Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Złodzieje oceanów cz. II (i zarazem ostatnia)


Rekomendowane odpowiedzi

13

Kiedy przeszli do mniejszej sali, w której znajdowało się około trzydziestu foteli, z których część była wyraźnie większa. Goście domyślili się, że była wykonana specjalnie dla ziemian – i rzeczywiście Ixt wskazał im te właśnie siedzenia. Kiedy wszyscy zajęli miejsca do ich świadomości dotarła myśl, którą uznali za przekaz wysłany przez dowódcy Lemów:
– W imieniu całej naszej społeczności witamy was, ziemianie, jako oficjalnych przedstawicieli obcej cywilizacji. Nie jesteście, co prawda pierwszymi ludźmi na naszym kosmolocie, ale ci, którzy zawitali tu wcześniej, znaleźli się w nim przypadkiem i trudno powiedzieć, by stało się to z ich własnej i nieprzymuszonej woli. Pozwólcie sobie na wstępie wyjaśnić, dlaczego przebywamy na tym wielkim statku, w
tej właśnie okolicy kosmosu. Otóż wywodzimy się z odległej planety nazywanej Lemią. Udało nam się osiągnąć wysoki stopień rozwoju naukowo-technicznego i wykorzystywaliśmy nasze osiągnięcia jedynie w celach pokojowych. Niestety sąsiednią planetę – Gwandię – zamieszkiwała społeczność stojąca na zbliżonym do naszego stopniu rozwoju, lecz – niestety – ich najważniejszym celem stał podbój i eksterminacja Lemów. Przez wiele wieków, dzięki względnej równowadze sił nie dochodziło do decydującej konfrontacji i dopiero wówczas, gdy zaborczy Gwandowie opanowali technikę produkcji bomby antymaterialnej, Lemowie zdali sobie sprawę z tego, że – chcąc uniknąć zagłady – muszą opuścić ojczystą planetę. Pobudowali specjalnie w tym celu flotyllę ogromnych – mieszczących na pokładzie po około miliona Lemów – kosmolotów, które wyruszyły w różnych kierunkach galaktyki na poszukiwanie nowego świata. W czasie trwającej kilkaset lat podróży, nam również udało się opanować technologię pozyskiwania i wykorzystywania antymaterii...
– Czy możecie podać bliższe szczegóły dotyczące tej materii? – zainteresował się Pawłowski.
– Chciał pan powiedzieć – antymaterii – odpowiedział żartobliwie Ixt.
– Oczywiście. Proszę mnie jednak źle nie zrozumieć; nie chodzi mi o sposób na wyprodukowanie bomby, lecz chciałbym uzyskać informację na temat jak wam się udaje ją uzyskiwać. Przecież antymateria występuje we wszechświecie niezmiernie rzadko.
– Otóż, myli się pan. Antymaterii jest dokładnie tyle samo, ile materii.
– Jak to?
– O ile się orientujemy, wy, ziemianie macie pewne pojęcie o prapoczątku wszechświata. Wy to nazywacie Big-Bangiem. Nie wiecie jednak, że w wyniku tego wybuchu powstały równocześnie dwa światy – jeden zbudowany z materii z jaką mamy do czynienia na co dzień, drugi zaś – z antymaterii. Te dwa światy istnieją równolegle, tworząc swoje własne czasoprzestrzenie, które jednak podlegają niekiedy pewnym deformacjom i wówczas dochodzić może do wzajemnego „przecieku”.
– To te dwa światy są obok siebie – O’Hara okazał zdumienie.
– Widzę , że pojęcie względności czasu i przestrzeni jest wam obce – odpowiedział głos. – Nie można stosować tego typu odniesień. Nie można w ogóle mówić o jakiejkolwiek odległości, czy sąsiedztwie. W bardzo dużej przenośni można by to porównać do zawiesiny tłuszczu w wodzie, gdzie, mimo możliwości znacznego rozdrobnienia cząsteczek tłuszczu, pozostaje on nadal tłuszczem, nie łącząc się z wodą. Ale, jak powiedziałem, jest to bardzo uproszczone porównanie.
– Domyślam się, że nie latacie po całym kosmosie – kontynuował Pawłowski – w celu wyłapywania tej przypadkowo przenikającej antymaterii.
– Oczywiście, że nie. Opanowaliśmy technologię pozwalającą wpływać na kształt czasoprzestrzeni, co pozwala nam pozyskiwać dowolne jej ilości.
– To fantastyczne!
– Tak, to niewątpliwie wielkie osiągniecie umysłu. Ale pozwólcie, że będę kontynuował swoją opowieść. Po trwającej kilkaset lat podróży dotarliśmy w pobliże jednego ze słońc...
Pojawiła się holoprojekcja przedstawiająca centralną sterownie kosmolotu Lemów, w której, przed pulpitem siedzi Ixt. Do jej wnętrza wchodzi Yxtrym.
– Komendancie, zbliżamy się do słońca, wokół którego krąży planeta, mogąca – po pewnych zabiegach astroinżynieryjnych – nadawać się do zasiedlenia.
– Jakie to zabiegi?
– Chodzi głównie o dwie rzeczy; Po pierwsze występują na niej tylko śladowe ilości tlenu, a po drugie – prawie wcale nie ma wody.
– Ile potrzebujemy czasu, by ją uzdatnić?
– Sądzę, że około stu lat. Chyba, że ściągniemy ją z innego miejsca.
– Skąd?
– No, na przykład z jakiejś innej, niezbyt odległej planety.
– A jest taka szansa?
– Jest, niewielka.
– Bierzcie się zatem do roboty. Dość już tej włóczęgi.
Holoprojekcja znikła, lecz głos kontynuował opowieść:
– No i zabraliśmy się do dzieła uzdatniania planety, która nazwaliśmy Nova. Wyłapywaliśmy krążące w okolicy asteroidy i komety, z których produkowaliśmy tlen i wodę, oraz inne potrzebne związki chemiczne. Praca powoli posuwała się do przodu, gdy pewnego razu...
