Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Crossroads – miesiąc miodowy.


I went down to the crossroads, fell down on my knees.
I went down to the crossroads, fell down on my knees.
Asked the lord above for mercy, save me if you please(...).

Ciemno zrobiło mi się przed oczami i to nie z powodu tych nut, które wyrzucał z siebie Eric Clapton, ponieważ słuchałem ich już chyba z milion razy, ale z powodu tego, że Jackie robiła mi laskę i nie mogłem skupić się na drodze. Jedną ręką trzymałem kierownicę a drugą mierzwiłem jej włosy. Widok jej głowy wciśniętej między kierownicę a moje lędźwie dodatkowo mnie podniecał. Zwolniłem do sześciedzięciu, i zjechałem bardziej na prawą stronę. Nie mogłem już ogarnąć myśli. Jackie była znakomita. Robiła mi laskę wiele razy, ale za każdym razem inaczej. Gdy seks pojawiał się w naszych umysłach, czekałem niecierpliwie aż rozepnie mi rozporek i wsadzi go sobie do ust. Tak. To najlepszy moment z całego pierdolenia. Nigdy nie ukrywałem tego przed Jackie - nie musiałem. Tamtego dnia, gdy przemierzaliśmy A2 w celu okiełznania prawdziwej wolności, Jackie wsadzała sobie mojego kutasa do ust i czułem się jak w niebie.


(...)I went down to the crossroads, tried to flag a ride.
I went down to the crossroads, tried to flag a ride.
Nobody seemed to know me, everybody passed me by


Zatrzymaliśmy się na nocleg w przydrożnym motelu gdzieś między Kołem a Koninem. Nie zwróciłem uwagi na nazwę miejscowości , bo po pierwsze nie było żadnej tabliczki z takową nazwą, a po drugie, na tym odcinku drogi, takich przydrożnych sypialni spotkać można co kilometr. Jackie chciała trochę odpocząć. Podróż zawsze była dla niej męcząca i wcale mnie to nie dziwiło, choć ja osobiście mógłbym jechać dalej. Uwielbiam jeździć nocą. Puste drogi, cisza, światła lamp, albo ta intrygująca ciemność przeszywana przez pędzące auto. Nie powiem, że nie byłem zmęczony, ale naprawdę uwielbiam jeździć samochodem właśnie nocą. W tym przypadku nie było takiej konieczności. Nikt nas nie gonił, sami nie wiedzieliśmy dokąd jedziemy, właściwie to Jackie nie wiedziała, a ja nie chciałem wybijać ją z błędu. Musiałem za wszelką cenę zachować pozory spontaniczności.
Spełniłem prośbę Jackie. Zapłaciłem za pokój z góry - gotówką. Recepcjonista zdziwił się, potem zgodnie z procedurą kazał mi złożyć podpis. Gdy ja wpisywałem się do księgi gości, Jackie stała z boku i żuła gumę. Chwyciła za dekolt swojej czarnej bluzeczki i pokazała mu kawałek biustu. Facet zarumienił się. Wzięliśmy klucze i poszliśmy do pokoju.
- Jak tu fajnie. – powiedziała Jackie a ja nie miałem ochoty
dłużej czekać i postanowiłem odwdzięczyć się za to, co robiła kilka chwil temu w aucie.


