Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano
1. SYTUACJE PODBRAMKOWE: Narrator.
.
Narrator został przyłapany na dopingu. Gdy opuszczał arenę zjawisk, z milionów gardeł wydobywało się skandowane WY-PIER-DA-LAJ.
Największy problem pojawia się wtedy, gdy jeden narrator obgaduje drugiego. Nierzadko w grę wchodzi romans. Kilka tygodni temu prasa doniosła o haniebnym wydarzeniu. Otóż słynny narrator trzecioosobowy wdał się w romans z kelnerką. Ona przypalała mu tosty i podawała gorzką kawę, a on non stop opowiadał o niej w samych superlatywach. Wskaźniki giełdowe zwariowały. Papiery wartościowe trafiły do zakładów bez klamek (stąd nazwa - wariackie papiery). Pod domy maklerskie zajeżdżały na sygnale karetki. Ekipy ubrane w białe kitle wbiegały do budynków, skąd później wyprowadzały klaunów w czerwonych szelkach.
Kelnerka przesalała zupy i psuła reputację całej gastronomii. Jak można karmić narratora?
Któregoś dnia nastąpił przełom. Wracająca z pracy kelnerka, która zrobiła dziś czterdzieści kanapek, zobaczyła ukochanego na portierni. Ten - w ramach akcji „cała Polska czyta cieciom” - zachwalał woźnemu uroki twórczości jednego powieściopisarza. A że kelnerka była osobą zazdrosną, mściwą, złośliwą, kąśliwą jak skorpion, dlatego nie czekała na gwizdek czy wznowienie gry. Zadzwoniła pod 997. Panowie pałkarze przyjechali i zapoznali narratora z nieco inną strategią czytelniczą.
Niefortunny związek nie skończył się dla kelnerki stałym fragmentem gry (czyt. małżeństwem). Mimo tego, po czasie żałoby nad wiadrem kartofli, odżyła nieco i w drugiej części sezonu świat usłyszał o niej jako o utalentowanej pisarce kobiecej. Oficyna SPALONY wydała do tej pory dwa bestsellery: „M jak makler” i „Nie wierz nigdy narratorowi”.
I tym pozytywnym akcentem żegnam się z państwem zza krat, gdzie klawisze słodko chrapią i w każdej chwili ktoś może wejść we mnie od tyłu…

Wejście od tyłu – (w żargonie piłkarskim) wejście z tyłu wślizgiem w celu odebrania piłki.

2. SYTUACJE PODBRAMKOWE: Czyn.
.
Wieś Czyn położona jest w województwie polskiem na północ od południa i na wschód od zachodu. Jej mieszkańcy, a winno się ich nazywać cyberwieśniakami, bo teleportują się z miejsca na miejsce, są społecznością dynamiczną.
Zazwyczaj po nieudanym transferze do większych klubów – miast, wracają na stare śmiecie, tu gdzie zakładali pierwsze korki, siali murawę i remontowali bramy. Trzeba nadmienić, iż Czynianie słynęli z doskonałych wyrobów golkiperskich (żelazne bramy z niewiadomej przyczyny malowane zawsze na biało; rękawice – według wzoru papieskiego – podobno sam Karol Wojtyła trenował w nich, będąc młodym chłopakiem).
Wśród cyberwieśniaków funkcjonował wysoko rozwinięty skauting. Trenerzy wyławiali największe talenty z okolicznych wiosek. Najczęściej czynili to wybierając się w okolice dróg krajowych. Tam z ukrycia obserwowali najaktywniejszych rozsypywaczy zboża czy kierowców ciągników widłowych ustawiających spocone maszyny w poprzek tras.
Zdarzały się blamaże. Dobrze zapowiadający się młodzicy lubili sobie popić przed zawodami, co bezlitośnie wykrywały kontrole antydopingowe. Gdy dochodziło do dmuchania w alkomat, kariera niejednego skauta stawała pod znakiem zapytania.
Bywały jeszcze gorsze sytuacje. Kontuzje. Dotykały tych bardziej doświadczonych zawodników. Obcięcia palców na pile tarczowej niszczyły kariery bramkarzy, a urwane części kończyn dolnych wykluczały zawodników z pola z pięknej rywalizacji.
Pomimo wielu przeciwności losu, co cztery lata Czyn stawał się środkiem wszechświata. W duchu sportowej walki odbywały się tu igrzyska. Wioska olimpijska przyjęła tłumy. Drastycznie wzrósł poziom zaśmiecenia gminy. Zmalał natomiast odsetek dzikiej zwierzyny, bo czymś przecież gości trzeba było karmić. Ścierniska przerodziły się w bazę hotelową. Tysiące namiotów lśniło w błocie.
Bilans był nader korzystny. Gdy na klepisku do boju stawali cyberwieśniacy, wygrana była pewna, zwłaszcza, że podczas kwalifikacji wielu reprezentantów Czynu osiągnęło minimum olimpijskie. Któż by pomyślał, że w czasach PRL-u we wsi istniała tylko stara cegielnia. Dziś w trakcie zawodów Czynianie bili rekordy i zdobywali medale.
Świętowanie trwało bardzo długo. Organizatorzy nie przewidzieli, że wskutek zawodów zmuszeni będą osuszyć wszystkie okoliczne stawy. Jednak najistotniejsze było zwycięstwo. Przykład dla narodu szedł z Czynu.

