Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Tego dnia upiłem się inaczej niż zwykle. Zasnąłem około południa, targany mrocznymi obawami, że nie obudzę się wystarczająco wcześnie, żeby napić się wieczorem. Oczywiście, nie raz już zdarzało mi się otwierać butelkę w nocy, ale to burzyło cały rytm. Inne audycje w trójce, inna noc za oknem, no i ta cisza. Nienawidzę pić sam. I kiedy muszę zaczynać nocą całym sobą nasłuchuję jakiegokolwiek dźwięku. Nieraz wystarcza mi odległe, stłumione przez ciemność szczekanie psa z sąsiedniej wioski. Nieraz. Bo zazwyczaj mi nie wystarcza.
A ten dzień był zupełnie inny. Obudziłem się, i owszem, około dziewiętnastej, ale nijak nie mogłem podnieść głowy z kanapy. Patrzyłem tylko ze zdziwieniem, jak cienka strużka śliny, urywanymi sygnałami tworzy na dywanie coś niesamowitego. Pamiętam, że patrzyłem w to kilka minut.
Obudziłem się jakoś po drugiej, rześki i gibki jak zegar z Tik Taka. Właśnie odkręciłem flagarkę, kiedy rozległo się pukanie.
- Dzień dobry. – Nie wiem dlaczego tak szybko otworzyłem drzwi w środku nocy. Może dlatego, że twardy ze mnie gość, a może już mi wszystko jedno. Być może nie ma w tym nic dziwnego. Otwieramy drzwi w środku nocy i gadamy z nieznajomymi, dopóki pierwszy raz nie dostaniemy w mordę.
- I nie kurwa dzień dobry, bo jest głucha noc. Czego?! – Chyba jednak byłem twardy.
To, że Szastak przyszedł do mnie zakrawało na kpinę. Zawsze włóczył się od drzwi do okien skamląc o drobne, tu jednak nigdy nie zachodził, widły aż zanadto chciały jego dupy.
Płakał jak suka pozbawiona szczeniąt.
Ja tam nigdy nie skamlę po ludziach, zawsze potrafię zarobić na nałóg.

Ziemia była miękka ale i tak nie mogłem się upić. Alkohol wychodził ze mnie z każdą kroplą potu. Najpierw podczas kopania, potem kiedy targałem ciało.
Skóra w sumie nie była warta wyprawki, bo Szastak miał przy sobie cztery pięćdziesiąt. No i flaszkę. Suka zbiła się, kiedy po uderzeniu siekierą upadł na schody.

Najbardziej to mi żal, że poszedłem spać zupełnie trzeźwy. A przecież wydoiłem całą butelkę…

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Tajsko am Boże - Modry Ponie, dzie słónko tako samo śwyci, am nie ziam, nie poziam, Bachy tam só i some śmiych. Tajskno Modry Ponie. Tam dangi furajó dali i eszcze abo dzie? A Bociony kapelków nie łoślipsió, a żniwa to psiankno śpisiywanie. dzie Annioł modli sia noczajści i wpierw. Zietrz łuraduje ten zimny deszcz.             Tęsknię Boże, mój Niebieski Panie, czy tam słońce wciąż tak samo świeci, a niwa bezkresna to ciągłe pytanie? Trud żniw są jak motyli drganie, czy są tam śmiejące się dzieci? Tęskno mi za tym Niebieski Panie. Czy bocian świątkom nie zmieni zdanie, świat chmura ponura znów oszpeci, a niwa bezkresna - zadanie na pytanie. Gdzie Anioł Pański jak ranne pianie, tych modlitw przecież nie zaślepi Tęsknię Boże, Ty Niebieski Panie. Wiem, wiem- marne to moje pisanie nic to, że miłość nieprzerwanie świeci, jest niwą bezkresną- jak ciągłe pytanie. Pamięci obłoków ich jeszcze trwanie, z igieł sosnowych wzór tu nie szpeci. Tęsknię za nimi Niebieski Panie, a niwa bezkresna to zawsze pytanie.
    • @MIROSŁAW C.  tak to prawda. I cytat też bardzo dobry. Świat jest wywrócony do góry nogami dzięki
    • Zaprosił mułłę słynnego w Tule hodowca mułów na świeże mule. Uczony nosem swym czułem ocenił: "Mule czuć mułem, a dennych potraw nie jem w ogóle".
    • Kładę się bezwładnie jak kłoda, droga z żelaza, czarna owca pod powierzchnią bałagan, para, hałas. Stukot setek średnic, mimikra zjełczałego stada, przedział, raz dwa trzy: nastał dusz karnawał. Chcą mi wszczepić swój atawizm przez kikuty, me naczynia, czuję dotyk, twoja ksobność, krew rozpływa się i pęka, pajęczyna przez ptasznika uwikłana- dogorywam. Stężenie powoli się zmniejsza, oddala się materia. Rozpościeram gładko gałki, błogosławię pionowatość, trzcina ze mnie to przez absynt, noc nakropkowana złotem, ich papilarne, brudne kreski, zgryz spirytualnie wbity na kość, oddalają mnie od prawdy, gryzą jakby były psem! A jestem sam tu przecież. Precz ode mnie sękate, krzywe fantazmaty! Jak cygańskie dziecko ze zgrzytem, byłem zżyty przed kwadransem, teraz infantylny balans chodem na szynowej równoważni latem.
    • kiedy pierwsze słońce uderza w szyby dworca pierwsze ptaki biją w szyby z malowanymi ptakami pomyśleć by można - jak Kielc mi jest szkoda! co robić nam w dzień tak okrutnie nijaki?   jak stara, załkana, peerelowska matrona skropi dłonie, przeżegna się, uderzy swe żebra rozwali się krzyżem na ołtarza schodach jedno ramię to brusznia, drugie to telegraf   dziury po kulach w starych kamienicach, skrzypce stary grajek zarabia na kolejny łyk wódki serduszko wyryte na wilgotnej szybce bezdomny wyrywa Birucie złotówki   zarosłe chwastem pomniki pamięci o wojnie zarosłe flegmą pomniki pogromu, falangi ze scyzorykami w rękach, przemarsze oenerowskie łzy płyną nad kirkut silnicą, łzy matki   zalegną w kałużach na drogach, rozejdą się w rynnach wiatr wysuszy nam oczy, noc zamknie powieki już nie płacz, już nie ma kto słuchać jak łkasz i tak już zostanie na wieki
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...