Jackie była szaloną dziewczyną i miała wspaniałe ciało. Smukła talia, idealnie zaokrąglone piersi, piękna twarz , czarne , krótkie włosy to były jej największe atrybuty, jedyne atrybuty. I to groźne spojrzenie. W dupie miałem to, że ma tylko dziewiętnaście lat. Takie laski są najlepsze. Nie mają wielkich ambicji, chcą tylko by je bzykać i mówić o miłości. Jackie przynajmniej taka była, albo ja za taką ją miałem.
Po bzykaniu wzięła prysznic a ja wyszedłem na dwór zadzwonić. W motelowym pokoju był telefon, ale nie chciałem by słyszała o czym mówię. Pewnie i tak nie załapałaby sedna sprawy , ale nie zniósłbym potem tysiąca głupawych pytań sunących się z jej ust.
- Kuba? Co się z tobą dzieje?
- Nie mogę teraz rozmawiać. Słuchaj, wyjechałem z miasta...
- ...dokąd?
- Nie mogę ci powiedzieć. Znajdą mnie.
- Kto? – samochód przemnkął szosą, w trawie śpiewały
świerszcze, a z baru dobiegało stłumione country.
- Nie ważne , kurwa...
- Kuba, chcę ci pomóc ale jeśli mi nie powiesz, gdzie
jesteś...
- Nie mogę, zrozum...
- ...martwimy się o ciebie.
- Posłuchaj pojechałem Sznytę na dwieście kawałków,
- Pojebało cię?
- Chyba tak...Dobra, ucałuj mamę, powiedz, że u mnie wszystko w porządku. Powiedz, że pojechaliśmy z Jackie na miesiąc miodowy.
- Powiedz mi gdzie jesteś, to przyjadę i pogadamy...
- To nie jest dobry pomysł. – zakończyłem rozmowę, odłożyłem słuchawkę i dopiero teraz odczułem chłód majowej nocy. Tak to już jest w tym pojebanym kraju. Pół roku zimy, ludzie narzekają na mróz, potem przychodzi ocieplenie i nagle ludziom jest za gorąco. Taki wiosenny optymizm, ale mimo wszystko, noce w maju są jeszcze chłodne.
Wróciłem do pokoju. Jackie podskakiwała na łóżku. Miała na uszach słuchawki i słuchała Claptona. Była w samej bieliźnie. Miała na sobie czarne bokserki , wżynające się w jej dziecięcą, gładką pupę, te które tak bardzo lubię. Chciałem znów zanurzyć język w miejscu , gdzie łączą się jej długie nogi, ale zmęczenie rzuciło mnie na łóżko. Dopiero wtedy usłyszała, że wróciłem. Zdjęła słuchawki i położyła się obok mnie.
- Misiu , dlaczego nie potrafisz tak grać jak Eric?
- Nie wiem złotko. Może dlatego, że zawsze chciałem być
Brucem Willisem.
- Brucem Willisem? Dlaczego akurat Brucem?
- Bo Bruce ma klasę.
- E tam klasę. Ja to bym chciała, żebyś był Bradem Pitem.
- Brad się do Bruce’a nie umywa złotko.
- Masz rację. Ale wiesz?, tak naprawdę to... kocham tylko
ciebie.
- Mimo, że nie jestem Bradem Pitem?
- Mimo, że nie jesteś Bradem Pitem.
- Jakie to miłe, daj buziaka.
Jackie pocałowała mnie namiętnie z języczkiem i po chwili spytała:
- A gdybym nie była sobą, to kim chciałbyś, żebym była?
- Matką Teresą z Kalkuty,
- Matką Teresą?
- Tak.
- A kim ona jest?
- Piosenkarką kochanie.
- Piosenkarką? - zdziwiła się Jackie
- Tak, piosenkarką – odpowiedziałem prawie przez sen.
- Co za dziwny pseudonim.
- Fakt, dziwny.
- A co ona śpiewa?
- Gospel. Dobranoc kochanie.

