Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

23 kwietnia 1989 roku
W pracy murarze każą mi śpiewać. Bardzo dziwne, ale mojemu majstrowi podobają się punkowe piosenki. Lecz nawet przy tym dodatkowym zajęciu, jakim jest niepisany etat nadwornego jego pieśniarza, zarabiam mało. Tak mało, że jeszcze przez długi czas nie będę w stanie uzbierać pieniędzy ani na organy, ani na farby olejne, czy choćby inne narzędzia, których posiadanie pozwalałoby się łudzić, że w końcu stanę się artystą wielu środków wyrazu. Niestety, brak pieniędzy ogranicza mnie do pióra. Nie mam nic przeciwko pisaniu, w sumie to nawet lubię rzeźbić zdania. Ale, może istnieje coś, co bardziej odpowiada mojemu charakterowi i zdolnościom? - wszak siedząc w krzakach, a z nudów mieszając w gaciach - czuję, że mógłbym z powodzeniem robić i inne rzeczy, np. w podstawówce nauczycielka od plastyki zachwycona moimi rysunkami, wręcz nalegała, abym po ukończeniu szkoły poszedł do liceum plastycznego.
Powracając jednak do tematu kariery pieśniarza robiącego slalomy taczką, znanego wam Kornela, to trzeba skreślić jeszcze tych kilka słów, z których dowiecie się, że najprawdopodobniej już długo nie popracuję na stanowisku operatora chybotliwego pojazdu. Dlaczego? Wczoraj, w skrzynce na listy zamiast kolejnego miłosnego wyznania od nieznajomej, znalazłem pismo, w którym przedstawiciele władzy usilnie zapraszają mnie do wstąpienia w szranki szeregów wojskowych. – Otóż urzędasy, miały czelność tak literki zredagować, żeby stało z nich, iż spod mojego adresu zalatuje armatnim mięsem!
,,Ale Mości Panowie, ja bardziej mam się za ducha niż mięso!“ – To zdanie kilkakroć wykrzykiwałem w koszmarze. Śniło mi się, że brali mnie do wojska – dwóch za ręce a dwóch za nogi. – Ja krzyczałem, że jestem duchem, oni - że mięsem.
Włosów z głowy, jednak nie wyrywam. Niedawno, na jakiejś alkoholowej imprezie usłyszałem, że weszła w życie nowa ustawa, która dla młodych obywateli, posiadających inne niż ogólnie słuszne przekonania, powołuje w życie coś, co będzie zastępować wojsko.
Postanawiam złożyć wniosek o przydzielenie mi tego czegoś. I pomimo, iż dowiedziałem się, że tego czegoś nie mogą mi dać, a jedynie mogą umożliwić mi wejście w to coś, i to na okres dłuższy niż w przypadku wojska, o rok dłuższy – to moja decyzja była niemalże natychmiastowa. Wystarczyło, że wziąłem pod uwagę swoje zamiłowanie do życia w gromadzie, to usposobienie, któremu przyjrzałem się dokładnie podczas czteroletniego sardynkowania w internatach. Wówczas za każdą większą niesubordynację przenoszono mnie z jednego budynku do drugiego. Ale oprócz wyżej wspomnianej, a tak cenionej przez społeczeństwo cechy charakteru, dochodziły jeszcze czynniki ideowe - oraz, co nie jest bez znaczenia – wyraźne ograniczenie możliwości kontaktowania się z płcią przeciwną! Miałbym przez dwa lata nie widzieć naszych słowiańskich bogiń? Zapomnieć, po co stworzono mnie mężczyzną? Przez tyle czasu dla dobra własnego nie pożądać i nie śnić? O nie! To nie dla mnie!
W pewne popołudnie, jeszcze targany ostatnimi wątpliwościami uklęknąłem w jednym z parków przed dwoma największymi dębami, i zaprzysiągłem uroczyście, iż uczynię wszystko, aby nigdy nie być pośród żołnierskiego potu, krwi i chamstwa!

