Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Dobra, ry(d)zyk- fizyk. :)

Dzień jak co dzień - klasyka do bólu. Jego styrany mózg już nawet nie kwapi się wytworzyć takiej myśli. W tym jedynym przypadku mu wybacza- takie rzeczy zagłębiają się gdzieś indziej i dają o sobie znać w odpowiednich momentach., na przykład ułamki sekund po tym, jak słyszy włączające się radio z budzikiem. Wynalazek, który przewrócił świat do góry nogami. A właściwie robi to codziennie w godzinach rannych. Z racji tego, że ma już na swoim koncie pewną ilość doświadczeń, jest szczęśliwym posiadaczem cennej umiejętności. Otóż po wyłączeniu budzika nie kładzie się z powrotem do łóżka ze złudnym przekonaniem, że chwilę poleży i zaraz wstanie. Jego koledzy bardzo go za to szanowali.
- Stary, jak ty to robisz?
- Mam dar, w każdej sekundzie mojej łóżkowej egzystencji łączę się ze wszystkimi atomami wszechświata.
- Nie wiem, co ty tam w domu wąchasz, ale chyba zaczynam się bać. Co z tego, że już trochę się znamy? W tym samym czasie ta szkoła mogła zrobić z ciebie kretyna z poważnymi zaburzeniami percepcji.- powiedział szybko i plując się Ludwik, jak zwykle martwiący się o zdrowie psychiczne swoich kolegów. Jednak Edward, pan i władca wszystkich zaspanych młodzieńców boleśnie obalił jego teorię.
- Jestem kretynem z poważnymi zaburzeniami percepcji. Dokładnie tak samo jak i ty i nasz wspaniały kolega Damian, który właśnie zasnął na parapecie. Obudź go, bo zaślini tą wspaniałą imitację marmuru.
Edward od samego początku twierdził, że Damian był największym kretynem z nich wszystkich. Tylko noszone od dziecka okulary dodawały mu powagi i, jak twierdziły niektóre przedstawicielki płci pięknej- uroku. Zbudzony z fazy snu głębokiego Damian zaklął kilka razy na rząd i prezenterów telewizji publicznej, po czym zapałał żądzą dołączenia się do konwersacji- co było niemożliwe ze względu na jego niekontrolowane oddanie się w objęcia Orfeusza. W bardzo krótkim czasie ułożył w głowie skomplikowany ciąg przyczynowo- skutkowy i znalazł genezę swojego niewyspania. "Matka kazała mi skrobać te pieprzone migdały."- jego umysł ozwał się tym głosem, w którym wyraźnie było słychać ból istnienia i delikatne echo jego świątecznych problemów gastrycznych. Wiedział, że każda chwila w szkole bez dwóch jego kolegów równała się staniu się laikiem w sprawach damsko- męskich i mini- skandalików towarzyskich jego otoczenia. A to są dla niego poważne sprawy. Damian całe swoje szkolne życie przeplata krótkimi, ale sympatycznymi konwersacjami z jego ulubionymi koleżankami gdzieś w zakamarkach szkolnych korytarzy. Tak- to bardzo rozchwiany uczuciowo młody człowiek.
Tak czy inaczej, w pewnych sferach uczucia z wyższej półki nie grają dużej roli, bo ta grupka sympatycznych młodych chłopców uważa się za bandę idiotów. Wszyscy obserwatorzy niezwykłego zjawiska pod tytułem Edward, Ludwik i Damian ze smutkiem przyznawali, że to jedyny aspekt ich życia, co do którego się zgadzają i można im przyznać rację. Ale ponad tymi wszystkimi niewinnymi owieczkami wisiało coś jeszcze straszniejszego. Zimne, pseudomarmurowe ściany i podłogi, na których codziennie sadzają swoje szlachetne siedzenia, wypaczają psychikę nieco większej grupy osób.
Nasi bohaterowie postanowili zakończyć tę stagnację i udali się po schodach na pierwsze piętro. To nie były zwykłe schody. Nic wokół nich nie było zwykłego. Wszystko w tej szkole było niezwykłe i to był jeden z dwóch powodów, dla którego Edward, Ludwik i Damian jeszcze do niej uczęszczali. Drugi był taki, że osiemdziesiąt procent populacji tego przybytku oświaty to kobiety. Niskie, średnie, wysokie. Brunetki, blondynki, rude. Ładniejsze, brzydsze, przeciętne. Było ich mnóstwo, otaczały ich ze wszystkich stron, a za sprawą specjalnego filtra, który ukształtował się w ich oczach przez tych kilka miesięcy, wyłapywali z tłumu tylko te najapetyczniejsze kąski. I to trzymało ich przy życiu, nic więcej. Szli teraz w trójkę, zajmując pół korytarza i myśleli dokładnie o tym samym. "Skoro mamusia mówi, że fajny i przystojny ze mnie chłopak, to coś w tym musi być. " Tak więc każdy z nich czuł się jak na wybiegu. Kroczyli powoli, majestatycznie, ze świadomością, że z każdym przebytym metrem korytarza podbijają kolejne niewieście serca.