Holoprojektor ponownie pokazał centralę dowodzenia.
– Komandorze, znaleźliśmy! – oznajmił wchodzący Yxtrym
– Co?
– Planetę, na której jest tlen i woda.
– Daleko?
– Trochę ponad dziesięć lat świetlnych.
– To nawet niedaleko Ale, czy jest sens lecieć teraz do niej, kiedy nasze prace sa już tak zaawansowane?
– Wydaje mi się, że nie ma. Ale możemy tu ściągnąć trochę jednego i drugiego. Pozwoli to na znaczne przyśpieszenie prac adaptacyjnych.
– W porządku. Proszę o podjęcie działań.
Holoprojekcja znikła, a głos kontynuował opowiadanie:
– Zaczęliśmy zatem ściągać wodę z Ziemi, bo planeta, o której mówił Yxtrym , to – jak się zapewne domyślacie – była właśnie waszą ojczystą planetą.
– W jaki sposób tego dokonaliście? – Pawłowski ponownie przerwał wywód.
– Dokonywaliśmy operacji zakrzywienia czasoprzestrzeni, co pozwalało nam na jednorazowe pobranie kilku kilometrów sześciennych wody i drugie tyle bogatego w tlen powietrza.
– Jakie zakrzywienie.
– Utworzenie dwóch ściętych stożków, połączonych końcami o mniejszej średnicy. Jeden szerszy koniec służył do pobierania, drugi zaś do przekazywania na nasza planetę. Działalność nasza wywoływała, oczywiście, chwilowe zaburzenia – zarówno w atmosferze, jak i w oceanie – ale nas to specjalnie nie interesowało, nie zdawaliśmy sobie bowiem sprawy z tego, iż Ziemia jest zamieszkała przez istoty rozumne. I tak ponawialiśmy od czasu, do czasu nasze transfuzje, gromadząc w przerwach odpowiednie ilości energii, aż do czasu, gdy...
Holoprojekcja ukazała wkraczającego do sterowni Yxtryma.
– Komandorze, właśnie otrzymałem meldunek z Novej; wraz z wodą i powietrzem dotarł do nas nieznany obiekt, będący niewątpliwie wytworem jakiejś cywilizacji.
– Wyślijcie natychmiast grawitolot i zbadajcie go! Kiedy to się stało?
– Około sześć godzin temu...
Kolejny seans holograficzny ukazał następujący obraz:
Na Novej wylądował latający talerz. Opuściło go trzech Lemów, i podeszło do statku, którego dziób znajdował się na plaży, rufa zaś zanurzona była w wodzie. Przy pomocy liny wspięli się na pokład i przeszukali statek, na którym od razu znaleźli zwłoki jednego, potem kolejnych członków załogi.
– Łącznie znaleźliśmy szesnaście osób. Oczywiści wszyscy byli martwi.
– Co zrobiliście z ciałami? – zainteresował się Preston.
– Przetranportowaliśmy je do kosmolotu, gdzie zostali poddani gruntownym badaniom. Ponieważ nie znaliśmy waszych obyczajów dotyczących postępowania ze zmarłymi, wsadziliśmy je do niewielkiego statku kosmicznego, który wysłaliśmy w kierunku Ziemi. Miał tam wejść na orbitę i nadawać sygnały, ale najprawdopodobniej nasza technika tym razem zawiodła i jego nadajniki zamilkły, zanim znalazł się w obrębie waszego układu słonecznego. Przebadaliśmy oczywiście szczegółowo statek, dzięki czemu poznaliśmy niektóre wasze osiągnięcia techniczne. Stopień zaawansowania technicznego znalezionej na statku aparatury, a także dodatkowe wnioski wysnute na podstawie analizy znalezionych na nim książek wskazywały na to, że za kilka, lub kilkadziesiąt lat będziecie w stanie wyruszyć poza wasz układ planetarny. Zrodził się przy tym dylemat – czy kontynuować pobieranie wody i narażać przez to ziemian na niebezpieczeństwo, czy też korzystać wyłącznie z własnej produkcji. Długo rozważaliśmy wszystkie za- i przeciw, aż w końcu doszliśmy do wniosku, że jednak będziemy kontynuować naszą działalność, podejmując jednocześnie odpowiednie środki ostrożności, by – w razie przypadkowego porwania – innego obiektu z ludźmi na pokładzie udzielić im natychmiastowej pomocy i ewakuować do kosmolotu. Tak tez się stało i obecnie wśród naszej społeczności przebywa spora grupa Ziemian, która, nawiasem mówiąc, aktywnie włączyła się do życia i pracy Lemów. To tyle wstępnych wyjaśnień, a teraz proszę na zwiedzanie naszego statku, z tym, że najpierw proponuję spożycie wspólnego posiłku.
Preston złożył dłonie.
– Jak myślicie, czy ich jedzenie nadaje się dla nas?
Jego pytanie zostało skwitowane wzruszeniem ramion, ale Ixt powiedział:
– Domyślam się, pańskich wątpliwości, ale proszę się nie obawiać. Nasze potrzeby fizjologiczne są dosyć zbliżone do waszych, choć różnimy się poczuciem smaku, ale poznaliśmy już ludzkie preferencje w tym zakresie i zapewniam, że zjecie wszystko z apetytem.
Obie grupy udały się do sąsiedniego pomieszczenia, w którym czekały nakryte stoły. Usadowili się naprzemiennie i spożyli naprawdę smaczny posiłek.
– Rzeczywiście, potrafiliście dostosować się do naszych gustów – wychwalali zdolności kulinarne gospodarzy.
– I nie przeszkadza wam, że wszystko, co spożywaliście jest wyprodukowane sztucznie?
– Absolutnie nie. Musicie nas tego nauczyć, bo Ziemia nie jest tak całkowicie przyjazną dla ludzi planetą i istnieją na niej miejsca, gdzie nadal panuje głód.