Znów zrobiło się ciemno przed oczami - Ciemność zamiast kolorowych snów. Zdąrzyłem się już przyzwyczaić. Z brakiem snów jest tak, że gdy człowiek zamyka oczy i nic mu się nie śni, to natychmiast po zamknięciu otwiera je i ma wrażenie, że minęło tylko kilka sekund a to gówno prawda.
Otworzyłem oczy i zobaczyłem dziewiątkę wycelowaną prosto we mnie. Właściciel giwery, miał na sobie jasno- beżowy garnitur , zupełnie jakby przed chwilą wyszedł z kościoła. Taki ojciec chrzestny z Warszawy. Tłusty, łysy z cieniutkim wąsikiem.
- Gdzie są moje pieniądze? – spytał, a ja rzuciłem okiem po
pokoju. Przy drzwiach stali jeszcze dwaj , potężni panowie. Nie wyglądali na ministrantów.
- Gdzie jest Jackie? - spytałem
- Oddasz forsę, dostaniesz dziewczynę.
- Możesz sobie ją zabrać. Wybieram pieniądze. – dostałem
lufą w głowę, trochę mnie zmuliło.
- Nie żartuj sobie ze mnie. Pytam po raz ostatni: Gdzie forsa?
- W samochodzie kurwa. – Złapałem się za głowę, bo ból
odezwał się z kilkusekundowym opóźnieniem i rozwalał mi czaszkę od wewnątrz.
- Dobra, w takim razie idziemy po nią ale , pamiętaj bez
żartów. Jeden twój chujowy ruch i Jackie idzie do nieba.

Wyszliśmy na dwór i podeszliśmy do auta.
- Gdzie jest Jackie?
- Najpierw forsa, potem dziewczyna.
- A jaką mam pewność, że dotrzymasz słowa?
- Nie masz żadnej pewności.
- No to po chuj ten cały cyrk?
- Otwieraj tego grata i oddawaj forsę. – przycisnął mi
spluwę do pleców. Otworzyłem bagażnik i zobaczyłem w nim zmasakrowane zwłoki Jackie. Leżała związana grubym sznurem, Na ubraniu miała pełno krwi, a jej wyłupiaste, wielkie oczy, które nie mrugały już od dobrych kilku godzin, sprawiały wrażenie jakby miały za chwilę oddzielić się od głowy. Nie miałem wątpliwości co się za chwilę stanie. Padł strzał i wróciłem do rzeczywistości.

- Kochanie , tu masz kanapki – usłyszałem słodki głos Jackie. – z szynką i zielonym ogórkiem, tak jak lubisz.
Mówiłem na nią Jackie, bo tylko to mi pozostało.
Stałem przy oknie zamyślony i marzyłem by choć raz przeżyć coś takiego. Zapomnieć o tej starej babie, która co wieczór przygotowuje mi kanapki z szynką i zielonym ogórkiem, znaleźć sobie młodszą Jackie, zwinąć jakiemuś frajerowi sporą kasę i uciec stąd na zawsze.
- Wiesz, kochanie – burknęła stara Jackie
- Nie, nie wiem.
- Przecież nie wiesz jeszcze o co chciałam zapytać.
- Wiem doskonale, zawsze pytasz o to samo.
- Widzisz, nie wiesz...moja mama wpadła na genialny pomysł. - Zakrztusiłem się herbatą. O matko święta. – pomyślałem sobie w duszy - Co one znów wymyśliły?-...no bo jutro mija piętnaście lat odkąd jesteśmy po ślubie.
- Piętnaście lat kołchozu – mruknąłem pod nosem.
- Co mówiłeś?
- Nie nic, cieszę się, że tyle czasu minęło a my wciąż jesteśmy razem.
- Słodki jesteś misiu. Mama powiedziała, że fajnie by było jakbyśmy gdzieś wyjechali. Co ty na to?
- Uważam , że to doskonały pomysł - skłamałem znów.
- No, ja też, taki drugi miesiąc miodowy...

Opublikowano

nie zgodzę się z przedmówczynią, ze to piękna sytuacja i potrzebuje pięknego opisu. Opis nadąża formą za treścią ;)

Nie zwróciłem uwagi na nazwę miejscowości , bo po pierwsze nie było żadnej tabliczki z takową nazwą, a po drugie, na tym odcinku drogi takich przydrożnych sypialni można spotkać co kilometr - nie było żadnej tabliczki, bo robi się zamotane

wybijać ją z błędu - wyprowadzać jej z błędu (chociaz tego "jej" nie jestem do końca pewna)

I to groźne spojrzenie.- te spojrzenie

wzięła prysznic (przecinek) a ja wyszedłem

nie zniósłbym potem tysiąca głupawych pytań sunących się z jej ust - sunących się na usta... albo płynących z ust...

