Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano


Cicho, spokojnie i ciepło. Myśli ze skrawków pozszywane gonią na wyścigi po zakrętach moich neuronów wprost do celu. Karnawał pomysłów, planów i marzeń. Kolory tęczy. Ty, ja i nasz synek. Słońce, woda, leniuchowanie i nasze wspólne weekendy. Wszystko barwne, pastelowe, umajone.
Lecz coś mi przeszkadza w tych obrazach. Szukam, przywołuję obrazy ponownie, lecz już chyba nie w tej samej kolejności. Sam już nie wiem. Gdzieś, w głębokim cieniu wyimaginowanych drzew i obtłuczonych załomach mijanych budynków, kolor drży i stopniowo zmienia się w szarość. Z początku niewinnie, lecz po chwili jak na przyśpieszonym filmie rozrasta się ona trawiąc wymarzone scenki jak pęczniejąca pleśń lub jak ogień pożerający kartkę od środka…
Tym razem weszła tylnymi drzwiami.
- Znów jesteś – no trudno, wejdź. Ty zawsze wybierasz najmniej odpowiedni moment…

Jest ze mną od samego początku, choć wtedy Jej jeszcze nie zauważałem. Z czasem nabrała już bardzo konkretnego rozmiaru i charakteru. Tkwi pod skórą jak opity kleszcz. Choć oglądam się w lustrze, nie mogę Jej zauważyć. Kiedy wreszcie Ją wyczuwam systemami mojej wewnętrznej ochrony, dzieli się i rozpierzcha we wszystkich kierunkach. Umyka pozostawiając pajączki na skórze lub osiwiałe ze strachu włosy. Gdybym mógł Ją wydłubać i rozgnieść pod obcasem już nigdy nie byłbym niespokojny. Pojawia się na moim niebie jak czerń burzowych chmur. Kiedy napływa, nie mam dokąd uciekać. Aby Jej tylko nie ulec…zbyt dużo mam do stracenia. Szybko sięgam tam gdzie zawsze. Przelewam przez sito pamięci wyblakłe od czasu pozytywy z mojego życia. Większość i tak przepływa przez nadtrawione alkoholem i połamane od naporu czasu oczka. Szukam, wertuję….. Tak, te które pozostały powinny wystarczyć.
Sceny z dzieciństwa, wywodzące się już teraz bardziej z krainy snu niż z rzeczywistości, przekładam imprezami, posypuję seksem i przykrywam narodzinami mojego synka. To on, choć jeszcze o tym nie wie, jest moją tarczą i moim zwycięstwem nad Nią. I pewnie za jakiś czas on także pomyśli tak jak ja….

Cicho, spokojnie i ciepło. Myśli ze skrawków pozszywane……
-

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Witam!
Jeśli chodzi o pomysł, to moze nie udało mi się go dosc jasno przekazać. Chodziło o mysl, która jest ponadczasowa i trwa pomimo kolejnych pokoleń. Moze to cos rozjaśni... Pozdrawiam i się nie zrażam!
J.K.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Witam!
Jeśli chodzi o pomysł, to moze nie udało mi się go dosc jasno przekazać. Chodziło o mysl, która jest ponadczasowa i trwa pomimo kolejnych pokoleń. Moze to cos rozjaśni... Pozdrawiam i się nie zrażam!
J.K.

ale proszę się nie zrażać, ja podziwiam wrażliwych ludzi, znam nawet kilku osobiście to fajni goście, nawet w literaturze lubie wrażliwych autorów, sam nie wiem czemu ale lubię np Sparksa, no ale Pana tekst do mnie nie trafia synek jako zwycięstwo nad....? chorobą, samotnością w związku?

ale co to ma się do ponadczasowści, i do kogo pan chce tym dotrzeć, to już jest conajmniej zastanawiające mocno.
Opublikowano