14

Ludzie podzielili się na dwie grupy; Preston, Pawłowski, doktor Johansson, doktor Hashad oraz Sylwia w towarzystwie Ixta udała się na zwiedzanie gwiazdolotu nazywanej habitatem, a pozostali prowadzeni przez Yxtryma pojechali na odległy koniec gwiazdolotu, gdzie mieli zapoznać się z urządzeniami technicznymi.
– Powiedział pan, że ratowaliście pasażerów ziemskich obiektów – zadał w myśli pytanie Preston, a następnie zwrócił się do Sylwii i Pawłowskiego: – Zrozumieliście pytanie?
Oboje skinęli potakująco głowami.
– Wiadomo panu, że stężenie tlenu w atmosferze Novej wynosi już ponad pięć procent. Tak więc, mieliśmy kilka minut czasu na ewakuację ludzi. Nasze ekipy w ciągu kilkudziesięciu sekund docierały na miejsce. Udało nam się w ten sposób uratować wszystkich z wyjątkiem...
– ... z wyjątkiem? – zapytała Sylwia.
– Pozwólcie za mną. – Ixt poprowadził ich korytarzem do peronu takiej samej kolejki, jaka przewiozła ich z lądowiska do sali konferencyjnej.
Po chwili zajęli miejsca w wagoniku i przedostali się do odległej części statku. Część ta okazała się szpitalem. Idąc wzdłuż korytarza zaglądali przez oszklone drzwi do jedno- i dwuosobowych pomieszczeń, w których przebywali leżący na łóżkach ludzie. Wszyscy byli podłączeni do kroplówek, aparatów do wspomagania oddechu i krążenia oraz innych urządzeń o niewiadomym przeznaczeniu; w innych pokojach znajdowali się pacjenci z objawami chorób psychicznych.
– Spóźniliśmy się z pomocą i doszło u nich do niedotlenienia i w efekcie tego – uszkodzenia mózgu. Potrafimy leczyć wszystkie schorzenia ludzi, ale niestety, z uszkodzeniami ośrodkowego układu nerwowego nie możemy sobie na razie poradzić.
– Dużo ich tu macie? – zapytał doktor Johansson.
– Sto trzydzieści dwie osoby.
– Tylko tylu było na pokładzie?
– Nie. Trzech osób nie udało nam się utrzymać przy życiu, a dwie wyszły prawie bez szwanku. Jeden z nich, to nawigator Jack Norton, a druga osobą jest pasażerka – Lynda Stratton. Jeśli macie na to ochotę, możecie ją odwiedzić.
– A tego Nortona?
– Niestety, nie. Przyłączył się do naszej wyprawy badawczej i poleciał do układu planetarnego towarzyszącego pewnej, niezbyt oddalonej gwieździe.
– Dlaczego dalej odwiedzacie inne światy? – zainteresował się Preston. – Czyżbyście nie byli pewni, że Nova będzie waszym domem?
– Tego jesteśmy pewni, ale przyświeca nam jeszcze jedna idea. Chcemy mianowicie zaszczepić zalążki życia w każdym miejscu, które daje choćby najmniejszą szansę, że kiedyś może się w nim życie rozwinąć. Bo przecież nie mamy żadnej gwarancji, że nasz (i wasz) świat będzie istniał zawsze. Wręcz przeciwnie – mamy pełną świadomość, że czasami spadają duże ciała niebieski sprowadzające na planety kataklizmy, że słońca gasną, że wybuchają Nowe i Supernowe. Czas życia każdej planety jest przez to ograniczony.
– No tak. To jest naprawdę dobry pomysł, by zapewnić ciągłość życia nie bacząc na to jakim ono będzie. To może teraz chodźmy do tej pani...
– Przejdziemy pieszo – to jest całkiem blisko. Ixt poprowadził ich kawałek i znaleźli się w wielkiej cylindrycznej przestrzeni. Jej ściany otoczone były galeryjkami, z których niezliczone drzwi prowadziły do tysięcy pomieszczeń.
– Co za niezwykły ul! – wykrzyknął Pawłowski stykając dłonie.
– Raczej jakieś pieprzone Alcatraz – odpowiedziała mu Sylwia składając dłonie jak do modlitwy.
– To jest jeden z naszych habitatów – wyjaśnił Ixt. Jak pamiętacie w podróż wyruszyło milion Lemów, przeto nie mogliśmy zapewnić każdemu willi z ogródkiem. Wszyscy wsiedli do windy, a następnie Ixt zaprowadził ich do drzwi.
– Lynda Straton już na was czeka – zakomunikował, po czym nacisnął przycisk
W drzwiach stanęła ładna, wyglądająca na trzydziestoletnią, kobieta.
– Jestem Lynda Stratton. Czekałam na państwa.
– Przepraszam... – powiedział Pawłowski. – Myślałem, że pani jest trochę...
– starsza? – Lynda wyszczerzyła w uśmiechu zęby. Oczywiście, że jestem. W chwili katastrofy miałam dwadzieścia dziewięć lat. Gdybym żyła na Ziemi miałabym dziś siedemdziesiąt osiem. Lemowie posiadają jednak urządzenie nazywane przez nas antygeriotronem, z którego korzystamy co pół roku, dzięki czemu proces starzenia zostaje zwolniony prawie dwudziestokrotnie. Tak więc obecnie mam w sensie biologicznym około trzydziestu trzech lat.
– Czy może nam pani coś bliższego opowiedzieć na temat samej katastrofy? Pani odczucia... wrażenia... – zapytał Preston.
– Niewiele. Lot przebiegał normalnie, gdy nagle zgasło światło, by za chwile rozbłysnąć na nowo. Po chwili silniki zaczęły się „dusić” i zamilkły. Z przerażeniem oczekiwaliśmy na katastrofę, ale nic się nie działo. Wyglądając przez okno stwierdziłam, że samolot leży na ziemi – mówię leży, bo podwozie nie było wypuszczone – nieco przechylony na prawe skrzydło. Siedzieliśmy przez chwilę w milczeniu, gdy nagle rozległ się głos kapitana.
Lynda wcisnęła przycisk pilota i ukazała się holoprojekcja przedstawiająca kabinę samolotu. Pilot mówi do mikrofonu:
– Proszę państwa. Mieliśmy awaryjne lądowanie. Proszę o zachowanie spokoju i czekanie na pomoc.
Kapitan wyłączył mikrofon i zwrócił się do drugiego pilota.
– Jack, postaraj się określić naszą pozycję.
– Kapitanie... Nie wiem co się dzieje, ale nie potrafię tego zrobić.
– Jak to?
– Albo ja zwariowałem, albo gwiazdy.
– Nie rozumiem.
– Nie mogę rozpoznać gwiazdozbiorów.
– Nie możesz rozpoznać? To dziwne.
– A pan może powiedzieć, w jaki sposób udało nam się wylądować? Tu dzieje się wiele dziwnych rzeczy. Jeszcze dwie minuty temu lecieliśmy z prędkością sześciuset mil, na wysokości dwudziestu trzech tysięcy stóp, a teraz siedzimy na podwoziu w szczerym polu. Gwiazdy wyglądają inaczej, niż przed chwilą, nawet kompas nie działa, że nie wspomnę o radiu.
– Masz rację Jack. To rzeczywiście jest bardzo zagadkowe.
– To co robimy?
– A cóż innego nam pozostaje, niż czekanie...
Hologram zgasł, zaś Lynda kontynuowała:
– Czekaliśmy około trzech godzin, gdy kapitan postanowił otworzyć drzwi. Przez moment nie działo się nic szczególnego, prócz nagłego spadku ciśnienia – nieszczególnie już świeżego – powietrza. Spod półki bagażowej wypadły maski, które nałożyliśmy na twarze i czekaliśmy nadal. W końcu powietrza zaczęło brakować i zaczęliśmy się dusić. Nic więcej nie pamiętam. Ocknęłam się dopiero tutaj. To znaczy nie w tym pokoju, lecz w sali szpitalnej.
– Przez trzy godziny nie zdołaliście do nich dotrzeć – Preston zwrócił się do Ixta, nie ukrywając wzburzenia.
– To był pech. Tego dnia, oprócz samolotu dotarły na Novą jeszcze dwie jednostki pływające. Ponieważ samolot jest bezpieczny – w hermetycznej kabinie pasażerowie mogą przebywać dłuższy czas – skierowaliśmy do pomocy załogom statków wszystkie cztery dyżurujące transportowce. Wiedzieliśmy bowiem, że wyciąganie ludzi ze statku wymaga więcej czasu, bo trzeba ich szukać w różnych zakamarkach. Dopiero po zabezpieczeniu marynarzy jeden z wahadłowców załadowany ludźmi udał się w drogę do gwiazdolotu dwa wystartowały na orbitę, a czwarty udał się w kierunku samolotu. Na nieszczęście statek ów uległ awarii. Zanim powrócił wahadłowiec z orbity minęło tyle czasu, że na pomoc było za późno.
– Widzieliście tamtych? – zapytała Lynda.
– Tak – odparł Preston.
– To okropne. Czuję się winna, ze to ja się uratowałam.
– Proszę się nie martwić – pocieszył ją Hashad. – Zabierzemy ich na Ziemię. Dzisiaj już potrafimy leczyć wszystkie choroby psychiczne.
– Chcecie ich zabrać? – zapytał Ixt.
– Tak – Odpowiedzieli równocześnie Preston i Johansson.
– A pozostałych?
– Wszystkich – stwierdził Preston.
– Chyba, żeby nie chcieli powracać... – w głosie Pawłowskiego dało się słyszeć jakiś dziwny ton.
– Dobrze, pozwólcie, że zostawię was teraz samych, a sam powrócę do swoich obowiązków. Zostawiam wam to czarne pudełeczko. – Ixt wręczył Prestonowi niewielki prostopadłościan.
– Co to jest?
– Gdybyście chcieli się skontaktować z kimkolwiek na statku, proszę włożyć palec do tego otworu – pokazał zagłębienie na jednej ze ścian i opuścił pomieszczenie.
– Pani Stratto! – odezwał się Preston, gdy Ixt zamknął za sobą drzwi. – Proszę nam jeszcze opowiedzieć coś o Lemach, o waszym życiu w ich kosmolocie. Jak jesteście traktowani, co robicie i tak dalej...
– Lyndo. Proszę mi mówić po imieniu. Choć według metryki jestem już raczej stara, to jestem jeszcze młoda. Cóż można powiedzieć... Jest nam tu naprawdę dobrze. Jesteśmy traktowani bardzo przyzwoicie, mamy równe prawa, nasz przedstawiciel bierze również udział w pracach Rady Społecznej. Wszyscy pracujemy na równi z Lemami. Nie zmienia to jednak faktu, że tęsknimy za ludźmi i Ziemią – za ziemskimi morzami i rzekami, za lasami i polami, za ptakami i za wszystkim, co kojarzy się nam z poprzednim życiem.
– A powiedz nam jeszcze o jednej rzeczy – włączył się Hashad. – Kiedy szliśmy do ciebie natknęliśmy się na dużą liczbę kręcących się w habitacie Lemów, nie dostrzegłem jednak żadnych dzieci. Nie rodzą się nowe, czy są w jakiś sposób izolowane od dorosłej części społeczności.
– Dzieci są, ale rzeczywiście jest ich niewiele, ostatnie bowiem urodziło się chyba trzydzieści lat temu.
– Trzydziestoletnie dziecko? – zdziwiła się Sylwia.
– Tak. Lemowie osiągają pełną dojrzałość w wieku około pięćdziesięciu lat.
– Dobrze, a dlaczego teraz się nie rodzą? – zapytał Johansson.
– Matka jest chora.
– Matka? Matka jest tylko jedna?
– No, prawie tak jak królowa u pszczół.
– Opowiedz coś więcej na ten temat.
– No, więc tak... Na czele całej społeczności stoi królowa-matka. Jest wyjątkowo długowieczna i żyje nawet do około tysiąca lat. Ma się rozumieć ziemskich lat. Dojrzałość do rozrodu osiąga dopiero w wieku dwustu lat i osiągnięciu rozmiarów... no... sporego wieloryba. Sam zaś proces rozmnażania również jest dla nas dość niezwykły. Występują u nich dwa rodzaje mężczyzn. Samców – poprawiła się. – Zresztą nie wiem, jak i określić. Powiedzmy – osobników płci męskiej. Do zapłodnienia królowej potrzebne jest nasienie... Znowu nie wiem, jak to określić... – zastanowiła się przez chwilę – ...komórki rozrodcze obu typów samców – każda z innym garniturem chromosomów.
– Trójkąt małżeński... – zażartował lekarz.
– Tak, nierównoboczny. Po połączeniu się z komórką jajową samicy powstaje zarodek, który po krótkim okresie inkubacji w ciele matki zostaje hmmm... urodzony i opiekę nad nim przejmują – wyposażone w coś, co przypomina torbę kangura – bezpłodne samice-piastunki. Karmią i pielęgnują zarodki do momentu kiedy stają się zdolne do samodzielnego życia. Trwa to około trzech lat. Potem dzieci przechodzą do żłobka, gdzie następuje ich wstępne przystosowanie do życia w społeczeństwie. Po kolejnych kilku latach przechodzą do czegoś w rodzaju szkoły, w której spędzają cały okres do osiągnięcia pełnoletności.
– Ciekawe... A co z tą matką – dociekał Johansson. – Skoro jest chora i – jak się domyślam – mają problem z wyleczeniem jej, to jakie są perspektywy ich dalszego bytu?
– Rośnie już jej następczyni, ale to jeszcze potrwa kilkadziesiąt lat.
– Ten mechanizm jest zatem wielce niedoskonały. Jeśli nie ma następczyni, a matka umrze, cała populacja może wyginąć.
– Nie jest aż tak źle. Każda samica jest potencjalną matką, więc takie zagrożenie nie istnieje. Musiałyby powymierać wszystkie.
Opowieść Lyndy ciągnęła się jeszcze przez kilka godzin, aż w końcu stwierdziła, że jak na jeden raz wystarczy gadania i zaproponowała wyjście na basen.
– Nie mam kostiumu – stwierdziła Sylwia, z nieukrywanym żalem.
– Znajdę coś dla ciebie w swojej garderobie; kiedy doszło do uprowadzenia leciałam na wakacje. A panowie chyba mają coś pod kombinezonami...
– A jeśli nie? – zażartował Johansson. – Nie można w downless? W Szwecji, po zażyciu sauny, kąpiemy się nago w jeziorze.
– Ja się nie zgorszę. W końcu dźwigam na grzbiecie ósmy krzyżyk... Ale nie wiem, co na to powiedzieliby Lemowie.
Lynda pogrzebała w walizce i wręczyła Sylwii seksowne bikini, po czym cała grupa udała się na peron kolejki która zawiozła ich na basen.

