Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Poznałem to po całości
nie żegnaj się ze mną, nie teraz
personifikacja przyszłości
ze skóry cielca obdzieraj

a jeśli zechcesz, znajdź więcej
znaj tajemnice wszechświata
odkrywcy metafor pól
zmieniona jest tylko data

i nie sądź za błędy mnie teraz
nie sadź zbędnej zawiści
na końcu pustynny głód
do brata smród nienawiści

patykiem po piasku pisane
prawa które wiatr zwiewa
faryzeuszu z kamienną twarzą
nie pierdol już, tylko umieraj.

Opublikowano

Gorzej jest, że porządkuje komputera i dosyłam co zostało. Limit mniejszy, a ciągnie, kurcze...
Ewo - wiem, że to nie Twój poziom, ta końcówka szcególnie, ale i tak dzięki za plusa

Joaśka - co ja? co ja? Ja nie macham kijem po lasach...

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



i tu wszedł mi uśmiech w paradę i zapsuł wszystko
głowa odpłyneła w lata młodości do ery win tanich
ale to takie prywatne, ale w drugim czytania i poszło normalnie
coś tam zawsze można lepiej ale się podoba

+
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



i tu wszedł mi uśmiech w paradę i zapsuł wszystko
głowa odpłyneła w lata młodości do ery win tanich
ale to takie prywatne, ale w drugim czytania i poszło normalnie
coś tam zawsze można lepiej ale się podoba

+

Hm, wiem o co chodzi, ale miałem na myśli co innego - Jezus tylko raz pisał - właśnie patykiem po piasku. Było to zaprzeczenie praw Faryzeuszy, co własnie symbolizował ów zapis - siła Boga-wiatr, prawo - litery na piasku.

Letnia - smutno i złośliwie ?
Opublikowano

Ja zawsze przeciwko wulgaryzmom!!!
Żle się czyta, bo 7, 8, 9, 10 zgłosek w wersach chaotycznie przeplatanych, interpunkcja, itp...
Szkoda, bo temat ciekawy, tylko żle napisany.

Pozdro Piast

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Primo - rytm jest zachowany,
Secundo-jak chaotycznie ? Jak mozna lepiej ?
Tercio - są tylko trzy przecinki

plus jedno powtózrenie bezsensu, ktore zauważyłem teraz.
Tyle ja.
Dzięki i pozdrawiam.
Opublikowano

Nie wiem dzięki komu, ale "Jezus" zniknał. A może mi się wydawało, że był. Nie wiem. Nie wiem. "odkrywcy metafor pól zmieniona jest tylko data"-niedookreślone. Ale jaby dookreslić, to sie wersyfikacja spierdoli. Tak źle i tak nie dobrze. W trzeciej coś mi śmierdzi. Mniemam, że to tylko wulgaryzm. Jakem nie zwietrzył czegoś wal w mordę. Forma boli. Ale takie krótkie wersy są kurewsko trudne do zładzenia. Treści jest za to sporo. Rekompensuje wszystkie boleści. Miło było poczytać. Pozdrawiam.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Primo - rytm jest zachowany,
Secundo-jak chaotycznie ? Jak mozna lepiej ?
Tercio - są tylko trzy przecinki

plus jedno powtózrenie bezsensu, ktore zauważyłem teraz.
Tyle ja.
Dzięki i pozdrawiam.


Michale, nie może być rytmu w wierszu, którego wersy zawierają różną ilość sylab, w dodatku w jednej zwrotce:
Poznałem to po całości 8 ,
nie żegnaj się ze mną, nie teraz 9 ,
personifikacja przyszłości 9 ,
ze skóry cielca obdzieraj 8 ,

a jeśli zechcesz, znajdź więcej 8 ,
znaj tajemnice wszechświata 8 ,?
odkrywcy metafor pól 7 ,
zmieniona jest tylko data 8 ,?

i nie sądź za błędy mnie teraz 9 ,
nie sadź zbędnej zawiści 7 ,
na końcu pustynny głód 8 ,
do brata smród nienawiści 8 ; ?

patykiem po piasku pisane 9
prawa które wiatr zwiewa 7 , ,
faryzeuszu z kamienną twarzą 10
nie pierdol już, tylko umieraj. 9

Gdyby perkusista wybijał taki rytm, to by się orkiestra pogubiła, więc nie mów, że rytm jest.
Doliczyłem się tylu przecinków i znaków... Albo wyrzuć wszystkie znaki, albo wszędzie wstaw...