26 kwietnia 1989 roku
W związku ze znalezieniem wiadomego listu w skrzynce, odbyłem podróż do Gryfic, do mojego ojca. Ten mężczyzna, który jak mówi mama zawsze miał powodzenie u kobiet, już od przeszło dwudziestu lat jest zawodowym żołnierzem. – W 1967 lub 1968 roku został nawet zapisany w jakimś wojskowym rejestrze w poczet ochotników do walki w Wietnamie. Oczywiście gdyby doszło wówczas do wysłania naszych wojsk w tamte rejony Azji, to ten, który w 1969 zasiał urodzajne pole matki, przedtem musiałby stanąć na polach ryżowych przeciwko armii Stanów Zjednoczonych. Wniosek śmiały można wysnuć taki, że o mały włos, a nie byłoby mnie na tym świecie, i że swoje istnienie zawdzięczam jakimś wysoko postawionym decydentom, – kto wie, czy nie radzieckim.
Nieraz zastanawiałem się, jakim jest on człowiekiem? Trudno go rozgryźć, i choć dwadzieścia lat jestem już jego synem, to nie wiem, co tak naprawdę siedzi w jego wnętrzu. Pewnym dla mnie natomiast jest to, że idealnie pasuje na żołnierza. Zawsze ulega masowej propagandzie i obecnemu w danej chwili trendowi. Mój ojciec to egzemplarz dokładnie informujący się, za co dzisiaj należy potępiać, a czym brzydzić się tylko.
W Gryficach, po obiedzie przyrządzonym przez jego nową kobietę, po przejażdżce jego nowym wozem przyszła pora na zasadniczą rozmowę, która była prawdziwym celem mojej wizyty. Powiedziałem mu o liście, i o tym, jakie możliwości daje wchodząca w życie ustawa o powołaniu służby zastępczej..
Oczywiście, mój ojciec nie chciał słyszeć o moim zamiarze uchyleniu się od wojska. Ubierał w inne słowa – słowa mówione mi dawnymi czasy w kuchni, kiedy niemalże wszystkie meble były większe ode mnie, i już z racji tych swoich gabarytów powodowały respekt, do tego dorzućmy moich rodziców, od kiedy pamiętam zawsze większych od mebli. - Wtedy musiałem jeść znienawidzoną kaszkę, żeby za kilkanaście lat mieć siły trzymać karabin. Dzisiaj nie muszę jeść kaszki, ale jeśli dobrze rozumiem, muszę iść do wojska, żeby kaszka nie poszła na marne. - Poza tym, tylko służba w wojsku potrafi młodzieńców przeistoczyć w prawdziwych mężczyzn, którzy będą w stanie sprostać trudom życia.
Ojciec w końcu zrobił poważną minę i poprosił abym nie robił mu wstydu, po czym kazał mi uruchomić wyobraźnię i przy jej pomocy w swoim pustym łbie, wytworzyć sobie obrazek, na którym to, jego koledzy z oficerskiego grona z powodu mego tchórzostwa będą go wyśmiewać. Właśnie, podsumowaniem całego jego wykładu było to, że daję tym facetom pretekst by przestał liczyć się w ich oczach.
Kiedy pomimo tego ponownie poprosiłem go, by użył swych znajomości, i załatwił pozytywne rozpatrzenie mojego wniosku o przydzielenie do służby zastępczej – wówczas już popatrzył na mnie jak na zbrodniarza, a na jego twarzy pojawiła się odraza. Ponowienie i to w sposób błagalny prośby, było dla niego już grubą przesadą, i najwyraźniej czymś niegodnym mężczyzny. Będąc tym wytrącony z równowagi, w jego ruchach było coś takiego jakby przygotowywał ostateczny gest przepędzenia mnie ze swego domu.
Od razu po powrocie z wizyty od tatusia, próbowałem rozmawiać o tym samym z mamą. Niestety, jej rozumowanie było podobne do ojcowskiego, podobne do tego, z jakim spotkałbym się w większości domów, gdybym był tam dwudziestoletnim synem. Dopiero kiedy wybiegłem z mieszkania, by wrócić z pączkami, kiedy na stole zapaliłem świeczkę, i włączyłem muzykę jej ulubionego Jeana Michel Jarre’a - powoli udawało się cokolwiek jej uzmysławiać. – Między innymi przypomniałem jej o wynikających z mojego charakteru nieprzyjemnych historiach, a było ich kilka, jak również gadałem o ideologii surrealistów, o moich najbliższych życiowych planach itd. itd - gadałem tak przez godzinę, aż wreszcie zmęczony zapytałem wprost - czy woli mnie żywym, czy martwym? Rosnąca cisza w wyrazie jej twarzy pozwalała przypuszczać, że daje za wygraną. Jej oczy zachodziły wilgocią, aż w całkowicie już mokrych oczach ujrzałem nie tylko zrozumienie, lecz przede wszystkim matczyną miłość. Chyba w końcu wyobraziła sobie... - bo bardzo nalegałem by wyobraziła sobie, jak zamiast listu ode mnie z załączonym zaproszeniem na przysięgę, dostaje telegram od dowódcy jednostki, w którym prosi się ją o niezwłoczne odebranie zafoliowanych zwłok syna. W końcu powiedziała upragnione: Rób Co Chcesz.