15

Następnego dnia delegacja została pomniejszona o doktorów Johanssona i Hashada, którzy, wraz z grupą Ziemian przebywających w gościnie u Lemów powrócili do gwiazdolotu, by rozbudować oddział szpitalny dla najciężej poszkodowanych w wyniku niedotlenienia. Pozostali przedstawiciele Ziemian zostali przekazani pod opiekę Baltersa, Lyndy i jeszcze kilku innych ludzi i zapoznawali się z osiągnięciami naukowymi z różnych dziedzin wiedzy, budową macierzystego oraz innych pojazdów kosmicznych, ze szczególnym uwzględnieniem grawitolotu. Patrick, nieoczekiwanie wykazał przy tym dziwne zainteresowanie problemami egzobiologii, Sylwia zaś zaczęła się pasjonować tajnikami pilotażu. Czekano przy tym na powrót z wyprawy Jacka Nortona. Kiedy,po upływie kilku tygodni znalazł się on na statku Lemów, Ixt zaprosił wszystkich ludzi na spotkanie.
– Przyjaciele! Cieszymy się z poznania „braci w rozumie”. Wiem, że chcielibyście już wracać do domu, musimy się zatem rozstać. Możemy wam trochę pomóc, bo przecież wasz statek nie jest przeznaczony do przetransportowania tak niespodziewanie powiększonej załogi.
– Jak nam chcecie pomóc? – zapytał Preston.
– Nie wchodząc w szczegóły powiem tylko, że odbędzie się to w ten sam sposób, w jaki ściągaliśmy wodę z Ziemi.
– Chyba nie chcecie nas utopić w oceanie? – Preston okazał lekkie zaniepokojenie perspektywą znalezienia się wraz z gwiazdolotem i całą ekipą na dnie oceanu.
– Nie obawiajcie się. Umieścimy was na orbicie okołoziemskiej. W końcu winniśmy wam wdzięczność za wodę. Chcemy ponadto zrehabilitować się w jakiś sposób za te wszystkie porwania i dlatego postanowiliśmy dać wam w prezencie skuteczny środek do zwalczania karaluchów.
– Oczywiście, chętnie skorzystamy zarówno z przyśpieszonej podróży, jak i z cudownego proszku. Dziękujemy serdecznie.
– To nie jest proszek, lecz receptura, ale produkcja nie jest szczególnie skomplikowana. Przy okazji... Czy mogę liczyć na zaproszenie do zwiedzenia waszego gwiazdolotu?
– Ależ oczywiście. Polećmy razem. Przypuszczam, że pozostali członkowie ekspedycji chętnie poznają przedstawicieli waszej – jeszcze nie tak dawno powiedziałbym – obcej cywilizacji.