samochód przemnkął szosą - przemknął, i zmieniłabym szyk: szosą przemknął samochód

odłożyłem słuchawkę - ?? wyłączyłem...

zdąŻyłem

jasno- beżowy - jasnobezowy

Wyszliśmy na dwór i podeszliśmy do auta. - :/

piętnaście lat odkąd jesteśmy po ślubie.- od naszego ślubu

Nieźle, mimo drobnych błędów.
Linijki sa jakies dziwnie rozstrzelone, a moze to tylko mój komputer ma problemy...
Niezłe :)

Opublikowano

Żeby bardziej po polsku to chyba raczej "takie przydrożne sypialnie można spotkać co kilometr." Ale zamotane się moim zdaniem nie robi.
A co do innych zarzutów (poza wytknięciem błędów ortograficznych - wstyd!) to w ogóle się z nimi nie zgadzam: po pierwsze przekształcanie ukutych powiedzeń to również jest środek stylistyczny, a prozą z akademii szkolnych to daleko nie zajdziemy; po drugie: jakie wulgarne słowa? kutas? pierdolenie?
Ile Wy macie lat? To bardzo ładne i apetyczne słowo: kutas. Jak o takim seksie można pisać inaczej - przecież to by było w ogóle poza konwencją tekstu.
Który bardzo mi się podoba.
Pytanko: Bruce'a od Brada wolisz również Ty, czy tylko Twój bohater?
Pytanko II: nocną porą szosą mknąć ;) uwielbia tylko Twój bohater, czy także Ty?
a do Melisy: TO spojrzenie jest jak najbardziej uprawnione. I czy naprawdę nie czujesz tego smaczku "pytań sunących z ust"? Wężowatości takich pytań?
Pozdrawiam i czekam na następne. A poprawiaczom radzę poczytać też coś drukowanego.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




wow, zatkało mnie, nie wiem co napisać...

Może najpierw napiszę, że za każdy błąd ortograficzny, chłostam się stukrotnie, bo to faktycznie wstyd, co do interpunkcji, już nie bo gdy czytam Bukowskiego mam wrażenie że coś takiego nie istnieje, nawet zaczynanie zdań z małej litery, kompletny chaos itp...

a co do postawionych pytań...
jestem hetero (chyba) więc mogę tylko ustosunkowawać się do pewnej cechy obu panów, emanujących z ekranu. Oczywiście, że wolę Bruce'a bo to taki prawdziwy facet, wiesz, ma pięcdziesiątke, a nie jedna nastka chetnie by mu obciągnęła na Harley'u , widac, ze to twardziel, czasem ginie w kosmosie, by uratować świat, innym razem walczy z terorystami w umorusanym podkoszulku, a role romantycznych kochanków mu nie bardzo wychodzą...początki też miał niezłe MOONLIGHTING np, chudy chłopiec wgarniturze i krawacie... natomiast Brad to zawsze niegrzeczny chłopczyk, jak srajtaśma, taki cieniutki i do dupy...

tak, uwielbiam jezdzic samochodem nocą, słuchać muzyki, tylko w moim przypadku jest bardzo groźne, bo jak już się wyrwę z zamyślenia, to nie pamiętam co się działo na drodze...no to nie jest bezpieczna jazda, ale nic na to nie poradze...

ciesze się , że moje opowiadanie dotarło Pozdrawiam
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Myślę, że interpunkcja służy do wyznaczania rytmu czytania: kiedy chcesz czytelnika wpuścić w myślotok, wtedy interpunkcja staje się zbędna, bo szybkie myśli nie mają interpunkcji. Ale gdy chcesz wyznaczyć mu akcenty i pauzy na przemyślenia - wtedy stosujesz przecinki.
Wydaje mi się bezcelowe porównywanie ze stylem jakiegoś pisarza - rozsądniejsze jest chyba porównywanie narzędzi zastosowanych w podobnych celach. Przecież i tak każdy stosuje je inaczej. A przynajmniej oby tak było...