3. SYTUACJE PODBRAMKOWE: Kopniakiem poza galaktykę.

Kiełbasa przeszedł przez bramki – na lotnisku. Szusował między jednym a drugim Job Center. Dotychczas strzelał gole współwięźniom, ale teraz pojawiła się szansa awansu do wyższej klasy rozgrywkowej. Pozwolenie na pracę wyglądało bardziej podniecająco niż przepustka po 25 latach odsiadki. Dobry kontrakt przybliżał się w tempie iście sprinterskim.
Na początku pracował w niższych ligach (rozdawał ulotki, imał się robót remontowych). Były też zadania, które nie wymagały zbyt wielkiego wysiłku, więc mógł markować zwody i czarować swoją grą.
Któregoś lipcowego popołudnia, jak grom z mokrego angielskiego nieba, spadła propozycja. Oferta nie do odrzucenia. Inni obcokrajowcy musieliby pracować na taką gażę cały rok.
- Jeśli chcesz grać w naszej drużynie, to powinieneś nosić ten uniform i czarne okulary – powiedział do niego człowiek zwany Kapitanem. Kaleczona polszczyzna świadczyła o tym, iż uczył się tego języka od niedawna, zapewne na potrzeby kontaktów z Polakami.
- „Ależ dobry człowiek” – pomyślał i spytał – Jaki klub u was w Pakistanie zdobył najwięcej tytułów?
- FC Hamas – odpowiedział nieco speszony Kapitan.
- Jak sobie radzicie w tym sezonie?
- Bombowo… - urwał i stanowczym tonem dodał – Jutro punkt dziesiąta.
Wieczorem Kiełbasa spotkał się z zaprzyjaźnionym Anglikiem. Pochwalił się nową pracą. Frank kiwał głową na znak dezaprobaty.
- Nie daj się wypuszczać w ślepą uliczkę. Zrezygnuj. – doradzał Frank.
- Co, mam sobie dać spokój? Ja nigdy nie odpuszczam.
- Jesteś porządny chłopak. Szkoda cię. Znam wielu ludzi, którzy tu przyjechali. Ty należysz do tej lepszej części.
- Bądź zdrów Frank! – Uścisnęli się na do widzenia.
- No… Czekaj, dam ci szalik Liverpoolu na szczęście. Dudek miał go podczas finału Pucharu Mistrzów. Uważaj na siebie.
Następnego dnia Kiełbasa zjawił się punktualnie w umówionym miejscu. Pakistańczyk powitał go z daleka. Po chwili siedzieli w wiśniowym vanie.
- Pojedziesz tym samochodem pod ten adres. – Kapitan przekazał Kiełbasie kluczyki i mapę. Zaparkujesz pojazd blisko bramy wjazdowej i poczekasz na naszego człowieka. O nic się nie martw. On cię pozna. Pamiętaj, aby pod żadnym pozorem nie opuszczać vana. Zrozumiałeś?
- OK.
- Powodzenia. Niech cię Allah prowadzi.
Kiełbasa kierował samochodem bardzo pewnie. Czuł się jak coach wygrywającej drużyny. Mógł dyktować warunki. Po minięciu paru przecznic zajechał przed XIX-wieczny budynek.
Siedział w środku i wystukiwał palcami rytm na kierownicy. Ruszał głową jak tancerki samby. Zawsze marzył o połączeniu tego tańca z futbolem.
Mijały minuty, a nikt się nie pojawiał. Kiełbasa przytulił do twarzy szalik i założył czarne okulary. Włączył radio.
Dzielnica rozbłysła światłem niczym stadion jupiterami. Potężny huk zatrząsł miastem. Kiełbasę i budynek wywaliło kopniakiem poza galaktykę.
Opublikowano