Pozdro Piast Jutro zrobię z niego regularnego 8-zgłoskowca, jeśli nie masz nic przeciwko. Jeśli masz, to nie tykam...
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Primo - rytm jest zachowany,
Secundo-jak chaotycznie ? Jak mozna lepiej ?
Tercio - są tylko trzy przecinki

plus jedno powtózrenie bezsensu, ktore zauważyłem teraz.
Tyle ja.
Dzięki i pozdrawiam.


Michale, nie może być rytmu w wierszu, którego wersy zawierają różną ilość sylab, w dodatku w jednej zwrotce:
Poznałem to po całości 8 ,
nie żegnaj się ze mną, nie teraz 9 ,
personifikacja przyszłości 9 ,
ze skóry cielca obdzieraj 8 ,

a jeśli zechcesz, znajdź więcej 8 ,
znaj tajemnice wszechświata 8 ,?
odkrywcy metafor pól 7 ,
zmieniona jest tylko data 8 ,?

i nie sądź za błędy mnie teraz 9 ,
nie sadź zbędnej zawiści 7 ,
na końcu pustynny głód 8 ,
do brata smród nienawiści 8 ; ?

patykiem po piasku pisane 9
prawa które wiatr zwiewa 7 , ,
faryzeuszu z kamienną twarzą 10
nie pierdol już, tylko umieraj. 9

Gdyby perkusista wybijał taki rytm, to by się orkiestra pogubiła, więc nie mów, że rytm jest.
Doliczyłem się tylu przecinków i znaków... Albo wyrzuć wszystkie znaki, albo wszędzie wstaw...

Pozdro Piast
kontrargumentem na Piastową tezę są wiersze Kerna, piosenki chociażby Bajora, Młynarskiego. Wszystkie rytmiczne. Niech tam próbuje cokolwiek policzyc. Rytmika to nie równośc wersów, tylko zgodnośc akcentu logicznego z akcentem wyrazowym. Liczenie jednej sylaby jako bitu drumsowego zalicza się do konwencji średniowiecznej, a już samo słownictwo przeczy takiemu założeniu. Transakcentacji nie zauwazyłem. (Poczukam jeszcze). A więc należało użyć stwierdzenia "forma nieuładzona", ewentualnie synonimu znaczeniowego. Polecam Malczewskiego w tej kwestii. Wie co pisze, przynajmniej jak. Nie tylko komentarze.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Primo - rytm jest zachowany,
Secundo-jak chaotycznie ? Jak mozna lepiej ?
Tercio - są tylko trzy przecinki

plus jedno powtózrenie bezsensu, ktore zauważyłem teraz.
Tyle ja.
Dzięki i pozdrawiam.


Michale, nie może być rytmu w wierszu, którego wersy zawierają różną ilość sylab, w dodatku w jednej zwrotce:
Poznałem to po całości 8 ,
nie żegnaj się ze mną, nie teraz 9 ,
personifikacja przyszłości 9 ,
ze skóry cielca obdzieraj 8 ,

a jeśli zechcesz, znajdź więcej 8 ,
znaj tajemnice wszechświata 8 ,?
odkrywcy metafor pól 7 ,
zmieniona jest tylko data 8 ,?

i nie sądź za błędy mnie teraz 9 ,
nie sadź zbędnej zawiści 7 ,
na końcu pustynny głód 8 ,
do brata smród nienawiści 8 ; ?

patykiem po piasku pisane 9
prawa które wiatr zwiewa 7 , ,
faryzeuszu z kamienną twarzą 10
nie pierdol już, tylko umieraj. 9

Gdyby perkusista wybijał taki rytm, to by się orkiestra pogubiła, więc nie mów, że rytm jest.
Doliczyłem się tylu przecinków i znaków... Albo wyrzuć wszystkie znaki, albo wszędzie wstaw...