Dziękuję za odpowiedź na moje pytania: jako odpowiadający, masz prawo wiedzieć po co pytam: ad.1 Też wolę Bruce'a, a Twoje określenie Brada jest strzałem w dyszkę. ad. 2 Uwielbiam nocne podróże samochodem. Z muzyką. Najlepiej po nieuczęszczanych trasach.

A na koniec: szkoda, że nie piszesz co Cię zatkało....
Pracuj, pracuj. Najlepsze życzenia.
Pozdrawiam
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



W jednym muszę Ci przyznać rację. Tak dobremu autorowi ;) nie wolno odpuszczać nawet najmniejszych stylistycznych uchybień. O ortografii litościwie nie wspomnę ;)
Drogi Autorze, proszę zauważyć, że poprzeczka coraz wyżej. I sprostać.
Pozdrawiam.
Opublikowano

To, co ja uwielbiam - połączenie literatury z muzyką. Muszę napisać jakieś rozporządzenie, ażeby do moich tekstów czytelnik włączał sobie muzykę, którą mu zaproponuję - taki soundtrack. Szukam tego Claptona, ale nie mogę znaleźć w moich zbiorach (a może to Cream? - daj jakąś podpowiedź).

To taki modelowy bohater, którego można wyłowić z tłumu - będący w nudnym związku, pewnie koło czterdziestki, myślący o ostrym seksie albo ciekawej przygodzie z małolatą (feministki dobiorą ci się do... skóry za jego słowa [quote] W dupie miałem to, że ma tylko dziewiętnaście lat. Takie laski są najlepsze. Nie mają wielkich ambicji, chcą tylko by je bzykać i mówić o miłości.

). Jednak taki bohater może tylko marzyć, a z opowiadania wynika, że jednak nie potrafi sprawić, by marzenia się spełniły.
Wyszedł ci ten dialog o Matce Teresie - szacunek.
W sumie jest to dość smutny kawałek prozy. Uważaj jednak, bo cały czas krążysz blisko typowych fabuł - filmowych - a tu ciężko o coś niepowtarzalnego.

a propos dyskusji, Bukowskiego, pita i willisa...
Oglądałem "Factotum" i jestem nie do końca przekonany do tego filmu, choć kreacje Chinaskiego (Dillon) i jego kobity (nie pamiętam jak miała na imię) są dość dobre. Szukałem u Ciebie gdzieś śladów factotumowskich. Chyba nie ma. Czyli wcale tej bukowszczyzny nie ma tu. No może jednak jest - seks...
Pitt zagrał w jednym świetnym filmie "Fight club" i w jednym dobrym "Siedem" i można na jego inne role narzekać (są kiepskie) ale te dwa filmy to dużo. Willis jest lepszy - zgadzam się.
Opublikowano

ja tez uwielbiam,

chce pisac o muzyce slowami- to moje przeslanie...

daj adres to wysle ci ten numer claptona...

nie ma sensu sie doszukiwac , nie ma ludzi ktorzy pisza tak samo, wiesz, jestem podobnie jak bukowski alkoholikiem, hazardzistą, pracuje byle gdzie i zwalniam sie po miesiacu, dwóch, ale nie posuwam paniek tak jak on i pisze duzo gorzej,

kraze wokol filmowych fabuł? a czego mozna spodziewac sie po muzyku, scenarzyscie, pisarzu i dziennikarzu? co z tego moze wyjść?

factotum jest pojechane podobno, nie ogladalem wiec nie wiem...

dzieki ze wpadles, ciesze sie, ze poswiecasz uwagę...dzieki

Opublikowano

Jedną ręką trzymałem kierownicę a drugą mierzwiłem jej włosy. Widok jej głowy wciśniętej między kierownicę a moje lędźwie dodatkowo mnie podniecał.

Jedną ręką prowadziłem a drugą mierzwiłem jej włosy. Widok jej głowy wciśniętej między kierownicę a moje lędźwie dodatkowo mnie podniecał.

