Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Zwyczajem forum jest pisanie na - ty, więc może trzymajmy się tego. Piszę mało, bo moje wypociny nie dorastają do wierszy tu publikowanych. Bardziej czytam, podziwiam wiersze i autorów. Min. ciebie, Lady Aj, dzie wuszkę, Piasta, Leszka ..... To profesjonaliści, a ja .......gdzieś w żłobku. Chciałam naśladować pisanie takie troche nieskładne, ale chyba mi nie wyszło. Chyba się wygłupiłam. Przepraszam i pozdro . Dzięki za zainteresowanie.

Opublikowano

Wydaje mi się, że chodzi o miłość do dziecka...
Któż bowiem może mieć duszę koloru nieba?
Jeśli tak jest jak myślę to matczyną miłość
chyba najtrudniej opisać i ująć w ramy.
Temat ciekawy i warty opisania. Pozdrawiam:))) EK

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Za co przepraszac ? Za debiut ? Fakt - nie mogę uznac tego wiersza przynajmniej ja - za dobry wiersz. Te uczucia, które tutaj wręcz się wylewają, trzeba podac własnie w formie jak najbardziej wyszukanej, pracowac nad każdym słowem. Ja podam błędy dwóch pierwszych wersów:
"Istocie" - powinno byc chuba "istoto mojego życia" - jest to apostrofa dośc wysoka, obejmująca - własnie "życie" - twozry to zbyt wielką przestzreń.
Niebo nie ma jednego koloru, dwa, dusza nie ma barwy - zatem i ta metafora upaśc musi. W dodatku powtarza się dwa razy "życie", podmiot pisze, że "słów mu brak", a jak widac, jednak jakies znajduje, a miłośc zawsze wyrazic mozna - najlepiej po cichu, a prawdziwie - przynajmniej ja tak uważam, a nie afirmowac jej. Nie słowo, a czyn w tym pzrypadku.
Zbyt wiele emocji tutaj - co trąci ogromnym patosem, mimo szczerych chęci.
Ale próbuj dalej, do następnego razu...
Pozdrawiam.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Och! Ten, kogo się kocha ma zawsze duszę koloru nieba...
Ej! Michale, nie bądź taki zasadniczy, trochę luzuj :))) - "więc nijak miłości do niego wyrazić nie mogę..." - przecież coś w tym jest...!

Pozdrawiam miło Piast
Opublikowano

Ewo, nie przesadzaj z tym przepraszaniem. Jeden pies zaszczekał, a Ty od razu ogon pod siebie i chodu. Raz lepiej, raz gorzej – nie warto się zrażać. Warto zapoznać się z uwagami, bo niegłupie, i próbować coś poprawić.
To fakt, trudno jest słowami opisać co się czuje, ale nie martw się, to nie słowa, a czyny świadczą o głębi naszych uczuć.
Pozdrawiam serdecznie

Opublikowano

Pomijając zasadniczość Michała uważam, że taka forma jakby rozbudowanej dedykacji
przedstawiona jako wiersz jest dość nowatorska i mnie osobiśćie zaintrygowała:)
Właśnie w oryginalności tu siła oraz w tym bezpośrednim wyrażaniu i nazywaniu
głębokich uczuć (prawdziwie spontaniczna szczerość). Warsztatowo może nie
najwyższych lotów, ale nie o warsztat chodziło i tym razem
- moim zdaniem - w niczym to nie przeszkadza:) Pozdrawiam Ewo!
"Dusza koloru nieba" w kontekście dziecka - mmmm:)

