło ale potem gdy trafił pod "szlif" nie byłem w stanie go ukrócić, więc został tak... ale dzięki za opinie

Pozdrawiam Ciepło w ten chłodny ostatni dzień wakacji:]

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena Nie jest, tylko mało spałam. Wiesz, moje myśli na noc ubierają szpilki, takie z metalowymi końcówkami i ganiają się. Nigdy nie zakładają kapci, zegar też nie - ale zegar jest do wytrzymania. Teraz piję kawę, dam radę, a jak nie, to zasnę na klawiaturze :)
    • @Alicja_Wysocka niech Ci nie będzie smutno :) Proszę.
    • @Migrena Ależ nie gniewam się, Czasem jest mi smutno i przykro, ale gniewać się nie potrafię, no może godzinę, dwie... Dobrego dnia :)
    • Złota klatka nie tylko dla ducha.
    • Mają po pięćdziesiąt lat i czarne dziury w oczach – nie patrzą, tylko wciągają rzeczywistość jak ssąca rana po niedokończonej modlitwie. Ich dłonie – puste łuski po chlebie powszednim, ich kręgosłupy – barykady z kości, po których przejechały wszystkie reformy jak czołgi bez hamulców. Mieszkają w sarkofagach z kredytu, gdzie wilgoć skrapla się jak wstyd, a lodówki milczą jak świadkowie koronni biedy. W kuchni – Jezus spuszcza wzrok. Nie potrafi zapłacić za gaz. Ich świętość – to odmówienie obiadu, herosizm – to czekanie w kolejce do kardiologa dłużej niż Mojżesz czekał na deszcz. Są rżnięci – bez znieczulenia, przez państwo, co ma twarz mównicy i ręce kata. Z każdej ich rany wypływa formularz. Krew zamienia się w akta. Marzenia – wywożone są na wysypisko razem z obietnicami z ulotek wyborczych. Ich oczy – śmietniki reklamy, na ekranach telewizorów bez dźwięku leci kabaret – posłowie śmieją się z własnych podwyżek. Ich kolana – klęczą pod ciężarem zakupów, gdzie margaryna kosztuje więcej niż godność. Miłość? To kanapka bez szynki, cisza między dwojgiem ludzi, którzy nie mają siły mówić. Ich ciała – mapy skreśleń i guzów. Ich dusze – grzyby po Czarnobylu, niby żyją, ale do niczego się nie nadają. Rząd ich nie widzi – rząd liczy. Kościół zbiera na dach, a Bóg kąpie się w ciszy i nie odbiera. Listonosz przynosi tylko mandaty. Listy umarły. Marzenia zdechły na poczcie. Ich dzieci – wyemigrowały do snów, gdzie lekarka mówi „dzień dobry”, a nie przelicza człowieka na ryczałt. Tu – trzeba umierać według grafiku, bez bólu, bo nie ma już morfiny. Bez świadków, bo pielęgniarki płaczą w kiblu między dyżurami. Ich serca biją jak młotki sędziowskie w sprawach o zaległości czynszowe. Ich wolność – to przerwa na fajkę między tyraniem a zdychaniem. Ich nadzieja – konsystencja oleju silnikowego. Zgęstniała. Lepi się do palców. A mimo to – idą. Z oddechem jak para z ust zimą, z kieszeniami pełnymi paragonów napisanych krwią portfela. Idą po chodnikach z gówna i betonu, po Polsce, która udaje, że jest państwem. Ich skóra – atlas zmarszczek po wszystkich rządach. Ich języki – zapomniały słowa "godność". Zostało tylko: „proszę”, „błagam”, „czekam”. Ale czasem, w ciemnym lusterku tramwaju, za warstwą kurzu, żółci i łez, widać coś – nikły błysk, iskra pod popiołem. Jakby ktoś tam w środku jeszcze miał zęby. I trzymał je – na potem.    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...