Jedną ręką trzymałem kierownicę a drugą mierzwiłem jej włosy. Widok jej głowy wciśniętej między kółko a moje lędźwie dodatkowo mnie podniecał.


sunąć - zsunąć się
a nie
zsunąć - sunąć się
wyrażenie sunąć się nie istnieje, to nie jest małe uchybienie stylistyczne - to świadczy o ignorancji i brakach. bez złości.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Berenika97   Miniatura o relacji w której uczucia nie są odwzajemniane.    Ogromna głębia kryje się za tą matematyczna miniaturą.   Niesamowite.     
    • @huzarc  Dziękuję za tą recenzje, zależało mi by każdy przedmiot w wierszu niósł głębsze znaczenie niż pozornie się wydaje. Cieszę się że to wybrzmiało    Pozdrawiam serdecznie.   @Tectosmith  Cieszę się że wiersz działa!! Chciałem oddać właśnie ten pozorny spokój między jednym wydarzeniem a drugim, stan pogranicza. Dziękuję za ten komentarz i poświęcony czas na mój wiersz. Pozdrawiam serdecznie    @Berenika97 Dziękuje za ten obszerny komentarz, Interpretacja metafor jak najbardziej trafna :) czasem zwykłe przedmioty mogą oddać więcej niż tysiąc słów. Miło że przesłuchałaś piosenkę. Pozdrawiam i życzę miłego wtorku :))  
    • Jak dla mnie - wiersz zadumany, może dlatego myśli „lecą” niespiesznie. Wyobrażam sobie peel’a nad brzegiem morza z tą butelką wina i nastrojem do zadumy nad…życiem.Bardzo plastyczny obraz. p.s Tylko nie wiem co tam robi Nelly Furtado, ale  w takim razie nie jest tam ( na tej plaży ) aż tak źle :)
    • Są takie dzieła, które przez swoją inność, kontrowersyjny język  czy wulgarność i seksualizację treści, nigdy nie opuszczą podziemi,  by móc objawić się w pełni  swego anty człowieczego  i bezbożnego mroku, oczom ludzi.  Ogółowi społeczeństwa, które karmione jest kłamstwem,  wyzyskiem i pustą idyllą uczuć. Władza, która rozsiadła się wygodnie w fotelach waszego umysłu. Rozkazuje Wam kochać, marzyć, śnić,  żyć kolejnym dniem lub teraźniejszym  tak mocno jak gdyby jutra miało nie być. Musicie pokładać nadzieję  w pracy, zysku, dostatku. Kłaść podwaliny z własnych ciał. Jak cegły pod budowę świetlanej gospodarki.     Kochacie kicz i tęczowość sztuki upadku. Czegoś na wzór muzyki, poezji i kina. Śmietniska, odrzutu przemielonego z farsą. Czegoś co wywołuję u mnie  nawet nie obrzydzenie. A strach przed zidioceniem. Nie ma miejsca dla człowieka. Dla idei.  Wszystkich mesjaszy ukrzyżowano. A człowiek współczesny, spalił i obrócił w pył swą cywilizację.     Cóż Ty sztuko uczyniła młodym, że płonie na stertach  papier zapisany przez wieszczy? Pękają, łamane pod butem i na kolanie płótna smutnych, sensualnych pejzaży, naturalna nagość i intymność aktów, sceny batalii i potyczek. Pędu końskiego i huku samopałów. W domowych świątyniach,  rozwidlonych zza okiennych rolet, nikłym światłem ledowych lampek. Na podręcznych,  kilkudziesięciocalowych ekranach, przebiega życie przez palce, zajęte baraszkowaniem  w słonych przekąskach. Podzielone jest na  odcinki, sezony i sagi. Saga o ludziach,  którzy ludźmi już zwać się się mogą. Nastał dzień gniewu znany z księgi. Nie Bóg jest winowajcą. Nie Szatan nawet. A człowiek, innowacja i postęp.   