Jeszcze tego samego dnia na gwiazdę odleciały wahadłowce z ludźmi i zaproszoną grupą Lemów.

16

Po upływie dwóch dni Preston zwołał naradę. Centralna sterownia pękała w szwach wypełniona tłumem astronautów.
Preston w krótkich słowach przedstawił wizytujących gości i nakreślił w kilku słowach sposób powrotu na Ziemię. Jego wystąpienie kilkakrotnie było nagradzane rzęsistymi oklaskami, a perspektywa znalezienia się na orbicie okołoziemskie w ciągu kilku sekund wywołała wręcz burzę braw. Kiedy Preston Uścisnął na pożegnanie dłonie Lemów, podszedł doń Popow.
– Pułkowniku, czy nie zechciałby pan powołać kogoś na moje stanowisko?
– Cóż to, majorze? Podaje się pan do dymisji?
– Nie... No widzi pan... Przecież ktoś z nas powinien tu u nich zostać.
– Spodziewałem się tego po panu. Dziękuję.
– Panie pułkowniku! – z kolei zbliżył się do niego O’Hara.
– Słucham.
– Mam do pana dwie prośby.
– Tak?
– Po pierwsze proszę o udzielenie mi ślubu... to znaczy – chwycił za rękę stojącą obok Sylwię – o udzielenie nam ślubu, oraz o pozwolenie na pozostanie u Lemów. Majorowi na pewno przydadzą się pomocnicy.
– Tak, chcecie zostać we dwoje, a za kilkanaście lat nie będzie na statku miejsca dla waszych dzieci.
– Proszę się nie obawiać – uśmiechnęła się Sylwia. – Za kilkanaście lat nie będziemy już mieszkać w tym ich wielkim pudle lecz przeniesiemy się na Primę. Przepraszam – na Novą, a tam miejsca raczej nie zabraknie.
– Ale na wszelki wypadek proszę powiedzieć prezydentowi, żeby na powierzchni morza w obrębie Trójkąta Bermudzkiego kazał rozciągnąć siatkę, żebyśmy się nie potopili, gdy nas wyrzucą – dodał O’Hara.
– Nigdy jeszcze nie występowałem w roli pastora – podrapał się po głowie Preston – ale może jakoś sobie poradzę. Stańcie obok siebie.
Kiedy Patrick i Sylwia stanęli przed dowódcą, ten zadał pytanie:
– Sylwio Persine, czy chcesz za małżonka tego oto Patricka?
– Chcę.
– Patricku O’Hara, czy chcesz pojąc za małżonkę tego oto Patricka?
– Chcę.
– Ogłaszam was wobec wszystkich Ludzi, Lemów, oraz całego kosmosu za małżonków. A teraz możecie się pocałować.
Nowożeńcy nie kazali się dwa razy prosić i wymienili namiętny i długi pocałunek, co zdawało się wywoływać w oczach Lemów zdziwienie.
– Czy oni się zjadają nawzajem? – zapytał Ixt.
– Nie. To jest taki ludzki zwyczaj. Nic im z tego powodu nie grozi – zaśmiał się Preston.
Zgromadzeni w centrali ludzie podeszli do nowożeńców z gratulacjami, po czym powoli zaczęli opuszczać pomieszczenie.
– No to, do widzenia. Noc poślubną spędzicie już w kosmolocie Lemów. I... Patricku, napisz jak było...
– Jasne – roześmiał się O’Hara biorąc na ręce Sylwię.

17

Wieczorne wiadomości stacji NBC podano komunikat następującej treści:
Zgodnie z informacją uzyskaną w Centrum Kontroli Lotów Kosmicznych, nadzorującą przebieg wyprawy do układu planetarnego Epsilon Eridani, w dniu wczorajszym otrzymali oni sygnał rozpoczęcia hamowania gwiazdolotu. Ponieważ hamowanie rozpoczęto dokładnie w połowie drogi, oznacza to, że – mając na uwadze fakt długiego czasu koniecznego, by sygnał z Gwiazdy dotarł na Ziemię – dotarła ona właśnie do celu podróży.

18

W Centrum Kontroli nieliczna grupa naukowców obserwowała holoprojekcję przedstawiającej mapę nieba, na której punkt oznaczający „Gwiazdę” pulsował w okolicy Epsilon Erydana. Nagle ciszę pomieszczenia brutalnie zakłócił głos syreny alarmowej, a na mapie rozbłysnął czerwony marker. Po chwili z głośników rozległ się głos:
– Uwaga! Ogłaszam alarm dla wszystkich służb! Niezidentyfikowany obiekt kosmiczny na orbicie okołoziemskiej.
Kierownik zmiany Centrum nacisnął przycisk na pulpicie.