Pozdro Piast Jutro zrobię z niego regularnego 8-zgłoskowca, jeśli nie masz nic przeciwko. Jeśli masz, to nie tykam...

ale to nie jest perkusja, ani szkoła Kochanowskiego, który potrafił pisac wzorowo. Jakbym ja tak potrafił, pewnie nie byłoby mnie tutaj. Ale funkcja brzmieniowa tekstu nie opiera się tylko o liczbę głosek - istnieją jeszcze akcenty, głoski krótkie i długie, nosowe itd - najlepszym sprawdzianem jest pzreczytanie wiersza na głos - wg mnie jest w porządku. A interpunkcja - ja mam teze i pewnie błędną, ale dla mnie pzrecinek zaznacza miejsce, w którym należy sie zatrzymac - czyli jest to prowadzenie odbiorcy po tekście. Ale to ja tak uważam, prawa gramatyki sa inne :)
Na robienie 8 zgł - pozwalam, czemu nie ? Zobaczymy jak wyjdzie.

Darku - dzięki za ujęcie się, chociaż i tak Piastowi należy sie sprawiedliwośc - w koncu wziął na warsztat to dziełko. Tylko oparł sie na poetyce renesansowej - czyli tej wymagającej od poety doskonałości - a tutaj ciężko jest sprostac :) Ja tutaj bardziej zwracam uwagę na warstwę znaczeniową - każde słowo pasuje do siebie i tworzy odniesienia typowo biblijne, a kluczem jest opowiadanie Brechta. Jeszcze raz ogromne dzięki !