Lecz po katastroficznym pożarze  i trzęsieniu ziemi. Zaszło jak zawsze słońce  za krwią nabiegły, zachodni horyzont. Władztwo objęła noc. Zimna, lodowata, mgielna. Z tej mgły gęstej, wychynęły postaci. Byli podobni do ludzi. Dzikich, pierwotnych, pierwszych. Lecz mimo wrzasków i krzyków  niepodobnych do żadnego języka, mimo pijaństwa, palenia opium  i wolnej syfilisowej miłości. Byli elitą i dziećmi upadku, który zrodził największy triumf.     Dla nich nic znaczy wszystko. Koniec jest początkiem. A forma i styl są nienaganne. Żyją poza światem widzialnym. Świat kiedyś ich szukał. Pytał do czego są mu potrzebni. Odpowiadali. Do niczego. Nie Tobie. Nie innym. Kochamy tylko siebie i sztukę. Niech żyję sztuka! Pełna brutalnego naturalizmu. Pełna zgnilizny, śmierci i zgorszenia. Pełna pytań bez odpowiedzi, egzystencjalnego bólu istnienia. Pełna szoku, oporu i odrzucenia. Indywidualności ducha. Pogrzebu za życia. I trucizny współżycia społecznego. Dekadencki bal owładnął ulice,  pełne tych postaci i tańczyli oni tak w narkotycznym upojeniu  aż do brzasku.     Zbudziłem się dość nagle i niespodzianie. Ranek musiał być w pełni  bo słońce stało już dość wysoko. Rozejrzałem się wokół i szybko zorientowałem się gdzie byłem. Spędziłem noc tym razem  nie w piwnicznych odmętach kamienic rynku, nie w pustostanie na granicy lasu a w samym centrum parku miejskiego, naprzeciw już nieczynnej  z racji pory roku fontanny. Biała, zgrabna, jesionowa ławeczka  służyła mi za łóżko  a brudny tobołek z garstką moich rzeczy  urósł w potrzebie  do rangi poduszki bezdomnego.     Usiadłem z trudem, kaszląc przy tym. Otarłem zaróżowioną twarz  obrośniętą siwą, skołtunioną brodą. Blade, ledwie błękitne oczy  trwały jeszcze w odmętach pijackiego snu. Zatarłem je brudnym rękawem. Od razu poczułem się lepiej. Bardziej trzeźwo. Pomiędzy dziurawymi butami,  walały się zeschłe liście i gałązki, strącane przez ostatnie dni  silnym wschodnim wiatrem. Było jednak przyjemnie ciepło  jak na początek października.     Właśnie październik. Początek roku akademickiego. A park był usytuowany zaraz naprzeciw akademickiego miasteczka. Ludzi była wokół masa. Większość stanowili uczniowie i studenci, śpieszący na zajęcia i lekcję. Wielu z nich przycupło na ławkach wokół mnie i czytało notatki  lub zlecone przez profesorów książki. Inni jedli spóźnione śniadanie a część po prostu odpoczywała,  obojętna na wszystko, z dymiącymi papierosami w dłoniach. Wsłuchani w rytm obudzonego miasta z którym wetknięta w jego centrum przyroda nie mogła konkurować.     Już miałem wstać i ruszyć przed siebie  tak daleko jak nogi poniosą, lecz ujrzałem dosłownie naprzeciw siebie postać młodej kobiety zaczytanej w książce której okładka i tytuł, wywołały u mnie gęsią skórkę  i odruch wręcz wymiotny. Dziewczyna mogła mieć  co najwyżej osiemnaście lat  co klasyfikowało ją szybciej na uczennicę liceum niż studentkę. Była istotnie urocza i urodziwa. Długie blond włosy  opadały jej wręcz na kolana  gdy była pochylona nad lekturą. Zielone, duże oczy.  Skakały ze słowa na słowo, widać urzeczone i pochłonięte przez wyimaginowany świat w nich zawarty. Rzęsy miała pięknie wydłużone makijażem  a brwi nakreślone idealnie wąska linią podkreślały jej wspaniałe rysy  i nieskalaną młodość cery.     