- Boże, co za idioci!- powiedziała do swojej koleżanki pewna wysoka brunetka, zaraz po tym, jak Trzech Wspaniałych przedefiladowało przed nią niczym Armia Czerwona.
- Nie lubisz ich? Są super! Tacy inteligentni, zabawni. Ja tam ich lubię...- odparła nieśmiało jej niższa koleżanka, wyraźnie zdominowana przez towarzyszkę będącą bez wątpienia spod znaku barana.
- Są nienormalni. I mnie denerwują. Myślą, że są nie wiadomo kim.
- Och, przestań, po prostu wyróżniają się w tłumie, są charyzmatyczni. Nie denerwuj się Ulryka!
Ulryka, dla przyjaciół "Duczuś", jest bardzo charyzmatyczną, inteligentną osobą ze zdolnościami przywódczymi. Pełniła w szkole wiele ważnych funkcji i zawsze świetnie wywiązywała się ze swoich obowiązków. Ale apetyt rośnie w miarę jedzenia. W tej chwili Ulryka jest w trakcie tworzenia Bractwa Młodych Feministek. Oczywiście o jego istnieniu wiedzą nieliczni, a raczej nieliczne. Idea tej organizacji krystalizowała się w głowie Ulryki od momentu, kiedy jeszcze jako mała dziewczynka, wtedy wielka entuzjastka Świętej Inkwizycji(jej pasją od zawsze jest historia) postanowiła spalić na stosie lalkę swojej siostry, którą posadziła o konszachty z siłami nieczystymi. Tak się akurat złożyło, że cały rytuał odbył się blisko szafy i akurat tej jej części, gdzie matka Ulryki trzymała bieliznę. No i stało się- zobaczyła płonący biustonosz. Już od tamtego momentu planowała założenie bractwa, aż w końcu udało jej się to w liceum. Na jednym ze spotkań tejże organizacji stwierdzono, że jej największym wrogiem należy uczynić "bezczelnych samców, którzy są naturalnymi wrogami wyzwolonych kobiet". Tak naprawdę Ulryka gardziła każdym, kto mógł być od niej inteligentniejszy, ładniejszy czy szybszy. Ponieważ od początku wiedziała, że jej bractwo będzie cieszyło się dużą popularnością, wcieliła do niego wiele osób, za pomocą których leczy swoje kompleksy. Gdyby była mężczyzną, możnaby było o niej powiedzieć, że jest kawałem skurwiela.
Ci trzej biedni chłopcy też byli jej wrogami i nawet nie zdawali sobie sprawy z tego, jak straszne rzeczy wobec nich są planowane w głowie tej kobiety- wojowniczki. Ale za to dalej kroczyli przez korytarz z wysoko uniesionymi głowami. Lecz jednak musiał nadejść moment, w którym znajdą się pod salą, w której mają mieć lekcje. Nieszczęście dla nich oraz, w ich mniemaniu oczywiście- dla tego tłumu fanek, który właśnie minęli pozdrawiając go swoimi powłóczystymi spojrzeniami.
Najbardziej powłóczyste spojrzenie z nich wszystkich miał Ludwik, zdecydowanie. Zwłaszcza dzień po tak zwanych "spotkaniach rodzinnych" albo "mityngach z przyjaciółmi". Wtedy to potrafił patrzeć w jedno miejsce przez kilka dobrych minut nie wykonując żadnych ruchów prócz mrugania oczami i oddychania. Bardzo często obiektem jego spojrzeń odbywających się bez udziału świadomości były przedstawicielki płci pięknej. Sęk tkwi w tym, że jego wzrok zatrzymywał się nie na tej dziewczynie, co trzeba. Dzięki takim właśnie wypadkom, grono fanek Ludwika wzrastało z każdą kolejną imprezą, po której na kacu przyszedł do szkoły. Dlatego też, pewnego dnia wysunął następującą refleksję:
- Muszę mniej imprezować albo imprezować rozważniej! Tak, to jest myśl! W ten sposób na pewno pozbędę się tej dziewczyny, która codziennie nosi koszulkę z Mietkiem Foggiem. Dlaczego zawsze ona musiała być w zasięgu wzroku?
- Hmm...- zamyślił się Damian. Tak naprawdę był bardziej zaaferowany swoim nowym pryszczem na czole. Jednak nie posunął się do najdrastyczniejszego kroku i nie pożyczył od mamy podkładu w kolorze "Nigeria Sunrise". Ale Edward uważnie śledził wątek.