Wariacje z tych a'la nadrealistycznych. Warsztat świetny. To chyba wręcz popis tego, co umiesz. Osobiście miałem problemy z tym "Czynem". - Nie mogłem się skupić, nie wiem czy to przez zbyt słabą organizację tej części tekstu, czy też naszły mnie jakieś osobiste impresje. W razie czego, przejrzyj tę część drugą, bo może rzeczywiście zbyt wiele tam pomieszania, a wątki za bardzo oddalone od siebie.
Jak wyglądać będzie koniec trzeciej części domyśliłem się będąc mniej więcej w jej połowie. Skoro ja domyśliłem się - zakładam więc, że domyślą się i inni, a skoro tak, to można by bez dopowiadania - po prostu zakończyć na zdaniu "Włączył radio, a dzielnica rozbłysła światłem niczym stadion jupiterami"

Ogólnie jestem pod wielkim wrażeniem. Pozdrawiam i bardzo proszę by tak sprawny prozaik jak Ty, zechciał krytycznie rzucić okiem na moje teksty.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Nie jestem sprawnym prozaikiem, ale doceniam twoje słowa. Część 3 miała właśnie taka być - bez zaskakującego finału. Spróbuję wejrzeć w rubaszne treści, choć nie wiem czy będę w stanie jakoś konstruktywnie skomentować.
Opublikowano

Sporo odniesień to futbolu zarówno od strony technicznej, jak i aktualnych wydarzeń.
Trochę do aktualnych wydarzeń niesportowych.
Trochę do popkultury.
I bardzo dobry warsztat.
Czego chcieć więcej?
Jednak mam wrażenie, że pisałeś to trochę po to, żeby przerwać jakiś zastój w pisaniu, lub odpocząć od tworzenia czegoś większego. Czyż nie?

Pozdrawiam
Peace ;]

Opublikowano

przyznaję się..jestem TRĄBA bo dopiero dziś przeczytałam
cóż mogę dodać oprócz tego, że łyknęłam piłkę bez popicia i dałam sobie strzelić karnego z trzech doskonałych części niezłej prozy
wykopana na aut czytam jeszcze raz
:)

Opublikowano

A ja, tradycyjnie, troszkę się przyczepię.

Ten w ramach akcji „cała Polska czyta cieciom” zachwalał woźnemu uroki twórczości jednego powieściopisarza - ja bym tu dwa przecinki wrzuciła (po ten i przed zachwalał, ale tak też jest ok.

A że kelnerka była osobą zazdrosną, mściwą, złośliwą, kąśliwą jak skorpion, dlatego nie czekała na gwizdek czy wznowienie gry. - bez "dlatego", proszę.

Tam z ukrycia obserwowali najaktywniejszych rozsypywaczy zboża czy kierowców ciągników widłowych ustawiających spocone maszyny w poprzek tras. - nie wydaje Ci się, że brakuje tu przecinka?

a urwane części kończyn dolnych wykluczały zawodników z pola z pięknej rywalizacji - zzz, zzz, zzz; pozbądź się jednego.

W duchu sportowej walki odbywały się tu igrzyska. Wioska olimpijska przyjmowała tłumy. Drastycznie wzrastał poziom zaśmiecenia gminy. Malał natomiast odsetek dzikiej zwierzyny, bo czymś przecież gości trzeba było karmić. Ścierniska przerodziły się w bazę hotelową. Tysiące namiotów lśniło w błocie. - coś się tutaj z czasami porobiło. Może to celowo, a ja jestem trąba i nie odczytałam tego w taki sposób.

Na początku pracował w niższych ligach (rozdawał ulotki, imał się robót remontowych). - zamiat nawiasu porponuję myślnik.

- Bądź zdrów Frank! – Uścisnęli się na dowidzenia. - a nie na "do widzenia"


Fajny tekścik. Dobrze się go czyta.
Sprawny z Ciebie prozaik:D.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



ja piejdole... kujwa... albo jesteś nieświadomym grafomanem albo ja kurwa się nie znam, co ty chciałeś przez to powiedzieć??? toż to abstrakcja totalna utopia, jaka jedenastka? tu nic nie ma, aż dziwię się, że przeczytałem.