Czy może mi panienka powiedzieć, czy nadal w szkole uczą,  że on wieszczem i wielkim poetą był? Pierwej nie oderwała nawet oczu od lektury, ale wreszcie odpowiedziała,  choć tak chłodno i obcesowo,  że aż pożałowałem pytania. Uczą tego nadal drogi Panie.  Uczyli zapewne i w Pana czasach,  uczą teraz i za dwieście lat nadal będą. Wielkim poetą był.  I basta.     Aż nie mogłem powstrzymać się od śmiechu. Panienka wybaczy ale wierutne to brednie. Ballady, romanse, epopeje… brednie, brednie, po stokroć brednie, w które wierzyć może jedynie  ciało i serce młode. Naiwne i nie znające życia. Uczucia, miłości, rzędy dusz,  małe i wielkie improwizacje. A małe i wielkie są tylko kłamstwa  tej całej romantycznej hucpy. Ale ma panienka jeszcze czas się przekonać na własnej skórze, choć nie życzę tego z całego serca.     Dziewczyna aż poczerwieniała ze złości. Pan widać kloszardowy krytyk  i literat pierwszej wody,  skoro kultura klasyczna Panu tak nazbyt uwiera i wadzi.  Cóż zatem powinnam czytać  wedle pana mniemania,  co mi nie zniszczy serca i duszy  nie wyda na pułapkę kłamstwa. Co Pan niegdyś czytał  i skończył w rynsztoku? Panienka jest już duża i powinna czytać prawdziwą literaturę. Modernizm jest jedyną ścieżką i lekarstwem. Baudelaire, Verlain, Poe,  Przybyszewski, Grabiński…     Pan każe czytać mi szaleńców! Wariatów i ludzi obłąkanych. Czytać ich tylko po to by samemu zjechać po równi pochyłej ku szaleństwu. Widać Panu z nimi po drodzę i pod rękę. Wygląda Pan jak oni i ich bohaterowie. Ja jestem ich epoką Droga Pani. A czy zna Pani poetę z naszego miasta. Miał na nazwisko Tracy. Zaginął lata temu. Niektórzy twierdzą, że umarł. Tracy… ten świr udający w swych utworach, że żył przeszło sto lat temu, zresztą podobno jego mieszkanie wyglądało tak jakby mieszkał tam Dostojewski a nie on.     Czytałam kiedyś kilka jego wierszy. Przerażająca lektura. Depresja, lęk i upadek człowieka. Ponoć chodził codziennie na cmentarz by szukać samotności i weny. Czasami spał między nagrobkami  Wyruszał samotnie w nieznanych kierunkach  tylko po to by gdzieś pośrodku lasu, mieszkać w szałasie tygodniami  Tylko po to by pisać. Podobno zastrzelił się  pewnej zimowej nocy na cmentarzu. Pochowano go jako nn bo tak sobie życzył. Ale grobu nikt nigdy nie widział. Przeraża mnie Pan i pańskie autorytety.   A więc nie będę już przeszkadzał w lekturze. Wstał piękny dzień więc  i mi wypada wstać i iść, szukać swego grobu. Za dnia szukam śmierci  a nocą tonę w objęciach  balu nihilistycznych figur. Nigdy nie wiem czy na cmentarzu, wreszcie wychynę z bezimiennego grobu, czy w trumnie z kochanką  o twarzy zabranej przez rozkład  będę łaknął i pragnął jej krągłości rozkładu, którymi karmię swą wenę zbrukanego, przeklętego poety. Wtedy widać mnie poznała i zemdlała. A ja podszedłem do niej, wyciągnąłem  z jej zimnych lekko wilgotnych dłoni  książkę wieszcza i wyrzuciłem ją  do kosza obok ławki. Uchyliłem jej ronda na pożegnanie i ruszyłem na cmentarz do swego bezimiennego grobu.  
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...