Chodziło mi o "myśl o śmierci", która towarzyszy mi i będzie towarzyszyć tym co przyjdą po mnie. Jest ona nieodłącznym elementem naszego życia. Natomiast na tą chwilę myśli o synu są moją ucieczką.
Czy wrażliwe - nie patrzyłem na to w ten sposób. Może. Osobiste - tak.
Pozdrawiam.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena jestem święta, żyje dla Boga, nawet w płaczu i bólu śpiewam mu:)
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Dziękuję

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        Moi rodzice byli przyjezdnymi z Małopolski. A moje miasto to były kiedyś dwa, które dzieliła rzeka Biała jak przypaść między zaborami. Ja jeszcze należałabym do Galicji i ten cmentarzyk z Bielska-Białej także. W Galicji wszystko małe i biedne (z wyjątkiem ratusza) ;) Miłego dnia.      
    • W sali sto siedemnaście pachnie nocą, plastikiem, metalem i chemikaliami gnijącego życia. Woda w kubku drży przy każdym twoim oddechu, tak cienkim, że boję się patrzeć, żeby go nie roztrzaskać jak szkło. Twoje ciało jest listem spalonym na krawędziach - kartki powykrzywiane, litery wyblakłe, mięśnie wiotkie, skóra chłodna i lepka, a kości pod palcami skrzypią jak stare drewno. Trzymam je w dłoniach, a one rozsypują się w pył, w kurz szpitalnego powietrza, w zapach dezynfekcji i krwi. Twoje dłonie są lekkie jak słowa, które mówiłeś w kuchni, a teraz pachną krwią, potem, kurzem i strachem, którego nie mogę wyrzucić z gardła. Oczy masz zamknięte, ale wiem, że tam jesteś -  w jakimś rogu ciszy, może w śnie, może w miejscu, gdzie nie ma bólu, ale jest zimno metalu, plastik, i ślad Twojej nieobecności. Aparatura mruga jak gwiazda, której nikt nie widzi. Monitor pika rytm zapaści, sinusoida spłaszcza się jak rozdeptane ciało w łóżku. Pielęgniarka kalibruje pompę infuzyjną, jej ręce suche od płynów i alkoholu -  jedyny dźwięk w tym betonowym świecie, jedyna modlitwa, która jeszcze jest możliwa. Pielęgniarka poprawia prześcieradło, nie patrzy na mnie -  wie, że słowa już nie wystarczą. Moje serce stoi przy tobie jak pies pod drzwiami, które nigdy się nie otworzą. Chciałbym wsunąć w ciebie powietrze jak dawne wspomnienia, nakarmić dniami, które mogliśmy mieć, ale życie nie daje się dokarmić -  odchodzi cicho, pozostawiając krwawe ślady na poduszce, włosy w wodzie, echo wbite w żebra jak nóż. Chciałem powiedzieć: nie odchodź, ale słowa ugrzęzły w gardle   jak stwardniały chleb w gardle dziecka. Trzymam cię za rekę i wiem, że to już nie twoja ręka, tylko ciepło, które odpłynie, cień, który pamięta dotyk, i mięso, które jest już tylko wspomnieniem napięcia w palcach. Sala siedemnaście zamienia się w morze -  morze ciał, zapachu leków, krwi, metalicznej wody i betonu, a ja stoję przy twoim łóżku jak na brzegu, widząc, jak odpływasz, bez łodzi, bez powrotu. Twoje oczy przestają patrzeć, twoje ciało chłodzi się jak stara stal, a moje serce krwawi w rytm pikającego monitora. I kiedy aparatura milknie, światło gaśnie jak oczy, które przestały mnie widzieć – zostaje tylko cisza, ciężka, jak mokre poduszki, jak łóżko, które już nie trzyma życia. Ale ta cisza to ty. Już nie w sali. Już nie w bólu. W ciszy, która oddycha we mnie, jakbyś wciąż była -  twarda, brutalna, bezwzględna, jak życie, którego nie udało się oswoić.      
    • Ślepe drogi powinni zaznaczyć, zawiłe też.  
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...