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Manek Szerzenie mowy nienawiści??? Przecież nie skłamałem w ani jednym wersie!
    • Widzą mnie. Przez te korytarze. Przez te imaginacje. Patrzą. Wodzą za mną wzrokiem nieruchomym. Te ich oczy. Te ich wielookie twarze… Ale czy to są w ogóle ich twarze? Wydrapuję żyletką te spojrzenia z okładek. Ze stronic starych gazet. Z pożółkłych płacht. Zapomnianych. Nie odtrącam ich. Było ich pełno zawsze i wszędzie. Nie odtrącam… Kiedyś odganiałem ręką te spojrzenia wnikliwe. Czujne. Odganiałem jak ćmy, co puszyściały w przelocie. Albo mole wzruszone jakimś powiewem nagłym z fałd ciężkich zasłon, bądź ubrań porzuconych w kącie. Z barłogu. Z legowiska. Ze sterty pokrytej kurzem. Szarym pyłem. W tym oddechu idącym od otwartych szeroko okien. Od nocy. Od księżyca… Od drzew. Od tych topól strzelistych. Szumiących. Szemrzących cicho. Od tych drzew skostniałych z zimna. Od chmur płynących. Od tych chmur w otchłani z jasnymi snopami deszczu...   Siedzę przy stole. Na krześle. Siedzę przy stole oparty łokciami o blat. Oparłszy się na złożonych dłoniach brodą. Zamieram i śnię. I znowu śnię na jawie. Wokół mnie płomienie świec. Drżące. Migoczące. Rozedrgane cienie na suficie i ścianach. Na podłodze błyszczące plamy. Na klepce. Czepiają się sęków. Czepiają się te widma. Te zjawy z nieokreślonych ustroni i prześwitów z ciemnej linii dalekiego lasu. Na stole płonące świece. Na parapetach. Na szafie. Na podłodze. Świece wszędzie. Płonące gwiazdy na niebie. Wszechświat wokół mnie. Ogromna otchłań i mróz zapomnienia…   Przede mną porcelanowy talerz z okruchami czerstwego chleba i emaliowany kubek, odrapany, otłuczony. Pusty… A więc to moja ostatnia wieczerza…   *   Wirujące obłoki nade mną. Pode mną mgławice, spirale galaktyk. Nade mną… Nasyca się we mnie jakaś deliryczna ekscytacja. Jakieś wielokrotne, uporczywe widzenie tego samego, tylko pod różnymi kątami. Wciąż te same zardzewiałe skorupy blaszanych karoserii, powyginanych prętów, pancernych płyt, pogiętych, stępionych mocno bagnetów i noży… Przedzieram się przez to wszystko z donośnym chrzęstem i stukotem spadających na ziemię przedmiotów. Idę, raniąc sobie łokcie, kolana… Idę… I słyszę. I słyszę wciąż w mojej głowie piskliwy szum. I pulsowanie, takie jakby podzwanianie. I znowu drzwi. Kolejne. Uchylone. Spoza nich dobiega to nikłe: dzyn-dzyn. A więc ktoś tu był. I jest! Ktoś mnie ogląda i podziwia jak w ZOO. Nie mogę się pozbyć tych mar natrętnych. Dzyn-dzyn.. Tych namolnych widziadeł, które plączą się tutaj bez celu. Dzyn-dzyn… I widzę je. I słyszę... Nie. Nie dosłyszę, co mówią do siebie, będąc w tych pokracznych pozach. Gestykulują kościstymi palcami obwieszonymi maleńkimi dzwoneczkami… Dzyn-dzyn… Wciąż to nieustanne dzyn-dzyn...   *   Otaczają mnie blaski. Mrugające iskry. Kiedy siedzę przy stole, oparłszy brodę na dłoniach. Mieni się wazon z kryształu z uschniętą łodygą martwego kwiatu. Cóż jeszcze mógłbym ci powiedzieć? Będę ci pisał jeszcze. Kartki rozrzucone na stole. Pogniecione. Na podłodze. Ciśnięte w kąt w formie kulek. Wszędzie. W dłoni. W tej dłoni ściskającej pióro, bądź długopis… W tej dłoni pomazanej tuszem, atramentem. W tej dłoni odrętwiałej. I w tym odrętwieniu trwam, co idzie od łokcia do czubków palców. Mrowienie. Miliardy igieł... W serwantce lustra migoty i drżenia. W serwantce filiżanki, porcelanowy dzbanek. Talerze. Kryształowa karafka ojca. Zaciskam powieki. Szczypiące.   Dlaczego ten deszcz? Latarnie na ulicy. Noc. Zamglone światła. Deszcz. Drzewa oplatają się nawzajem gałęziami. Nagimi odnogami. Drzewa splecione. Supły… Deszcz… Zamglone poświaty ulicznych latarni. Idę. Kiedy idę – deszcz… Wciąż deszcz… Stukocze o blaszane rynny starych kamienic. O daszki okrągłych ogłoszeniowych słupów. O blaszane kapelusze ulicznych latarni… Deszcz… Kiedy idę tak. A idę tak, bo lubię. Kiedy deszcz… I ten deszcz wystukuje mi. Spada na dłonie. Na policzki. Na usta. Na twarz…   *   To rotuje. To wciąż rotuje. Oddala się, ciągnąc za sobą długą smugę. Rezonuje od tego jakiś magnetyzm. To się oddala. To wciąż się oddala, nieubłaganie. Kiedy idę długim korytarzem, muskam palcami żeliwne rury, które ciągną się kilometrami w głąb. Które się ciągną i wiją. Które pokryła brunatna pleśń. W których stukoty i jęki. Zamilkłe. W których milczenie. Martwa cisza. Ciągnące się rury. Rozgałęzienia jakieś. Wychodzą. Wchodzą. Rozchodzą się. Łączą… Od jednej ściany do drugiej. Z podłogi w sufit. Przebijają się znikąd donikąd. Martwy krwiobieg w ścianach z popękaną, odłażącą farbą. Chrzęszczący pod stopami gruz, potłuczone szkło... Na języku i w gardle gryzący szary pył zapomnienia. Uchylone drzwi. Otwarte na oścież. Zamknięte na klucz. Na klamkę. Naciskam z cichym skrzypieniem. Wchodzę. W półmroku sali kamienne popiersia okryte zakurzoną folią. Rozrzucone dłuta, młotki… W półmroku. Zapach jakichś dalekich, zeskorupiałych w mimowolnym grymasie gipsowych twarzy. W odległym echu dawnego czasu. Pożółkłe plakaty na ścianach. Uśmiechnięte twarze. Patrzące filuternie oblicza dawno umarłych…   Kto tu jest? Nie ma nikogo.   