Opublikowano

Ewo, co racja to racja - niepotrzebnie się od razu poddajesz, wycofujesz i bijesz w piersi. Bardzo dużo odwagi trzeba do tego, aby swoje najskrytsze myśli, pragnienia, uczucia - zamienione w wiersze - pokazać innym, narazić na ocenę, krytykę. Napisałaś, że jesteś jeszcze "w żłobku", nie ma w tym nic wstydliwego. Mój nowy szef powiedział mi ostatnio takie zdanie, gdy miałam wątpliwości: "nikt nie jest obyty od razu, trzeba do tego dojść". Uważam że musisz po prostu ćwiczyć - pisać, pisać, pisać, jeszcze raz pisać i jeszcze raz pisać :)) Przyjmuj krytykę, rady i oceny, stosuj się do wskazówek.. Będzie bardzo dobrze. Jeśli nie masz pewności - to wrzucaj wersze najpierw na Warsztat - tam Ci na pewno doradzą, pomogą. Ja zgadzam się z tym, że ten wiersz coś ma w sobie. Trzeba tylko nad nim popracować - przemyśleć, pozamieniać napuszone słowa na zwykłe, które są często bardziej wymowne od tych wymyślnych.. Wszystkiego dobrego życzę. Pozdrawiam. L.A.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Mnie proszę nie liczyć. Policzcie sobie nawet psa, kota czy świnkę morską. Ale beze mnie… Że co? Że co się ma wydarzyć? Nie. Nie wydarzy się nic ciekawego tak jak i nie wydarzy się nic na płaskiej i ciągłej linii kardiomonitora podłączonego do sztywnego już nieboszczyka.   I po co ten udawany szloch? Przecież to tylko kawał zimnego mięsa. Za życia kpiarsko-knajpiane docinki, głupoty, a teraz, co? Było minęło. Jedynie, co należy zrobić, to wyłączyć ten nieustanny piskliwy w uszach szum. Ten szum wtłaczanego przez respirator powietrza. Po co płacić wysoki rachunek za prąd? Wyłączyć i już. A jak wyłączyć? Po prostu… Jednym strzałem w skroń.   Dymiący jeszcze rewolwer potoczy się w kąt, gdzieś pod szafę czy regał z książkami. I tyle. Więcej nic… Zabójstwo? Jakie tam zabójstwo. Raczej samobójstwo. Nieistotne z punktu widzenia rozradowanych gówniano-parcianą zabawą mas. Szukać nikt nie będzie. W TV pokazują najnowszy seans telewizji intymnej, najnowszy pokaz mody. Na wybiegu maszerują wieszaki, szczudła i stojaki na kroplówki… Nienaganną aż do wyrzygania rodzinkę upakowaną w najnowszym modelu Infiniti, aby tylko się pokazać: patrzcie na nas! Czy w innym zmotoryzowanym kuble na śmieci. Jadą, diabli wiedzą, gdzie. Może mąż do kochanki a żona do kochanka... I te ich uśmieszki fałszywe, że niby nic. I wszystko jak należy. Jak w podręczniku dla zdewociałych kucht. I leżących na plaży kochanków. Jak Lancaster i Kerr z filmu „Stąd do wieczności”? A gdzie tam. Zwykły ordynarny seks muskularnego kretyna i plastikowej kretynki. I nie ważne, że to plaża Eniwetok. Z zastygłymi śladami nuklearnych testów sprzed lat. Z zasklepionymi otworami w ziemi… Kto o tym teraz pamięta… Jedynie czarno białe stronice starych gazet. Informujące o najnowszych zdobyczach nauki. O nowej bombie kobaltowej hamującej nieskończony rozrost… Kto to pamięta… Spogląda na mnie z wielkiego plakatu uśmiechnięty Ray Charles w czarnych okularach i zębach białych jak śnieg...   