"z milionów gardeł wydobywało się skandowane WY-PIER-DA-LAJ." - czysty śmieć, bo albo tłum skanduje albow wydobywa (np wymioty). a wymioty to ciekawe zjawisko.

nie widzę w tym żadnego pomysłu, ale jush dość nerwów... spokojnie.

kurwa...

jestem zawiedziony, w tekście jest mało wulgarzymów, brakuje mi słów typu: dziwka, kurwa, jebanie et cetera, a to dodatkowo obniża wartośc tej miernoty.

1... 2... 3... 4... 5... 6... 7... 8... 9... 10... uff

Kopniakiem poza galaktykę." - a oto kolejny przykład, który mnie zbulwersował i wpędzi w alkoholizm... to nie nadaje się na tytuł!! nawet działu, bo to plagiat!! ostatnio, kurwa go mać, byłem w biedronce kupić piłkę nożną i zauważyłem na niej identyczny niemal napis. pl;agiat, żenada, brak pomysłowości, skandal, moje serce, suche butelki po jacku danielsie, napoczęte rozpuszcalniki...

ja pierdole, aż dziwie się, że przebrnąłem.

beznadzieja, idź się powieś.
Opublikowano

nawet nie wiesz jaką frajdę mi sprawiłeś tym komentarzem,
w sumie ja tylko chodzem po hipermaketach i kupuję tanie wina,
i wiesz co??
masz niesłychanie bogaty język,
te wulgaryzmy mnie wprowadziły w ekstazę
może się na bramcę uwieszę, co?? ;)

a tak serio - to zazdrościcie mi towarzyszu sławy, bogactwa,
prostytutek z mojego haremu i świetnych nalewek... :D

bracie - zostajecie kAPITANEM mojej drużyny, jedziemy w czerwcu na mundial
salve!!!