Szklane gabloty. Zardzewiałe metalowe stelaże. Na pólkach chemiczne odczynniki. Przeciekające butle z jakąś czarna mazią. Odór rozkładu i czegoś jeszcze, jakby opętanego chorobą o nieskończonym wzroście… Na ścianach potłuczone, popękane porcelanowe płytki z rozmazanymi smugami zakrzepłej krwi. Od dawna ślepe, zgasłe oczy okrągłej wielookiej lampy. Przekrzywionej w bezradnym błaganiu o litość, w jakimś spazmie agonii. W kącie, między stojakami do kroplówek, ociężały, porysowany korpus z kobaltem-60 w środku pokryła rdza. Na metalowym stole resztki nadpalonej skóry z siwą sierścią kozła. Nie przeżył. Wtedy, kiedy blade strumienie wypalały jego wnętrze do cna… Walające się na podłodze stare, zwietrzałe gazety. Czarne nagłówki. Czarno-białe zdjęcia. Pierwszy wybuch jądrowy na atolu Bikini. Pozwijane plakaty... Szukam czegoś. Szperam. Odgarniam goła stopą… Nie ma. Nie było chyba nigdy.   *   Powiedz mi coś. Milczysz jak głaz wilgotny. Jak lśniący głaz na poboczu zamglonej drogi. Zjada mnie promieniowanie. Zżera moje komórki w powolnej agresji. Wokół mojej głowy mży złociście aureola smutku w opadających powoli cząsteczkach lśniącego kurzu. Jakby to były drobniutkie, wirujące płatki śniegu. Jakby rozmyślający Chrystus, coraz bardziej jaśniejący i z rękami skrzyżowanymi na piersiach, szykował się powoli na ekstazę zbawienia w oślepiającym potoku światła...   I jeszcze...   Otwieram zlepione powieki... Długo jeszcze? Ile już tu jestem? Milczysz... A jednak twoje milczenie rozsadza moją czaszkę niczym wybuchający wewnątrz granat. Siedzę przy stole a on naprzeciw szczerzy do mnie zęby w szyderczym uśmiechu. Kto? Nikt. To moje własne widzimisię. Moje chorobliwe samounicestwienie, które znika, kiedy tylko znowu zamknę je powiekami. I znowu widzę – ciebie. Jesteś tutaj. Obok. We mnie. W przeszłości jesteś. A ponieważ i ja jestem w głębokiej przeszłości, nie ma nas tu i teraz. Zatem byliśmy. A tutaj, w teraźniejszości tkwisz głęboko rozgałęzieniami korzenia. W ziemi. W tej czarnej glebie. W tej wilgotnej, w której ojciec mój zdążył się już rozpaść w najdrobniejsze szczegóły dawno przeżytych dziejów. W atomy. W ziarna rozkwitające w ogrodzie pąkami peonii…   Przełykam ślinę, czując sadzę z komina, dym płonących świec na podniebieniu. One wokół mnie rozpalają się jeszcze i drżą. Marzyłem. I śniłem. Albo i śnię nadal. Na jawie. I jeszcze… Moje nocne misterium. Moje własne bycie mistrzem ceremonii, której nie ma, która jest tylko we mnie. Mówię coś. Poruszam milczącymi ustami. Tak jak mówił do mnie mój nieżywy już ojciec, wtedy, kiedy pamiętałem jeszcze. Przyszedł odwiedzić mnie, ale tylko na chwilę. Przyszedł sam. Tym razem bez matki. Posiedział na krześle. A bardziej, tylko przysiadł. Tak, jak się przysiada na moment przed daleką podróżą. Lecz zdążył jeszcze zapalić papierosa, oparłszy się jednym łokciem o blat stołu..I w kłębach błękitnawego dymu, zaczął swoją przemowę pełną wzruszeń. To znowu ze śmiechem, albo powagą człowieka z zasadami. A jego oczy za szkłami okularów stawały się coraz bardziej lśniące. Coś mówił. Albo i nie mówił niczego. A to, co mówił było moim przywidzeniem. Omamem słuchowym. Fantasmagorią. Tylko siedział nieruchomo. Jak posąg z kamienia. Ale wiem, że odchodząc, położył jeszcze swoją dłoń na moim ramieniu, w takim jakby muśnięciu, w ledwie wyczuwalnym tknięciu. Czy może bardziej wyobrażeniu…   Sam już nie wiem czy tu był. I czy był jeszcze…Chłód powiał od schodowej klatki. Od wielkiego przeciągu drzwi trzasnęły w oddali…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-11-23)      
    • @Somalija zmęczenie, zapomnienie... hm...
    • @KOBIETA   ludzie też są emitentami ultrasłabego światła w zakresach widzialnych.   procesy metaboliczne i chemiczne.   ci byle jacy maja latarki .     @KOBIETA   Dominiko. ty masz takie zdolności poetyckiè  ze potrafisz o sprawach wywołujących dreżenie nie tylko serca pisac z eleganckim i czarem.   jest super :))   Ty też !!!
    • @Migrena Cieszę się i dziękuję :)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...