A więc mnie już nie liczcie. Idźcie beze mnie. Dokąd.? A dokąd chcecie. Na kolejne pokazy niezrównanych lingwistów i speców od socjologicznych wynurzeń. Na bazgranie kredą po tablicy matematyczno-fizycznych esów-floresów, egipskich hieroglifów dowodzących nowej teorii Wielkiego Wybuchu, którego, jak się okazuje, wcale nie było. A skąd ta śmiała teza? Ano stąd. Kilka dni temu jakiś baran ględził na cały autobus, że był w filharmonii na koncercie z utworami Johanna Straussa. (syna). Ględził do telefonu. A z telefonu odpowiadał mu na głośnomówiącym niejaki Mariusz. I wiedzieliśmy, że dzwonił ktoś do niego z Austrii. I że mówi trochę po niemiecku. I że… - jest bardzo mądry…   Ja wysiadam. Nie. Ja nawet nie wsiadłem do tego statku do gwiazd. Wsiadajcie. Prędzej! Bo już odpala silniki! Ja zostaję na tym padole. Tu mi dobrze. Adieu! Poprzytulam się do tego marynarza z etykiety Tom of Finland. Spogląda na mnie zalotnie, a ja na niego. Pocałuj, kochany. No, pocałuj… Chcesz? No, proszę, weź… - na pamiątkę. Poczuj ten niebiański smak… Inni zdążyli się już przepoczwarzyć w cudowne motyle albo zrzucić z siebie kolejną pajęczą wylinkę. I dalej być… W przytuleniu, w świecidełkach, w gorących uściskach aksamitnego tańca bardzo wielu drżących odnóży… Mnie proszę nie liczyć. Rzekłem.   Przechadzam się po korytarzach pustego domu. Jak ten zdziwaczały książę. Ten dziwoląg w jedwabnych pantalonach, który po wielu latach oczekiwania zszedł niebacznie z zakurzonej półki w lombardzie. Przechadzam się po pokojach pełnych płonących świec. To jest cudowne. To jest niemalże boskie. Aż kapią łzy z oczu okrytych kurzem, pyłem skrą…   Jesteś? Nie. I tam nie. Bo nie. Dobra. Dosyć już tych wygłupów. Nie, to nie. Widzisz? Właśnie dotarłem do mety swojego własnego nieistnienia, w którym moje słowa tak zabawnie brzęczą i stukoczą w otchłani nocy, w tym ogromnie pustym domu. Jak klocki układane przez niedorozwinięte dziecko. Co ono układa? Jakąś wieżę, most, mur… W płomieniach świec migoczące na ścianach cienie. Rozedrgane palce… Za oknem jedynie deszcz…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-11-03)    
    • @m1234wiedzialem, że nie zrozumiesz, szkoda mojego czasu. Dziękuję za niezrozumienie i pozdrawiam fana.   PS Żarcik etymologiczny od AI       Etymologia słowa "fun" nie jest w pełni jasna, ale prawdopodobnie wywodzi się ze średnioangielskiego, gdzie mogło oznaczać "oszukiwanie" lub "żart" (od XVI wieku). Z czasem znaczenie ewoluowało w kierunku "przyjemności" i "rozrywki", które są obecnie głównymi znaczeniami tego słowa.  Początkowe znaczenie: W XVI wieku angielskie słowo "fun" oznaczało "oszukiwanie" lub "żart". Ewolucja znaczenia: W XVIII wieku jego znaczenie ewoluowało w kierunku "przyjemności" i "rozrywki". Inne teorie: Istnieją spekulacje, że słowo "fun" mogło pochodzić od średnioangielskich słów "fonne" (głupiec) i "fonnen" (jeden oszukuje drugiego). 
    • Po drugiej stronie Cienie upadają    Tak jak my  I nasze łzy    Bo w oceanie nieskończoności  Wciąż topimy się    A potem wracamy  Bez śladu obrażeń    I patrzymy w niebo  Wszyscy pochodzimy z gwiazd 
    • na listopad nie liczę a chciałbym się przeliczyć tym razem
    • Dziś dzień Wszystkich Świętych: Na płótnach ponurych I tych uśmiechniętych, Ale wspomnij zmarłych, Nie tych, co tu karły, – Co drzwi nieb otwarli! Choć w spisach nie ma, Bo jakieś problema... – Na dziś modlitw temat!?   Ilustrował „Grok” (pod moje dyktando) „Nierozpoznany święty”.

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...