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Berenika97   Miniatura o relacji w której uczucia nie są odwzajemniane.    Ogromna głębia kryje się za tą matematyczna miniaturą.   Niesamowite.     
    • @huzarc  Dziękuję za tą recenzje, zależało mi by każdy przedmiot w wierszu niósł głębsze znaczenie niż pozornie się wydaje. Cieszę się że to wybrzmiało    Pozdrawiam serdecznie.   @Tectosmith  Cieszę się że wiersz działa!! Chciałem oddać właśnie ten pozorny spokój między jednym wydarzeniem a drugim, stan pogranicza. Dziękuję za ten komentarz i poświęcony czas na mój wiersz. Pozdrawiam serdecznie    @Berenika97 Dziękuje za ten obszerny komentarz, Interpretacja metafor jak najbardziej trafna :) czasem zwykłe przedmioty mogą oddać więcej niż tysiąc słów. Miło że przesłuchałaś piosenkę. Pozdrawiam i życzę miłego wtorku :))  
    • Jak dla mnie - wiersz zadumany, może dlatego myśli „lecą” niespiesznie. Wyobrażam sobie peel’a nad brzegiem morza z tą butelką wina i nastrojem do zadumy nad…życiem.Bardzo plastyczny obraz. p.s Tylko nie wiem co tam robi Nelly Furtado, ale  w takim razie nie jest tam ( na tej plaży ) aż tak źle :)
    • Są takie dzieła, które przez swoją inność, kontrowersyjny język  czy wulgarność i seksualizację treści, nigdy nie opuszczą podziemi,  by móc objawić się w pełni  swego anty człowieczego  i bezbożnego mroku, oczom ludzi.  Ogółowi społeczeństwa, które karmione jest kłamstwem,  wyzyskiem i pustą idyllą uczuć. Władza, która rozsiadła się wygodnie w fotelach waszego umysłu. Rozkazuje Wam kochać, marzyć, śnić,  żyć kolejnym dniem lub teraźniejszym  tak mocno jak gdyby jutra miało nie być. Musicie pokładać nadzieję  w pracy, zysku, dostatku. Kłaść podwaliny z własnych ciał. Jak cegły pod budowę świetlanej gospodarki.     Kochacie kicz i tęczowość sztuki upadku. Czegoś na wzór muzyki, poezji i kina. Śmietniska, odrzutu przemielonego z farsą. Czegoś co wywołuję u mnie  nawet nie obrzydzenie. A strach przed zidioceniem. Nie ma miejsca dla człowieka. Dla idei.  Wszystkich mesjaszy ukrzyżowano. A człowiek współczesny, spalił i obrócił w pył swą cywilizację.     Cóż Ty sztuko uczyniła młodym, że płonie na stertach  papier zapisany przez wieszczy? Pękają, łamane pod butem i na kolanie płótna smutnych, sensualnych pejzaży, naturalna nagość i intymność aktów, sceny batalii i potyczek. Pędu końskiego i huku samopałów. W domowych świątyniach,  rozwidlonych zza okiennych rolet, nikłym światłem ledowych lampek. Na podręcznych,  kilkudziesięciocalowych ekranach, przebiega życie przez palce, zajęte baraszkowaniem  w słonych przekąskach. Podzielone jest na  odcinki, sezony i sagi. Saga o ludziach,  którzy ludźmi już zwać się się mogą. Nastał dzień gniewu znany z księgi. Nie Bóg jest winowajcą. Nie Szatan nawet. A człowiek, innowacja i postęp.   Lecz po katastroficznym pożarze  i trzęsieniu ziemi. Zaszło jak zawsze słońce  za krwią nabiegły, zachodni horyzont. Władztwo objęła noc. Zimna, lodowata, mgielna. Z tej mgły gęstej, wychynęły postaci. Byli podobni do ludzi. Dzikich, pierwotnych, pierwszych. Lecz mimo wrzasków i krzyków  niepodobnych do żadnego języka, mimo pijaństwa, palenia opium  i wolnej syfilisowej miłości. Byli elitą i dziećmi upadku, który zrodził największy triumf.     Dla nich nic znaczy wszystko. Koniec jest początkiem. A forma i styl są nienaganne. Żyją poza światem widzialnym. Świat kiedyś ich szukał. Pytał do czego są mu potrzebni. Odpowiadali. Do niczego. Nie Tobie. Nie innym. Kochamy tylko siebie i sztukę. Niech żyję sztuka! Pełna brutalnego naturalizmu. Pełna zgnilizny, śmierci i zgorszenia. Pełna pytań bez odpowiedzi, egzystencjalnego bólu istnienia. Pełna szoku, oporu i odrzucenia. Indywidualności ducha. Pogrzebu za życia. I trucizny współżycia społecznego. Dekadencki bal owładnął ulice,  pełne tych postaci i tańczyli oni tak w narkotycznym upojeniu  aż do brzasku.     Zbudziłem się dość nagle i niespodzianie. Ranek musiał być w pełni  bo słońce stało już dość wysoko. Rozejrzałem się wokół i szybko zorientowałem się gdzie byłem. Spędziłem noc tym razem  nie w piwnicznych odmętach kamienic rynku, nie w pustostanie na granicy lasu a w samym centrum parku miejskiego, naprzeciw już nieczynnej  z racji pory roku fontanny. Biała, zgrabna, jesionowa ławeczka  służyła mi za łóżko  a brudny tobołek z garstką moich rzeczy  urósł w potrzebie  do rangi poduszki bezdomnego.     