Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Ona-wysoka kobieta o kasztanowych włosach i głębokim spojrzeniu. Była osobą cichą i skrytą. Płakała tylko ze wzruszenia.
On-potężny, silny mężczyzna o błękitnych oczach i czole przysłoniętym czarnymi kosmykami. Mówił zawsze tylko to co należało. Kochał ją nad życie.
Siedzieli teraz w cieniu drzew w ciepłe majowe popołudnie. Wsłuchiwali się w ciszę wokoło nich.
Ich sylwetki były przytulone do siebie a dłonie mocno splecione. Patrzyli się sobie głęboko w oczy. I to właśnie w tej ciszy, splecionych dłoniach i spojrzeniu była ich miłość.

Gdy choroba zabrała go z tego świata ta cisza była dla niej nie do zniesienia, jej dłonie zawisły w bezruchu a jej oczy zamknęły się. Wciąż płakała...
Gdy jej serce przestało czuć i wszystkie łzy rozlały się wróciła do życia... lecz życia bez namiętnego.
Pewnego dnia stanęła pośród drzew. Był to zimny październikowy poranek. Miejsce to było brzydkie a wokół pełno hałasu. Lecz ona wiedziała, że to tu. Zamknęła oczy i przypomniała sobie jego słowa: "Kocham Cię i nigdy Cię nie opuszczę. Naszej miłości nawet śmierć nie pokona." Wtedy zaufała mu, a teraz czuła, że złamała przysięgę. Teraz pragnęła być silna dla niego...

Opublikowano

Nie będę się czepiać gramatyki, bo nie... Ja też jestem początkująca, więc rozumiem.
Chciałaś spostrzeżeń, to masz. Cały tekst jest jakby zbyt patetyczny, wiem, że niby trudna sytuacja, ale jakby odarta z pierwiastków "czysto ludzkich". I zdecydowanie za krótki, żeby przekazać emocje tej osoby pisząc w taki właśnie sposób. Te długie, rozbudowane zdania spowalniają całą "akcję". Ale to tylko moje odczucia, nie bierz ich sobie do serca. Po pierwsze, bo mam zupełnie inny styl i inne zapatrywanie, po drugie, ja się właściwie nie znam... Uważam jednak, że każdy ma prawo pisać, tak samo jak i śpiewać...
Pozdrawiam!

Opublikowano

Bardzo fajne opowiadania. Może nawet mogłaby powstać z tego książka o kobiecie , która nie wie co zrobić po utracie najukochańszej osoby. Mojemu wujkowi umarła żona więc wiem co to znaczy stracić najblizszą sobie osobę. Długo nie mógł się pozbierać , a to opowiadanie bardzo dobrze ilustruje duszę człowieka po takiej tragedii.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Waldemar_Talar_Talar @Marek.zak1 Panowie, jestem wdzięczna za lekturę. Delikatność się przyda na świecie! Bb
    • @Berenika97 Bereniko, podobno są kobiety i dziewczyny, które nie cierpią, jeśli druga ma taką samą. No na mnie to nie działa- ja się cieszę z choćby z tego powodu, że ktoś ma gust podobny do mojego, że nie jestem taka ostania - mogę nawet siedzieć obok,  a co? Celowo nie można? A czasem i z zazdrości, że Twoja jest ładniejsza, zdarza się kąśliwa uwaga albo i złośliwa psota - no cóż... :) @beta_bNo to jeszcze coś. Wiesz, jak obok mnie usiądzie ktoś w wełnianej bluzce, albo w czymś, co jest szorstkie (marynarka, żakiet) - to się przesiadam - no po co mam się drapać? Dzięki :)
    • Historia wdzięczna a puenta znakomita. Podkreślona flamastrem. Z przyjemnością Alu. I jesteśmy zgodne w kwestii miłych materiałów. Bb   PS zniszczyłam w dzieciństwie mamie ulubioną bluzkę. Nałożylam lalce jako sukienkę i obcięłam nożycami rękawy, bo były za długie. Słabe wspomnienie (nie robiłam na złość, tyle że nikt mi nie powiedział, że tak nie można). 
    • @Migrena Miłość jako akt kreacji - niezwykłe ujęcie. Słowa płyną lekko, naturalnie i zabierają mnie w sferę mistyczną i cielesną jednocześnie. I niech trwają, niech się stwarzają, natura nie zna pojęcia "koniec". O ciszy nie piszę, bo poeci wiedzą lepiej, jak ją dotknąć.  
    • Stara, drewniana figura kiedyś w głównej nawie swoje miejsce miała. Wszystkie prośby, intencje i żale — przez tyle lat w jej kierunku wypowiadane — słuchała. Łzy, czasami, na posadzkę świątyni spadające — widziała. Na pytania: „Czy jesteś?”, „Czy widzisz, co robią?” — nawet gdyby mogła odpowiedzieć, odpowiedzi nie znała. A jednak, mimo swego milczenia, była jak światło w ciemności— ci, którzy przychodzili, znajdowali w niej jakąś ciszę, cień nadziei, poczucie, że nie są całkiem sami. Z wysokości swego cokołu patrzyła na dzieci trzymające matki za rękę. Na starców z różańcem w dłoniach. Na zagubionych, którzy z lękiem w oczach i gniewem w sercu stali w półmroku. Na zakochaną dziewczynę, co szeptała: „Niech mnie pokocha”.   Niemy świadek wszystkiego, co kruche i piękne w człowieku. Jej drewniane ramiona wypłowiały, twarz popękała przez wieki. Spojrzenie, wyryte przez dłuto, nie straciło jednak łagodności. Nie mogła cofnąć czasu. Nie miała mocy sprawczej. Nie znała odpowiedzi na modlitwy. A jednak — była. Właśnie to „bycie” było jej najważniejszym darem. Z czasem nowe figury, dekoracje zaczęły otaczać ją z każdej strony. Ona — skromna, lekko pochylona — wciąż stała. Stała i słuchała. Choć nie znała słów, rozumiała ciszę. A w tej ciszy ludzie mówili najwięcej. Została zdjęta z cokołu. Ostrożnie, bez ceremonii. Przeniesiona do zakrystii. Tam, między szafami z ornatami, obok zapasowych lichtarzy i zakurzonych mszałów, stoi cicho — zapomniana. Nie słyszy już szeptów modlitw. Nie czuje ciepła ludzkich spojrzeń. Nie widzi łez spadających na kamienną posadzkę.   Czasem tylko, przez uchylone drzwi, wpadają do niej echa liturgii: odległe śpiewy, brzęk dzwonków, szelest procesji. Serce z drewna — czy może w ogóle istnieć takie serce? — ściska wtedy tęsknota. Tęskni za kobietą, która codziennie zapalała przy niej maleńką świeczkę. Za chłopcem, który z obawą patrzył w jej oczy, zanim odważył się przystąpić do spowiedzi. Tęskni za szeptem: „Pomóż mi przetrwać…”. Za zapachem wosku i kadzidła. Za szczególną chwilą ciszy, gdy kościół był pusty, ale ktoś wchodził — i tylko dla niej klękał. Choć zrobiona z drewna, nosi w sobie ślady tych wszystkich dusz, które przez lata złożyły przed nią swoje ciężary. I nie umie zrozumieć, dlaczego została odsunięta. Czeka. Bo figury — tak jak ludzie — potrafią czekać. I wierzyć, choć nie potrafią mówić. Czeka. A jej drewniane serce, w zakrystii między szafami, wciąż wystukuje słowa pieśni: „Kto się w opiekę…” A ona słucha.   Rzeszów 24. 07.2025
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...