Opublikowano

Wyśmienite.....

ale kilka drobnych uwag....

momentami, na chwilę siada styl.

1) nauczycielka od plastyki...- kompletnie nie pasuje do reszty, a jeśli to istotna myśl, to napisz to tak, żeby pasowało do murarzy każących mu śpiewać. Niewiem np, głupia pinda z akwarelami albo coś takiego ,

2) od tatusia (wczesniej jest Ojcem) wiem, ze to ironiczne ale nie wyszło,

, wróciłem z pączkami (ZGROZA!), puscilem jej ulubionego Jean Micheala Jarra , to nie pasuje do reszty....


KOncowa moja myśl.

Sir Charles powiedział kiedyś coś takiego: Mój ojciec nauczył mnie Literatury, kazał mi cierpieć bez powodu...

Bez cierpienia, potrzeby uczuć, która w nas wszystkich siedzi nei napisalibyśmy nic kolego !

p.s . Zawodowy żołnierz z Gryfic? mam nadzieję, że to fikcja literacka, bo jesli nie , mógłby być przypadkiem moim trepem z syfu....Mrzeżyno 2003/2004 heheheh

Pozdrawiam serdecznie...bardzo mi się podobało...

Opublikowano

Nie pasuje ci Piotrze nauczycielka od plastyki, skoro tak - zmienię ją na zgrabną babeczkę od plastyki (może być?), którą spotkam np w 12 części dziennika na jakichś baletach i z którą... :))

W rzeczywistości mój ojciec był dla mnie zawsze tatusiem, nigdy inaczej nie wolno mi było na niego mówić, tylko w trzeciej osobie: czy tatuś może..., czy tatuś pozwoli... itp. - straszne nieprawdaż, pewnie później o tym również napiszę. Co do twego postulatu w tej sprawie jeszcze pomyślę.

Co do pączków i włączenia mamie jej ulubionej muzyki, to nie rozumiem - co tu jest nie tak? Tym bardziej, że było dokładnie tak, jak to opisałem.

Kiedyś ojciec wspominał o jakimś draniu Rutkowskim, i chyba było to po wizycie w jednostce w Mrzeżynie. Patrz Piotrze jaki ten świat mały :))
Również pozdrawiam

Opublikowano

co jest nie tak z pączkami? hahahahah

No jest słodkie, i cholernie kiczowate, pączki? to jedzą amerykańscy policjanci w kazdym amerykanskim filmie , a w połączeniu z Jarem i spotkaniu z Mamą jest przepierdolone no
( to wogle ma wydzwięk randki)

taki klasyczny przykład spotkania z Ojcem Matką, zbuntowanego, ciekawego bohatera to spotkanie krótkie w pośpiechu, gdzieś na miescie, ... jak mam ci to wytłumaczyć?, nie czujesz tego? prezeczytaj na głos...nie wiem, zrób coś z tym, w koncu jestes pisarzem, piszesz dziennik...

piszesz o kolesiu, który pracuje na budowie a ma artystyczne zdolności, ciekawa postać, ciekawy styl, i nagle moja nauczycielka od plastyki, pączki, tatuś i randka z mamusia przy muzyce z Jarem...no tak nie może być...

argument, że dokładnie tak było w życiu mnie nie przekonuje i wmawiam sobie że tego nie przeczytałem. życie bowiem jest inspiracją każdego pisarza, ale trzeba je afirmować (przekładać na język literatury )
nie można pisać dokładnie tak jak jest, chyba że twoje życie jest dokładnie tak ciekawe, żeby pisać słowo w słowo...ale w to nie wierzę wybacz. Wychodzą potem pączki i randki z mamusią.

Mam nadzieję, że wyraziłem się jasno?