- Nie możesz oceniać ludzi po wyglądzie. Po ubiorze też nie. Na pewno nie możesz jej odmówić tego, że jest bardzo inteligentną dziewczyną. A jeśli chodzi o urodę, to tu już górę biorą osobiste preferencje. Widocznie po jakimś czasie zdążyła się zorientować, że jak przychodzisz do szkoły rozczochrany i słaniający się na nogach to zawsze wpadasz w pewnym momencie w jakiś katatoniczny stan. A ponieważ wpadłeś jej w oko, pozwoliła sobie nie raz usiąść na przeciwko ciebie podczas jednego z tych twoich transów. Teraz może pełnoprawnie mówić koleżankom, że na nią lecisz. Taka jest geneza całej tej sprawy, ja ci to mówię. Z dnia na dzień rozpracowuję kobiety coraz bardziej.
- A ja ci mówię, że koniec tej sprawy będzie taki, że mój tryb życia trochę się zmieni. W tygodniu będę siedział w domu i się uczył, to mi wyjdzie na dobre.- tutaj musiał się wytrzeć, bo reakcją Edwarda na ostatnie zdanie Ludwika było parsknięcie śmiechem, a akurat przegryzał kęs kanapki. W tym też momencie obudził się Damian po odniesieniu zwycięstwa nad wypryskiem:
- Jak to? Co ty mówisz? A co z legendą, co z naszymi hasłami? "Ludwik atakuje Zbuczyńskie domy", "Ludwik już nie liczy kolejek"? Chcesz to wszystko stłamsić?
- Laski i tak na to nie lecą.


Pewnego pięknego dnia Edward został zaproszony na dywanik do pani dyrektor.
- Edwardzie, niszczysz sprzęt szkolny.
- Ależ pani dyrektor, szkoła mnie stresuje.
- Odpowiesz za zniszczenia, które popełniłeś.
- Szkoła bardzo mnie stresuje, mam problemy emocjonalne, nie radzę sobie z nauką...
- Hmmm... Chcesz może o tym porozmawiać ze swoją wychowawczynią?
Pewnego razu doszło do rozmowy na dywaniku między Edwardem i jego wychowawczynią na temat stresu spowodowanego szkołą.
- Edek, masz tu trzy gołe jedynki.
- Pani profesor, szkoła mnie stresuje, bardzo, nie śpię po nocach...
- Kiedy to poprawisz?
- Mama już mi kupiła takie tabletki na koncentrację i zamówiła wizytę u psychologa...
- Myślisz, że powinieneś z tym iść do pani pedagog?
Niestety, gabinet pedagogiczny w szkole Edwarda był nieprofesjonalny. Była w nim glazura.
- Twoja wychowawczyni przysłała cię do mnie na dywanik z powodu...
- Nie proszę pani.
- Co nie?
- Nie przysłała mnie do pani na dywanik.
- Nie?
- Nie.
- To zjeżdżaj mi z oczu!
Edward mimo wszystko lubił tę szkołę. Nauczanie odbywa się w niej na wysokim poziomie, przynajmniej tak niektórzy twierdzą, zwłaszcza grono pedagogiczne i pani dyrektor podczas wszystkich publicznych wystąpień. A trzy gołe jedynki miał z religii- za zeszyt, odpowiedź ustną i rekolekcje adwentowe. Nie był jedynym uczniem tej szkoły, który został obwołany przez księdza "szatanistą".


Chyba w historii każdej szkoły jest się taki dzień. Może nie został opisany w kronikach, ale na pewno odcisnął swoje piętno na jaźniach młodych ludzi. Także w szkole Edwarda, Ludwika i Damiana doszło do pewnego rodzaju tragedii. Nikt nie wie dlaczego tak się stało, ale pewnego pięknego wiosennego dnia w szkole zabrakło wody. Bardzo wiele osób pozwalniało się do domu, uczniowie nie byli w stanie wytrzymać takiej presji psychicznej, byli za młodzi, za wrażliwi i w domu zbyt gorliwie wpajano w nich podstawowe zasady higieny osobistej. Ludzie, którzy mają w sobie choćby za grosz empatii, na pewno od razu zrozumieliby problem licealistów odciętych od wody w trakcie zajęć.
- Ubikacja. Jeżeli kilka godzin dziennie szkoła jest dla nas wszechświatem, nauczyciele są planetami a uczniowie gwiazdami, to ustęp jest letnią rezydencją Boga. Jeżeli przerwa to świętość, to kibelek jest Arką Przymierza, zakładając oczywiście, że osikanie czegoś nie jest profanacją tego przedmiotu.- prowadził swój filozoficzny wywód Ludwik. Interesował się filozofią, lubił ją. Znał nawet osobiście jednego filozofa- pana Józefa spod osiedlowej "Żabki", ale prawdopodobnie był jeszcze za młody na to, żeby zrozumieć jego skomplikowane i głęboko przemyślane poglądy. Sam Ludwik miał wiele ciekawych spostrzeżeń na temat świata i lubił się nimi dzielić ze swoimi przyjaciółmi.