W niewielkim gabinecie siedział za biurkiem młody człowiek w mundurze porucznika marynarki, prowadzący rozmowę telefoniczną. Nagle rozległ się natarczywy sygnał. Mężczyzna przerwał rozmowę i podniósł czerwoną słuchawkę.
– Biały Dom.
Kierownik zmiany w Centrum zameldował z podnieceniem:
– Mówi koordynator z Centrum Lotów Kosmicznych. Na orbicie okołoziemskiej pojawił się niespodzianie duży, nieznany obiekt kosmiczny. Jeszcze nie wiemy co to jest, ale nasi specjaliści natychmiast podjęli próbę rozpoznania.
– Dziękuję! Proszę się nie rozłączać.
Mężczyzna podnosi słuchawkę innego telefonu.

W Gabinecie Owalnym prezydent George C. Bush odprowadził właśnie delegację Senatu gdy na biurku rozdzwonił się telefon łączący go bezpośrednio z oficerem łączności. Skinął wiec jeszcze raz głową na pożegnanie, wrócił do biurka i podniósł słuchawkę.
– Słucham.
Porucznik Wess Smith zmeldował:
– Panie prezydencie! Mamy niespodziewaną wizytę. W pobliżu Ziemi pojawił się jakiś obiekt kosmiczny. NASA nie wie, co to takiego.
– Proszę zawiadomić Pentagon i NORAD*! Niech będą ze mną w kontakcie. Centrum też proszę przełączyć do mojego gabinetu!
W ciągu kilku minut centrala telefoniczna Białego Domu dokonała setek połączeń. We wszystkich jednostkach podległych departamentowi obrony ogłoszono „żółty alarm”. Zestawiono również telekonferencję z udziałem przywódców najważniejszych krajów świata. Zrezygnowano przy tym z technologii holoprojekcji, gdyż dekodowanie terrabajtów danych zajęłoby zbyt wiele czasu. Po kilkudziesięciu minutach „żółty alarm” ogłoszono również w jednostkach podległych Global Space Defence. Uzbrojone w głowice jądrowe i termojądrowe rakiety typu ziemia-kosmos podjęły wędrówkę na pozycję startową. W miastach całego świata zawyły syreny alarmowe, a wszystkie media ostrzegały ludność przed groźbą ataku. Air Force One grzał silniki, podobnie, jak ściągnięta natychmiast na teren Białego Domu eskadra opancerzonych, prezydenckich śmigłowców.

W Gabinecie Owalnym zebrał się sztab kryzysowy czekający niecierpliwie na doniesienia z NASA, gdy nagle z głośników popłynął głos Prestona.
– Halo! Ziemia! Centrum Dowodzenia zgłoście się!
– Tu Centrum! Jak się udało panu z nami skontaktować?
– Jesteśmy na orbicie okołoziemskiej. Proszę o przygotowanie „Selene” do przyjęcia „Gwiazdy”.
– Tu mówi prezydent. Skądże, u licha, wzięliście się w okolicy Ziemi? Przecież dopiero dolecieliście do celu.
– Zgadza się, panie prezydencie. Melduję, że jeszcze przed kilkoma minutami byliśmy w okolicy Epsilon Erydana. W dodatku jest nas teraz prawie dwa razy więcej niż w chwili startu.
– Nie wiem, czy to ja zwariowałem, czy pan? Proszę to wytłumaczyć jaśniej.
– Proszę się nie niepokoić. Obaj jesteśmy zdrowi. To wszystko stało się dzięki Lemom. – Preston pokrótce streścił przebieg spotkania z obcymi.
Po tej rozmowie prezydent wydał rozkaz odwołania „żółtego alarmu” i przekazał powyższą informację do zaniepokojonych prezydentów wszystkich państw. Jednostki GSD przeszły w stan „alarmu zielonego”.

19

Holoprojekcję ukazującą dokowanie „Gwiazdy” do stacji „Selene” obserwowało miliardy ludzi, żyjących nawet w najdalszych zakątkach Ziemi. Pomyślne zakończenie misji przyjęte było entuzjastycznymi brawami i łzami wzruszenia, a duchowni wszelkich wyznań wznosili dziękczynne modły za szczęśliwy powrót gwiezdnych podróżników.
Kiedy po dwóch dniach na lądowisku nieopodal Portsmouth usiadł wahadłowiec, dostarczając pierwszą ich grupę na Ziemię, jako pierwszy na szczycie schodni ukazał się Preston. Powoli zszedł na płytę lądowiska, pozdrawiając dłonią wiwatujący tłum. Po czerwonym dywanie podszedł do mównicy, przed którą oczekiwała grupa oficjalnych przedstawicieli prezydenta i stanął na baczność.
– Pani Sekretarz Stanu! Melduję wykonanie powierzonego mi zadania.
– Dziękuję, generale...
– ...pułkowniku...
– ...generale Preston, w imieniu naszego narodu, jak i całej ludzkości, a także Prezydenta Stanów Zjednoczonych i swoim własnym. I gratuluję awansu. Przed godziną prezydent podpisał pański awans na stopień generała.

EPILOG

Któregoś piątkowego poranka w sypialni Prestona rozległ się sygnał trąbki pocztyliona. Preston leniwie otworzył oczy i nacisnął przycisk pilota – holoprojektor wyświetlił symbol koperty z danymi odbiorcy. Równocześnie rozległ się mechaniczny głos:
– Identyfikacja!
– Lyndo, to do ciebie! – Preston delikatnie dotknął ramienia spoczywającej obok żony.
Lynda przeciągnęła się, otworzyła oczy i spojrzała na holoprojekcję.
– Lynda Stratton Preston – wymówiła sennym głosem.
– Identyfikacja nieprawidłowa. Proszę powtórzyć!
– Lynda Stratton Preston – powtórzyła już trzeźwym głosem Lynda.
– Potwierdzam identyfikację – stwierdził głos i w przestrzeni ukazał się tekst listu.
– Przeczytaj Jonah, ja jeszcze śpię – ziewnęła Sylwia.
– Miami... data... Towarzystwo Ubezpieczeniowe LIFE over LIFE... Pani Lynda Stratton Preston. W związku z wyłudzeniem z naszej firmy ubezpieczeniowej pieniędzy za rzekomą śmierć w katastrofie lotniczej domagamy się zwrotu bezpodstawnie podjętego odszkodowania w wysokości US$ 200 000, oraz należnych odsetek w kwocie US$ 1 357 000, co stanowi łącznie kwotę US$ 1 575 000. W razie nie zastosowania się do naszych żądań, wystąpimy na drogę sądową. Podpisano...
Oczy Lyndy przybrały wygląd dwóch wielkich guzików...