Pozdrawiam

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Choćby najwyższy sąd tu zadziałał  To familijną będzie tak sprawa Nazwisko nieznane ród rozwiedziony  A co ważniejszym jegomość to sprawia Data nieważna koledzy klapą  Małpą odchaczyć a na przybitkę uderzyć łapą   Wywód bez końca poprowadzony Rodowód zwodu już wywiedziony
    • @infelia dziękuję bardzo jestem marzycielem może ktoś kiedyś?
    • @infelia dziękuję bardzo za miłe słowa pozdrawiam serdecznie 
    • Przygniata mnie ten ciężar nocy. Siedzę przy stole w pustym pokoju. Wokół morze płonących świec. Poustawianych gdziekolwiek, wszędzie. Wiesz jak to wszystko płonie? Jak drży w dalekich echach chłodu, tworząc jakieś wymyślne konstelacje gwiazd?   Nie wiesz. Ponieważ nie wiesz. Nie ma cię tu. A może…   Nie. To plączą się jakieś majaki jak w gorączce, w potwornie zimnym dotyku muskają moje czoło, skronie, policzki, dłonie...   Osaczają mnie skrzydlate cienie szybujących ciem. Albo moli. Wzniecają skrzydłami kurz. Nie wiem. Szare to i ciche. I takie pluszowe mogło by być, gdyby było.   I w tym milczeniu śnię na jawie. I na jawie oswajam twoją nieobecność. Twój niebyt. Ten rozpad straszliwy…   Za oknami wiatr. Drzewa się chwieją. Gałęzie…. Liście szeleszczą tak lekko i lekko. Suche, szeleszczące liście topoli, dębu, kasztanu. I trawy.   Te trawy na polach łąk kwiecistych. I na tych obszarach nietkniętych ludzką stopą. Bo to jest lato, wiesz? Ale takie, co zwiastuje jedynie śmierć.   Idą jakieś dymy. Nad lasem. Chmury pełzną donikąd. I kiedy patrzę na to wszystko. I kiedy widzę…   Wiesz, jestem znowu kamieniem. Wygaszoną w sobie bryłą rozżarzonego niegdyś życia. Rozpadam się. Lecz teraz już nic. Takie wielkie nic chłodne jak zapomnienie. Już nic. Już nic mi nie trzeba, nawet twoich rąk i pocałunku na twarzy. Już nic.   Zaciskam mocno powieki.   Tu było coś kiedyś… Tak, pamiętam. Otwieram powoli. I widzę. Widzę znów.   Kryształowy wazon z nadkruszoną krawędzią. Lśni. Mieni się od wewnątrz tajemnym blaskiem. Pusty.   Na ścianach wisiały kiedyś uśmiechnięte twarze. Filmowe fotosy. Portrety. Pożółkłe.   Został ślad.   Leżą na podłodze. Zwinięte w rulony. Ze starości. Pogniecione. Podarte resztki. Nic…   Wpada przez te okna otwarte na oścież wiatr. I łka. I łasi się do mych stóp jak rozczulony pies. I ten wiatr roznieca gwiezdny pył, co się ziścił. Zawirował i pospadał zewsząd z drewnianych ram, karniszy, abażurów lamp...   I tak oto przelatują przez palce ziarenka czasu. Przelatują wirujące cząsteczki powietrza. Lecz nie można ich poczuć ani dotknąć, albowiem są niedotykalne i nie wchodzą w żadną interakcję.   Jesteś tu we mnie. I wszędzie. Jesteś… Mimo że cię nie ma….   Wiesz, tu kiedyś ktoś chodził po tych schodach korytarza. Ale to nie byłaś ty. Trzaskały drzwi. Było słychać kroki na dębowym parkiecie pokoi ułożonym w jodłę.   I unosił się nikły zapach woskowej pasty. Wtedy. I unosi się wciąż ta cała otchłań opuszczenia, która bezlitośnie trwa i otula ramionami sinej pustki.   I mówię:   „Chodź tutaj. Przysiądź się tobok. Przytul się, bo za dużo tej tkliwości we mnie. I niech to przytulenie będzie jakiekolwiek, nawet takie, którego nie sposób poczuć”.   Wiesz, mówię do ciebie jakoś tak, poruszając milczącymi ustami, które przerasta w swojej potędze szeleszczący wiatr.   Tren wiatr za oknami, którymi kiedyś wyjdę.   Ten wiatr…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-12-10)    
    • Singli za dużo, to 1/3 ludności. Można się cieszy, że tyle jest wolnych. W każdym wieku ludziom kogoś brakuje.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...