Usiadłem z trudem, kaszląc przy tym. Otarłem zaróżowioną twarz  obrośniętą siwą, skołtunioną brodą. Blade, ledwie błękitne oczy  trwały jeszcze w odmętach pijackiego snu. Zatarłem je brudnym rękawem. Od razu poczułem się lepiej. Bardziej trzeźwo. Pomiędzy dziurawymi butami,  walały się zeschłe liście i gałązki, strącane przez ostatnie dni  silnym wschodnim wiatrem. Było jednak przyjemnie ciepło  jak na początek października.     Właśnie październik. Początek roku akademickiego. A park był usytuowany zaraz naprzeciw akademickiego miasteczka. Ludzi była wokół masa. Większość stanowili uczniowie i studenci, śpieszący na zajęcia i lekcję. Wielu z nich przycupło na ławkach wokół mnie i czytało notatki  lub zlecone przez profesorów książki. Inni jedli spóźnione śniadanie a część po prostu odpoczywała,  obojętna na wszystko, z dymiącymi papierosami w dłoniach. Wsłuchani w rytm obudzonego miasta z którym wetknięta w jego centrum przyroda nie mogła konkurować.     Już miałem wstać i ruszyć przed siebie  tak daleko jak nogi poniosą, lecz ujrzałem dosłownie naprzeciw siebie postać młodej kobiety zaczytanej w książce której okładka i tytuł, wywołały u mnie gęsią skórkę  i odruch wręcz wymiotny. Dziewczyna mogła mieć  co najwyżej osiemnaście lat  co klasyfikowało ją szybciej na uczennicę liceum niż studentkę. Była istotnie urocza i urodziwa. Długie blond włosy  opadały jej wręcz na kolana  gdy była pochylona nad lekturą. Zielone, duże oczy.  Skakały ze słowa na słowo, widać urzeczone i pochłonięte przez wyimaginowany świat w nich zawarty. Rzęsy miała pięknie wydłużone makijażem  a brwi nakreślone idealnie wąska linią podkreślały jej wspaniałe rysy  i nieskalaną młodość cery.     Czy może mi panienka powiedzieć, czy nadal w szkole uczą,  że on wieszczem i wielkim poetą był? Pierwej nie oderwała nawet oczu od lektury, ale wreszcie odpowiedziała,  choć tak chłodno i obcesowo,  że aż pożałowałem pytania. Uczą tego nadal drogi Panie.  Uczyli zapewne i w Pana czasach,  uczą teraz i za dwieście lat nadal będą. Wielkim poetą był.  I basta.     Aż nie mogłem powstrzymać się od śmiechu. Panienka wybaczy ale wierutne to brednie. Ballady, romanse, epopeje… brednie, brednie, po stokroć brednie, w które wierzyć może jedynie  ciało i serce młode. Naiwne i nie znające życia. Uczucia, miłości, rzędy dusz,  małe i wielkie improwizacje. A małe i wielkie są tylko kłamstwa  tej całej romantycznej hucpy. Ale ma panienka jeszcze czas się przekonać na własnej skórze, choć nie życzę tego z całego serca.     Dziewczyna aż poczerwieniała ze złości. Pan widać kloszardowy krytyk  i literat pierwszej wody,  skoro kultura klasyczna Panu tak nazbyt uwiera i wadzi.  Cóż zatem powinnam czytać  wedle pana mniemania,  co mi nie zniszczy serca i duszy  nie wyda na pułapkę kłamstwa. Co Pan niegdyś czytał  i skończył w rynsztoku? Panienka jest już duża i powinna czytać prawdziwą literaturę. Modernizm jest jedyną ścieżką i lekarstwem. Baudelaire, Verlain, Poe,  Przybyszewski, Grabiński…     Pan każe czytać mi szaleńców! Wariatów i ludzi obłąkanych. Czytać ich tylko po to by samemu zjechać po równi pochyłej ku szaleństwu. Widać Panu z nimi po drodzę i pod rękę. Wygląda Pan jak oni i ich bohaterowie. Ja jestem ich epoką Droga Pani. A czy zna Pani poetę z naszego miasta. Miał na nazwisko Tracy. Zaginął lata temu. Niektórzy twierdzą, że umarł. Tracy… ten świr udający w swych utworach, że żył przeszło sto lat temu, zresztą podobno jego mieszkanie wyglądało tak jakby mieszkał tam Dostojewski a nie on.     Czytałam kiedyś kilka jego wierszy. Przerażająca lektura. Depresja, lęk i upadek człowieka. Ponoć chodził codziennie na cmentarz by szukać samotności i weny. Czasami spał między nagrobkami  Wyruszał samotnie w nieznanych kierunkach  tylko po to by gdzieś pośrodku lasu, mieszkać w szałasie tygodniami  Tylko po to by pisać. Podobno zastrzelił się  pewnej zimowej nocy na cmentarzu. Pochowano go jako nn bo tak sobie życzył. Ale grobu nikt nigdy nie widział. Przeraża mnie Pan i pańskie autorytety.   A więc nie będę już przeszkadzał w lekturze. Wstał piękny dzień więc  i mi wypada wstać i iść, szukać swego grobu. Za dnia szukam śmierci  a nocą tonę w objęciach  balu nihilistycznych figur. Nigdy nie wiem czy na cmentarzu, wreszcie wychynę z bezimiennego grobu, czy w trumnie z kochanką  o twarzy zabranej przez rozkład  będę łaknął i pragnął jej krągłości rozkładu, którymi karmię swą wenę zbrukanego, przeklętego poety. Wtedy widać mnie poznała i zemdlała. A ja podszedłem do niej, wyciągnąłem  z jej zimnych lekko wilgotnych dłoni  książkę wieszcza i wyrzuciłem ją  do kosza obok ławki. Uchyliłem jej ronda na pożegnanie i ruszyłem na cmentarz do swego bezimiennego grobu.  
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...