* North American Aerospace Defense Command


K O N I E C

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak już kiedyś napisałem sf, to kompletnie nie moja bajka, wybiórcze opowiadania Lema, to jedyna rzecz, która mi w niewielkim stopniu, podpasowała, więc z całym szacunkiem, jeśli wolno mi zwrócić uwagę, to moim skromnym okiem, pierwszy akapit nie wyszedł Ci kompletnie...i krzyczy głośno popraw mnie...

przeczytaj to na głos:

Kiedy przeszli do mniejszej sali, w której znajdowało się około trzydziestu foteli, z których część była wyraźnie większa. Goście domyślili się, że była wykonana specjalnie dla ziemian – i rzeczywiście Ixt wskazał im te właśnie siedzenia. Kiedy wszyscy zajęli miejsca do ich świadomości dotarła myśl, którą uznali za przekaz wysłany przez dowódcy Lemów:

MAKABRA

to co udało mi sie wyłapać bo od razu rzuca sie w oczy, co do reszty bardzo Cię przepraszam, ale pozwolisz, że nie przeczytam, nie mam w sobie tyle samozaparcia...

Pozdrawiam bardzo serdecznie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Piotrze, dzięki ci za to, że – pomimo zdegustowania zarówno treścią, jak i formą pierwszej części– poświęciłeś swój cenny czas na przeczytanie jednego akapitu i udzielenie mi wspaniałej rady. Niestety nie mogę z niej skorzystać, gdyż już od pierwszej klasy nie czytam nigdy na głos. Przyczyną tego jest fakt, że jako siedmiolatek zostałem przez nauczycielkę zaprowadzony do czwartej klasy, by zademonstrować, jak należy czytać. Po lekcjach dostałem wpie... od Józka i Staszka z czwartej „a”.

Dzie wuszko. Nie piszę romansów, a tym bardziej erotyków, więc jeśli nawet w moim opowiadaniu dochodzi do jakichś sytuacji tzw. damsko-męskich pozostawiam to w tle, pozwalając na snucie domysłów ewentualnemu czytelnikowi. Co zaś się tyczy dopracowania szczegółów: Prawdą jest, iż wiele rzeczy pomijam (choć może nadmiernie rozwijam wątek „techniczny”), ale postępuję na wzór producentów różnego rodzaju urządzeń – na przykład samochodów. Wytwórca wypuszczając jakiś nowy model może spodziewać się jednego z trzech scenariuszy:
1. Nowy model spotka się z pozytywnym odbiorem – wówczas produkcja rusza pełną parą, dochodzą nowe wersje silnikowe oraz nadwoziowe. Produkuje się ponadto różne standardy wyposażenia.
2. Samochód się podoba, ale użytkownicy zgłaszają pewne zastrzeżenia (lub producent sam wykryje jakieś błędy konstrukcyjne) i wówczas dokonuje się poprawek, czy wymiany wadliwych podzespołów w zakupionych już autach.
3. Samochód nie znajduje klientów i wtedy dosyć szybko zostaje zdjęty z linii produkcyjnych.
Mój produkt jest nieudany, a zatem nie mam zamiaru go udoskonalać.

Czarna – Nie wiedziałem, że już mam nazwisko. :-O Co do seksu – nie znam się na tym, więc nie wplatam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

sory, że ja tak późno i komentuję dopiero całość, a nie poszczególne części, ale czasu mało, rok szkolny się kończy, przeprowadzka, problem z dostępem do netu itd.=/
nieważne, czy jest to sci-fi, czy future fantasy, czy coś tam jeszcze innego. ważne, że fajnie się czyta, naorawdę mnie wciągnęło. fajny pomysł, tylko trochę przerażająca wizja przyszłości: Gorge C. Bush... kolejny???;(. (to celowe zestawienie? teraz jest George W. potem ma byc C. czyli co, WC???=) co mi się mniej spodobało: pierwsze zdanie jakoś mi nie gra. niezbyt mi leży też wmieszanie w to wszystko Prezydenta świętych Stanów Zjednoczonych etc. ale z drugiej strony zdaję sobie sprawę, że ciężko by było inaczej. momentami miałem też wrażenie, że dialogi są nieco sztuczne (nie wszystkie oczywiście), ale może to tylko mnie się tak zdaje. ale to i tak wszystko - za przeproszeniem - pierdoły. bo czyta się naprawdę milusio=). oby więcej takich tekstów na tym forum=).
pozdr

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




..no to pewnie duma Cię rozpiera z tego powodu, mogę tylko zakładać, że jeśli czytasz, tak jak momentami piszesz np fragment który zacytowałem, to cieszę z dwóch powódow ,

`1) że nie uczyła nas ta sama nauczycielka

2) że nie musiałem tego słuchać.

Wcale się nie dziwię. Russin i Downs napisali w podręczniku: Czasem bywa tak , że Autor zakochuje się w swoich zdaniach do tego stopnia , że nie dostrzega ich mankamentów...to największa przeszkoda pisarza.

Powtórzę jeszcze raz: ten fragment jest mało obrazowy i można sobie połamać język, ale to tylko moja opinia ....

Powodzenia.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...