A zatem- ciągnął - my, uczniowie, przynajmniej niektórzy, myślimy już o ubikacji w sferze sacrum. W takim razie jakie będą nasze reakcje na zaistniałą sytuację, to jest brak wody na terenie szkoły?
- Nie będziemy mogli jej spuszczać. Narazi nas to na widok żółtego płynu w ustępie po wejściu i podczas wychodzenia z kabiny. Na pewno źle podziała to na nasze samopoczucie, nasza estetyczna równowaga wewnętrzna zostanie brutalnie zaburzona. Ubikacja to jedno z niewielu miejsc, w którym możemy się w szkole całkowicie odprężyć i wyciszyć. Wraz w uryną odpływają niektóre nasze szkolne troski i zmartwienia. W takiej sytuacji rytuał nie zostanie wykonany w całości ze względu na brak wody w rezerwuarze, czyli nie będziemy mieli szansy na wysłanie naszych problemów w postaci płynu gdzieś w odmęty kanalizacji. To kolejny krok władz szkoły w kierunku odebrania nam radości, którą czerpiemy z przerw.
- I myślicie, że jak wyłożycie te argumenty dyrektorce, to was zwolni?- Edward włączył się do rozmowy.
- Nawet jak nie, to mi matka napisze usprawiedliwienie.- rzekł z przekonaniem w głosie Ludwik.
- W ogóle nie rozumiem, o czym mówicie.- wtrącił Damian.
- Bo masz w domu spuszczanie wody na fotokomórkę.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @violetta już spędziłem z osiem godzin nad tym , staram się dobrać słowa tak aby zachować znaczenie i przekaz filozoficzny , i tak aby jeden znak chiński = jedno słowo zawsze to samo. nie było to łatwe . przedemną jeszcze 80 rozdziałów. Ale jak widać nasze słowa stare idealnie się zgadzają z Tao.    
    • Karierowiczostwa skutki uboczne     Im wyżej Małpa Się wspina Po drzewie   Tym jaśniej Dupą   Świeci do ciebie       Marek Thomanek 12.11.2024    
    • @Leszczym ależ bardzo krótki :)   
    • A potem coś - ktoś - otworzył oczy w miejscu, gdzie czas jeszcze nie odważył się narodzić, i ciemność cofnęła się o milimetr, jak skóra, która czuje dotyk po raz pierwszy. Świadomość przyszła jak pęknięcie w nieskończoności : za ciasna, by pomieścić wieczność, za krucha, by unieść własne zdumienie. Człowiek. Z gliny, która pamięta palce - i z oddechu, który nie pamięta początku. Niedorobiony anioł, a jednak zarysowany precyzyjniej niż figura w tajnym równaniu. Patrzy w niebo i widzi zwierciadło, bo jego oczy nie wiedzą jeszcze, kto je uczy patrzenia. Czas przetacza go po świecie jak drobny pył, lecz w tym pyle drzemie rysunek - linia, której nie wymyślił przypadek. Architektura dłoni, które nigdy nie potrafią tworzyć nicości. Gesty wracają, myśli krążą jak ptaki, którym odebrano pół nieba. Słowa rozbrzmiewają w człowieku jak echo w świątyni, która dopiero czeka na pierwszego pielgrzyma. Światło go nie dźwiga. Ciemność go nie posiada. A Bóg milczy - nie z nieobecności, lecz z miłości większej od odpowiedzi. Jego cisza jest przestrzenią, w której człowiek ma nauczyć się budzić. Bo człowiek trwa - jak kamień, który pamięta dotyk rzeźbiarza bardziej niż własny kształt. Oddycha, bo dech został mu dany. Kocha, bo serce jest konstrukcją zbyt piękną, by mogło powstać z próżni. Pisze, bo w każdej literze szuka alfabetu, którym został stworzony. A jednak głęboko, w tej maszynie z bólu i światła, coś zaiskrza. Nie bunt nicości, lecz bunt dziecka, które zgubiło drogę do domu i wciąż nosi w kieszeni klucz - choć zapomniało, gdzie są drzwi. To nie przypadek wypowiada w nim „jestem”. To stworzenie - obdarzone wolnością tak ogromną, że może zakwestionować własne pochodzenie. I gdy absurd unosi głowę i śmieje się światu w twarz, a człowiekowi drży ręka - w tym drżeniu, w tym śmiechu, słychać echo dłoni, które ulepiły go z chaosu jak z mokrej gliny. Człowiek. Krucha konstrukcja. Boski szkic. Dziecko zgubione w świecie zbyt szerokim dla jednego serca, a jednak -  pod skórą nosi odcisk palca Stwórcy.        
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...